Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

psycholog Rafał Marcin Olszak

Administrator
  • Zawartość

    1187
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    117

Posty napisane przez psycholog Rafał Marcin Olszak

  1. Cytat

    Mam 49 lat. Od sześciu lat jestem wdową. Od śmierci męża cierpię na depresję, mam za sobą dwie próby samobójcze. Nie mam rodziny która mogłaby mi pomóc w jakikolwiek sposób. Po blisko czteroletniej samotności związałam się nieformalnie z facetem , który początkowo sprawiał wrażenie normalnego, poważnego człowieka. Niestety - gdy udało mu się rozkochać mnie w sobie zmienił się radykalnie. Okazało się że jest alkoholikiem i osobą która lubi się znęcać psychicznie nad kobietą. Depresja czy jakiekolwiek dolegliwości i choroby fizyczne są dla niego powodem do kpin , drwin. Każdy powód żeby wywołać awanturę jest dobry - nawet zadane pytanie - "Co zrobić na obiad?". Od dłuższego czasu mieszkam z nim w Anglii , gdzie wyjechaliśmy w celach zarobkowych.Gdy okazało się że ze względu na zły stan zdrowia nie mogłam podjąć pracy znalazł w tym kolejne powody do psychicznego znęcania się nade mną, bo wie że w tej sytuacji jestem materialnie od niego zależna. Postarał się o to żebym nie miała żadnych znajomych czy przyjaciół do których mogłabym się zwrócić o pomoc. Obawiam się coraz częściej powracających myśli samobójczych. nie wiem jak sobie z tym poradzić. Powoli najprostsze czynności stają się czymś co przekracza moje siły. powróciła bezsenność, ciągłe zmęczenie, apatia, niechęć do życia. Ma to również odbicie w zdrowiu fizycznym - nasilającve się bóle całego ciała , drętwienie kończyń, infekcje, nadciśnienie, problemy kardiorologiczne , nasilająca się cukrzyca. Długotrwały , ciągły stres i niemożność podjęcia jakiegokolwiek leczenia , ciągłe upokorzenia sprawiły że jestem już wrakiem człowieka. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić. Proszę o pomoc.

    Szanowna Pani,

    mówi Pani między innymi o bardzo złym samopoczuciu, myślach samobójczych, a także o trwaniu w relacji, w której doświadcza Pani przemocy. Relacjonuje Pani także, że doświadcza różnych przykrych dolegliwości fizjologicznych.

    Proszę poddać głębokiej refleksji czy dobrym pomysłem jest dalsze bycie w relacji, w której jest Pani źle traktowana.

    Zdecydowanie warto także skonsultować się z lekarzem psychiatrą w celu ustalenia, czy mogłaby okazać się pomocna farmakoterapia. Psychiatra po wstępnym rozpoznaniu wypowie się też zapewne na temat zasadności skorzystania z psychoterapii.

    Doraźnie może Pani również szukać wsparcia poprzez korzystanie z telefonów ośrodków niosących pomoc; proszę zerknąć na listę numerów znajdującą się tutaj: http://www.ocalsiebie.pl/szybka-pomoc/ Rozmowa z kimś przygotowanym do omawiania tak trudnych kwestii może okazać się bardzo pożyteczna oraz dodać nieco otuchy.

    Cytat

    Witam serdecznie i dziękuję za odpowiedź.

    myślałam już o pomocy psychiatry, jednak jak pisałam jestem obecnie w Anglii i niestety nie pracuję, a co za tym idzie nie odprowadzam składek na ubezpieczenie zdrowotne , przysługuje mi więc tylko podstawowa pomoc dorażna. Żebym mogła bezpłatnie korzystać z pełnej opieki medycznej , mój partner musiałby mnie "dopisać" do swojego ubezpieczenia. Niestety on tego nie zrobi wiedząc że w ten sposób mogłabym prędzej czy później znaleźć pomoc i wyrwać się spod jego "władzy". Zaraz po śmierci męża korzystałam w Polsce z porad psychiatry , który przepisywał mi srodki psychotropowe , jednak okazało się to niewystarczające , a w ogólnym rozrachunku przyniosło odwrotny skutek. Mieszkałam w miejscu gdzie o czymś takim jak sesje terapełtyczne były poprostu niedostępne. Wizyty u psychiatry ograniczały się w zasadzie tylko do wypisywania kolejnych recept. Ponieważ mieszkałam sama i nie miałam nikogo , kto choćby rozmową mógłby mnie wesprzeć , skończyło się to , jak już pisałam dwoma próbani samobójczymi w chwilach gdy przychodziło załamanie. Wydaje mi się , że w wyjściu z depresji mogłyby mi pomóc sesje terapełtyczne z psychiatrą czy psychologiem , jednak nie mam możliwości skorzystania z takowych bezpłatnie .Jestem finansowo zależna od partnera , a ten powtarza mi tylko że płacz jeszcze nikomu nie zaszkodził i że od tego się nie umiera. Woli wydać pieniądze na alkohol niż na moje leczenie. Zdaję sobie sprawę że uwikłałam się w toksyczny związek , z którego niełatwo będzie się wyrwać , a już na pewno nie bez pomocy specjalisty, który pomógłby mi psychicznie stanąć na nogi.

    Jeśli chodzi o listę numerów - mam z tym problem, ponieważ nawet jeśli są one bezpłatne w Polsce , to nie dla połączeń międzynarodowych a mój partner skrzętnie pilnuje zebym na koncie telefonicznym miała minimalny stan. Jedyny kontakt " ze światem" mam drogą internetową i to wtedy gdy jego nie ma w domu.

