Mam 29lat. Mam syna 7 lat. Mój problem polega na tym, że jestem bardzo wybuchową. Dziennie krzyczę na niego milion razy. Potrafię się zezłościć ciągu sekundy o bzdury. Nie panuje nad tym. Widzę, że robię źle. Obiecywałam już sobie że nie będę wiecznie krzyczeć bez powodu, ale nie potrafię. Wystarczy, że za długo zakłada buty jak wychodzimy, albo nie może bluzy zasunąć to ja już muszę walnąć jakiś tekst w stylu " dłużej nie możesz? Rok tu będziemy stać! Szybciej zakładaj! Znowu się przez Ciebie spóźnimy! Tylko teraz to Ty sie bedziesz tłumaczył" Mówię to takim okropnym tonem z wyrzutami że on nie potrafi zapiąć bluzy. To jest tylko dziecko ja to wiem. Nie musi wszystkiego umieć, wiedzieć. Ma prawo do pomyłek. Ja to wszystko wiem, a nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami. Potem Mam wyrzuty sumienia. Nie chcę żeby mój jedyny synek za którego bym życie oddała kiedyś wspominając dzieciństwo pamiętał tylko moje pretensje i wieczny krzyk. Zdaję sobie sprawę z problemu a nie potrafię nad nim zapanować. Jak zapanować nad tymi wybuchami złości. Zdarza mi się to kilkanaście razy dziennie. Potem tłumaczę synkowi żeby nie zwracał uwagi że ja już tak mam. Okłamuję i jego i siebie, że to nie krzyk i nie byłam zla, tylko po prostu mam taki ton głosu, ale przecież ja wiem że jest inaczej. Potem jestem zła na siebie próbuję wynagrodzić mu te moje napady złości i wychodzę na wariatkę albo jakaś psychopatke. Krzyczę a za chwilę go przytulam albo proponuję jakaś zabawę albo coś żeby mu wynagrodzić i przeprosić za swoje zachowanie. Nie chce taka być a nie wiem jak to zatrzymać. To idzie automatycznie a ja już czuje się bezradna. Czuję się fatalnie z myślą że jestem toksyczna i na tym cierpi moje dziecko.