Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

LaPaix

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

LaPaix's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Dziękuję za komentarz. Nie uważam, żeby była to porażka. Mieszkając z rodzicami, miałam dużo gorsze warunki finansowe, niż utrzymując się sama. Mieszkamy w dużym mieście, jak mówisz. Myśleliśmy o wyprowadzce gdzieś poza miasto, ale po przejrzeniu ofert pracy zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, bo było jeszcze mniej pracy niż u nas. Partner pracuje poza zawodem. Ja zawodu jeszcze nie mam (studiuję), dlatego szukam pracy gdziekolwiek - sklepy, magazyny itp. Problem w tym, że wszędzie albo szukają na pełen etat, a jak już na pół to sami narzucają godziny pracy. Co do mieszkania to mieszkamy w małej kawalerce z aneksem kuchennym i łazienką tak małą, że nawet umywalki nie ma Dziękuję, również trzymam za Ciebie kciuki
  2. Cześć, potrzebuję jakiejś porady, wsparcia i po prostu się wygadać. Zawsze miałam złe relacje z rodzicami. Już od dziecka wolałam spędzać czas sama niż z nimi, chociaż nie chodziłam do przedszkola i jedynymi osobami, z jakimi miałam kontakt byli oni i dziadkowie, którzy się mną opiekowali, jak rodzice byli w pracy. Sytuacja pogorszyła się, kiedy byłam nastolatką. Doszły szantaże (np. idź do bierzmowania, mimo że jesteś od wielu lat ateistką, bo inaczej stracisz ,,przywileje''), szantaże emocjonalne (zrób coś, co mi się nie podoba, to nie będę się do ciebie odzywać przez x czasu), manipulacje, ciągłe pretensje ( i to bardzo sprzeczne, np. jak wyszłam z kimś ze znajomych, to były pretensje, że wychodzę, a jak siedziałam w domu, ucząc się, to były pretensje, że nie mam znajomych), ciągłe wypominanie jaka zła jestem (chociaż nigdy nie przechodziłam buntu nastoletniego, nie piłam, nie paliłam, nie pyskowałam, dobrze się uczyłam, nawet byłam na miesięcznym stypendium za granicą). Mieszkałam też w małym mieście, słabo skomunikowanym. Do liceum dojeżdżałam półtorej godziny w jedną stronę (a jeżeli uciekł mi tramwaj przesiadka to nawet dwie). Obie te rzeczy doprowadziły do tego, że postanowiłam, że się wyprowadzam. Stwierdziłam jednak, że najpierw chcę skończyć liceum i dostać się na studia, dopiero potem znaleźć pracę i się wynieść. Potem pojawił się kolejny problem. Nigdy nie lubiłam kontaktu z ludźmi, których nie znam (wiadomo, że każdy na początku był nieznajomym, ale ,,dom'' moim zdaniem nigdy nie był miejscem na ich poznawanie, raczej miejscem, w którym można odpocząć od tego kontaktu), więc odpadał obcy współlokator. Znalazłam pracę, ustaliłam z przyjaciółką, że zamieszkamy razem, ale przyjaciółka wystawiła mnie w momencie, kiedy wszystko już było praktycznie gotowe (byłyśmy już umówione z właścicielem na podpisanie umowy o najem), bo... jej chłopak zaproponował jej, żeby razem zamieszkali, a ona stwierdziła, że woli zamieszkać z nim, niż ze mną. No, trochę się wkurzyłam, powiedziałam jej, jak się na niej zawiodłam i że czuję się urażona, ale przecież nie będę jej zmuszać do czegoś, czego nie chce. Tak więc pierwszy rok studiów spędziłam z rodzicami. W między czasie rzuciłam pracę (bardzo jej nie lubiłam, szefowa była osobą mocno toksyczną, szłam