    Szanowna Pani,

    niestety nie orientuję się, jakie konkretnie może Pani podjąć działania zagranicą w celu uzyskania wsparcia w zakresie radzenia sobie z obecną sytuacją. Proponuję skorzystania z informacji i oferty organizacji przeciwdziałającej przemocy w rodzinie:

    http://www.nowezyciebezprzemocy.co.uk/ 

    http://www.nowezyciebezprzemocy.co.uk/gdzie-szukać-pomocy.php 

    Niektóre usługi są bezpłatne; jeśli nie zna się dobrze języka, można poprosić o tłumacza.

    Prawdopodobnie uzyska tam Pani również informacje, jakie są opcje odnośnie pomocy psychologicznej dla Polaków w UK, którzy nie mają środków na prywatne wizyty u specjalistów, a nie są ubezpieczeni by móc korzystać nieodpłatnie z pomocy lekarza psychiatry czy psychologa. Jeśli okaże się, że w tym zakresie akurat nie będą w stanie pomóc, istnieją zawsze inne opcje, na przykład użytecznych informacji można szukać tutaj http://londynek.net/ukipedia/article?jdnews_id=4107999 (i poprzez kontakt z podanymi tam ośrodkami). 

    Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłaby profesjonalna pomoc drugiego człowieka lub zespołu osób, ale jeśli na ten, bieżący moment nie ma takiej możliwości, proszę zacząć pomaganie sobie od lektury dobrych poradników samopomocowych odnośnie radzenia sobie z depresją. Na przykład są to „Umysł ponad nastrojem podręcznik pacjenta” autorstwa Christine Padesky, „Pokonaj depresję zanim ona pokona ciebie” autor Robert Leahy, „Radość życia czyli jak zwyciężyć depresję” autor David Burns. Książki te nie są drogie (prawdopodobnie można je też znaleźć w Internecie). Zwykle zawierają ćwiczenia podobne do tych, które wykonuje się w ramach psychoterapii. Ratowanie siebie może Pani z pewnością zacząć od tego. Może Pani również zapoznać się z artykułami na temat pokonywania depresji na łamach naszego serwisu http://www.ocalsiebie.pl/search/?&type=cms_records1&tags=depresja&nodes=1

    To zrozumiałe, że przeżywa Pani trudne emocje w tym okresie, jakkolwiek bardzo cieszy fakt, że aktywnie szuka Pani pomocy i pragnie poradzić sobie z obecną sytuacją i złym samopoczuciem. Proszę nie zbaczać z tego kursu, pozostawać przy życiu, okazywać sobie wsparcie i troskę, podejmować działania na rzecz poprawy tego stanu rzeczy, a w końcu zacznie być lepiej. 

  2. Cytat

    Witam,
    Od już sporej ilości czasu męczy mnie pewna dolegliwość (z różnym natężeniem) i chciałbym w końcu coś z tym zrobić. Mianowicie gdy byłem na 2 roku studiów (czyli około 3 lata temu), przed jednym z egzaminów uczyłem się większą część nocy. Po krótkiej drzemce zacząłem źle się czuć, poczułem mdłości, które ciągle narastały, potem w drodze na uczelnię były na tyle silne, że ledwo utrzymywałem zawartość żołądka. Ustało to kilka minut po rozpoczęciu egzaminu - czyli po prostu zająłem myśli czymś innym. Po tym incydencie miałem jeszcze kilka podobnych przypadków, nie było ich dużo i nie były to tak silne, jednak wciąż nie domyśliłem się wtedy że to ma podłoże psychiczne. Po obronie dyplomu (czyli rok temu) i nie dostaniu się na wybrany kierunek studiów II stopnia, postanowiłem poszukać pracy, a studia ewentualnie wznowić za rok. Początkowo nie było więcej żadnych objawów. Po kilku przebytych rozmowach kwalifikacyjnych i niepowodzeniach, zacząłem odczuwać te ataki co raz częściej. Zaczęło to sprawiać, że co raz trudniej było mi wyjść z domu, aż doszedłem do takiego krytycznego momentu, że wyjście do sklepu było dla mnie trudne (choć były też dni spokojne). Gdy łapało mnie to na zewnątrz, poza domem, to z automatu zaczynałem uciekać do domu. Pracy koniec końców nie zacząłem żadnej, bo bałem się w ogóle iść na rozmowę. Trwało to tak kilka miesięcy, w tej chwili ataki nie są takie częste, a i lepiej sobie nawet z nimi radzę, staram się nie uciekać tylko zwolnić, uspokoić. Postanowiłem w końcu coś z tym zrobić i uważam że jest teraz dobry czas, skoro jestem w stanie jako tako funkcjonować, a kto wie czy to nie wróci kiedyś znowu.
    Może się pojawić też pytanie skąd wiadomo czy to na pewno ma podłoże psychiczne, a nie fizyczne? Początkowo tak sądziłem, po jakimś czasie obserwacji tego stanu i jego analizy (notowałem sobie w pamięci, a potem też i w kalendarzu, co i kiedy dokładnie się ze mną działo gdy to się odbywało) wyszło mi po prostu, że coś jest na rzeczy.. :) Do tego gdy uciekałem do domu i już się w nim znajdowałem to dolegliwości "magicznie" ustępowały.. 
    Teraz trochę o objawach.. Głównym objawem są nudności i czasem paniczny wręcz strach przed tym że zaraz zwymiotuję. Do tego potliwość, uczucie ciężkości w nadbrzuszu (typu ściskania) i suchość w ustach, która potęguje nudności. Na tą ostatnią znalazłem sobie sposób, że po prostu żuję gumę.. Choć działa ona dla mnie właściwie na chwilę i po chwili znowu suchość wraca. Łatwo poznać po mnie, że mam atak właśnie po tym, że często sięgam po gumy.. :)

    Chciałem się dowiedzieć właściwie czym są te ataki. Czy to jest jakiś rodzaj nerwicy, choć czytałem że nerwica bardziej objawia się atakami duszności i bólami w klatce piersiowej, a nie nudnościami. A może to jest emmetofobia? Jak z tym w ogóle walczyć, bo jak widać póki co umiem to trzymać w ryzach, bo ataki są dość rzadkie, ale nie umiem się tego całkowicie pozbyć.

    Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam

    Szanowny Panie,

    objawy, które Pan opisuje, sugerują fobię społeczną, podkreślam jednak, że absolutnie nie da się i nie diagnozuje się na podstawie tekstu na forum, bez rozmowy z daną osobą. Skoro problemy skupiają się wokół problematyki mdłości warto w tej sprawie skonsultować się z lekarzem psychiatrą, który to specjalista wykluczy ogólnomedyczne przyczyny takich dolegliwości i ewentualnie zaleci farmakoterapię. Prawdopodobnie zasugeruje także psychoterapię. Proszę nie zwlekać, nie czekać aż problem utrwali się bądź rozwinie, lecz w miarę możliwości bez zwłoki skonsultować się ze specjalistą.

  3. Cytat

    Mój były partner cierpi na zaburzenie osobowości borderline, kiedy po naszym ostatnim rozstaniu, po ośmioletnim związku trafiłam przez przypadek na artykuł dot. zaburzenia borderline wszystko stało się jasne. Nagle zrozumiałam wszystko. Przez tyle lat nie mogłam zrozumieć zachowania mojego byłego chłopaka i to w jaki sposób mnie traktował.Zawsze czułam, że w Marku tkwią dwie osobowości i zastanawiałam się która z nich jest prawdziwa. Czy ta kochająca, uczuciowa, wrażliwa osoba czy ten bezduszny chuj (no nie znajduje innego słowa), który traktował mnie z nienawiścią, brakiem szacunku, poniżał.. Rozstania i powroty, których nie jestem już w stanie zliczyć. Wykonałam test na borderline znajdujący się na stronie. Oczywiście za niego, wiem, nie siędzę w jego głowie, odpowiedzi udzieliłam na podstawie obserwacji i tego co mówił mi i opowiadał o tym co czuje przez wiele lat. 22 odpowiedzi na tak.

    Po ostatnim rozstaniu (10 miesięcy temu) sama zwróciłam się do specjalisty, całkowicie podeptana psychicznie. Przeszłam terapie, czuję się nowym człowiekiem, wreszcie potrafię cieszyć się życiem, odzyskałam pewność siebie, wróciłam. Tylko, że mój były cały czas nie daje mi spokoju. Nie chce ze mną być, ale nie daje mi o sobie zapomnieć. Czuję, że mnie osacza. Mówi, że chce być moim przyjaciele, ale moim zdaniem ta relacja wykracza poza przyjaźń. Po rozstaniu, próbowałam wiele razy zerwać znajomość. Wraca jak bumerang. Czuję, że rozpaczliwie chce mnie odzyskać. Ale nie po to, żeby ze mną być, tylko po to, żebym czekała na niego wiernie jak pies. Żeby miał gdzie wrócić, gdy poczuje się samotny i zagubiony.

    Z jednej strony jestem na niego wściekła, czuję, że traktuje mnie jak przedmiot. Zupełnie nie liczy się z moimi uczuciami. Z drugiej jednak strony, wiem, że potrzebuje pomocy. Tak bardzo chciałabym mu pomóc, chcę żeby zgłosił się po pomoc do specjalisty. Od kiedy sama czuję się silniejszym człowiekiem, widzę jak on mną manipuluje. Straciłam do niego zaufanie, boję się, że znów mnie skrzywdzi. Odbieram go jako wampira emocjonalnego, który zabiera mi radość życia, wysysa dobrą energię. Ja już nie mam siły, czuję się tak bardzo zmęczona. Z drugiej strony martwię się o niego, wiem, że cierpi. Mówiłam mu wiele razy, że powinien zgłosić się do psychologa, zapiera się rękoma i nogami. Oczekuje, że ja mu pomogę, że ja odczaruje jego świat. A ja nie umiem, nie mam już siły. Tym bardziej, że nie jesteśmy już razem. Nie chcę, żeby znów mnie spalał i niszczył. I tu pojawia się moje pytanie. Czy jeżeli zaciągnę go do psychologa, to, czy psycholog jest w stanie przekonać go, że on potrzebuje pomocy? Co mam zrobić w tej sytuacji? Przekonywać go do pójścia, wyszukiwać specjalisty? Moi przyjaciele mówią mi, po co ty z nim w ogóle rozmawiasz, zostaw go, nie pomożesz mu. Ale myśl, że on cierpi, że to się wszystko dzieje poza nim sprawia, że nie umiem przejść obok niego obojętnie. Ale czuję też, że doszłam do skraju. Jestem emocjonalnie wykończona. Co mam zrobić? Czy mogę mu jakoś pomóc?

