Skocz do zawartości

Przeszłośćnoe atakuje


Masochistka

Polecane posty

Witam.

Nie wiem co myśleć. Jakoś ponad 10 lat temu rozpoznano u mnie zaburzenia depresyjno- lękowe. Było leczenie, terapia, spokoj. Pierwsze objawy pojawiły się dużo wcześniej, ale zarówno ja, jak i otoczenie, uznaliśmy, że coś ze mną nie tak w kontekście, świat normalny, Ty nie, ogarnij się. I to by było na tyle.

W tym czasie byłam w długoletnim związku który zaczął się kiedy miałam lat 14, a owe zaburzenia chyba pojawiły się w okolicy 18 czy 19 roku życia. Nadmienię, że pochodzę z względnie normalnej rodziny jeśli pominąć fakt, ze ojciec pił za dużo, a matka była kontrolującą osobą, używającą czasem przemocy zarówno fizycznej jak i psychicznej. No i chciała ze mnie zrobić kopie siebie.

Ja jestem typem romantycznki, weszłam w związek szybko i uroiłam sobie, że będzie to do końca życia, zważywszy, że zaczęło się dość romantycznie, no i rozwijało się. Związek był trochę jak krowa, ja karmiłam partner doił. Można było liczyć na nego w sprawach przyziemnych, był dość praktyczny, mniej spontaniczny niz ja, ale rownowazylismy się. W wieku tych 18-19 lat zobaczyłam siebie w złym świetle. Zaczęłam wmawiac sobie, zw jestem zła dziewczyną bo, zastanawia mnie jakby było z kimś innym, zauroczył mnie ktoś, ale trzymałam emocje na wodzy. Zamiast iść wtedy po poradę walczyłam sama, jako że pochodzę z małego miasteczka, gdzie każdy każdego zna, nawet nie pomyślałam o terapii. Jeszcze by ktoś mnie zobaczył. Niestety. Prowincja. O pojechaniu do dużego miasta też mowy nie ma bo, jak wyjaśnić matce po ci tam jadę, jak wyjaśnić narzeczonemu... wstyd mi było. Odwróciło to się w autoagresję. Jeszcze bardziej dokręciłam sobie śrubę. Starałam się być jeszcze lepsza, jeszcze bardziej opanowana emocjonalnie w stosunku do świata zewnętrznego. 

Przebywanie samej było dla mnie samobiczowaniem. Odzyskiwałam energię wśród ludzi, dobrze jak było to dalej od świata w którym żyłam. Męczyłam się tak z rok. Po roku doszłam do wniosku, ze nie mogę oddawać się w 100% komuś, jakimś ideałom. Pomogło to na tyle, że trochę lżej w głowie się zrobiło. Narzeczony szczęśliwy bo, ja mniej marudna.

Przez następne 4-5 lat poświęciłam swoje myśli nauce, pracy, spotkaniom z przyjaciółmi i snuciem przyszłości z narzeczonym. W między czasie pojawiło się dwóch mężczyzn którzy o mnie zabiegali. Jeden z nich bardzo uparcie. Nie zwróciłam na niego uwagi dopóki nie wyznal mi uczucia. Wtedy Wow, ktoś mnie jeszcze kocha. Na początku chciałam zerwać kontakt, ale zostaliśmy "przyjaciolmi", narzeczony z czasem to zaakceptował, zresztą miałam z kim gadać, z kim spędzać czas, on miał więcej luzu, poza tym wszechobecne zaufanie, tolerancja i inne wzniosłe ideały. Gdzies tam przewinęła się zazdrość ale znikła. Ja czując się doceniona i że ktoś poświęca mi uwagę balansowałam na granicy, nawet myslalam by sprawdzić jak to by było spróbować być z kimś innym, nawet tą myślą podzieliłam się z narzeczonym, zastrzegając, że jak nie wypali to wrócę. Powiedział "rób co chcesz, ale nie wiem co z powrotem nie jestem bezpieczna przystanią," co jak co jakaś racja. Ja odpuściłam bałam się chyba samotności, albo tego, ze utknę z tamtym, ewentualnie oceny społecznej.

Miał być ślub. Ślub o którym myslalam w kategoriach równorzędnych do pogrzebu. Kurde, póki nie było o nim mowy, póki było kilkuletnie narzeczeństwo jakoś ten związek sobie był. Był w sumie jedynym życiem jakie znałam, ale ślub,o rety kiedyś jako nastolatka myslslam, że to coś super, a teraz? Może odrazu niech mnie w trumnę wsadzą. I nie rozumiałam co się dzieje, niby mówię kocham, niby mieszkamy razem, ale jednak od dłuższego czasu nie mam ochoty dzielić z nim pasji, czasu poza takim domowym, poza wspólnymi spotkaniami ze znajomymi. Dziwne.

