Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

psycholog Rafał Marcin Olszak

Administrator
  • Zawartość

    1182
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    115

Wszystko napisane przez psycholog Rafał Marcin Olszak

  1. Szanowna Pani, mówi Pani o tym, że ma dość męskich spojrzeń i że ma kompleks z powodu dużego biustu. Prosi mnie Pani o radę bądź komentarz, co z tym fantem zrobić, a pisze Pani te słowa właśnie na tym forum, ponieważ jestem terapeutą, mężczyzną. Zdaje Pani sobie na pewno sprawę z faktu, że nasze możliwości w zakresie zmiany zachowań innych, przypadkowych ludzi są dalece ograniczone. To oczywiście truizm, że MOŻE być zmienione tylko to... co DA się zmienić. Ma Pani za złe mężczyznom, że Panią zauważają, ale Pani sama... zauważa ich spojrzenia. Zapewne warto się odwrażliwić, zobojętnieć trochę na fakt, że ktoś Panią dostrzega. Po prawdzie idąc ulicą ludzie rzucają na siebie okiem mniej lub bardziej świadomie; faktem jest też że niektórzy mężczyźni czasami spoglądają na napotkane kobiety (i vice versa). Jeśli wyrobiła Pani w sobie już taką czujność na taką okoliczność, jest mocno wrażliwa na punkcie tego, kto i jak na Panią patrzy. Nasuwa mi się kilka pytań... Czy oczekiwanie, że nigdy nikt nie spostrzeże Pani wdzięku jest realistyczne? Czy jest szansa, że poczułaby się Pani lepiej nie przywiązując większej wagi do męskich spojrzeń, lekceważące je, ignorując? Czy jeśli oczekiwana zmiana rzeczywistości nie jest możliwa, pozostaje tak naprawdę coś innego niż zmiana swojego nastawienia na takie, dzięki któremu po prostu poczuje się Pani bardziej komfortowo? Używała Pani określenia kompleks. Jeśli tak dokuczają Pani spojrzenia innych osób ponieważ nie akceptuje Pani swojego wyglądu, w tym względzie także warto dla własnego dobrego samopoczucia coś w swoim podejściu zmienić. Ciało, którym władamy, potrzebuje opieki, życzliwości, ciepła i akceptacji – miłości własnej. Łatwiej wtedy przyjąć komplement czy pozytywnie lub neutralnie odebrać czyjeś spojrzenie. Z drugiej strony ma Pani prawo pragnąć, by widziano w Pani osobę, istotę ludzką, a nie tylko kobietę, jedynie przez pryzmat cech wyglądu. Rzecz w tym, że pod tym względem niewiele możemy zdziałać na dużą skalę. Panuje ogromne uprzedmiotowienie i seksualizacja ciała (zwłaszcza kobiecego, choć nie tylko) w mediach, wszechobecnej reklamie. Proszę postarać się w miarę możliwości wyczulić na te pozytywne sygnały oczekiwanego, ludzkiego, życzliwego traktowania przez inne osoby. Być może mimo wszystko jest Pani częściej w ten sposób traktowana, ale rzadziej to zauważa, bo jest skupiona na tych sygnałach wywołujących w Pani awersję.
  2. Szanowna Pani, Pani Joanno, proszę zaufać własnym odczuciom, wsłuchać się w siebie, dać swoim potrzebom i emocjom prawo głosu. Już teraz, po kilku miesiącach znajomości określa Pani ten związek jako toksyczny, dostrzega oznaki tego, że coś w nim nie gra, że partner nie traktuje Pani w oczekiwany sposób, okazuje zainteresowanie w sposób instrumentalny, a nie spontaniczny, ciepły, czuły i życzliwy. Psycholog, z którym Pani miała styczność, w mojej ocenie przeoczył charakterystyczny dla Pani schemat wchodzenia w relacje z osobami trudno dostępnymi. Schemat ten trafnie sama Pani opisała słowami „Im ktoś jest bardziej niedostępny tym ja go bardziej pragnę”. Zmaga się Pani z tendencjami, które wynikają z tego schematu. Niewykluczone, że kiedyś w końcu spotka Pani mężczyznę, który będzie zachowywał rezerwę i pewien dystans, ale bez wątpienia mimo to będzie w relację z Panią zaangażowany. Znacznie bardziej prawdopodobne jest jednak, że schemat będzie popychał Panią do relacji pozbawiających tchu, wypalających emocjonalnie, nadmiernie eksploatujących i działających na Pani niekorzyść. Sądząc po tym, co i jak Pani pisze, jest już Pani wtajemniczona, że mówi się o czymś takim jak „kochanie za bardzo”. Uporanie się z tym, a właściwie ze schematem, o którym mówimy, wymaga psychoterapii. Możliwa jest psychoterapia online, także zapraszam do skorzystania z oferty Gabinetu Ocal Siebie. W przypadku skorzystania z oferty mielibyśmy sposobność współpracować razem; sądzę, że moglibyśmy poczynić znaczące postępy; tematyka "kochania za bardzo" jest mi bardzo dobrze znana. Warto przeczytać artykuł: Poniżej zamieszczam też kilka dodatkowych uwag na temat schematów i pracy nad nimi: PUŁAPKA POWTÓRZEŃ Destrukcyjny schemat to wzorzec, który powstał w okresie dzieciństwa i wywiera istotny wpływ na całe życie. Ukształtowały go przede wszystkim doświadczenia nabywane w relacjach z najbliższymi osobami oraz z rówieśnikami. Wzór ten determinuj sposób w jaki się myśli, odczuwa, zachowuje w różnorakich sytuacjach. Aktywizuje określone reakcje w znacznej mierze schematycznie. Bywa to dojmujące, a nawet niekiedy pogrążą w trudnych odczuciach skłaniających do zachowań obronnych, ofensywnych, komplikujących okoliczności zamiast ułatwiających ich rozwikłanie. Co gorsza dzieje się tak nawet mimo ewidentnie większej adekwatności bez wątpienia równie zasadnych reakcji, które pchnęłyby w stronę konstruktywnego rozstrzygnięcia. Schemat zmusza do działania wedle usztywnionej procedury, która z uwagi na swoją nieelastyczność częstokroć okazuje się po prostu nieadekwatna do sytuacji. SCHEMATY ZAKŁÓCAJĄCE FUNKCJONOWANIE JAKO TEMAT PSYCHOTERAPII INDYWIDUALNEJ W trakcie psychoterapii tematem nie są jedynie depresja, lęk, ataki paniki, uzależnienia, zaburzenia odżywiania, problemy seksualne, bezsenność, ale również leżące u podłoża różnorakich trudności destrukcyjne schematy osobiste, specyficzne wzorce postępowania, które raczej nastręczają kłopotów niż umożliwiają optymalne funkcjonowanie. Kiedy pacjent omawia problem i mówi „Zawsze taki byłem, zawsze miałem ten problem”, jego trudność wydaje się mu „naturalna”. Ma poczucie bycia „uwięzionym”. Jednocześnie odczuwa pragnienie zmiany i opiera się jej. Brakuje mu zrozumienia autodestrukcyjnych zachowań i myśli, oraz mechanizmów, które są ich przyczyną. Zakłócające funkcjonowanie schematy są trudne do zmiany, ponieważ podtrzymują je czynniki poznawcze, behawioralne oraz emocjonalne. Pomoc psychologiczna musi zatem odnieść się do nich wszystkich – z osobna i razem wziętych. Stanowi to wyzwanie, ale korzyści są bezsprzeczne i z całą pewnością godne wysiłku. Trud pracy nad sobą popłaca – pacjent w sposób namacalny odczuwa pozytywne efekty korzystnych zmian. Terapia momentami jest niełatwa, ale jednocześnie stanowi fascynującą podróż w głąb siebie, z której powraca się w lepszej formie – dosłownie i w przenośni. Praca ze schematami podczas psychoterapii to: rozpoznanie i korygowanie specyficznych schematycznych tendencji ukierunkowujących i automatyzujących aktywność umysłową, zjawiska i procesy emocjonalne, zachowania, postawy behawioralne i wzorce interakcji. CELE PROGRAMU „WYJŚĆ POZA SCHEMAT” W trakcie programu psychoterapii online „WYJŚĆ POZA SCHEMAT” celem jest zidentyfikowanie destrukcyjnego schematu osobistego i wprowadzenie takiej zmiany, dzięki której uczestnik zyska wgląd w mechanikę tego wzorca i nabędzie umiejętność reagowania w sposób bardziej dla niego korzystny, postępowania bardziej konstruktywnie i z pożytkiem dla jakości życia, relacji interpersonalnych, stosunku do samego siebie.
  3. Szanowna Pani, Jeśli chodzi o dolegliwości psychiczne zawsze warto w pierwszej kolejności udać się do lekarza psychiatry w celu wykluczenia ogólnomedycznych przyczyn tych problemów (np. choroby tarczycy, która może skutkować obniżonym nastrojem). Od tego należy zacząć. Lekarz psychiatra rozstrzygnie, czy potrzebne są badania, jakie, i czy zalecana jest psychoterapia. Wówczas w następnym kroku należy ewentualnie skorzystać z pomocy psychoterapeuty. Wracając do samej wiadomości... Pisze Pani, że jest załamana. Smutek jest naturalnym następstwem straty, ale skoro jest tak dojmujący 2 lata po odejściu ojca, i teraz do tego jeszcze doszło przygnębienie z powodu rozstania, oraz sygnalizuje Pani, że „już sobie z tym nie radzi”, faktycznie zasadnym wydaje się kontakt ze specjalistą. W ramach wywiadu diagnostycznego określony zostanie Pani stan i to rozstrzygnie, jakie zalecane jest dalsze postępowanie (na podstawie krótkiej wiadomości na forum nie da się tego określić wiarygodnie). Tym niemniej może Pani również użyć kwestionariuszy do autodiagnozy, których wyniki przydadzą się podczas rozmowy ze specjalistą: Wspomina Pani, że kiedyś już była u lekarza i zalecił farmakoterapię. Leki psychotropowe mogą dawać nieprzyjemne skutki uboczne, ale należy o tym porozmawiać z lekarzem, który być może zmieni dawkowanie lub zaleci inne lekarstwo. Nie należy samemu eksperymentować z lekami. Pisze Pani o trudnej sytuacji finansowej. Psychoterapia online nie jest droga – ceny zaczynają się od 200 zł (za 4 sesje przez Skype i dostęp do platformy online) miesięcznie. Jeżeli jednak nie jest Pani w stanie obecnie wygospodarować takiej kwoty, proszę koniecznie powtórzyć wizytę u lekarza psychiatry i zapytać o możliwość uzyskania pomocy korzystające z Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ). Polska służba zdrowia jest taka, jaka jest, więc warto szukać pomocy jak najwcześniej, gdyż czas oczekiwania bywa niekrótki.
