Witam, jest to dla mnie bardz trudny temat, nie wiem nawet od czego zacząć i pierwszy raz opowiadam swoją historie komuś. Mam 20 lat i mieszkam z rodzicami (którzy również mnie utrzymują). Mój problem polega na tym, że robie wszystko, by zaimponować swoim rodzicom. Poszłam na studia, które chcą, wybrałam chłopaka, który im się bardziej podobał, by byli ze mnie dumni, ale wiem, że cokolwiek nie zrobię, to i tak w końcu się potknę i znów wszystko zrujnuje. Potknę czyli: zapomnę wyjąc zmywarki, nie zdam egzaminu, wrócę za późno do domu. Mam niedługo 21 lat i brak życia towarzyskiego. Nie chodzę na imprezy, bo moi rodzice tego nie akceptują (uważają, że dziewczyna powinna wracać jak jest jasno (wcześnie) jeszcze (czyli max 20). Z tego powody nie mam znajomych ani przyjaciół praktycznie wcale (większość ludzi spotyka się wieczorami). Z domu wychodzę raz w tygodniu do chłopaka. Bardzo chciałabym ściąć włosy, ale nie mogę, bo mama mi nie pozwala, chce wyjechać z chłopkiem na wyjazd chociaż 1 dniowy nad morze nie mogę. I zawsze przy tym jest kłótnia. Ja się nie odzywam, ale wystarczy, że wspomnę o czymś, coś zrobię nie tak, to jestem wyzywana od dziwek, idiotek i innych takich. Nie raz zostałam uderzona w twarz, zepchnięta ze schodów, skopana. Często nie mam na nic siły, nie chce mi się żyć. Bardzo często płacze a momentami nawet na to nie mam sił. Czasami jest dobrze, nawet z nimi porozmawiam...Ale większość czasu czuje się jak „gówno”. Głównie chodzi o moją mamę. Tata jest w porządku, mimo tego, że wszystkich na około uważa za idiotów (może dlatego, że wiele w życiu osiągnął swoimi siłami), to rozmawia ze mną normalnie. To ona sprawia, że wciąż czuje się źle. Często jak wracam do domu mam napady paniki, bóle nerwicowe. Co chwile pytam się jej „czy wszystko ok”, bo boje się, że znów coś będzie nie tak. Chciałabym zacząć normalnie żyć. Chciałabym mieć wizje na siebie i żyć swoim życiem. Może brzmię jak zbuntowana nastolatka, ale ja naprawdę mam już dosyć. Wiem, że dopóki się nie wyprowadzę to nic się nie zmieni, ale czy to rzeczywiście jedyne wyjście? Próbowałam rozmawiać, uważają, że wszystko im zawdzięczam, bo mnie utrzymują, płacą za studia i „inne dzieci tez nie wychodzą tylko się uczą całymi dniami i pomagają rodzicom”....Ale ile ja mam lat...Co mam zrobić? Ta relacja w domu (która ciągnie się od najmłodszych lat, mówiono mi, ze nie mam talentu, że inne osoby sà zdolne ale za mnie muszą robić wszystko oni, mimo, że moi przyjaciele mówili mi, że mam talent to rysunku). Nie wiem, czego oczekuje, ale może ktoś mnie chociaż zrozumie tutaj