    Szanowna Pani,

    diagnoza powinna odbyć się pod okiem specjalisty i za zgodą osoby diagnozowanej – partner sam musiałby wyrazić wolę rozpoznania źródła swoich problematycznych zachowań. Później sam musiałby chcieć coś z tym ewentualnie zrobić. Możliwości zmiany drugiego człowieka są dalece ograniczone, jeżeli on sam nie wyraża na to gotowości i chęci do pracy nad sobą. Może Pani co najwyżej zasygnalizować, że jest taka opcja jak pomoc psychologiczna i psychoterapia, która być może ułatwiłaby mu lepsze funkcjonowanie. Z drugiej strony z pewnością warto przyjrzeć się własnej tendencji do „ratowania” partnera, jak również motywom swojego trwania w takiej relacji, co także daje do myślenia. Nawiasem mówiąc można odnieść wrażenie, że w tej relacji emocjonalnie wciąż Pani jest – partnera fizycznie wprawdzie nie ma, bo nastąpiło rozstanie, ale Pani wciąż tak jakby jest przy nim. To zaś ze zrozumiałych względów zaważa na Pani samopoczuciu, uniemożliwia odżałowanie rozstania, a więc zakotwicza w przeszłości i utrudnia ruch w stronę przyszłości.

    Zwracam się z uprzejmą prośbą, by w miarę możliwości nie używała Pani więcej wulgaryzmów w korespondencji ze mną oraz na forum. 

  4. Cytat

    Wydaje mi się, że mam cyklotymię, skad mam mieć tę pewność??

    Szanowny Panie,

    należy udać się na wizytę do lekarza psychiatry, na konsultację psychologiczną lub psychoterapeutyczną. W trakcie diagnozowania specjalista pomoże ustalić, co stoi za objawami, których Pani doświadcza. 

  5. Cytat

    1 Jestem 20 letnim mężczyzną. Pomagam rodzicom na gospodarstwie jednak chce rozpocząć kursy i zacząć utrzymywac sie samemu.
    2 Problem był w sumie od dzieciństwa. 
    3 Nie potrafie sie zaangazować ani nic poczuć do jakiejkolwiek dziewczyny. Wydaje mi sie, że je ranie chociac mowia, że nie. Jestem niezdecydowany czy chce zwiazkow poniewaz nie potrafie okreslic moich uczuc w stosunku do nich. Boję się związków, bólu, który towarzyszy przy rozstaniach oraz wydaje mi sie iz bym sie dusil w zwiazkach. 
    4 Zmuszam sie do kontynuowania relacji lub po prostu uciekam. 
    5 Czy to jest lek przed bliskoscia, przed zaangazowaniem sie? Czy mozna sobie z tym poradzic? Ile czasu zajmuje terapia?
    6 Wiem, ze brakuje mi pewnosci siebie oraz poczucia wlasnej wartosci. 
    Ponadto relacje moich rodzicow byly zawsze takie zimne, nigdy nie okazywali sobie uczuc, klocili sie, ale w domu NIE BYLO nigdy alkoholu. W dziecinstwie bylem bardzo niesmialym dzieckiem w sumie teraz jest lepiej. Moje relacje z ojcem byly zawsze chlodne, malo i rzadko z soba rozmawialismy, w gimnazjum w ogole z nim nie rozmawialem. Nigdy nie lubilem gdy mnie do niego porownywano, nawet mialem kompleksy z tego powodu i chyba dalej czasami mam. Mama jest nadopiekuncza ale tez czasami chlodna. Pamietam jak w dziecinstwie zawsze chcialem cos powiedziec to bylem nie wysłuchiwany. Teraz mam 20 lat chce zaczac zyc, ale odczuwam wewnetrzny strach, czasami bol. Poznalem dziewczyne, znamy sie 2 miesiace, ona sie zauroczyla, a ja nie wiem co czuje, powiedzialem jej, ze sie boje, ze zawsze uciekalem z relacji. W ostatniej klasie LO zauroczylem sie w pewnej dziewczynie, ale tylko dlatego, ze nie moglem jej mie bo w pewnych momentach czulem, ze ja mam wiec ogladalem sie za inna, ale schemat byl ten sam. Dlatego chce pokonac to i byc szczesliwym czlowiekiem. Zawsze towarzysza mi mysli typu "ranie ja", "nie wiem co czuje", " to sie kiedys skonczy", "bedzie bolało","chce poznawac jeszcze inne dziewczyny", "chce sie wybawic", ale wiem, ze to sa tak na prawde wymowki.

    Wroce do relacji z rodzicami. Rodzice maja gospodarstwo, jednak zawsze byly jakies dlugi, klocili sie, tak jak wspomnialem nigdy nie okazywali sobie uczuc. W szkole nie uczylem sie najlepiej dlatego zawsze Matka mnie przez to gorzej traktowala typu "tuman", "brat uczy sie lepiej". Tak na prawde rodzice nigdy ze mna nie rozmawiali ani ja z nimi. Razem z bratem dostalismy premie mlodego rolnika, ktora zainwestowalismy oraz splacilismy troche zadluzem. Nie chcialem tej premii, ale gdyby nie to gospodarstwo zostaloby zlicytowane i nie mielibysmy gdzie mieszkac. 

    W domu nie mialem oraz nie mam nadal prywatnosci (rodzina wielodzietna). Samo przebywanie w domu mnie meczy i dołuje. Czuje sie zmeczony, myslenie mnie meczy. 
    To chyba na razie tyle.

    7 Chce sie usamodzielnic, nawet czesciowo oraz stworzyc szczesliwa relacje.

    Po napisaniu tego mam wyrzuty sumienia, czuje sie zle, tak samo jesli komus o tym mowie.