tam, jak na skazanie), poznałam chłopaka. Długo rozmawialiśmy, analizowaliśmy sytuację. Gadaliśmy, co będzie, jak on straci pracę, co będzie, jak ja stracę pracę, co będzie, jak nie będę mogła pracować (mam chorobę neurologiczną i w niektóre dni czuję się bardzo źle). W końcu po długich rozmowach, analizach, wyliczeniach (chłopak ekonomista, więc do spraw finansowych poważnie podchodzi, nawet poza pracą), przejrzeniu ofert mieszkań, stwierdziliśmy, że razem zamieszkamy. Zaczęło się poszukiwanie pracy. Z racji, że znam mało popularny język, dosłownie po 3 dniach poszukiwań pracy, dostałam telefon, że chcą mnie zatrudnić. Praca marzeń to to nie jest, ale wypłata całkiem niezła( na pół etatu zarabiam więcej niż moja matka na cały etat), atmosfera luźna (praca polega na odbieraniu telefonów i rozwiązywaniu problemów klientów, jak nikt nie dzwoni, mogę robić, co chcę - oglądać coś, czytać książkę, uczyć się, gadać przez swój prywatny telefon), grafik elastyczny ( jednego dnia mogę przyjść na 3 godziny, drugiego na 5, a jak w tygodniu coś mi wypadnie, mogę odrobić w sobotę albo w niedzielę). Po okresie próbnym, z przedłużoną umową wynieśliśmy się. Wszystko układało się cudownie. Aż nagle wybuchła pandemia. Firma, w której pracował chłopak zaczęła podupadać. Poinformowali go, że albo zgadza się na obniżenie pensji, albo wypad. Zgodził się. Zarabiał sporo, ja też, więc problemu nie było. Potem firma upadła. Szukał jakiś czas pracy w zawodzie, ale nie był nigdzie potrzebny człowiek o jego kwalifikacjach. Przebranżowił się, zaczął zarabiać zdecydowanie mniej niż w poprzedniej firmie, nawet po obniżce pensji. Dawaliśmy sobie radę. Ja zarabiałam, on zarabiał. Wszystko było ok. Aż nagle dostaliśmy w firmie informację, że nas zamykają (starsi pracownicy odwalali swoją robotę jak za karę, byli wręcz niemili dla klientów, młodzi pracownicy robili błędy, bo szkolenie było tak podstawowe, że po TRZECH tygodniach szkolenia ani ja, ani żaden z nowych nie wiedzieliśmy, jak robić swoją robotę dobrze. Na dodatek firma mieści się w samym centrum dużego miasta, więc czynsz jest cholernie drogi. Tak jak mówiłam, zarabiam dużo, pensje są wysokie. Szef całej firmy stwierdził, że za dużo na nas skarg i za dużo go kosztujemy, więc rozwiązuje z nami umowę). Wysyłam cv, dzwonię do firm, w których mogłabym się nadać z pytaniem o pracę, ale nic. Zeszłam ,,poniżej standardu'', który sobie narzuciłam - dalej nic. Boję się, co będzie. Miesiąc, dwa pociągniemy na jego pensji, ale dłużej już nie. Boję się, że nic nie znajdę, że będę musiała wrócić do rodziców. A bardzo nie chcę. Po pierwsze, ze względu na relację z rodzicami. Po drugie, bardzo kocham partnera i po wielu miesiącach wspólnego mieszkania widywanie się tylko w weekendy będzie sporym regresem. Po trzecie, przygarnęliśmy zwierzęta i nie wyobrażam sobie teraz rozstania z nimi. Wiem, że na pomoc od rodziców nie mam, co liczyć. Po pierwsze, oni sami ledwo wiążą koniec z końcem. Po drugie, uznali, że skoro byłam na tyle odpowiedzialna, żeby się wynieść, to powinnam być na tyle dojrzała, żeby poradzić sobie z taką, a nie inną sytuacją. Naprawdę nie wiem, co robić. Jestem kompletnie załamana.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.