  4. Szanowna Pani, wprawdzie miałbym szereg dodatkowych pytań, ale w oparciu o to, co Pani napisała, podejrzewam, że leki przeciwdepresyjne mogą wymagać zmiany dawkowania bądź należałoby rozważyć zmianę stosowanego preparatu. O tym jednak może zdecydować prowadzący Panią lekarz, który, jak mniemam, wykluczył podłoże fizjologiczne choroby jak niedoczynność tarczycy czy marskość wątroby. Widzi Pani na własnym przykładzie, że sama farmakoterapia może przynosić efekty oceniane jako niewystarczające. Co gorsza, z czasem zwiększa się tolerancja organizmu na dany preparat i działanie leków może w związku z tym słabnąć. Właśnie dlatego zalecane jest, by nie poprzestawać na samych lekach, ale rozpocząć także psychoterapię, podczas której zostaną rozpoznane i przepracowane psychologiczne czynniki odpowiedzialne za depresję. Wspomina Pani o śmierci mamy. Można przypuszczać, że to właśnie wydarzenia zapoczątkowało trwający epizod depresji. Wprawdzie to, jak długo przeżywa się żałobę, jest kwestią bardzo indywidualną, ale skoro po dwóch latach wciąż nie uporała się Pani z odejściem mamy, jednym z tematów pracy z psychoterapeutą będzie tzw. niedokończona żałoba. Cierpienie pojawiające się po odejściu bliskiej osoby jest naturalne, gdy jednak jego siła staje się wprost przytłaczająca i uniemożliwiająca optymalne funkcjonowanie przez całe lata, wówczas należy zająć się tą kwestią. Pisze Pani o bezsenności, co sugeruje, że obok niedokończonej żałoby jest Pani również pod wpływem innych problematycznych czynników. Natłok myśli wieczorami, przed zaśnięciem może wydatnie utrudnić zaśnięcie. W psychologii takie „przeżuwanie trudnych myśli” określane jest jako ruminacje. Uporanie się z tą kwestią także będzie tematem psychoterapii indywidualnej. Na koniec pragnę również stanowczo podkreślić, że z pewnością jest dla Pani nadzieja. Liczne badania potwierdzają skuteczność psychoterapii w leczeniu depresji, przekonuje się o tym na własnej skórze wiele osób, które decydują się wziąć czynny udział w takiej formie leczenia.
  5. Szanowny Panie, dziękuję za podzielenie się swoimi rozterkami na forum. Faktycznie widać w nich pewne symptomy charakterystyczne dla zaburzenia z pogranicza (borderline) choć do postawienia diagnozy potrzeba bardziej wnikliwej analizy. Zgłębienie tego tematu i rozstrzygnięcie czy rzeczywiście to jest centralnym punktem pojawiających się trudności z pewnością byłoby wątkiem przewodnim początkowej fazy psychoterapii. Dobrze jest mieć jak najwięcej informacji o specyfice tego problemu, dlatego polecam lekturę artykułu na łamach naszego serwisu: Wprawdzie w ostatnim zdaniu zwraca się Pan z prośbą o pomoc, ale zapewne jest Pan świadom, iż choćby najbardziej rozbudowana odpowiedź na forum nie rozwiąże problemu. Ani psychoterapeuta nie podsunie uniwersalnego rozstrzygnięcia, które wdrożone w życie rozwiązałoby wszelkie trudności, ani psychiatra nie dostarczy lekarstwa, które wszystkiemu by zaradziło. Konieczna jest wytężona praca nad sobą najlepiej pod okiem wykwalifikowanego specjalisty – psychoterapeuty, z którym należałoby się spotykać przynajmniej na początku raz lub dwa razy w tygodniu w ramach sesji indywidualnych, co jest stanowczo zalecane. Im szybciej Pan zacznie, tym prędzej nastąpi poprawa, a warto uwzględnić, że w przypadku domniemanego problemu (borderline) leczenie jest niestety procesem czasochłonnym, który może potrwać powyżej roku. Szybkie rozpoczęcie leczenie jest ważne także z tego względu, że jest niestety duże prawdopodobieństwo, iż sytuacja pogorszy się jeśli nie zacznie Pan nad sobą pracować. Bardzo poważne konsekwencje mogą mieć wybuchy złości, krańcowo depresyjne myśli.
  6. Szanowna Pani, jeśli chodzi o Pani refleksje na temat trwającej terapii, koniecznie proszę podzielić się nimi ze swoją terapeutką. To bardzo ważne informacje zwrotne, które warto przekazać, by w ten sposób wpłynąć korzystnie na przebieg współpracy. Obwinia Pani siebie za brak relacji. Usprawiedliwia Pani terapeutów („wszystkie wiedzą, co mi dolega”), ale jednocześnie stwierdza, że nie zna diagnozy. Na co oni Panią leczą zatem? Ma Pani prawo to wiedzieć. Z jednej strony mówi Pani, że w przeszłości nie było nic, co można by uznać za „jakoś bardzo traumatyczne”, a następnie mówi o przemocy, izolowaniu, traktowaniu jak przedmiot. Po wymienieniu tych nadużyć stwierdza Pani, że nikt nie zrobił Pani wielkiej krzywdy. Wydaje się, że stosuje Pani bardzo silny mechanizm zaprzeczenia, który opanowała w młodości i stosuje nadal, by uniknąć bolesnej świadomości, co Pani przeszła. Proszę zwrócić uwagę, że te doświadczenia, które Pani opisała, były krzywdzące, a może nawet poskutkowały traumą. Trudno się zatem dziwić, że tak bardzo boi się Pani bliskości, skoro doznała zranień od osób, które uznawała za najbliższe. Trudno się dziwić, że niełatwo Pani nawiązać relację, skoro ma Pani takie doświadczenie, że bliskość = niebezpieczeństwo lub zranienia. Mówi Pani o pustce w głowie i stwierdza, że nie ma nic do powiedzenia. Sądzę raczej, że coś Panią powstrzymuje przed mówieniem lub jest tak wiele do powiedzenia, że nie wie Pani od czego zacząć. Możliwe też, że „pustka w głowie” wynika z faktu, że obawia się Pani skonfrontować z bolesnymi myślami. Może „niemówienie” wyniosła Pani z domu – w domach pełnych przemocy oczekuje się od dziecka, że będzie trzymało buzię na kłódkę, żeby nic nie wyszło na jaw i żeby nikt się nie dowiedział, co się dzieje w domu. Pyta Pani, czy jest coś, co może Pani pomóc? Odpowiadam: jest ktoś, kto może Pani pomóc. Jest to bardzo ważna osoba. Ktoś w rodzaju głównego bohatera w Pani życiu. Postać odgrywająca kluczową rolę. Rolę pierwszoplanową. Tym kimś jest Pani. To Pani może sobie pomóc jeśli uczyni Pani z tego celu wartość nadrzędną, postanowi Pani, że tego dokona i zrobi wszystko, co w swojej mocy, by ten cel osiągnąć. Tylko w takim wypadku psychoterapia będzie miała sens i będzie psychoterapią skuteczną. Odrębną kwestią jest dobór takiej formy psychoterapii, która daje Pani poczucie, że robi jakiekolwiek postępy, a nie dryfuje, oraz dobór takiego terapeuty, z którym wreszcie stworzy Pani dobrą relację terapeutyczną.
  7. Szanowna Pani, informuje Pani o zobojętnieniu i braku motywacji, a także o tym, że jest rozdrażniona i płaczliwa. Sygnalizuje Pani też, że ma za sobą jakieś problemy. Powiadamia Pani też o kompleksach oraz odczuwanym od jakiegoś czasu uczuciu nienawiści do siebie. Pisze Pani również o wewnętrznym niepokoju i lęku. Sytuację pogarsza fakt, że nie posiada Pani wsparcia bliskich, a nawet jest w rodzinie wyszydzana. Bez przeprowadzenia z Panią wywiadu diagnostycznego trudno na podstawie tych informacji rozstrzygnąć z czym dokładnie Pani się zmaga, ale przytoczone objawy uważa się za objawy depresji, zaburzeń lękowych. Jeśliby te hipotezy się potwierdziły zalecana byłaby psychoterapia. Informuje Pani o tym, że nie może sobie pozwolić na pomoc psychologa. W naszym gabinecie można uzyskać dofinansowanie psychoterapii. Może Pani również udać się do swojego internisty, który oceniwszy Pani stan skieruje zapewne dalej (w chwili pisania tego posta w Polsce można także od razu bez skierowania udać się do psychiatry). Jeśliby miał miejsce kryzys lub wyjątkowo trudny moment, proszę rozważyć skorzystanie ze wsparcia, które anonimowo i nieodpłatnie można uzyskać korzystając z jednego z telefonów zaufania. Proszę nie przyjmować biernej postawy wobec problemu - zdobyć potrzebne środki do uzyskania pomocy albo niezwłocznie rozpocząć proces uzyskiwania pomocy ze strony służby zdrowia ponieważ zwykle jest to czasochłonne.