    Szanowny Panie,

    mówi Pan o braku pewności siebie i niskim poczuciu własnej wartości, a także o trudnościach w tworzeniu satysfakcjonujących związkach. Wspomina Pan również o relacjach z rodzicami, które nie spełniają Pana oczekiwań, a nawet czasami zdają się ranić Pana uczucia, np. gdy jest porównywany do brata („Nigdy nie lubiłem gdy mnie do niego porownywano, nawet mialem kompleksy z tego powodu”). W trakcie 1-2 konsultacji psychologicznych należałoby zgłębić te wątki i poddać głębokiej refleksji, co konkretnie staje Panu na drodze do realizacji celów, jakie są te cele, co mogłoby usprawnić Pana funkcjonowanie. Zapewne jednym z tematów dalszej współpracy ze specjalistą byłyby kwestie związane z poczuciem własnej wartości, asertywnością, pewnością siebie, wglądem we własne potrzeby emocjonalne. Warto by się też przyjrzeć swoistemu schematowi, który Pan opisuje – relacjonuje Pan, że podobała się Panu kobieta niedostępna, natomiast jeśli chodzi o relacje z otwartymi na związek kobietami, ucieka Pan przed nimi lub zmusza do trwania w nich. Na podstawie wiadomości na forum trudno jest powiedzieć coś więcej – byłyby to jedynie hipotezy, w dodatku bardzo niepewne, więc zdecydowanie lepiej by skorzystał Pan z pomocy psychologicznej, określił w czym konkretnie tkwi problem i zajął się tym przy wsparciu terapeuty. Diagnozy nie stawia się na forum, bez kontaktu z danym człowiekiem, na podstawie tak niewielkiej liczby informacji. Ze zrozumiałych względów nie da się też wobec tego określić czasu terapii, można jedynie z dużą dozą ostrożności zakładać, że początkowy etap współpracy (obejmujący wstępną diagnostykę) może zająć około kilkunastu sesji. Wiele zależy od tego, jak dana osoba reaguje na terapię, jak w niej funkcjonuje, jakie rozwiązania zostaną zastosowane.

  6. Cytat

    Jestem studentką

    Od kilku miesięcy mam problem z partnerem nie możemy się ze sobą dogadać jeśli chodzi o egzystowanie ze sobą w związku. Kłótnie dotyczą na ogół może się wydawać śmiesznych rzeczy lub błahych typu kupowanie kwiatów czy czekolady albo wyjść do kina itp. Ze swoim partnerem byliśmy od maja tamtego roku. Na początku było wszystko w porządku. WIdziałam że mu zależy na mnie i naszym związku. Jednak po kilku miesiącach zaczęły pojawiać się kłotnie o sprawy typu że nie wychodzimy do kina czy kawiarni, że nie dostaje kwiatów.  Potem jakoś po tych kłótniach się godziliśmy i na jakiś czas było OK potem ponownie kłótnie. Ciągle powtarzałam partnerowi czego oczekuje od niego i co mi się nie podoba i co bym chciała zmienić jednak mam wrażenie , że to przechodziło bez echa i nic sie nie zmieniało. Mój partner bym powiedziała , że zyje w wirze praca. Praca w biurze od 8-16 potem obowiązki domowe, ale jest typem domownika, która nie lubi wychodzić z domu. Mam wrażenie że w tym wszystkim nie ma czasu i miejsca dla mnie w jego życiu. Ja jestem osobą otwartą na świat i ludzi.  Z natury jestem osobą gadatliwą. Zależało mi też na tym aby mieć telefoniczny kontakt z partnerem. Chciałam wiedziec co się z nim dzieje. On jednak nie jest typem żeby kontakt telefoniczny był dla niego ważny. Mało dzwonił mało pisał smsów to zawsze ja do niego pierwsza dzwoniłam . Miałam też wrażenie że mało o mnie dba nie troszczy się . Jeśli chodzi o nasze kłotnie mnie zawsze ponosiły emocje czasem nie panowałam nad tym co mówię często uzywałam w jego kierunku obraźliwych słów . Jednak potem się godzilismy i jakos dalej funkcjonowalismy. Ja miałam też huśtawki uczuciowe raz miałam wrazenie że go nie kocham a raz bardzo za nim tęskniłam. Już sama sie pogubiłam w ucuzuciach czy to miłość czy zafascynowanie drugą osobą czy lęk przed samotnością. Ostatnio bardzo się na nim zawiodłam czułam się jakby ktoś mi wbił nóż w plecy. Poprosiłam żeby przyjechał po mnie na imprezę odmówił bo powiedział, że rano idzie do pracy i się nie wyśpi czy nie może mój brat po mnie przyjechać . Byłam w szoku że dla niego sen okazał się ważniejszy odemnie. Nie odzywalismy się do siebie przez tydzien. On tydzień temu pisał do mnie na facebooku jednak mu nie odpisywałam. W poniedziałek do mnie dzwonił kilka razy jednak nie odbierałam. Chciałam żeby wiedział że mam prawo być zła. Zaczął pisac do mnie na facebooku co się ze mną dzieje czemu nie odbieram telefonu odpisałam mu żeby nie pisał ani nie dzwonił że to koniec. I tak od poniedziałku odkąd mu napisałam była cisza. Po kilku dniach mu napisałam smsa że moze nasza znajomosc pozostac na stopie koleżenskiej . Opisał że jest to słuszna kwestia na tą chwilę. Aż do wczoraj miałam z nim spotkanie nie wiem czy to dobrze . Porozmawialismy ze sobą. Powiedział, że on soba nie pozwoli manipulować że nie jest ptaszkiem który będzie zamknięty w klatce. Ze ma dosc natrętnych telefonów w ciągu dnia i że nie jest chłopcem na posyłki. I żebym się nie dziwiła że odebrałam wrażenie ze mu mało zależy jak się go ciągle czepiałam i ciągłe awantury były i go obrazałam. Powiedział, że na tą chwilę nie chce być ze mną że chce zastosować terapie czasu żebysmy odpoczęli od siebie i sie wyciszyli, że będziemy miec kontakt na zasadzie przyjaciel przyjaciółka. Nie powiedział wprost że mnie nie kocha. Powiedział że czas pokaże co dalej będzie.

