Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Avenir

Użytkownik
  • Zawartość

    107
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Avenir

  1. Chyba nie da się przyspieszyć procesu dojrzewania emocjonalnego. Pewnych rzeczy nie da się zmienić i po prostu trzeba je zaakceptować. On ma dwa wyjścia. Albo się pogodzić z prawdą, albo odejść i szukać dziewicy, jeśli to dla niego takie ważne. Trwanie w związku z tobą i robienie z tego problemu to przejaw niezdecydowania i niedojrzałości. Ja mam szczęście w nieszczęściu, że mój mąż jest bardzo logicznie myślącą i odpowiedzialną osobą i jeśli ja mam emocjonalny problem z czymś czego nie możemy zmienić, to on po prostu zaczyna na poważnie rozważać rozstanie, a wtedy ja zaczynam rozumieć, że albo sobie poradzę z moimi emocjami i zaakceptuję to z czym mi ciężko, albo go stracę. Perspektywa straszna, ale pomaga przysłowiowo "ogarnąć dupę" i zdecydować się na pracę nad sobą lub coś poświęcić.
  2. Myślę, że błędem było to "wytrzymywanie 6 lat" jak tu ujęłaś. Ja sobie nie wyobrażam być z kimś kto nie decyduje się na rozwód od razu. To ewidentnie wskazuje na to, że nie chciał nigdy naprawdę odejść od żony. A już na pewno nie chce wchodzić w nowe zobowiązania. Obecny stan mu pasuje, bo może dać co chce kiedy chce i może też z tego układu bez konsekwencji wyjść kiedy zechce. To chyba wyraźnie świadczy o tym jaka rolę w jego życiu odgrywasz i słusznie, że było to dla Ciebie nieakceptowalne. Dziwi mnie, że skoro było nieakceptowalne to tyle czasu trwałaś w takim układzie.
  3. W końcu zerwać naprawdę. Zerwać kontakt na przynajmniej miesiąc i potem dopiero zgodzić się na spotkanie. Wysłuchać czego chce.
  4. Byłam w identycznej sytuacji. Również na wsi, bo przeprowadziłam się do byłego (wtedy aktualnego) męża. Czułam się inna, bo pochodziłam z zupełnie innego środowiska. Nie podobały mi się ich zwyczaje, oni moje uznawali za dziwne. Przestałam wychodzić z domu. Z czasem mąż żył w swoim świecie, wśród rodziny i znajomych ze wsi, wolny i zarabiający kasę. Ja natomiast tylko zajmowałam się domem i dziećmi, byłam w pełni zależna od niego finansowo, sprzątałam po nim, gotowałam i usługiwałam, a on i tak wiecznie narzekał, że nic nie robię, siedzę na dupie. Też mi się wydawało, że nie ma dla mnie opcji na uniezależnienie się, na podjęcie pracy i decydowanie o sobie. Im dłużej to trwało tym większy opanowywał mnie strach i niemoc. Przemoc ze strony męża się nasilała, a ja czułam się jak w pułapce. Do tego moja rodzina za wszelka cenę chciała, żebym z nim została i wybaczała mu bez końca, bo to katolicy i rozwód dla nich był czymś niedopuszczalnym. Doszło do tego, że nie mogłam już spać w nocy. Dzień w dzień śniły mi się koszmary i konanie na różne sposoby. Miałam wszystkie objawy PTSD. Żyłam w nieustannym przerażeniu. Szukałam tylko ucieczki od rzeczywistości. Książki, gry komputerowe, cokolwiek byle na chwilę poczuć się kimś innym, w innym świecie. Ale to była pętla zaciskająca się tylko na mojej szyi. Trzeba odważnego kroku. Podjęcia ryzyka. Skoku na głęboką wodę. Przełamania strachu. Przełamania tej całej bariery, którą zbudowano wokół ciebie z oskarżającym i krytykujących słów. Czy nie wmawiano ci, że jesteś słaba, nic nie potrafisz, nie poradziłabyś sobie bez nich? Jeśli zaczęłaś w to wierzyć to musisz sobie powiedzieć, że to kłamstwo i że udowodnisz, że się mylą. Ja udowodniłam. Za ciebie trzymam kciuki. Polecam Błękitną Linię. U mnie od tego się zaczęło.