  8. O ile dobrze zrozumiałem poszczególne elementy tej układanki, przeżywa Pan załamanie w wyniku zawodu miłosnego. Jest ono tym gorsze, że żywił Pan nadzieję na związek z kobietą, która z jakichś powodów trzymała Pana w niepewności, a może nawet okrutnie wodziła Pana za nos. W każdym razie przynajmniej kilkukrotnie zachowała się nie w porządku, co powinno być sygnałem, że lepiej byłoby się z takiej relacji wycofać. Znamienne, że mimo postępowania tej dziewczyny Pan zamiast chronić się przed jej negatywnym wpływem i tak zakładał, że w końcu wszystko sobie wyjaśnicie i będziecie razem. Wygląda na to, że nie dbał Pan o własne granice, które ta dziewczyna wyraźnie przekraczała. Nie próbował także w sposób asertywny jednoznacznie zdefiniować charakteru Państwa znajomości. W rezultacie cały czas żył Pan w niepewności, niejako na ruchomych piaskach, nie wiedząc na czym konkretnie stoi i czego można się spodziewać. Trwanie w takim stanie przez długi czas musiało wreszcie poskutkować kryzysem. Kryzysem, który jest trudny i bolesny, ale przynajmniej zwiastuje wreszcie diametralną zmianę – w końcu uwolni się Pan od toksycznej, eksploatującej Pana relacji, która zamiast satysfakcjonować, wzmacniać Pana i rozwijać, raczej hamowała, raniła i pogrążała. W dochodzeniu do siebie zapewne pomocna będzie bardziej chłodna analiza pewnych aspektów swojego postępowania. Proszę zastanowić się nad następującymi pytaniami. Czy rzeczywiście rozpacz po kimś, kto postępował w ten sposób i tak źle Pana traktował wydaje się Panu całkowicie zasadna? Dlaczego nie zareagował Pan gniewem na takie traktowanie i nie obronił się przed nim poprzez zerwanie kontaktu, zdystansowanie się czy powiedzenie samemu sobie „dość tego, zapominam o tej dziewczynie”? Co Pana motywowało do nie wycofywania swojego zaangażowania z tej przecież formalnie zakończonej relacji? Czy nie lepiej spróbować wyciągnąć konstruktywne wnioski z tego doświadczenia z femme fatale? Na co będzie Pan zwracał uwagę podczas kolejnych kontaktów z potencjalnymi partnerkami mając na względzie, by nie powtórzył się tego typu scenariusz? W przypadku gdyby Pański stan drastycznie utrudniał funkcjonowanie lub wręcz je ograniczał wyłączając Pana z normalnego życia przez czas dłuższy niż kilka tygodni, zalecałbym kontakt z psychologiem lub psychoterapeutą.
  9. Pisze Pan, że w kontakcie z kobietami czuje się „zawstydzony jak nastolatek”. Zarzuca również sobie, że ma trudność w kontaktowaniu się z kobietami pomimo wieku, w którym teoretycznie nie powinno to stanowić problemu. Ponadto mówi Pan o pustce w głowie, gdy ma coś powiedzieć do kobiety, która się Panu podoba, a także o niemożności podjęcia działania. Uskarża się Pan także, że „zaczyna się dołować” przez to, iż trudno Panu poderwać dziewczynę. Wspomina Pan także o braku odwagi. Z Pana listu nie wynika w sposób jednoznaczny, że cierpi Pan na lęk przed kobietami (gynofobia). W zasadzie problemem wydaje się przede wszystkim nawiązywanie kontaktu, które po prostu Panu się nie udaje. Przyczyny takiego stanu rzeczy są takie, że stosuje Pan nieskuteczną strategię zaradczą. Odczuwając lęk zamiast sprawdzić, czy faktycznie jest tak strasznie, wycofuje się Pan. Innymi słowy unika Pan tego, co wzbudza w Panu obawy, nie dając sobie szansy, by zweryfikować, że w istocie rozmowa wcale nie musiałaby być tak przerażająca. Co gorsza, im częściej unika Pan testowania tej hipotezy, tym trudniej Panu podjąć działania i tym większą odczuwa obawę, a w dłuższej perspektywie także smutek („zaczynam się dołować”). Im bardziej unika się tego, co w człowieku wzbudza lęk (a robi się to, by go nie doświadczać, bo jest przykrym uczuciem), tym silniejszy staje się ten lęk w perspektywie czasu. Unikanie kontaktów z kobietami nie tylko zatem nie poprawia sytuacji, ale wręcz ją pogarsza. Prawdę mówiąc, trenuje Pan reakcję lękową – nieświadomie, mimowolnie wzmacnia odczuwanie objawów lęku poprzez to, że pozbawia się Pan szansy sprawdzenia, czy rzeczywiście taka reakcja jest zasadna. Przede wszystkim należy więc zaprzestać stosowania strategii zaradczej, która jest nieskuteczna i pogarsza sprawę. Unikanie jest niepomocne, a nawet szkodliwe. To samo dotyczy pewnej odmiany unikania – prób odwleczenia kontaktu jakby to było coś przykrego. Im dłużej Pan zwleka, tym bardziej nieprzyjeme wydaje się Panu wykonanie i tym więcej lękorodnych myśli przepuszcza Pan przez umysł. Należy zmniejszyć bufor czasowy między dostrzeżeniem osoby, z którą chciałby Pan nawiązać jakikolwiek kontakt, a reakcją. Po prostu nie wstrzymywać się zbyt długo, nie "czaić się", lecz swobodnie pójść za głosem instynktu. Im częściej będzie Pan tak reagował, tym bardziej biegły w tym będzie, bo jest to umiejętność wymagająca treningu. Jak można się z tym uporać. Przede wszystkim nie oczekiwać od siebie, że w klubie będzie się zachowywało od razu równie brawurowo jak inni, bardziej biegli w nawiązywaniu kontaktów z płcią przeciwną mężczyźni. Niektóre osoby „rozgrzewają się” zdecydowanie wolniej i wydaje się, że Pan może do takiej grupy należeć. Tacy ludzie ośmielają się wolniej. Warto zatem odłożyć stereotypy na bok, zapomnieć o brawurowych poradnikach podrywania i równie ekstrawaganckich przykładach z kina czy literatury. Zamiast tego dać sobie trochę czasu, poczynając od bardzo krótkiego kontaktu i stopniowo go wydłużając. Na przykład zamiast od razu „podrywać dziewczynę” najpierw przywitać się z kilkoma kobietami. Powiedzieć coś i odejść. Przywitać się, pochwalić imprezę i wrócić do zabawy. Nie potęgować napięcia od razu i do granic możliwości. Nawiązać kontakt nie po to żeby od razu osiągnąć jakieś brawurowe efekty niczym w filmie, ale po prostu „rozgrzać się”, zminimalizować nieśmiałość, oswoić z sytuacją. Dotyczy to nie tylko kontekstu dyskoteki, ale w ogóle różnych sposobności do nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z podobającymi się Panu kobietami. Warto też przestać myśleć o nawiązaniu kontaktu z kobietą kładąc na szalę swoje dobre mniemanie o sobie i poczucie męskości. W relacjach z innymi ludźmi zawsze istnieje prawdopodobieństwo odmowy. To naturalne. Odbieranie tego jako cios w Pana ego lub wartość jest niepomocne – myślenie o tym w taki pogrążąjący sposób warto zastąpić innym podejściem. Zarówno nawiązując kontakt z sukcesem jak i słysząc odmowę, korzysta Pan na tym. Zdobywa Pan doświadczenie, widzi, że to nic strasznego i życie toczy się dalej, a kolejne wyzwania przed Panem. Nie ma sytuacji, w której zawsze się wygrywa, więc odmowy będą się zdarzały, ale przynajmniej nawet w takim wypadku Pan nie przegrywa, nic nie traci. Ostatecznie chodzi przecież o to, by mierzyć się z wyzwaniami, a nie zawsze wszystkie z łatwością pokonywać. Kolejna rzecz, którą chcę tu jasno i wyraźnie zasygnalizować, to zwrócenie Pana uwagi, że kluby dyskotekowe do specyficzne miejsca. Jedni wiodą tam prym, inni lepiej nawiązują nowe znajomości w innych miejscach. Świat nie kończy się na klubach, proszę to uwzględnić w swoich planach na poznanie dziewczyny. W przypadku dalszego nieradzenia sobie z tym problemem pomocna okaże się psychoterapia poznawczo-behawioralna.
  10. Witam, poruszył mnie już tytuł Pana wiadomości, natomiast jej treść jeszcze bardziej przejęła. Dostrzegam w niej jednak mimo wszystko również coś pozytywnego. Zdaje się, że dość wyraźne dostrzega Pan, dlaczego „powoli spada na dno”. Stosuje Pan okrutne względem siebie etykietowanie, prowadzi pogrążający dialog wewnętrzny, stosuje przygnębiające porównania, formułuje Pan mroczne przewidywania na temat swojej przyszłości. Trudno się dziwić, że czuje się Pan, jakby osuwał się w przepaść. Proszę zwrócić uwagę, że bardzo ważnym jest w jakiej jest się relacji z samym sobą. Jak się do samego siebie odnosi i jaki praktykuje się sposób myślenia na własny temat. Pozytywnym w Pana wiadomości wydaje się to, że zdaje się Pan być na progu zmiany. Wygląda na to, że uzmysłowił sobie, iż należy skorzystać z czyjejś pomocy i przepracować swoje problematyczne postawy i strategie postępowania oraz wzorce myślenia. Najwyraźniej pora, jak to się mówi, odbić się od dna. Do pracy nad sobą potrzeba dużo determinacji i wewnętrznej dyscypliny, ale wysiłek popłaca, to mogę zagwarantować, a potwierdzają to również rozliczne badania. Oczywiście łatwiej jest chować głowę w piasek lub znajdować różnorakie wymówki, ale myślę, że widzi Pan wyraźnie, iż nie pora na to. Trzeba wziąć się za siebie. Poprawić relację z samym sobą, zatroszczyć się o poczucie własnej wartości, zadbać o asertywność, by pewniej i lepiej czuć się w towarzystwie innych. Krótko mówiąc zalecana jest psychoterapia indywidualna plus ewentualnie udział w różnorakich warsztatach. Potrzeba konkretnej, wytężonej pracy nad sobą pod okiem kogoś w rodzaju „trenera” i pomocnika. Trzeba podejść do problemów ze sobą zadaniowo i zmierzać do ich rozwiązania. W przeciwnym wypadku przyplącze się do Pana poważna depresja – oczywiście o ile jeszcze tak się nie stało (to można by jednak ustalić podczas wywiadu diagnostycznego).
