Nie wiem czy bardziej chce się wygadać czy pomocy, rady. Mam 25 lat i nie widzę dla siebie perspektyw. Jestem w 3 letnim związku, ale w zeszłym roku chciałam się rozstać (tuż po oświadczynach). Dobijało mnie to że on nie chce spędzać ze mną czasu bo jego hobby ważniejsze, że nie chce mi w niczym pomoc bo np jego ojciec nie pomagał mamie myć podłogę... rozmowy nic nie dawały i ja myśląc że się rozstaniemy już zaczęłam się widywać z innym. Niestety upiłam się i go zdradziłam. Nie chciałam tego, później już pilnowałam się by znowu tego nie zrobić ale dalej się spotykałam z tym facetem przez miesiąc. W końcu, mój partner się zorientował i do wszystkiego się przyznałam. Powiedział że mi wybaczy, że będziemy pracować ze mnie kocha. Zerwałam kontaktu z innymi. Później było piekło, co chwilę kłótnie o to że nic nie doceniam, że jestem dziwką bo zdradziłam, że on nic z tego nie uzyskał, że miałam tak dobrze z nim. Z czasem co raz rzadziej były takie sytuacje, pod warunkiem że nic nie mówiłam. Gdy tylko prosilam o pomoc w porządkach domowych i jej nie dostawałam i "przypierdalałam " się o to jak on mówi, to wyciąga moją zdradę jako argument że nie mam nic do gadania. Jakiś czas temu rozmawialiśmy o dziecku. Ale on mówi że nie ma we mnie pewności i dopóki on nie zadecyduje nie będzie dzieci i ślubu, jeżeli mi to przeszkadza, mogę wrócić do faceta z którym go zdradziłam. Dodam że jestem z patologicznej rodziny, do tego stopnia że moja mama chciała się zabić gdy była ze mną w ciąży (podcięcie żył). Teraz jesteśmy dziś. Jedyne co zawsze chciałam to rodzinę. Mieć dużą kochającą się rodzinę, dzieci. W tej chwili mamy mieszkanie na kredyt i nie aż tak złą pracę, ale ja jestem nieszczęśliwa. Nie potrafię przestać o tym myśleć. Przykro mi że sama jestem że wszystkim, nie mogę z nikim porozmawiać bo po zdradzie mam zakaz rozmawiania o wszystkim z mamą czy siostrą czy kimkolwiek ( bo one doradzały bym się rozstała). Myślę że jestem toksyczna. Chce umrzeć, bo mam dość tego życia. Jako dziecko przeżywała koszmar, pocieszałam się że będzie lepiej. Nie czuję tego. Nie mam sensu życia. Czuję jak życie ucieka i już nie będę miała dużej rodziny bo on mi nie ufa. Jestem tchórzem i boje się popełnić samobójstwo. Zaczynam myśleć by obejść ten strach. Zaczynam czytać jak wstąpić do wojska, bo tam łatwiej o szybką śmierć bez zabijania semego siebie... Nie wiem co robić ale już naprawdę zaczynam mieć wszystkiego dość. Cieszę się że chociaż tu mogę się wygadać. Mojemu nie mogę powiedzieć bo gdy próbuję słyszę że jestem głupią przecież mam dobrze. A to że jedyne co zawsze chciałam straciłam to moja wina. Jeszcze zapomniał, jak mu mówiłam dlaczego to się stało. Teraz mówi że chciałam się tylko zabawić nic więcej. Mam dość. Dziękuję