  5. Moim zdaniem bardzo się mylisz. Zwierzęcymi nie nazwałam ich po to by je umniejszyć tylko by podkreślić, że wynikają tylko z instynktu i biologii. To potrzeba ciała, a nie ducha i tylko o to mi chodziło. Co do drugiej części wypowiedzi to chyba nieuważnie przeczytałeś mojego wcześniejszego posta. To, że nic na świecie nie trwa wiecznie, a ludzie podlegają zmianom jest oczywistą i naturalną koleją rzeczy. Wypalanie się namiętności w związku to nie zaburzenie tylko zwyczajne zjawisko. Zakochanie przemija, taka jest dynamika tego stanu. Zmniejsza się stężenie substancji odpowiedzialnych za pewne wrażenia i odczucia, a to z kolei sprawia, że trudniej jest osiągnąć stan podniecenia. Nikt tu niczego nie musi udawać, po prostu nigdy nie będzie tak jak na początku i wydaje mi się, że mało ludzi zdaje sobie sprawę, że konsekwencje tego odczuwalne będą w życiu seksualnym pary. O ile męska zdolność do cielesnego podniecenia w czasie trwania związku spada powoli i wiąże się raczej z monotonią i rutyną, to u kobiety spada ona o wiele silniej ze względu na to, że nasze podniecenie uzależnione jest w większym stopniu od stanów emocjonalnych. Tracąc stan zakochania tracimy główny bodziec, który nas podniecał. Was nadal podniecają piersi i pośladki, nas za to raczej znacznie mniej podnieca widok męskiego ciała, czy mechaniczne pobudzenie. Mamy prawo do bycia innymi niż wy i to nas nie czyni zaburzonymi. Zarówno kobiety jak i mężczyźni mają prawo do zaspokojenia i obie strony powinny się starać by to zaspokojenie partnerowi dać. Problem w tym, że na początku związku stan zakochania robi robotę za was i wydaje wam się, że tak powinno być zawsze. A potem ten stan mija i kobiety słusznie oczekują od mężczyzn podjęcia większych starań.
  6. I jak myślisz jakie ziarno hoduje w sobie kobieta, która czuje się coraz bardzie traktowana jak narzędzie do zaspokojenia zwierzęcej żądzy?
  7. A zastanawiałeś się kiedyś ile razy taka kobieta się poświęca z miłości i idzie do łóżka nie mając na to ochoty? Myślisz, że jak ktoś nie ma ochoty na sam fizyczny seks to nie kocha? To co, powinna odejść mimo że go kocha, bo nie zaspokaja jego potrzeb? Czy lepiej jak się zmusza? A jak się zmusza, to ma udawać, że jej dobrze, czy może psuć mu przyjemność mówiąc otwarcie, że było jej źle? Nie ma leków ani terapii, które przywracają ochotę na taki seks, bo to nie jest żadne zaburzenie. Jeśli razem zadbają o odpowiedni nastrój to oboje mogą mieć to czego potrzebują. Oboje powinni. Problem w tym, że mężczyzna jest częściej tym, który nie chce tego robić.
  8. Bo to tak nie działa Zakochania nie da się zaplanować. Ono nas trafia zupełnie losowo. Podobno ludzie dobierają się w pary przez serwisy randkowe, ale mi ciężko jest w to uwierzyć. Sama nigdy bym nic nie poczuła do kogoś takiego. Trzeba trochę więcej z kimś przebywać, żeby zrodziło się uczucie. Trzeba go widywać w normalnych, naturalnych sytuacjach. Zauroczyć się jego naturalnym sposobem bycia. Te planowane randki są takie sztuczne... przecież to aktorstwo i "sprzedawanie" siebie jak towar. Tak mi się to kojarzy. Powinnaś uzbroić się w cierpliwość. Ja na tą właściwą osobę czekałam prawie do 40tki. Nie da się tego przyspieszyć.