  11. W pierwszych zdaniach informuje Pani o ciągle doskwierającym smutku i poczuciu braku sensu życia. Pisze Pani też, że pewne źródła przyjemności aktualnie już Pani nie cieszą. To jedne z objawów depresji. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że duże znaczenie ma fakt, iż niedawno zmarła Pani mama. Aktualnie doświadczane przygnębienie może być w znacznej mierze powodowane żałobą i jest to naturalna reakcja. Z drugiej jednak strony pisze Pani, że smutek trwa „parę ładnych lat”, co może sugerować dystymię, czyli łagodną, długotrwałą postać depresji. Niewykluczone też, że śmierć mamy była czynnikiem spustowym – strata często poprzedza epizody dużej depresji. Te rozważania należy potraktować jak hipotezy, gdyż tylko po bezpośrednim kontakcie i po przeprowadzeniu wywiadu klinicznego mógłbym postawić diagnozę. Nastrój ze zrozumiałych względów pogarsza dodatkowo niedawne rozstanie z chłopakiem. Pisze Pani również o zagubieniu, niewiedzy „kim jest” i „dokąd zmierza”. O poczuciu osamotnienia i braku pewności siebie. Wszystkie czynniki nawarstwiają się i pogarszają samopoczucie. Nad częścią z nich da się i warto pracować. Bez względu na to, czy to dystymia przybrała na sile, czy przechodzi Pani teraz po prostu epizod depresyjny, stanu tego absolutnie nie należy lekceważyć, zwłaszcza, że towarzyszą mu myśli samobójcze. Stanowczo w takim wypadku wskazane jest niezwłoczne rozpoczęcie leczenia. Informuje Pani, że nie „stać Panią na psychoterapeutów”. Muszę w tym miejscu wyraźnie zasygnalizować, że psychoterapia nie jest fanaberią czy luksusem. Biorąc pod uwagę rangę problemów, nad którymi podczas terapii się zwykle pracuje i odpowiedzialność, jaka spoczywa na terapeucie, ceny także nie należą do wygórowanych. Przede wszystkim jednak w terapii absolutnie nie chodzi o psychoterapeutów, tylko o Pani zdrowie i życie. Proszę zwrócić uwagę, że istnieją różne możliwości współpracy i różne placówki oferujące zróżnicowane usługi w rozmaitych cenach. To tylko i wyłącznie kwestia dostosowania warunków terapii do Pani problemu i możliwości finansowych. Z drugiej strony może Pani również po prostu udać się do internisty i powiedzieć o swoich odczuciach. Internista skieruje Panią na konsultację do lekarza psychiatry, który bo zbadaniu zapewne zacznie farmakoterapię i najprawdopodobniej zaleci także psychoterapię. Jak Pani widzi, sporo jest do zrobienia. Warto zacząć działać. By sprawdzić, czy nie jest to „żadne choróbsko”, a jeśli jednak, to rozpocząć leczenie, przejść przez to. Najpewniej będzie to droga, podczas której uzyska Pani co najmniej zalążki odpowiedzi na pytania „kim jestem” i „dokąd zmierzam”.
  12. Dzień dobry, zapoznawszy się z Pani listem chcę na wstępie zaznaczyć, że psycholog / psychoterapeuta nie jest po to, by doradzać lub sugerować rozstrzygnięcia, więc nie odpowiem na pytanie „czy warto to w ogóle kontynuować”. Spróbuję jednak zasygnalizować Pani kilka ważkich kwestii. Uważam, że warto aby odpowiedziała Pani sobie na kilka istotnych pytań zanim podejmie decyzję odnośnie związku. Jak się Pani czuje żyjąc z mężczyzną, który jasno i wprost informuje, że nie uważa, iż jesteście Państwo parą, i że nie chce się wiązać? Nie czuje się Pani zawiedziona, odtrącona albo osobą kochającą bez wzajemności? Czy taka znajomość spełnia Pani kryteria satysfakcjonującej relacji? Czy tak wyobraża sobie Pani udany związek? Czy to jest tym, czego Pani obecnie potrzebuje? Czy potrzebuje Pani poczucia bezpieczeństwa i uczuć towarzyszących pełnemu związkowi? Czy funkcjonowanie w relacji, która zdaje się dla partnera zaledwie tymczasowa, daje Pani poczucie bezpieczeństwa i emocjonalne spełnienie? Jak się Pani czuje z niemożnością zaangażowania się bądź brakiem wzajemnego zaangażowania ze strony partnera? Czy nie ma Pani poczucia, że partner traktuje Panią jak kogoś „na chwilę” dopóki nie znajdzie się ktoś inny, kto być może odpowiadałby mu bardziej? Czy trwanie w tej relacji korzystnie wpływa na Pani samopoczucie i poczucie własnej wartości? Czy kocha Pani partnera, a w takim wypadku, jak się czuje z brakiem perspektyw (znamienna „rozmowa o przyszłości” poprowadzona w ten sposób, że partner stwierdza „nie jesteśmy parą”)? Jak Pani mówi innym, na przykład przyjaciółkom, rodzinie o swojej relacji z partnerem? Czy mówiąc o tym odczuwa Pani wstyd, zakłopotanie, uważa Pani, że to niezręczny temat? Czy uważa Pani, że zasadnym jestem wspólne życie pod jednym dachem z mężczyzną, który nie uważa Państwa za parę i który zamiast na przykład wyrazić uczucie, stwierdza, iż Panią „lubi”? Czy lubienie wystarczy, by wieść wspólne życie w ten sposób? Czy jest Pani dobrze, czy raczej czuje Pani, iż to nie ma przyszłości i w związku z tym ma Pani poczucie marnowania czasu lub wytracania energii na coś nietrwałego, bez głębszego sensu? Czy coś skłania Panią do tego, by wierzyć, że zmieni Pani partnera (jego postawę) lub wznieci w nim uczucie, jeśli dostatecznie mocno się Pani postara, wykaże, wystarczająco dużo wytrzyma i zniesie? Czy uważa Pani, że tak to powinno wyglądać – tzn. Pani musi się wykazać, dowieść własnego zaangażowania, żeby partner zwrócił odpowiednio uwagę, pokochał? I wreszcie, jak Pani traktuje własne rozterki i emocje, które im towarzyszą? Coś Panią skłoniło do napisania na naszym forum, jakaś wątpliwość, niezdecydowanie lub może nieufność wobec własnych odczuć? Czy jest Pani w stanie wsłuchać się w siebie, w swoje emocje, własne myśli, które nasuwają się w związku z tą sytuacją? W razie gdyby chciała Pani drążyć ten temat dalej i potrzebowała wsparcia przy podejmowaniu decyzji bądź analizowaniu motywów, które Panią kierują, zapraszam na konsultację indywidualną: psycholog online, przez Skype. Warto również rozważyć lekturę artykułu:
  13. Szanowna Pani, o ile ogólne rozdrażnienie i podenerwowanie nie są powodowane przyjmowanymi lekami lub chorobą fizjologiczną, należałoby się przyjrzeć czynnikom psychologicznym oraz temu, co obecnie w Pani życiu powoduje gniewliwy nastrój. Mogłoby to się odbyć na przykład podczas psychoterapii pod kątem tzw. zarządzania gniewem. Proszę również przeczytać poniższy artykuł:
  14. Szanowna Pani, obawiam się, że Pani przypuszczenia mogą być zasadne, jakkolwiek diagnoza depresji nie odbywa się wyłącznie w oparciu o analizę objawów, ale i w drodze wykluczenia innych dolegliwości, które również mogą skutkować tego rodzaju odczuciami. Pokrzepiające, że stosunkowo szybko zaczęła Pani szukać pomocy. Im prędzej rozpocznie się leczenie, tym lepiej – zwłaszcza w przypadku domniemanej depresji, ale także w przypadku ewentualnych innych przyczyn złego stanu. Na ten moment proponuję wypełnić znajdujące się tutaj kwestionariusze: Wyniki stanowić będą pomoc przy diagnozie, ale również dadzą Pani lepszy wgląd w swój obecny stan. Warto je sobie zapisać. Zalecany jest kontakt ze specjalistą w celu rozpoczęcia leczenia. Nasz gabinet oferuje taką pomoc również za pośrednictwem Internetu (psycholog online).
  15. Szanowny Panie, niestety wydaje się, że bez profesjonalnie przeprowadzonego wywiadu psychologicznego lub lekarskiego trudno będzie w oparciu o podane informacje odpowiedzieć na Pana pytanie. Neurotyzm jest cechą osobowości, przekładającą się na łatwość popadania w stany lękowe, niską odporność na stres, brak równowagi emocjonalnej. Natomiast osobowość ulegająca to rodzaj zaburzenia osobowości charakteryzujący się między innymi postrzeganiem siebie jako społecznie niekompetentnej osoby, ograniczaniem kontaktów z ludźmi (z wyjątkiem kilku lubianych), zaabsorbowaniem krytyką lub odrzuceniem w sytuacjach społecznych. Neurotyzm może być zmierzony przy pomocy testu psychologicznego, natomiast diagnozę zaburzenia osobowości stawia psychoterapeuta lub psychiatra odpowiedzialny za leczenie danej osoby. W swojej wiadomości pisze Pan o zamartwianiu się, lęku, dolegliwościach fizjologicznych… Specjalista przebadałby Pana pod kątem zaburzenia lękowego uogólnionego, które ma tego typu objawy. Jak wspomniałem na wstępie, zalecana jest konsultacja psychoterapeutyczna lub wizyta u lekarza psychiatry.