    Staram się myślec pozytywnie ale nie wiem czy jest sens robic sobie nadzieje czy ten związek ma szanse na przetrwanie. Czy faktycznie musimy odpocząć od siebie i spróbować od nowa za jakis czas.

    Wstydzę sie tego problemu

    Chcę odzyskać wiare w to że będzie dobrze. Nie zadręczać się psychicznie

    Szanowna Pani,

    zrelacjonowała Pani trudności w relacji. Bardzo przejmujące jest stosowanie przemocy emocjonalnej (takie postępowanie by dokuczyć, np. wywołać poczucie winy), a także przemocy słownej („czasem nie panowałam nad tym co mówię”). Wspominała Pani też o komunikacji nie wprost, ale poprzez wykorzystywanie pewnego rodzaju fortelu („dzwonił kilka razy jednak nie odbierałam. Chciałam żeby wiedział że mam prawo być zła”) jakby nie można było po prostu na temat swojego gniewu porozmiać zamiast go okazywać, co oczywiście pogłębiało przepaść między Państwem.

    Pisała Pani również o nieodwzajemnianej proporcjonalnie potrzebie kontaktu i o tym, że partner potrzebował jakby więcej przestrzeni oraz odbierał telefony jako natarczywe.

    Wspomina Pani także o wahaniach nastroju i zagubieniu.

    Niestety nie postawiła Pani żadnego pytania. Na końcu napisała Pani wprawdzie „Chcę odzyskać wiare w to że będzie dobrze. Nie zadręczać się psychicznie” ale przede wszystkim nasuwa się pytanie... dlaczego ten związek jest dla Pani tak ważny skoro tak źle się Pani w nim czuje?

    Sugeruję kontakt z psychoterapeutą, co prawdopodobnie przełoży się na psychoterapię pod kątem między innymi:

    - treningu asertywności (by skuteczniej wyrażać swoje potrzeby i wpływać na przebieg relacji bez stosowania przemocy),

    - zarządzania gniewem i drażliwością (by odzyskać panowanie nad sobą),

    - radzenia sobie ze stresem w relacji (by zminimalizować częstość i natężenie konfliktów).

    Nie bez znaczenia może być także głęboka refleksja nad Pani kryteriami doboru partnera i uwzględnianiem ich w praktyce skoro pod względem ważnych dla Pani wartości (częstotliwość kontaktu, potrzeby łączności) byliście Państwo, jeśli dobrze rozumiem, niekompatybilni.

    Pani Paulino naprawdę zachęcam do przepracowania swoich trudności podczas psychoterapii, ponieważ w kolejne relacje wnosi się to samo, a zatem nawet jeśli Państwo się rozstaniecie, problemy m.in. drażliwości, wiodącej do nieporozumień i kłótni komunikacji będą prawdopodobnie powracać, a bywa tak zwłaszcza w bardziej stresujących okresach. 

  7. Cytat

    Jestem córką mężczyzny 72 letniego , który ma stany lękowe. Zaczeło się to z 10 lat temu . Obecnie jest coraz gorzej. Boi się , że umrze. Wmawia sobie wszystkie chroby. Każe sobie co pół godziny mierzyc ciśnienie. Wyniki ma dobre. Czasem tylko kłopoty z nadciśnieniem. Bierze na nie leki. Mieszka z żoną . Kiedys był człowiekiem bardzo rozrywkowym. Lubił zabawe i alkohol. To sie zmieniło po przejściu na rente. Obecnie siedzi całymi dniami w fotelu . Jedyna rozrywka jego jest telewizor. Do niedawna wychodził na spacery. Teraz od 3 tygodni mówi , że nie ma siły nigdzie wyjść . Nie chce mu się nawet rozmawiac z nami. Nie ma apetytu ina każde nasze prośby reaguje płaczem . Od 5 lat leczy się u psychiatry. Bierze leki na depresję . Jego stan nie poprawia się a wręcz przeciwnie pogarsza. Prosze bardzo o poradę.

    Szanowna Pani,

    jeśli stan mężczyzny wyraźnie się pogarsza koniecznie należy ten temat poruszyć z prowadzącym lekarzem psychiatrą, który być może zleci dodatkowe badania neurologiczne. Ponadto w przypadku depresji pomocna bywa psychoterapia. Tu wydaje się ważna choćby z tego względu, że Pani ojciec stosuje nie tylko niepomocne, ale wręcz pogarszające sprawę strategie radzenia sobie ze złym samopoczuciem (izolowanie się od ludzi, aktywność ograniczona do oglądania telewizji).