  9. A ja nie widzę przeciwwskazań do podjęcia pracy. Roczne dziecko można już oddać pod opiekę na czas pracy. Oswaja się ono z przebywaniem z innymi osobami i jest lepiej przygotowane do przyszłej samodzielności w szkole. Kiedyś nie każdy miał samochód, a jednak ludzie pracowali. Istnieje przecież komunikacja miejska. Można poszukać pracy lokalnie. Moim zdaniem argumenty męża są słuszne, ale on także powinien wówczas zajmować się dzieckiem i domem, skoro oboje będziecie pracować. Osobiście uważam, że to jedyny słuszny układ w związku. Te same obowiązki i obciążenia powodują, że nikt nikogo nie ma prawa oskarżać o żerowanie na drugim. Innym tematem są wyzwiska i groźby. To już może być przemoc psychiczna. Jeśli nie chcesz być finansowo zależna, to bardzo dobrze. Nie powinnaś być. Zadbaj o to. Ja byłam sama z czwórka dzieci, w tym z dwójką w wieku 2-3 lat i jakoś pracowałam. Zarabiałam na siebie, na nie i na wynajem mieszkania. Łatwo nie było, ale miałam poczucie, że jestem w stanie zapewnić sobie i dzieciom byt. Też mi się wcześniej wydawało, że jak odejdę od męża to nie przeżyje, bo nie mam domu, pomocy od rodziny, ani pracy. Ale zawalczyłam. Znalazłam pracę i przetrwałam. Do opieki nad dziećmi musiałam błagać o pomoc lokalne władze, obcych ludzi itp. Było sporo wyzwań organizacyjnych, ale to nie jest wcale niewykonalne. Najgorzej to siedzieć w "niewoli" i wmawiać sobie, że nie ma się innego wyjścia.
  10. Proszę zadaj sobie pytanie kto jest naprawdę odpowiedzialny za twoje życie. Kto ma zdecydować o tym jakie ono będzie? Nie wymagaj od innych (siostra, chłopak), żeby dźwigali ta odpowiedzialność. Ty musisz zdecydować czego chcesz. Jeśli nie czujesz, że jesteś na drodze życia, którą chcesz podążać to nie idź nią. Zwalcz strach przed zmianą. Zmiany są trudne, ale są dobre i są potrzebne do rozwoju i do realizacji życiowych celów.
  11. Wykorzystuje cię. Chce mieć usprawiedliwienie do zdrady (bo nie jesteście już razem) a jednocześnie chce czerpać wszystkie korzyści z twojej obecności. Dla mnie to haniebna postawa. Tchórzostwo i brak odpowiedzialności za podejmowane decyzje.
  12. Przyczyn może być wiele, ale myślę, że wszystkie biorą się zawsze z jednej. Kobietę podniecają bodźce psychiczne, a mężczyznę fizyczne. Upraszczając oczywiście. W pierwszym etapie związku kobieta ma tyle emocjonalnej podniety płynącej ze stanu zauroczenia, że nawet nie zauważa jeśli mężczyzna nie stara się za bardzo pobudzić jej sfery emocjonalnej. Po kilku latach zauroczenie zawsze mija i na to jedyną radą jest podsycanie i dbanie o te podniety. Wielu mężczyzn tego nie potrafi lub nie chce robić. W końcu kiedyś nie musiał, prawda? Wydaje mu się, że to z żona jest coś nie tak, że już go nie kocha tak jak kiedyś, że straciła ochotę na niego lub na seks. To dlatego, że jemu wciąż do podniecenia wystarczy dotyk, a jej niestety nie. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet kiedy bardzo mocno kobieta kocha, to może na dotyk reagować źle (irytacją, poczuciem winy, stresem) jeżeli w środku czuje się oddalona od niego emocjonalnie. Kobieta potrzebuje bliskości duchowej. Czułych słów, komplementów, romantycznych zachowań, czegoś co obudzi namiętność w jej głowie, a nie w ciele. To przez |"głowę" podnieca się kobietę. Nie przez ciało. Jej ciało reaguje wtedy gdy w głowie obudzą się "motylki". Dlatego czytamy romanse. Dlatego zakochujemy się w bohaterach z książek, filmów i komiksów. Dlatego z czasem w małżeństwach rośnie ryzyko zdrady. Ona szuka znów tych motylków, a on zazwyczaj seksu, którego jest coraz mniej. Zaniedbanie nawzajem swoich potrzeb to trudna próba dla związku.
