To piękna idea, jakoby miłość scalała związek i gwarantowała mu trwałość, ale w praktyce nie jest tak kolorowo. Swego rodzaju miarą gotowości do stałego związku jest umiejętność radzenia sobie z frustracją. Może ona przynajmniej okresowo towarzyszyć każdej, nawet najbardziej udanej, trwałej relacji.
Frustracją, że partner różni się od nas. Frustracją, że jest do nas za bardzo podobny. Frustracją, że ma się ochotę na seks, ale nie ciągle z tą samą osobą. Frustracją, że partner nie ma weny na takie praktyki czy eksperymenty w sferze seksualnej, na jakie my mamy ochotę. Frustracją, że ktoś chce zbliżeń częściej, a ktoś chce rzadziej. Frustracją, że w chwilach, gdy na to jesteśmy nieprzygotowani trzeba stawiać „my” ponad „ja”. Frustracją, że nie ma się totalnej swobody i trzeba liczyć się z drugą stroną. Frustracją, która towarzyszy trudnym do pokonania nieporozumieniom. Frustracją, że związek nie wygląda tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Frustracją, gdy partner ma złe chwile, które niekiedy zmieniają się w długie godziny, dni, tygodnie lub miesiące. Frustracją, że partner nie jest taki, jak byśmy tego oczekiwali po partnerze życiowym. Że nie dość często wyraża uczucia albo jest zbyt wylewny i skory do wzruszeń, że jest „chłodnią emocjonalną” albo silnie neurotyczny, że za mało się stara lub z tym przesadza, że niewystarczająco okazuje zaangażowanie albo ma pretensje iż go pod tym względem nie dościgamy, że ogląda się za płcią przeciwną lub własną, że ogląda pornografię lub jest jej zagorzałym przeciwnikiem, że nie zawsze jest szczery, że… I tak dalej, i tak dalej.
Radzenie sobie na różne sposoby z frustracją wydaje się kluczowe. Na szczęście jednym ze sposobów jest planowanie satysfakcjonujących lub przyjemnych wspólnych doświadczeń oraz wzbudzanie pozytywnych emocji. Częściej jednak trzeba zajrzeć do własnego umysłu i zrobić porządek ze swoim sposobem myślenia. Nie jest to łatwe i nie każdy ma motywację, by to robić.
W kulturze obrazkowej ludzie są wyzuci z wyobraźni i pomyślunku. Jeśli coś nie działa lub frustruje od razu przestaje pasować do obrazu dobrego związku i zaraz u niektórych osób pojawia się ciśnienie, żeby to zastąpić czymś innym. Nic dziwnego. Ludzie sukcesu, którzy dzięki obecności w mediach własnym zachowaniem kreują pewne trendy, dają właśnie taki przykład. Zamożni, sławni panowie zmieniają partnerki na młodsze, a piękne dziewczęta wymieniają partnerów na coraz sławniejszych lub bogatszych. Grunt, by ładnie wyglądać na obrazkach. Tymczasem związek to nie ścianka z logotypami – nie chodzi o to, by dobrze wypaść. I chociaż dzisiaj w zawieraniu znajomości wygląd robi prawie całą robotę, to na etapie rozwijania relacji powinien zejść na zdecydowanie dalszy plan. W przeciwnym wypadku zrodzi to frustrację nie do przezwyciężenia. Bo młodszych lub po prostu świeższych, innych od partnera opcji jest całe mnóstwo. To samo dotyczy obrazu całości – jeśli uwierzymy w sielankowe wizje sprzedawane nam przez baśnie, literaturę, takie czy inne religie albo przez filmy, to każdy prawdziwy związek wydać się może nie dość dobry. A zainteresowanie konstruktywnym rozwiązywaniem frustrujących spraw i gotowość na kompromisy mogą być nikłe.
Recommended Comments
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.