Gdzies w między czasie pojawił się ktoś, kumpelstwo ale jednak oczy mi świeciły na jego widok. Rozmowy bez końca, gdzieś wspólne myślenie, no i on nigdy nie robił presji, że coś nie dał mnie, że coś nie pasuje do image, po prostu żył nie udając i kosztując życia. Znajomość się zacieśniała, szukałam pretekstów do spotkań, on też. Któregoś dnia bardzo namiętnie mnie pocałował. Świat oszalał. To był jedyny mężczyzna który przebił się przez budowany latami mur z ideałów. 

Pomyślałam,ok posmakowałam okruchu innego życia, jestem gotowa, może być ślub. Poczucie winy? Tak. Jednak spotykaliśmy się kolejne dni. Po paru dniach wznalam narzeczonemu prawdę. Może zbyt szybko, może trzeba było najpierw w głowie ułożyć co właściwie się dzieje.

Przyszly nakazy, zakazy i kontrola. Rozmowy umoralniające i inne takie. Cierpiałam. Kiedy z czasem uznałam, ze przegrałam bo, jeśli odejdę będę bezdomna (dałam sobie wmówić, że sama sobie nie poradzę) bo, ten co odchodzi opuszcza mieszkanie,  a poza tym on mi powiedział, że na bank nie zostanę. W domu mnie nie chcieli. Nie pomyślałam j innych opcjach, dałam się zaszczuć. 

Gdzies tam pokryjomu parę razy spotkałam się z ukochanym. Ten ostatni raz kiedy powiedziałam mu, że definitywnie koniec bo, nie wolno mi, kiedy nadzieja umarła, narzeczony odkrył, że nie jestem uczciwa. Odszedł, a ja trafiłam do piekła, każdy mnie oceniał, krytykował i nikt nie słuchał. Myślał chyba, ze przez to zrozumiem i wrócę. Nie było dla mnie takiej opcji. Zagrał na sentymencie, stał się na moment tym kim był lata temu. Prawie się złapałam. 

Ostatecznie wyszlam za mąż ale za tego drugiego. Sama byłam pod wrażeniem jak się pozytywnie przy nim zmieniam, staje się ciekawsza świata, chce próbować nowych rzeczy.

Niestety dopadła mnie depresja. Lęk, że mogłam tego nie mieć, tkwić w martwym związku. Lęki były tak silne,że nawet myślałam by uciec I od tego partnera. Co jeśli tu życie potoczy się tak samo? Niestety asertywność nie była moją mocną stroną. Kiedy partner zapytał czy chce odejść odp, że nie, choć w środku było TAK, znowu bałam się rodziny. Poszłam na terapię. Mąż mnie wspierał, cierpliwie znosił mój płacz, rozterki.

Terapia przynosiła skutki, jednak nawał pracy utrudniał mi ją i chyba jej nie skończyłam.

Przez lata wracały lęki. Bałam się przeszłości, denerwowała mnie moja słabość, to jak mnie wychowano, tresowano, jak dla miłości byłam w stanie zrobić wszystko, oddać siebie.

Obecnie mamy dwoje dzieci, kocham męża,a on mnie. Ostatnio nasz związek przeżył renesans i przyszła ona DEPRESJA. Ni stąd ni owąd obudziłam się którego dnia z myślą, że co jeśli popełniłam błąd? Jeśli trzeba było brać tamto życie? Mieszkałabym nadal w moim miasteczku, nadal miała dawnych znajomych, świat ktory znam, lepsze relacje z rodziną, nigdy bym nie doszła, że wiele moich problemów ma źródło w dzieciństwie, żył w udawanym świecie, z kochająca mnie rodziną byłego, z miłością do niego z przyzwyczajenia... Nie wiem skąd te myśli. Było tak dobrze między mną i mężem i przyszło to coś. Wyprało mnie z uczuć wobec całego świata, a przyniosło głupie zwątpienie,  pytania itp. Co zabawne nie wiele pamiętam z cech byłego, ale w tych wspomnieniach chyba ma trochę cech mojego obecnego męża. Myślę, ze chyba tęsknie za miejscami i ludźmi z tamtych czasów, a ex wskakuje jako bonus w te wspomnienia, nie zmienia faktu, że mąci.

Jak zatrzasnąć drzwi przeszłości? Na terapię marne szanse. Jestem obecnie w Szwajcarii, nie ma polskiego terapeuty. Na prywatne wizyty online mnie nie stać. Proszę o pomoc. Nie chcę stracić tego co mam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Ważna informacja

    Chcąc, by psycholog ustosunkował się do pytania zadanego na forum, należy we wstępie podać swój wiek oraz swoją płeć i spełnić warunki podane w instrukcji darmowej porady. Psycholodzy udzielają odpowiedzi w miarę możliwości czasowych. W razie doświadczania nasilonych myśli samobójczych należy skontaktować się z numerem 112 by uzyskać ratunek. Doświadczając złego samopoczucia lub innych problemów można rozważyć też kontakt z telefonami zaufania i pomocowymi - niektóre numery podane są tutaj.

  • PODCASTY-OCALSIEBIEpl.jpg

  • Podcasty i filmy o psychologii

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.