  13. Dobrze by było gdyby wziął urlop i pojechał sam z dziećmi gdzieś na wakacje. Żeby sam gotował, ścielił, karmił itp. Skoro uważa, że to wszystko da się spokojnie zrobić nie pracując to sam powinien móc to zrobić na urlopie. Ty byś sobie odpoczęła w domu w tym czasie. A to, że "nie widzi" to oczywiście nie prawda. Widzi, tylko przyzwyczaił się, że nie musi tego robić i wygodniej mu poczekać aż zrobisz to ty. Taka lekcja samodzielności jaką sugeruję mogłaby mu coś lepiej uświadomić.
  14. Radzę ci poczytać coś o alkoholizmie. W szczególności teksty samych uzależnionych i wychodzących z nałogu. Nie ma znaczenia czy pije się wódkę czy piwo. Kieliszek dziennie czy pół litra. Czteropak, czy browara. choroba jest wtedy kiedy nie jest już możliwe zwalczenie tego nawyku. Kiedy chory używa wszelkich możliwych wymówek byle tylko pić wtedy kiedy potrzebuje. Kiedy picie wpływa destrukcyjnie na życie i relacje, a staje się ważniejsze od wszystkiego. Niestety z alkoholikami się nie negocjuje. Nie należy słuchać ich obietnic poprawy, ani w nie wierzyć. Pomóc może tylko całkowita abstynencja i terapia.
  15. Jeśli czekasz na jego poprawę to ona nie nastąpi. Nie dopóki naprawdę mu się życie nie zawali. Dopóki trzymasz wasze życie jakoś w kupie to dajesz mu możliwość dalszego picia. Wiem jak to okrutnie brzmi, ale taka jest rzeczywistość. Odbyłam terapię grupową z alkoholikami i naprawdę nie mówię tego jako ktoś kto nie ma pojęcia.
  16. Też jestem po ucieczce od męża stosującego przemoc. Odchodziłam z czwórką dzieci. Łatwo niestety nie jest, ale mnie motywowało planowanie najbliższej przyszłości. Nie miałam nic, ani domu, ani mieszkania, ani pracy, ani pomocy rodziny. Szłam w nieznane, do domu samotnej matki. Ale przetrwałam. Dziś mam kochającego męża i dzieci przy sobie. Tobie życzę dużo siły i wiary.
  17. Nie jest normalne i skoro jasno stwierdzasz, że jesteś ofiara przemocy z jego strony to powinnaś podjąć odpowiednie kroki w celu ochrony siebie i dziecka.
  18. Rozstawanie się z pierwszym chłopakiem nie jest żadna regułą. Wynika to raczej z braku doświadczenia i determinacji. Zwykle oczekujemy, że miłość jest tylko piękna i przyjemną. Tymczasem zawsze jest tez bolesna i wymaga poświęceń. Dlatego młodzi ludzie często wola zacząć od nowa niż walczyć i poświęcać się dla aktualnej relacji. Ważne jest to czym dla ciebie jest miłość i czego po niej oczekujesz. Jak sobie wyobrażasz waszą przyszłość, czy za bardzo nie idealizujesz tego jak chciałabyś żeby związek wyglądał. Jakość relacji partnerskiej jest kwestia nie tylko dobrania się i siły uczucia ale także kwestią pracy nad sobą i wspólnej pracy nad związkiem. Jeśli ty tego chcesz i on tego chce to może się udać.