  16. Szanowna Pani, z przejęciem zapoznałem się z opisem sytuacji, w której się Pani znajduje. Wydaje się, że momentem zwrotnym był zawał męża, bo „po nim wszystko się zmieniło”. Czy równolegle nastąpiło coś jeszcze, co mogło przyczynić się do takiego pogorszenia się samopoczucia małżonka? Czy z uwagi na pogorszenie zdrowia utracił on możliwość wykonywania lubianych czynności (uprawiania wysiłkowego hobby albo ulubionego sportu)? Jeśli tak, warto by spróbować znaleźć coś, co wypełniłoby lukę. Wprawdzie powiada Pani, że małżonek obecnie fizycznie jest w porządku, ale wizyta u lekarza psychiatry mimo wszystko jest wskazana. Przed ewentualnych zdiagnozowaniem depresji, która Pani podejrzewa, i zastosowaniem odpowiedniego leczenia farmakologicznego, lekarz wykluczyłby najpierw inne przyczyny złego samopoczucia (jak np. niedoczynność tarczycy lub inny stan ogólonemdyczny, który też może skutkować pewnymi objawami depresji). Być może przyjmowanie leków byłoby dla małżonka łatwiejsze do zaakceptowania niż wizyty u psychoterapeuty (choć psychoterapia mimo wszystko również w przypadku depresji jest zalecana). Namówienie na wizytę u specjalisty to trudny orzech do zgryzienia, jeśli ktoś stanowczo wyraża dezaprobatę wobec takiego rozwiązania. Jeśli rozmowy nie skutkują, warto namyślić się nad tym, kto mógłby z największym powodzeniem „dotrzeć” do męża i zmobilizować go jednak by skorzystał z konsultacji. Kto miałby to być, jeśli najbliższa rodzina nie daje rady? Cóż, może stary przyjaciel, ktoś szczególnie poważany przez małżonka, a może warto zamówić wizytę domową psychiatry, o ile mąż nie odmówi uczestnictwa w tego typu przedsięwzięciu? Pani zna męża najlepiej, więc proszę spróbować wybrać taką osobę, która z największym prawdopodobieństwem zmotywuje małżonka do szukania pomocy. Wspomina Pani również o tym, że sama czuje się fatalnie, a także, że szuka pocieszenia w Internecie. Sytuacja faktycznie jest trudna, więc może warto samemu również skorzystać ze wsparcia psychoterapeutycznego, by przez nią przejść bez narażania się na negatywne konsekwencje nieustającego zamartwiania się o los rodziny i zdrowie męża, towarzyszący temu stres.
  17. Szanowna Pani, pisze Pani o tym wszystkim w sposób, który określiłbym jako pozorny brak przejęcia – widać, że Pani zależy na rozwiązaniu tej zagadki, a jednak kryje się z tym Pani nawet pisząc tak szczere wyznanie anonimowo na forum. Skąd ta nadprodukcja zasadniczości, która uniemożliwia zaangażowanie? Skąd pomysł, że bliskość jest słabością? Zasłanianie się czy to maską, tarczą wykutą z perfekcjonizmu i bezwzględnych wymogów, czy „szklaną ścianą” uniemożliwia autentyczną wieź i intymność. Trzeba zaryzykować i trochę się odsłonić, by móc doświadczyć bliskości. To nie jest słabość, to siła, odwaga, by mieć nadzieję i wiarę w sens, zasadność związku, we własną zdolność kochania. Wydaje się, że strategia, którą Pani stosuje, doskonale sprawdzała się w pewnym okresie czasu w przeszłości, a nawet do teraz sprawdza się w niektórych sferach życia. Rzecz jednak w tym, że taktyka totalnej samowystarczalności pozbawia Panią tego, co człowiekowi niezbędne – duchowej więzi z drugą osobą i wszystkiego, co to ze sobą niesie. Pisze Pani o dylemacie „czy to pustka czy samotność” – a może to synonimiczne opisy tego samego? Czytając Pani wpis przypomniały mi się pewne słowa o następującym brzmieniu: „Albo pozostaje włóczyć się bez celu, co robię, albo – porozmawiać z Kimś. Ale nie ma z kim! Trzeba łykać to wszystko samemu, przetrawiać samemu. A czasem tak chciałbym do kogoś mówić naprawdę – jak małe dziecko. A przecież, kiedy mam mówić, zmieniam wszystko w żart, i nic nie mówię. Słów mi brakuje – tylko ciągła niepewność, żeby się nie obnażyć zanadto, żeby nie zdradzić, co się myśli naprawdę. Duma jakaś idiotyczna, żeby zostawić dla siebie tylko, i potem móc się grzebać w myślach” – R. Wojaczek Być może zatem warto nadrobić zaległości i, jak w tym cytacie, nauczyć się „mówić naprawdę” żeby nie „łykać wszystkiego samemu”, mieć z kim porozmawiać, nie mieć poczucia, że włóczy się (przez życie) bez celu. Doskonałość choćby najwyższych lotów, wyobrażona moc posiadania każdego, bycie gwiazdą zawsze w centrum uwagi – żadna z tych rzeczy nie da tego, co dałoby autentyczne spełnienia na głębokim poziomie. Jest raczej straszliwie absorbujące i na dobrą sprawę może całkowicie uniemożliwić odkrycie i osiągnięcie tego, co uzna się za najbardziej wartościowe. Warto zauważyć, że relacje z innymi bywają częstokroć odbiciem tego, w jakiej relacji jesteśmy z samym sobą. Proszę wyjść zza „szklanej ściany” i zobaczyć siebie taką, jaka jest, a nie wyłącznie przez pryzmat mniej lub bardziej maskujących, bo sztucznych, powinności.
  18. Szanowny Panie, zapoznałem się z Pana listem z dużym przejęciem. Współczuję i jednocześnie jestem pełen podziwu dla Pana siły i wytrzymałości biorąc pod uwagę to, z jakimi sytuacjami musiał Pan się zmagać w dzieciństwie. W trakcie lektury nasuwały mi się różne myśli, z którymi postaram się teraz z Panem podzielić. W jakiejś mierze Pana zachowanie jest podobne do przemocowego postępowania matki. To przypomina trochę kliszę fotograficzną – po obu stronach jest obraz ilustrujący przemoc, ale po jednej jest Pan ofiarą, a po drugiej sprawcą. Całkiem często tak to niestety wygląda, że osoba doświadczająca przemocy w dzieciństwie w dorosłym życiu kontynuuje scenariusz, ale zmieniając rolę... Z przemocą jest zasadniczy problem, który już Pan najwyraźniej zna – przemoc zawsze uderza także w tego, kto ją stosuje. Uderza w jego relacje z innymi ludźmi, uderza w jego sytuację życiową, uderza w jego historię życia wcale nierzadko narażająca na konflikt z prawem i związane z tym poważne konsekwencje. Raniąc niszczymy też siebie. Przede wszystkim proszę więc uzmysłowić sobie, że agresja (słowna, fizyczna, jakakolwiek inna) czyni także z Pana ofiarę. Nie przejęzyczyłem się. Nawet jeśli to Pan stosuje przemoc, pada Pan jej ofiarą w sposób, który Pan widzi po tym, jak obecnie wyglądają Pana relacje z rodziną. Wyrządza Pan sobie ogromną krzywdę niejako kontynuując dzieło swojej mamy, poniekąd ją naśladując. Nie tego Pan przecież chce dla siebie (i dla swoich bliskich), prawda? Z pewnością należałoby zatem rozbroić tą tykającą bombę, którą Pan nosi w sobie, by agresja (wobec siebie i wobec innych) przestała dominować w Pana historii. W przeciwnym wypadku jej finał może być tragiczny. Piszę Pan również o problemach z samooceną. Chociaż nieuniknione jest ponoszenie konsekwencji swoich uczynków, pozostajemy na szczęście zawsze wartościowi jako istoty ludzkie. Nikt tego Panu nie odbierze, o ile sam Pan tego sobie nie zrobi. Teoretycznie zdolność wspierania siebie, kibicowania sobie oraz poczucie, że jesteśmy godni, wartościowi nabywamy w dzieciństwie, w kontakcie z bliskimi osobami. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by zamiast roztrząsać, iż tak się nie stało, opanować to wszystko teraz i zbudować wiarę w siebie samodzielnie. Przebaczyć tym, którzy byli niepomocni, choć powinni, i zatroszczyć się o siebie teraz. W temacie wiadomości postawił Pan bardzo ważne pytanie: „kim jestem”. To fundamentalna kwestia dla każdego człowieka, ale jeszcze ważniejsze jest to „kim będę”, tzn. kim pragnę być, jakim chcę siebie widywać codziennie w lustrze patrząc sobie w oczy, kim pragnę dla siebie być. Relacja z samym sobą jest bardzo ważna. Dobrze być dla siebie przyjacielem, doradcą, kimś dodającym otuchy, ale i hamującym siebie w porę, chroniącym przed złymi impulsami, dlatego też pomimo tych przytłaczających odczuć, że „przegrał Pan swoje życie”, warto dać sobie jeszcze jedną szansę, a w razie potrzeby kolejną i próbować być lepszym, bo innego rozstrzygnięcia nie ma. Pańskie życie toczy się dalej, niejedno Pan już przeszedł, proszę jednak przestać walczyć, a zacząć przepracowywać swoje trudności i rozpracowywać problemy. Proszę zejść z dróg wiodący donikąd i zacząć wydeptywać własną drogę, a wówczas każdy dzień stanie się jakąś cząstką odpowiedzi na pytanie „kim jestem”.
