Piekielny los anioła - jak nie dać się nadużywać i nigdy nie wrócić do roli ofiary.
Wyciągnij przed siebie jedną dłoń i spójrz na nią. A teraz wyciągnij jeszcze drugą rękę tak, aby obie dłonie były obok siebie. To są potrzeby twoje i potrzeby ludzi na których ci zależy. Następnie połóż dłoń na dłoni. To sytuacja kiedy twoje potrzeby są zasłoniętę bo wyżej stawiasz potrzeby cudze. Tracisz kontakt wzrokowy z dłonią i tak samo tracisz łączność ze sobą. Osoby o mentalności anioła, ludzie do przesady skoncentrowani na innych, nadmiernie ofiarni, hiperodpowiedzialni mają ten problem. Psuje to ich relacje z samym sobą a zarazem stopniowo niszczy poczucie własnej wartości. Bo jak czuć się wartościowym kiedy nie dba się o siebie, o swoje potrzeby?
➡️ Lubisz czytać? Więcej do poczytania znajdziesz tutaj.
Oczywiście takie jednostki przyciągają tych, którzy wyczują taką mentalność. Kiedyś nazywano ich wampirami emocjonalnymi – dziś bardziej popularne jest mówienie o toksycznych działaniach. Trudno o zdrową relację z otoczeniem, jeśli swoją postawą kusi się los poprzez wabienie toksyków. Nie jest to wykluczone, gdy spotkają się dwa anioły, ale obserwacje uczą, że "wykorzystywacze" wpychają się w kolejkę i uprzedzają dobre osoby. Działają przed nimi bo motywowani są chęcią zysku, więc napędzani są nitro i wygrywają w wyścigu. Anioły nie mają szans z diabłami, które siedzą w sportowych furach i nie przestrzegają ograniczeń prędkości.
Czy zatem zalecam, że tak powiem, przetasowanie dłoni i położenie na wierzch tej spod spodu? Absolutnie nie, ale wiem, że może pojawić się taka pokusa. Może coś szeptać do ucha, by tak zrobić. Niektóre anioły, mają przetrącone skrzydła, bo doznały bolesnych krzywd. Być może znacie takie przypadki – ludzi ze względu na swoją dobroć drapieżnie, nikczemnie wykorzystanych. Ludzie którzy przeinwestowywali tak długo, płonęli pasją dawania, że aż został z nich popiół. A z niego nie powstał feniks lecz diabeł. Ofiary czasami stają się oprawcami. Ofiary niekiedy stają się odwetowcami. Niektórym aniołom pękają skrzydła tak jak niektórym ludziom złamany zostaje charakter a wraz z nim kręgosłup moralny. Wtedy człowiek może stać się potworem. Żądnym zemsty drapieżnikiem, rywalem dobroci, czcicielem totalnego egoizmu. Przetasowanie dłoni jak przetasowanie kart może zapoczątkować tragiczne w skutkach rozdanie. Także dla samego oprawcy, ponieważ od tego momentu jego życie staje się koszmarem na jawie. Kiedy idzie przez ogród – kwiaty więdną. Serce ma tak zgorzkniałe, pełne nieukojonego bólu, że zdaje mu się czasem o poranku, iż widzi napisy końcowe jakby jego życie w zasadzie osiągnęło kres. W sensie symbolicznym jest tak w istocie. Wyprawa po zemstę celem zaspokojenia wiecznego głodu odwetu jest druzgocąca bo oddala człowieka od tego, co odróżnia nas od istot pokrewnych. Ten niewysłowiony fenomen człowieczeństwa zostaje daleko w tyle, za spalonymi mostami. Z czasem nie widać go już nawet we wstecznym lusterku, ani kiedy człowiek stoi przed lustrem - a gdy przestaje go dostrzegać, jego oczy stają się inne, zimne, martwe, pozbawione wyrazu. Tymczasem zemsta niczym narkotyk domaga się coraz większych dawek i jak nałóg stopniowo pogrąża nieszczęśnika uzależnionego od tej osobliwej rutyny krzywdzenia. Człowiek tak okrutny, jeśli ma jeszcze resztki serca, miewa czasem przebłyski dobroci. Napotkawszy anioła stara się sobie tłumaczyć, że powinien go oszczędzić. Niestety, pokusa ranienia bywa silniejsza.
Innym ludziom przychodzi do głowy, by dłonie zamiast przetasować po prostu złożyć lub zacisnąć. Wpadają wtedy albo w stan osłupienia, swoistą hibernację, zamykają się w sobie, chowają w pancerzu, albo stają się nader wojowniczy. Celem ich ataków nierzadko bywają cele urojone, symboliczne, niedookreślone. Jedni trwają w letargu wędrując przez życie z zamkniętym sercem powoli usychającym z tęsknoty i skazują się na samotność. Drudzy nie mają czasu na miłość, bo walka zajmuje im cały czas, którym dysponują.
Kiedy wiemy już to wszystko, nasuwa się pytanie, jak zapobiec tym wszystkim mrocznym scenariuszom? Odpowiedzią pozostają dłonie. Tyleż do siebie podobne co od siebie różne dzięki czemu jednej bez drugiej trudno się obejść. Wyciągnij przed siebie ręce i spójrz na obie otwarte dłonie. A teraz niech złapią się wzajemnie. Potrzeby twoje i innych nie muszą być rozpatrywane oddzielnie. Mogą być postrzegane jako obieg, spójna całość, oddziaływać na siebie cyrkularnie. Weź sobie do serca zasadę, która mówi, że dobro jest dobrem o tyle, o ile nie staje się złem przeciwko tobie. Powtórzmy dla pewności: dobro jest dobrem o tyle, o ile nie staje się złem przeciwko tobie. Jeśli nie masz pewności, czy stosujesz tą zasadę prawidłowo, zadaj sobie pięć pytań.
- Czy cudze potrzeby nie przesłaniają ci twoich?
- Czy jest ci dobrze z twoim byciem dobrym?
- Czy twoje dobro ciebie też obejmuje?
- Czy czynienie dobra uskrzydla cię czy sprawia, że ciebie niejako ubywa?
- Czy twoje czyny dowodzą, że miłujesz siebie w nie mniejszym stopniu niż innych?
Podsumowując, nie ma nic złego w byciu człowiekiem o mentalności anioła o ile jest się aniołem także dla siebie. Nie ma nic złego w wielkich wysiłkach na rzecz innego człowieka, o ile pozostajemy w zgodzie ze sobą. Nie ma nic złego w dawaniu, o ile obdarowywanie nadaje naszemu życiu głęboki sens zamiast egzystencję sensu pozbawiać.
Pamiętajmy też o tym, że to od nas w znacznej mierze, choć nie bezgranicznie, zależy, czy otaczamy się aniołami czy przebywamy w złym towarzystwie. Przypominam, że nie jesteśmy tu po to, by żerowały na nas pijawki, by naszym kosztem bawiły się emocjonalne wampiry, by trawiła nas niezdrowa aura toksyków. Posiadanie oparcia w sobie to w praktyce opieranie się przed nadużyciem, podpieranie się własnym dobrem na które zasługujemy w nie mniejszym stopniu, niż pozostali.
Autor tekstu: psycholog Rafał Olszak
Recommended Comments
There are no comments to display.
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.