  19. Ale przyczyna może leżeć tez w tym, że kobieta go kontroluje i złości się kiedy nie robi po jej myśli. W związku potrzebny jest kompromis, a nie życie w strachu, że to co zrobisz nie spodoba się drugiej połówce. czy tak właśnie się czujesz? Czy czujesz się wolny czy zniewolony przez ten związek?
  20. Bardzo źle, że kłamiesz. Czego się obawiasz? Jak ona reaguje na prawdę? Być może problem nie leży w potrzebie kłamania, ale w tym, że nie dogadaliście pewnych spraw.
  21. No cóż, ja też byłam w szoku, że tak postąpił, a jednak tak było. Pocałunek nie był jedynym powodem. Ogólnie było wtedy ciężko. Różne problemy zwaliły nam się na głowę. Tamten wyjazd służbowy dał mu "oddech". Trochę luzu i niezależności po latach okowów obowiązków i codziennej rutyny. Jednak nigdy się nie skarżył, że mu źle. Nie dał sygnału, że z naszą relacją jest coś nie tak. Po prostu nagle z dnia na dzień oświadczył, że już nie wytrzymuje i odchodzi. Dla osoby, która nie potrafi sama siebie zrozumieć ani nazywać swoich emocji to może nie takie dziwne jak dla nas. Marta90226 Moja sytuacja była inna. Mnie udało się w ciągu kilku dni skłonić męża do opowiedzenia wszystkiego ze szczegółami. Nie musiałam więc długo zmagać się z uczuciami towarzyszącymi trwaniu w związku z kimś, kto wobec mnie jest nieuczciwy. Poza tym on nie chciał ze mną zostać tylko narzucił mi rozstanie. Gorszą rozpacz czułam z powodu, że go tracę i mogę go więcej nie zobaczyć niż z powodu jego zdrady. Uświadomiłam sobie jak bardzo go kocham i że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wybaczenie mu przyszło mi łatwo, bo nie chciałam żeby odchodził. On zerwał ze mną i się wyprowadził. Dopiero kiedy się pozbierałam i po miesiącu i oświadczyłam mu, że nie wierzę że kiedykolwiek mnie kochał skoro jest w stanie tak po prostu mnie porzucić i że nie zamierzam na niego czekać tylko żyć dalej... wtedy się rozpłakał i wyznał, że nie chce rozstania i bardzo mnie kocha. Z tamtą zerwał całkowicie kontakt i chociaż nie chciał tego robić przy mnie to zaufałam mu i do dzisiaj mu wierzę. Nie da się przenieść tak po prostu czyichś doświadczeń na własna sytuację. Ty go najlepiej znasz. To Ty będziesz wiedziała kiedy się przed tobą otworzy, a kiedy tchórzy i ukrywa prawdę. Nie wiem jaka jest wasza więź i siła uczucia. Nie zawsze i nie u każdego wybaczenie i ponowne zaufanie jest możliwe i nie każdy na nie zasługuje. Ja ci nie potrafię powiedzieć jak jest w twoim przypadku.
  22. Kiedy mój chciał ode mnie odejść usłyszałam na początku tylko tyle, że "już nie daje rady". A z czym "ze wszystkim". Tyle się dowiedziałam na temat powodów. Ponieważ właśnie wrócił z delegacji miałam podejrzenia więc spytałam czy się z kimś spotyka. Zaprzeczył. Okazało się, że faktycznie był na randce na tej delegacji, całowali się. Tylko zaraz później miał takie wyrzuty sumienia, że chciał ze mną zerwać, bo nie mógłby ze mną dalej być ze świadomością, że mnie zdradził. Wolał mnie zostawić niż być mężczyzną, który zawiódł i zdradził. Powiedział, że sam by sobie nie wybaczył i nie spodziewał się, że ja mu kiedykolwiek wybaczę. Ale na początku skłamał. Twierdził, ze to nie było kłamstwo, bo tamtej powiedział, że na razie póki nie rozstanie się ze mną to nie będzie z nią gadał. I niby jak ze mną zrywał to z nią nie był. Co za pokrętna logika i usprawiedliwianie się... Ale nie jestem głupia i intuicja mi mówiła, że "nie radzę sobie" to nie jedyna przyczyna i nie odpuściłam dopóki nie dowiedziałam się całej prawdy. Wróciliśmy do siebie po miesiącu i jesteśmy teraz szczęśliwi. Wybaczyłam, kiedy usłyszałam prawdę i zrozumiałam co tak naprawdę zaszło. Zrozumiałam jaki popełnił błąd i jaką miał słabość. On też rozumie teraz tamten błąd. Nikt nie jest idealny i każdy może upaść, ale trzeba umieć się z tego podnieść i co najważniejsze żyć w prawdzie.