  19. Mówi Pani, że choć uważa się za atrakcyjną, ma powodzenie, oraz jest inteligentna, wykształcona, bywają chwile, że czuje się nikim. Sama Pani widzi, że to trudne odczucie nie może być trafne i naprawdę może się nasuwać z powodu trudności emocjonalnych, które Pani przeżywa. Niewykluczone, że faktycznie jest to depresja, ale diagnozę może postawić tylko specjalista uwzględniając szerokie spektrum różnych czynników. Warto zorientować się w tym temacie, by na wypadek stwierdzenia depresji jak najszybciej rozpocząć leczenie, póki ta dolegliwość nie pozbawiła Pani większości sił. Na tym etapie proponuję wykonać sobie test depresji Becka, by oszacować skalę dolegliwości depresyjnych: Mówi Pani o miłości do dziecka, ale i o przerwanej edukacji z powodu ciąży. Proszę zauważyć, że do edukacji można powrócić, gdy zdoła Pani uporządkować swoje sprawy; edukacja nie umknęła bezpowrotnie, wciąż nic straconego. Pisze Pani także o trudnościach w kwestii uzyskiwania alimentów od ojca. Sugeruje to, że Pani kontakt z ojcem dziecka jest trudny – być może warto zdobyć się na rozmowę bez agresji, albo kontakt z jego rodzicami, by oni przemówili synowi do rozsądku. W przypadku notorycznych problemów z alimentami warto zaczerpnąć porady prawnika, by dowiedzieć się, jakie ruchy można wykonać. Opisuje Pani, że niektórzy znajomi odsuwają się, i ocenia Pani, że to z powodu ciągłego żalenia się. Być może to faktycznie jest przyczyną, ale może są też inne względy? Może warto uczciwie porozmawiać z tymi osobami, na których Pani szczególnie zależy, by wyjaśnić sobie szczerze, w czym tkwi problem. Przeżywa Pani trudny okres i nie ma w tym nic dziwnego, że potrzebuje innego traktowania, więcej wsparcia niż wcześniej. Osoby szczerze zaangażowane w znajomość z Panią powinny to zrozumieć, ale też dobrze, by Pani rozumiała iż niektórym osobom może być ciężko w takiej sytuacji, bo np. nie wiedzą jak się zachować, co mogą zrobić, powiedzieć, jakiego postępowania Pani potrzebuje. Warto szczerze porozmawiać, czego oczekiwałaby Pani od tych osób, by one wiedziały, jak mogą Panią wesprzeć, i jednocześnie miały też możliwość asertywnie przekazać, co mogą zaoferować, a czego wolałyby nie robić lub nie są w stanie. Zrozumienie zawsze należy się obu stronom. Opowiada Pani o niesatysfakcjonujących kontaktach z mężczyznami, które w ostatnim czasie są źródłem Pani rozczarowań. Warto zastanowić się nad kryteriami wyboru potencjalnych kandydatów. Może z jakiegoś powodu raz za razem wybiera Pani osoby, które nie są odpowiednie do relacji, jakiej obecnie Pani potrzebuje. Nasuwa się też pytanie, czego oczekuje Pani od partnerów i czy te oczekiwania nie są albo zbyt wcześnie deklarowane albo zbyt daleko idące. Nie napisała Pani na ten temat wprawdzie nic więcej, ale z doświadczenia wiem, że spora część samotnych mam pragnie mężczyzny, który od razu pokocha je i ich dziecko. Miłość do cudzego dziecka nie jest dla mężczyzny sprawą równie oczywistą jak zaangażowanie w romantyczny związek z kobietą. Potrzeba na to czasu i pewnych predyspozycji. Z pewnością nie każdy mężczyzna podoła tej kwestii. Ważne by partner akceptował taką sytuację, był przyjaźnie i pozytywnie nastawiony do dziecka na tyle na ile na danym etapie znajomości jest to możliwe. Nie da się tego procesu przyśpieszyć, o czym warto pamiętać formułując swoje oczekiwania odnośnie kontaktu Pani partnera z Pani dzieckiem. Przyznaje Pani, że już nie może tego wszystkiego znieść. To uczucie przytłoczenia na pewno jest ciągłym źródłem stresu, a ten negatywnie wpływ na Pani funkcjonowanie, co pogarsza sprawę. Trzeba postarać się wyjść z tego błędnego koła. Pomocny w tym może się okazać kontakt z psychologiem / psychoterapeutą. Z uwagi na skargi związane z depresją taki kontakt jest tym bardziej wskazany i zalecany.
  20. Zaczęła Pani od określenie siebie mianem osoby zaborczej i nerwowej. Ja natomiast zacznę od tego, iż konsultacja w oparciu o tak niewielką dawkę informacji będzie miała wyłącznie charakter domysłu, wczesnej hipotezy, którą należałoby zweryfikować. W bliższych relacjach potrzebna jest odpowiednia atmosfera, by mogły w niezakłócony sposób stopniowo rozwijać się. Nerwowa atmosfera temu nie sprzyja. Przedwczesne naciski mogą spłoszyć kogoś, kto jeszcze nie zaangażował się w stopniu analogicznym jak Pani. Jeśli chodzi o rozwój zaufania i bliskości niemałe znaczenie odgrywa symetria – w miarę podobny rozwój emocji u obojga angażujących się partnerów. Zaufanie i intymność potrzebują nieco czasu, by rozkwitnąć. Ważne są zdrowe granice – każdy człowiek jest indywidualnością i nawet w związku z drugą osobą pragnie zachować pewną dozę suwerenności, prywatności, swobody, oddechu. Z opisu, który Pani przedstawia, wynika, iż problem może dotyczyć właśnie wspomnianych granic. Szybkie dążenie do „stopienia się” z partnerem może być odbierane przez mężczyzn jako próba ich „osaczenia”, przejęcia kontroli nad nimi i związkiem, narzucenia tempa. To, co kobieta może uważać, za naturalny proces pogłębiania kontaktu, przez mężczyznę może być odebrane jako „ciśnienie” bądź desperacja. Hipoteza dotycząca zakłóconych granic (zatartych lub zbyt sztywnych) może być słuszna biorąc pod uwagę, że już kilkukrotnie przechodziła Pani taki sam scenariusz. W takim wypadku należałoby zastanowić się skąd ta nerwowość w trakcie wchodzenia w relacje, skąd ta zaborczość i co za nią stoi, jak również z jakiego względu tak się dzieje, że partnerzy wycofują się jakby mieli poczucie, iż ich granice nie są respektowane bądź zostały przekroczone. Być może powodem trudności z granicami jest Pani lęk przed odrzuceniem lub poczucie niskiej wartości, z czym próbuje Pani sobie radzić poprzez próbę osaczenia partnera. Należałoby głębiej przeanalizować tą kwestię. Z drugiej strony opis sytuacji, w której mężczyźni wycofują się i to z niezrozumiałych dla kobiety przesłanek, wpisuje się w dość powszechny trend. Wielu mężczyzn poszukuje raczej rozrywki i przyjemności, więc gdy widzą poważne zaangażowanie partnerki porzucają związek, bo nie myślą serio o relacji z dojrzałymi perspektywami. Oczywiście nie wszyscy mężczyźni są tacy, ale bez wątpienia niegotowość do głębszych i poważniejszych związków jest nierzadko spotykana. Być może zatem należałoby się zastanowić nad kryteriami Pani doboru potencjalnych partnerów. Warto by się zastanowić, czy przypadkiem nie jest to typ „Piotrusia Pana”, wiecznie goniącego za uciechami młodości i nieskorego do angażowania się w głębsze relacje. Ten typ często jawi się jako osoba rozrywkowa, mająca urok osobisty, towarzyska i rozrywkowa, ale na wieść o czymś bardziej poważnym, wycofuje się. Warto też zasygnalizować, że niektórzy mężczyźni mimo początkowego entuzjazmu mogą po jakimś czasie przestać sobie radzić z perspektywą związku z kobietą mającą potomstwo z innym mężczyzną. To delikatny temat i omówienie go odpowiednio z potencjalnym partnerem jest trudne, ale bardzo ważne. Jak Pani widzi, sprawa bynajmniej nie jest prosta i wymagałaby dokładniejszej analizy. W związku z tym zapraszam na konsultację.
  21. Szanowna Pani, wyróżnia się trzy podstawowe rodzaje bezsenności. Jednym z nich jest bezsenność w fazie początkowej snu. Uznaje się, że normalnie potrzebuje się do 30 minut, by zasnąć. Jeśli czas ten drastycznie się wydłuża, staje się to frustrujące na tyle, że oddajemy się różnorakim czynnościom, które niekiedy jeszcze bardziej utrudniają zaśnięcie. Częstym powodem kłopotu z zaśnięciem jest „chodzenie do łóżka z problemami”, które polega na niedomknięciu dnia i zamartwianiu się po położeniu się spać. „Przeżuwanie” trudności i rozterek, dylematów lub problemów rozbudza, co oczywiście utrudnia zaśnięcie. Jednym z możliwych rozwiązań, które należy doprecyzować pod własnym kątem, jest na godzinę lub dwie godziny przed położeniem się sporządzenie listy spraw do przemyślenia lub załatwienia w dniu następnym. Można też sporządzić listę zdarzeń z minionego dnia, by były na papierze, a więc nie trzeba było ich rozpamiętywać. Dla własnego komfortu warto ustalić priorytety odnośnie zadań do wykonania. Łatwiej wyciszyć umysł leżąc w łóżku, gdy wszystko zostało już zorganizowane, zaplanowane i nie wymaga dalszego opracowywania. Odrębną kwestią, związaną z unikaniem bezsenności, jest proces przygotowania do dobrze przespanej nocy. Warto kłaść się o stałych porach, by nastawić tak zegar biologiczny i regularnie zasypiać oraz budzić się nawet bez budzika. W przypadku epizodów bezsenności warto unikać dłuższych drzemek w dzień, by przywyknąć do spania tylko nocą. Dobrze jest dobitnie skojarzyć sobie leżenie w łóżku ze snem – nie czytać w nim i nie oglądać telewizji, ale kłaść się do niego tylko z intencją pójścia spać, co stanie się swoistym nawykiem, rytuałem. Należy unikać intensywnej stymulacji na godzinę lub dwie godziny przed snem (w tym czasie nie oglądać filmów akcji, nie czytać pobudzających lektur, nie uprawiać ćwiczeń fizycznych itp.). Ponadto warto unikać ciężkich potraw na kolację, pikantnych przypraw, napojów z kofeiną lub dużą ilością cukru, ponieważ to wszystko może utrudniać zaśnięcie. Praca nad bezsennością może być jednym z tematów psychoterapii indywidualnej zwłaszcza w przypadku pacjentów, u których stabilny sen stanowi wręcz priorytetowy warunek równowagi psychicznej (np. u osób chorych na zaburzenie afektywne dwubiegunowe).