  8. Cytat

    Witam,

    Wraz z rodziną tymczasowo (na czas budowy) mieszkamy z teściami. Męża praktycznie w ogóle nie ma w domu (najpierw praca zawodowa, a potem nieraz do późnych godzin nocnych spędza czas na budowie). W domu pozostaję więc z teściami i z dziećmi. Nie radzę sobie jednak w tej relacji. Teściowie ogólnie są poważanymi ludźmi chcącymi dla nas jak najlepiej i również nas wspierających w codziennych działaniach jak i także finansowo (niestety). Już ten aspekt jest dla mnie dość 
    krępujący. Mieszkamy razem, ale praktycznie brak jest jakiejkolwiek prywatności. Teść bardzo drażni mnie swoją wścibskością i wszędobylskością. Już od rana ledwo otworzę z córką oczy, nie zdążymy się jeszcze nawet ubrać już zagląda do nas ze swoim "dzień dobry" i codziennie wypytuje o sen, o śniadanie i plany na cały dzień. Dla córki przygotowuje śniadanie choć ja może chciałabym zrobić to sama, albo mam inny pomysł na jedzenie. Zazwyczaj przygotuje coś z "wpadką", np. poda surowe jajko dziecku 
    albo spleśniałego pomidora twierdząc, że trochę odkroił co było zepsute.. itd. Denerwuje mnie także, że swoimi rozmowami zajmują czas mężowi, bo mamy go z mężem tak mało, ze to ja chciałabym w tym czasie z nim rozmawiać. Denerwuje mnie teściowa, która co rano wstaje wczesnym rankiem, żeby przygotować dla synka śniadanko, a wieczorami/w nocy czeka na niego, żeby mu podać kolację... W ten sposób nasze życie rodzinne praktycznie nie istnieje. Najbardziej jednak wyprowadza mnie z równowagi, kiedy próbuję coś wyegzekwować od dzieci, a oni mi się wtrącają, 
    bo np. dziecko zapłacze, to już się wyłaniają lub ingerują między nas. Kiedyś, gdy córka jak to czterolatka "odstawiała" na wieczór sceny w łazience przy myciu ząbków weszli nam do łazienki (nie była w tym czasie zamknięta na klucz) i zaczęli tulić małą i do niej przemawiać: dlaczego płacze; że ma przyjść do nich itd. Bardzo się w takich sytuacjach denerwuję. Ze względu, że to rodzice męża i że wiele nas wspomagają staram się wszystko dusić w sobie i nie okazywać złości, ale praktycznie 
    codziennie widać, że mnie zalewa wściekłość. Złość uderza mi do głowy, ręce zaczynają się trząść, chce mi się krzyczeć i wykrzyczeć jak bardzo mam już dość tej sytuacji. Moi bliscy mnie rozumieją, ale uważają, że powinnam wszystko znieść bo nie jestem u siebie oraz żeby się nie pokłócić. Nie umiem już tego wszystkiego wytrzymać. Nie wiem już, po której stronie jest racja. Czy może ja za bardzo wszystko poważnie traktuję, czy powinnam odpuścić? Czy pozwolić podawać do jedzenia niezależnie od godziny to, co oni uważają za słuszne. Czy pozwolić na karmienie dzieci słodyczami (wielokrotnie mówiliśmy z mężem teściom, ze nie chcemy, aby podawali dzieciom słodycze, ale oni stale to robią, nawet zwiększyła się częstotliwość podawania słodyczy. Ich argumentem jest to, że podobno ich syn jadł dużo słodyczy i nic mu nie jest). Czy jako matka mam jakieś prawo wymagać czegoś w tej sytuacji? Wszystko to spowodowało, że nie 
    dopuszczam teściów w ogóle do mojej drugiej młodszej córki (jeszcze niemowlaczek). Jak tylko widzę, że się do niej zbliżają, to ogarnia mnie biała gorączka... A oni tylko czekają, kiedy wyjdę z pokoju i już do małej podchodzą. Bez sensu całe to koło... To oczywiście tylko część całej tej sytuacji. Z każdego kroku trzeba się tłumaczyć: a czemu tak, a dlaczego idę na spacer w takiej pogodzie - przecież kropi, wieje wiatr, za  mocno świeci słońce, jest pochmurnie itd. .. Zakupy nieraz przynoszę po 
    kryjomu. A ile tego prania... Dlaczego zjadłam kolację z serkiem a nie z szynką itd. Do kuchni ciężko się dostać, bo cały czas ktoś w niej jest, a ja nie jestem osobą, która będzie się przepychać, żeby dojść do czajnika lub do lodówki, a dzieciom przygotować trzeba...Strasznie się stresuję, gdy muszę się z nimi skonfrontować, albo powiedzieć, że coś mi nie odpowiada. Najczęściej staram się nie wychylać nosa z pokoju, ale fatalnie to wszystko na mnie wpływa. Jak sobie poradzić z taką sytuacją? Gdzie jest granica? Jak tu nie urazić? (Ciągle mam wyrzuty sumienia wobec siebie i też męża, że zwrócę im uwagę). Mąż jest w tym wszystkim ze mną, ale to w końcu też jego rodzice. Chociaż najchętniej wykrzyczałabym im jak mnie 
    wkurzają... Cała ta sytuacja powoduje, że często mam tzw. "doliny", nie mam na nic ochoty,  nic mnie nie cieszy, czuję się nieporadna, małowartościowa, czuję się wiecznym dzieckiem. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju i nie wychodziła, żeby ich nie oglądać. Nie wiem jak to możliwe, bo przecież teściowie starają się być dla nas tacy dobrzy. Och można by było wiele opisywać... 
    Pozdrawiam

    Szanowna Pani,

    z przedstawionych przez Panią informacji można wywnioskować, że bieżąca sytuacja jest dla Panie bardzo niekomfortowa. Opisuje Pani również trudne stany emocjonalne (m. in. słowami „ciągle mam wyrzuty sumienia”, „nic mnie nie cieszy”, „na nic nie mam ochoty”). Pisze Pani też o poczuciu bezwartościowości („czuję się małowartościowa, nieporadna”). Jeśli chodzi o interakcje z teściami być może pomocna okazałaby się większa doza asertywności. Jeżeli ma Pani poczucie, że nie posiada wystarczająco rozwiniętych umiejętności w tym zakresie, pomocna może się okazać lektura poradnika lub konsultacja z psychologiem albo odpowiednie warsztaty. Ponieważ sytuacja jest źródłem dużego stresu, z którym ciężko jest Pani sobie poradzić, tym bardziej warto poddać refleksji, czy kontakt z psychologiem nie byłby dla Pani pomocny (np. pod kątem pracy w zakresie zarządzania stresem). Odrębną kwestią jest Pani złe samopoczucie i sprawa poczucia własnej wartości – te zagadnienia najlepiej jest omówić ze specjalistą. Można zacząć od kontaktu z lekarzem rodzinnym, który ewentualnie skieruje do kontaktu z lekarzem psychiatrą bądź na psychoterapię. Może Pani również samodzielnie od razu umówić się na taką konsultację (takie konsultacje). 