  23. Wiele by wyjaśniła konfrontacja z ta dwójka na raz. Gdybyście spotkali się na rozmowie we troje oni musieliby wytłumaczyć czemu ich wersje są odmienne i łatwiej byłoby wyczuć kto kłamie. Chociaż ja myślę, że oboje... Wcale ci się nie dziwię, że nie potrafisz żyć z tym dalej wciąż nie znając prawdy i nie mogąc polegać na prawdomówności męża. On zapewne liczy na to, że jego wytłumaczenia ci wystarczą. Może byłoby dobrze jasno mu zakomunikować, że nie jest dla ciebie wiarygodny i zaufania nie odzyska dopóki nie powie całej prawdy.
  24. Mi w tej opowieści wszystko "śmierdzi". Po pierwsze psychoterapeuta nigdy by nie dał pacjentowi namiaru na innego pacjenta. To nieprofesjonalne. Mógłby najwyżej polecić jakąś grupę wsparcia gdyby uznał, że przydałaby mu się rozmowa z osobami o podobnych problemach. Ani trochę nie wierzę wersję, że telefon dostał od psychologa. To, że cie okłamuje jest ewidentne. Najpierw to ukrywał, potem oboje się tego wyparli. Potem znów inna wersja, że jednak coś było, ale ja odrzucił. następnie ona zmienia wersję, że nie odrzucił, tylko się spotykali. Zgaduję, że wszystko było w tajemnicy do czasu aż mąż postanowił się wycofać. Jej nie spodobało się zarówno to, że okłamał ją mówiąc że nie ma żony jak i to, że chciał wszystko skończyć. Dlatego z zemsty powiedziała ci o wszystkim, bo i tak już nie ma nic do stracenia. To oczywiście tylko moja wersja zdarzeń na postawie przeczuć. Za dużo w tym kręcenia i zmian w zeznania żeby któremukolwiek z nich ufać. Zdrada to nie koniec świata. Można ją wybaczyć jeśli się potrafisz na to zdobyć. A mąż najwyraźniej żałuje, ale nie ma dość odwagi i honoru, żeby wyznać całą prawdę.
  25. Zawsze jest możliwość, że tych ładnych i zgrabnych już się napróbował i okazało się, że większość ma spore braki psychiczne i są trudne do zniesienia w codziennym życiu. Oczywiście nie sugeruję tu związku między urodą a ułomnością wewnętrzną, tak po prostu tez mogło się złożyć. Nawet jeśli mówi specjalnie, że jesteś najpiękniejsza to co z tego? Czasem mówiąc tak mamy na myśli to, że uczucie, którego doświadczamy sprawia, że ukochana osoba jest dla nas najpiękniejszym widokiem na świecie. I nie ważne, że widzimy jej niedoskonałości fizyczne, bo one są częścią tego co kochamy. Nie powinnam cię pouczać, bo sama mam takie same problemy jak ty. Niestety żyjemy w takim świecie, gdzie uroda jest strasznie reklamowana. My kobiety żyjemy w kompleksach i strachu, a mężczyznom wkłada się do głowy, że przyjemnie będzie tylko z ładną, a z brzydką to obciach się pokazać. Nie ma to za wiele wspólnego z człowieczeństwem i naturą. To jest społeczne zjawisko i ciężko jest mu nie ulegać.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.