Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Taksobie

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Taksobie's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Cześć, witajcie Jest tego tak dużo, że nawet nie wiem od czego zacząć. Jestem młodą kobietą, lat 22. Jako dziecko cierpiałam na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, tzw. muszę dotknąć, a jak nie dotknę to umrze cała moja rodzina. Nigdy nie byłam na to badana. Przeszło samo, jak u większości dzieci tym dotkniętych. Pochodzę z rozbitej rodziny, która w moim wczesnym dzieciństwie miała patologiczne aspekty. Wychowałam się praktycznie bez ojca, chociaż dobrze go znam i mieszkał kilka ulic dalej. Po prostu niezbyt byłam mu na rękę. Wychowała mnie babcia i mama. Babcia niestety zmarła w 2017 roku. Przez całe moje życie analizowałam mój charakter w poszukiwaniu moich słabych punktów i wyciąganiu wniosków na temat ich genezy. Za największą moją wadę uważałam nadgorliwość. Im bardziej się temu przyglądałam, tym częściej dochodziłam do wniosku, że to chyba jednak nie to. W 2018 roku zamieszkałam w swoim mieszkaniu w miejscowości dotąd mi nieznanej. Podjęłam również pierwszą poważną pracę w banku. W styczniu 2019 poznałam mojego obecnego partnera, z którym mieszkam od ponad roku. Od samego początku sąsiedzi doprowadzali mnie do szału. Nie są jakoś ponadprzeciętnie namolni. Denerwuje mnie po prostu to, że są, że stawiają mi ograniczenia. Sami nie stosują się do zasad. Że ich głupie dzieci latem potrafią cały dzień stać pod balkonem i naprzemiennie płakać, krzyczeć, wymuszać, a oni ich tylko przekrzykują. Tak rozpoczęła się moja nienawiść do wcześniej ukochanego mieszkania. Miesiąc temu byłam zmuszona zmienić pracę. Wynikało to z epidemii, ale myślę, że wyszło mi na dobre. Również pracuje w banku, więc nie zaczynam od zera. Mam realne możliwości rozwoju, świetny zespół pełen ludzi z pasjami i wiedzą. Zarabiam mniej, ale nie na tyle mało, żeby płakać. Zaczęłam również studia zaoczne. Cały dzień nie ma mnie w domu, bo do pracy dojeżdżam 30 km w jedną stronę, a w weekendy mam studenckie zjazdy. Z partnerem przestało mi się układać. Wiem, że jestem wobec niego oziębła. Nie robię tego celowo, po prostu czuje, że chcę mieć spokój, chociaż wcześniej to on był dla mnie azylem. 3 miesiące temu przygarnęliśmy małego kotka z ulicy. Jest niemiłosiernie niedobry, niewdzięczny i strasznie wszystko psuje. Wtedy chyba wszystko tak naprawdę we mnie pękło. Często płakałam z bezsilności, kiedy rozwalił mi kolejny worek ze śmieciami. Wszystko przestało być poukładane i na swoim miejscu. Przestałam kontrolować to, co się dzieje w domu. Nagle na wszystko zaczęło mi brakować miejsca. Mieszkanie, z tego fajnego i przestronnego, zrobiło się klitką bez wyjścia z cholernymi sąsiadami. Kiedy po raz kolejny nie mam miejsca, żeby np. odłożyć torbę z zakupami to wszystkim rzucam. Dopiero jak się zrobi porządny bałagan, a ja odetchnę, to zabieram się do sprzątania. Najmniejsza rzecz wyprowadza mnie z równowagi. Dzisiaj na przykład kot zesikał mi się na podłogę. Pokornie poszłam posprzątać. Kiedy miałam całe brudne ręce zaczął sam dzwonić budzik w telefonie, który według mnie był wyłączony. I się coś zacięło. Nie przestawał dzwonić. Nawet nie wiem kiedy się zerwałam z miejsca i pobiegłam rzucić nim o stół. To nie jest do mnie podobne, bo ten telefon jest cholernie drogi i zawsze traktuje go z należytą starannością. Kiedy dotarło do mnie, co zrobiłam, sprawdziłam go sto razy z każdej strony i wróciłam do sprzątania. Po sprzątaniu poszłam po zmiotkę. Mam tam tyci śmietnik, ponieważ żaden inny się nie mieści, bo nie ma na niego miejsca... było tam dosłownie kilka śmieci i już nie mogłam wyciągnąć szufelki. W sekundę cały śmietnik latał po kuchni. Posprzątałam to dopiero, jak pozamiatałam i odłożyłam szufelkę starannie na miejsce. Celowo podkreślam słowa 'starannie', ponieważ zwracam uwagę na każdy szczegół. Napisałam w tytule o zaburzeniach anakastycznych, bo z samej definicji myślę, że do mnie pasują. Na pewno nie jestem pedantką, bo mam w domu przeciętną czystość, a miejscami wręcz brud, bo wszystko leży na sobie w kupie, bo nie mam jak tego rozłożyć i umiejscowić. Ja uważam, że spokój mi da wybudowanie domu na cichej wsi. Ale do tego jeszcze co najmniej kilka lat - i jak do tego czasu żyć i nie zwariować?
  2. Kochana, Też jestem ekonomistką i nie będzie to niestety porada psychologiczna, ale chciałam powiedzieć, że przeczytałam twój post i bardzo trzymam za Ciebie kciuki. Doczekaliśmy się strasznych czasów, gdzie każdy boi się o swoje finanse. Nie jesteś w tym odosobniona. Obniżenie standardów życia nie jest naszą osobistą porażką i uważam, że nie wolno tak tego postrzegać. Z tego co rozumiem mieszkacie w dużym mieście. Może warto zastanowić się nad przeprowadzką do miejscowości, gdzie koszty życia są tańsze? Może warto na chwilę pójść do pracy poza naszym zawodem? Zamiast mieszkania wynająć skromny pokój? Trzeba mieć z tyłu głowy, że jest to sytuacja tymczasowa i mocno zacisnąć pasa. Trzymam za ciebie, i za nas wszystkich, mocno kciuki. Życzę nam wszystkim, żeby epidemia i jej skutki raz na zawsz opuściły nasze smutno jesienne głowy
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.