  22. Szanowny Panie, warto przeprowadzić z przyjacielem szczerą rozmowę o swoich obawach i wyrazić troskę o jego dobro, ale bez nadmiernego nacisku, zbyt dużej presji. W sytuacji gdyby motywacją do podjęcia tematu było natomiast rażąco niewłaściwe zachowanie danej osoby w stosunku do nas, należy wyraźnie nakreślić granicę, że dalsza znajomość jest możliwa tylko wówczas, gdy będzie szanował nasze normy i skonsultuje się ze specjalistą, zacznie pracę nad sobą. Do rozmowy warto się przygotować – na przykład wydrukować teksty bądź cytaty lub zrobić ksero wybranych fragmentów książki, opisujących istotę problemu i jego cechy, które rozpoznaje się w zachowaniu przyjaciela. Nie należy samemu wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Warto pamiętać, że diagnozę może postawić wyłącznie specjalista zajmujący się zdrowiem psychicznym (psycholog, psychoterapeuta, psychiatra). Oznacza to, że, w zasadzie, rozmowa z takim specjalistą równie dobrze może rozwiać wszelkie obawy i wykazać, że w istocie dana osoba nie ma określonej trudności. Dzięki temu nieco łatwiej przekonać kogoś, by zainteresował się tematem, bo to może pozwolić wykluczyć istnienie danego problemu, co przecież byłoby dobrą wiadomością. Gdyby natomiast diagnoza była trafna, mimo iż pesymistyczna, byłby to krok naprzód, gdyż umożliwiłby odpowiednie postępowanie adekwatne do sytuacji. Niestety osoby zmagające się z trudnościami natury psychologicznej odznaczają się bardzo silnym mechanizmem zaprzeczenia. Bardzo trudno jest przyjąć do wiadomości, że ma się tego rodzaju problem, nie dopuszcza się tego do wiadomości tak długo i tak usilnie, jak to tylko możliwe. W przypadku gdy mechanizm zaprzeczenia działa w sposób niezwykle silny, może być wyjątkowo trudno zachęcić kogoś do czynnego zainteresowania problemem. Po uporczywym negowaniu istnienia trudności przychodzi złość, później pojawiają się swego rodzaju pertraktacje, smutek i dopiero później rzeczywista akceptacja oraz gotowość do leczenia. Mając na względzie wieloetapowość procesu nabywania gotowości do leczenia, który w dodatku jest nieciągły, warto uzbroić się w cierpliwość i nie łudzić się nierealistycznymi oczekiwaniami, że dana osoba od razu będzie autentycznie chętna do pracy nad sobą.
  23. @Baska3838 Wspomina Pani o negatywnych emocjach, które wynikają z nieusatysfakcjonowania częstotliwością zbliżeń z małżonkiem. Przyczyn tego stanu rzeczy może być wiele i nie da się ich ustalić bez rozmowy z Pani mężem. Może Pani rozważyć konsultację w ramach terapii dla par – w trakcie spotkania ten temat zostanie poruszony i zgłębiony. Dopiero wówczas okaże się, czy popracować nad tym można by w ramach właśnie terapii małżeńskiej czy bardziej adekwatna byłaby wizyta u lekarza bądź seksuologa. Być może w jakiś sposób przydatna okaże się również lektura poniższego artykułu:
  24. @magda93 Ponieważ wspomina Pani o chęci popełnienia samobójstwa i ryzyku takiej tragedii, pomoc przez forum nie jest adekwatna. Proszę niezwłocznie skontaktować się z lekarzem psychiatrą. Potrzebując pilnie pomocy, ratunku albo wsparcia może Pani użyć odpowiedniego numeru alarmowego lub telefonu zaufania. Numery telefonów: http://www.ocalsiebie.pl/szybka-pomoc/ Jeśli znajduje się Pani na terenie Europy, w razie silnych myśli samobójczych może Pani zadzwonić pod Europejski Numer Alarmowy 112 i otrzyma Pani niezbędną pomoc.
  25. psycholog online Rafał Olszak Dorosłe Dzieci Alkoholików i uporanie się z urazowym dzieciństwem Poradzenie sobie z poczuciem, które pojawia się w odpowiedzi na doświadczenie krzywdy, nie jest zadaniem łatwym, ale możliwym i godnym wysiłku. Artykuł wyjaśnia na czym polega ten proces i dlaczego warto się w niego zaangażować. Egzystencja z poczuciem krzywdy Ludzie niekiedy idą przez życie niejako po śladach wyznaczonych przez krzywdy doznane w przeszłości. Ludzki los płynie natenczas korytem psychicznych blizn. Teraźniejszość rozwija się w cieniu minionych zranień. I choć nie jest to podróż donikąd, bo żadna taką nie jest, to jednak nie towarzyszy jej głębokie poczucie sensu. Ciężar doświadczeń zdaje się przytłaczający, przemierzanie kolejnych tygodni, miesięcy i lat nie dystansuje od bólu, a na horyzoncie nie widać ukojenia. Człowiek jest w ruchu, ale tak naprawdę pozostaje zatrzaśnięty w swoim cierpieniu, które odpuszcza mu tylko na chwilę, by nawracając dokuczać ze wzmożoną siłą. Nieprzepracowane poczucie krzywdy pozostaje aktualnym problemem niezależnie od tego, ile czasu minęło od zranienia. Problemem, który domaga się podjęcia kroków zaradczych i działań naprawczych. Problem zaprzeczania doznanej krzywdzie Niekiedy poczucie krzywdy bywa niejako zamrożone nawet przez bardzo długi okres czasu. Nie znaczy to bynajmniej, że doświadczenia krzywdy nie było – poszkodowany po prostu nie dopuszcza do siebie takiej wizji. Przyjęcie jej do wiadomości i uznanie, że zostało się ofiarą nie jest z różnych względów sprawą łatwą. Dla jednych to problem, ponieważ w ich odczuciu oznacza przyznanie, iż nie byli wystarczająco silni. Innych przeraża perspektywa ponownego przeżycia cierpienia, które towarzyszy przyglądaniu się zranieniom i określaniu szkód. NA MARGINESIE: Dołącz na Facebooku: DDA - grupa psychologiczna OcalSiebie.pl prowadzi psycholog Rafał Olszak, autor tego tekstu https://www.facebook.com/groups/1210223780527193 Potrzeba odwagi, by uznać, iż coś głęboko dotknęło oraz aby spojrzeć w oczy własnym demonom. Potrzeba determinacji, żeby chcieć zmierzyć się z trudnym procesem kojenia poczucia krzywdy. Potrzeba szczerości, by wskazać, kto był sprawcą, a nierzadko bywa to niesłychanie trudne. Ciężko jest powiedzieć „zraniła mnie matka”, „skrzywdził mnie ojciec”, „żona spowodowała moje cierpienie”, „mąż zadał mi ból”. Stwierdzenia takie podważają iluzję porządku osobistego danego człowieka. Rzecz w tym, że ta iluzja i tak musi zostać pokonana, bo krzywda burzy wewnętrzny ład i stawia przed koniecznością budowania go od nowa. Trzeba będzie poukładać pewne pojęcia od początku, skoro zranienie nadeszło ze strony tych, którzy powinni być wsparciem. Kiedy podpora przestaje pełnić swoją funkcję, zapada się wewnętrzny świat. Naprawa tego stanu rzeczy to wyzwanie i słusznie jawi się jako trudny proces. Jest on jednak konieczny, więc unikanie go odwleka to, co niezbędne, i wydłuża całą historię cierpienia. Sens uzmysłowienia sobie poczucia krzywdy Dopiero po świadomym uzmysłowieniu sobie poczucia krzywdy następuje głęboka refleksja nad doznanymi zranieniami i określanie poniesionych strat. Poczucie krzywdy pozwala je oszacować tak samo jak ból pozwala rozpoznać miejsce, w którym ciało choruje. Temu właśnie służy to poczucie – między innymi pozwala się zorientować, co w człowieku zostało naruszone podczas doświadczenia krzywdy. „Jeśli nie uleczysz rany, która cię boli, będziesz krwawić na tych, którzy cię nie zranili.” – Autor nieznany Oszukiwanie samego siebie, że krzywdy nie było, jest w istocie życiem w kłamstwie. Ponura maskarada może być na tyle przekonująca, że człowiek sam zaczyna w nią wierzyć. Wtedy problemy życiowe i kłopoty w relacjach, które są następstwem krzywdy, jawią się jako niezrozumiałe albo upatruje się ich przyczyn w niewłaściwych czynnikach. A skoro tak, trudniej jest tym trudnościom zapobiegać. Stają się nieodłączną częścią teraźniejszego bytu danej osoby, choć ich prawdziwe powody pozostają ukryte i mają korzenie sięgające do momentu, gdy zaistniało doświadczenie krzywdy. Żyje się we mgle stale wracając do tych samych miejsc, w których nieodmiennie czeka na człowieka cierpienie. Nie mając wiedzy o motywach i mechanizmach problematycznego postępowania trudniej jest schodzić ze śladów wiodących do emocjonalnego bólu. Z poczuciem krzywdy można także starać się po prostu egzystować. Da się z nim żyć. Wtedy jednak człowiek ma tendencje do tego, by się znieczulać, bo nawracający ból bywa bardzo dokuczliwy. Skłania to do nałogów oraz do silnych, dramatycznych przeżyć, którymi osoba stara się zagłuszyć echa zranień. Znieczulenie niekiedy oznacza w praktyce nieczułość, niewrażliwość, obojętność, a nawet sadyzm lub samoudręczenie. Człowiek otumaniony tak naprawdę nadal pragnie coś czuć – może wobec tego sięgać po drastyczne rozwiązania, które krzywdzą jego lub innych, tak czy inaczej skazując go na poczucie osamotnienia. Oszacowanie strat po doświadczeniu krzywdy Nie ma mowy o radykalnym akceptowaniu przeszłości lub odpuszczeniu win, jeśli właściwie nie wie się, co stara się uznać lub co i komu darować. Właśnie dlatego tak istotne jest rzetelne rozstrzygnięcie, jakie zostały spowodowane szkody. Można je pogrupować w trzy kategorie. Pierwsza kategoria to straty, czyli wszystko to, czego w wyniku doświadczenia krzywdy człowiek został pozbawiony. Druga kategoria to ciężar, czyli bagaż, który w następstwie doświadczenia krzywdy dana osoba ze sobą niesie. Trzecia kategoria to rozstrój, czyli pomieszanie pojęć, utrata punktów odniesienia, a zatem chaos, który powstał w wyniku zburzenia wewnętrznego ładu, porządku osobistego danego człowieka w rezultacie doświadczenia krzywdy. Konsekwencje doświadczenia krzywdy w dzieciństwie Dorosłych Dzieci Alkoholików Dzieci, które były świadkami przemocy małżeńskiej lub, co gorsza, same były ofiarami jakiejś formy przemocy (na przykład fizycznej lub psychicznej) częściej w przyszłości doświadczają problemów związanych ze zdrowiem psychicznym. Z większą dozą prawdopodobieństwa takie dzieci już jako dorosłe osoby będą sięgały po używki oraz same stosowały przemoc wobec własnych partnerów życiowych. Część osób, które były w dzieciństwie świadkami lub ofiarami jakiejś formy przemocy mogły także jako dzieci doświadczać wzmożonego niepokoju, złego samopoczucia, depresji, miewać koszmary senne, samemu wobec siebie stosować przemoc, a także doświadczać fizjologicznych dolegliwości, będących objawem silnego stresu. Następstwa długo trwającego okresu krzywdzenia U części osób, które żyły w środowisku pełnym przemocy przez dłuższy czas, mogą pojawić się bardzo poważne problemy psychologiczne takie jak: ostra reakcja na stres, zespół stresu pourazowego (PTSD), zaburzenia adaptacyjne, depresja i inne. Trudności te wystąpić mogą zwłaszcza u osób, które są na nie genetycznie podatne. Szczególnie dolegliwe bywają następstwa przewlekle niezaspokajanych potrzeb dziecka, które są dla niego krytycznie ważne. Brak wystarczającej dozy właściwie wyrażanej miłości rodzicielskiej skutkuje trwałym deficytem w tym kontekście. Osoba może czuć się niekochana, nie akceptować siebie, nie darzyć samej siebie miłością własną albo – gdy więź z rodzicami była niewłaściwa – wchodzić w krzywdzące relacje i nie wychodzić z nich pomimo złego traktowania i braku perspektyw poprawy. U niektórych kobiet dochodzi do wykształcenia mechanizmów charakterystycznych dla podatności na zranienie, które dodatkowo podsycane są opisanymi dalej trudnościami w zakresie samokontroli i uciekania w fantazje. Nie liczenie się z granicami, odrębnością bądź prywatnością dziecka oraz brak poszanowania dla jego autonomii może spowodować, że trudno mu w przyszłości będzie odkryć i zaakceptować własną indywidualność oraz podejmować suwerenne decyzje. Natomiast całkowite zlekceważenie wyznaczania dziecku pewnych granic, przyzwalanie by „wychowywało się samo” może z kolei sprawić, że stanie się nadmiernie niezależne w stopniu utrudniającym mu tworzenie zgodnych, partnerskich relacji z innymi osobami. Dorosłe Dziecko Alkoholika może żyć z głębokim przeświadczeniem o własnej niekompetencji i przez to przyjmować bierną postawę wobec problemów. Jeśli dziecko nie ma poczucia, że spełnia wymagania rodziców, bo są oni wiecznie zajęci własnymi sprawami lub narzucają mu nierealne standardy, by zrekompensować sobie własne porażki, ono w końcu przyjmuje, że zawiodło rodziców, nie jest wystarczająco dobre. Dziecko wychowujące się w nękanej przez problem alkoholowy rodzinie, która funkcjonuje odmiennie w zależności od tego, czy rodzic pił czy jest trzeźwy, może mieć trudność ze zdefiniowaniem własnej tożsamości. Skoro wszystkie zasady zmieniają się jak w kalejdoskopie, a środowisko permanentnie lub okresowo pogrążone jest w chaosie, dziecku trudno się w tym wszystkim połapać. Ciężko odnaleźć samego siebie dorastając w warunkach bezplanowości – w zamęcie, w którym nic nie jest pewne. Niektórym Dorosłym Dzieciom Alkoholików ten nieład tak wchodzi w krew, że stale egzystują w dramacie – idą przez życie mimowolnie siejąc w nim ferment. W rodzinie, w której występuje problem alkoholowy, potrzeby dziecka mogą być traktowane jako mniej ważne. Niepisaną i sztywną zarazem regułą jest, że dziecku nie wolno stwarzać problemów, by nie pogarszać już i tak ciężkiej sytuacji. Nie wolno zatem zakłócać spokoju wyrażając emocje ani zawracać głowy swoimi oczekiwaniami chociaż są to przecież w istocie prawa każdego małego człowieka. Nic więc dziwnego, że tak wielu Dorosłym Dzieciom Alkoholików niezwykle trudno jest mówić o swoich uczuciach i potrzebach, co ze zrozumiałych względów nie ułatwia im budowania satysfakcjonujących relacji. Znoszenie skrajnie trudnych sytuacji, które mogą występować w rodzinach dysfunkcyjnych, wywiera na dziecku ogromną presję, by udawało, że nic się nie dzieje. Rzeczy nie do zniesienia trzeba przecież jakoś wytrzymać, by przeżyć. Zablokowane przeżycia emocjonalne odbijają się jednak na funkcjonowaniu człowieka w jakiś sposób znajdując w końcu prędzej czy później ujście. Czasami wytrenowana w ten sposób zdolność blokowania przeżyć staje się nawykiem, przez co Dorosłe Dzieci Alkoholików mogą tolerować niebywałe obciążenia – przynajmniej do czasu, aż blokady w jakimś punkcie pękną. Emocje nigdy nie przechodzą bez echa. O ile dziecko ma pewien wpływ na siebie, wie co się z nim dzieje i może w jakiś sposób kierować sobą, w przyszłości raczej również będzie zdolne do normalnej dozy samokontroli. W rodzinie z problemem alkoholowym działania nie zawsze prowadzą do tych samych skutków i nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. To jak życie przy tykającej bombie, która w każdej chwili może wybuchnąć. Aby odnaleźć się w takich warunkach trzeba się niesłychanie (jak na możliwości dziecka) kontrolować. A kiedy już dochodzi do zapłonu, następuje totalny chaos, po którym pijący rodzic nierzadko znowu narzuca sobie i otoczeniu żelazną dyscyplinę na pewien, trudny do oszacowania czas. W rezultacie Dorosłe Dzieci Alkoholików miewają różne problemy z kontrolą – sztywnieją, gdy jest okazja do luzu, zwłaszcza w intymnych relacjach kontrolują nadmiernie i są przesadnie odpowiedzialne, by nie czuć niepokoju bądź uciekają w fantazje albo mają ogromną trudność z zachowaniem samokontroli. Ta ostatnia ewentualność czyni je szczególnie podatnymi na nałogi. Terapia DDA i warunki uporania się z poczuciem krzywdy Kojenie poczucia krzywdy często przypomina ciężką przeprawę. Można próbować radzić sobie z tym w pojedynkę, ale zdecydowanie lepiej mieć wsparcie. Zwłaszcza specjalisty wykwalifikowanego w niesieniu pomocy psychologicznej. Najpierw należy zadbać o to, by ustało doświadczenie krzywdy, i zatroszczyć się o bezpieczeństwo poszkodowanej osoby. Czasami ludzie są ranieni całymi latami. Uporanie się z poczuciem krzywdy, wynikającym z minionych doświadczeń, musi zostać poprzedzone rozwiązaniem bieżących bolesnych spraw. W następnej kolejności można przystąpić do nadrabiania zaległości w zakresie tego, czego człowiek został pozbawiony. Jeśli nie jest to możliwe, konieczne jest określenie sposobów radzenia sobie z własnymi deficytami. W zależności od rodzaju ubytków, potrzebne może okazać się również odżałowanie tego, co człowiek stracił przez doświadczenie krzywdy, ponieważ po niektórych zranieniach musi nastąpić żałoba. Zasadne może okazać się również skontaktowanie się z innymi, niż smutek i żal, emocjami takimi jak poczucie bezradności, lęk czy gniew, oraz rozplątanie nie dających spokoju węzłów poczucia winy i wstydu. Proces ten ma służyć wentylacji tych emocji, ale i opanowaniu umiejętności radzenia sobie z nimi w konstruktywny, bezpieczny sposób, oraz asertywnego wyrażania ich. Poza tym pomaga w odzyskaniu łączności z samym sobą, z własnymi potrzebami. Bardzo istotna jest też nauka umiejętności, których nie opanowało się w następstwie krzywdy polegającej na zaniechaniu lub zaniedbaniu, gdy rodzic nie przekazał ich swojemu dziecku. Nie mniej ważna jest nauka radykalnego akceptowania, co jest praktyką, lekcją do stałego przerabiania, a nie jednorazowym aktem, i pozwala dostrzegać oraz uznawać stan faktyczny zamiast spostrzegać go przez pryzmat poczucia zranienia lub z pozycji ofiary. Kolejną sprawą jest rozpoznanie ciężaru krzywdy i odpowiednie z nim postępowanie. Zależnie od formy takiego bagażu konieczne są różne strategie radzenia sobie z nim. Czasami są nim destrukcyjne przekonania, które trzeba przepracować. Ewentualnie problematyczne schematy funkcjonowania wymagające korekty lub zastąpienia innymi. Mogą to być dolegliwości, z którymi trzeba nauczyć się żyć lub problemy psychiczne bądź zaburzenia, które należy leczyć. Może to być balast negatywnych myśli o sobie i własnym życiu, którego trzeba się pozbyć, żeby zrobić miejsce dla nowych zapatrywań na swój temat w celu odzyskania poczucia własnej wartości. Często nieodzowne jest poszukiwanie nowych interpretacji na temat przeszłości, w tym całego kontekstu doświadczenia krzywdy, a nawet jej samej. Radzenie sobie z ciężarem w określonych przypadkach może polegać na praktyce uważności w celu na przykład ograniczenia „emocjonalnych wstrząsów wtórnych”, pojawiających się w odpowiedzi na nawracanie wspomnień krzywdy. I wreszcie koniecznym jest zwieńczenie poprzednich kroków czyli odzyskanie wewnętrznego ładu. Regulacja wywróconych do góry nogami lub poustawianych w poprzek znaczeń. Przyjęcie systemu wartości, który pozwala nadać życiu sens. Odnalezienie siebie poprzez: ograniczenie chaosu, wyznaczanie granic, oddzielenie przeszłości od teraźniejszości, pragnień od potrzeb, kaprysów od celów, życzeń od możliwości, planów od marzeń, ograniczeń od wad. Zależnie od obranego systemu wartości człowiek dokonuje też ostatecznej decyzji o tym, w jaki sposób będzie odpuszczał winy sprawcom swojego cierpienia. Określi również nową, spójną narrację osobistą, która nada egzystencji konkretny kierunek i głębokie znaczenie, a dzięki temu ułatwi satysfakcjonujące spożytkowanie reszty czasu, jaki został mu dany.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.