  9. Cytat

    witam, jestem samotna 24-latką... od jakiegos czasu nie umiem poradzic sobie z otaczajacym mnie swiatem, chce wybrac sie do psychologa ale boje sie, nie wiem jak taka wizyta moze przebiegac, ze nie bede umiala okreslic swego problemu no i nie wiem czy taka wizyta jest w stanie pomoc, zeby zmienic moje nastawienie. czuje sie bezwartosciowa, czuje ze nic mi w zyciu nie wyszlo i ze pewnie juz nic mi nie wyjdzie. nie lubie tez swojego wygladu, wszystko sprowadzam do tego mysle ze nie mam nikogo dlatego bo mam kilka kg za duzo ze w tej sytuacji nie mam prawa stworzyc odealnego zwiazku. byl czas ze sie odchudzalam troche schudlam i moja samoocena troche wzrosla jak i nastaiwenie do wszystkiego ale jakos nigdy nie umiem utrzymac tej mojej wagi i to wszystko wraca. mialam kilku partnerow ale nie sadze aby traktowali mnie powaznie i patrzac z perspektywy czasu nie bylam dla nich najwazniejsza co jest kolejnym powodem do tego ze pewnie jesli bylabym szczupla oszaleli by dla mnie. coraz rzadziej gdzies wychodze, urywam kontakty ze znajomymi, mysle ze dlatego iz oni maja tez swoje jakies lepsze zycie a ja wole nie sluchac tego bo robi mi sie jeszcze bardziej przykro. ograniczylam sie teraz do minimum znajomych w sumie moze tez dlatego, ze nie mam gdzie zbytnio poznac nowych znajomych samotnych ktorzy chcieliby jakos spedzic czas razem. rodzine mam wspaniala 2 siostry, rodzicow, ale one maja juz swoje pozakladane rodziny i dzieci i swietnie im sie uklada. zwyczajnie boje sie ze za kilka lat zabraknie moich rodzicw na ktorych moge polegac a ja zostane zupelnie sama, siostry beda mialy swoje rodziny i zwyczajnie nie beda mialy czasu na mnie. na starosc nawet nikt nie bedzie sie mna zajmowal. byc moze chcialbym i zalozyc juz rodzine i urodzic dziecko, mysle nawet o samotnym macierzynstwie zeby choc miec troche tej milosci tylko dla siebie zeby ktos mogl sie mna w przyszlosci zajac z milosci a nie z litosci. nie wiem jaka jest tego wszystkiego przyczyna tego mojego myslenia. tak sie zastanawiam czasem czy nie jest to wina moich relacji z tata. po prostu nie mamy prakttycznie zadnych relacji. zyjemy obok siebie, wiem ze jak bylam mala ciezko pracowal na mnie i na pewno mnie kocha, ale nie ma ze mna zadych relacji, jesli rozmaiwmy to np na temat domu lub ogolnie nigdy nie rozmwialismy o tym co czuje czemu np ten chlopak mnie rzucil nigdy nie umialam z nim o tym porozmawiac... chcialabym pozbyc sie mego myslenia ze jestem nic nie warta ze nic nie osiagne. prosze o odpowiedz i z gory dziekuje

    Szanowna Pani,

    na wstępie wspomina Pani, że rozważa konsultację psychologiczną i mówi o obawach z tym związanych. Podczas spotkania trwającego około 50 minut będzie Pani rozmawiała ze specjalistą, który tak pokieruje rozmową, by w ciągu jednego bądź dwóch spotkań mieć już pewne hipotezy na temat tego, w czym może tkwić problem. To nie jest tak, że ma Pani przyjść i od razu „wyłożyć kawę na ławę” - od tego jest psycholog, by pomóc rozpoznać, w czym rzecz.

    Z drugiej strony dość szybko przechodzi Pani do kwestii związanych z samooceną. Mówi Pani, że bywa iż czuje się bezwartościowa. Dzieli się Pani, że miewa myśl, iż nic nie osiągnie. Poczucie własnej wartości bywa przedmiotem pracy podczas psychoterapii. Właściwie na koniec sama pisze Pani „chcialabym pozbyc sie mego myslenia ze jestem nic nie warta ze nic nie osiagne”. Tego typu odczucia to jeden z objawów depresji (co absolutnie nie przesądza, że wolno ją diagnozować), więc podczas konsultacji na pewno osoba, z którą będzie Pani rozmawiać, będzie pytać na przykład o Pani samopoczucie na co dzień w ostatnim czasie, zdolność koncentracji, czy nie ma Pani problemów ze snem...

    Podsumowując sugeruję przełamać się i skorzystać z pomocy psychologicznej – od tego jest, by wspierać w radzeniu sobie właśnie z takimi trudnościami.

  10. Cytat

    Mam 21 lat i w ostatnim czasie nasilily mi sie objawy pasujące do osobowości zależnej.

    Studiuje kierunek medyczny i natłok nauki i stresu spowodował pewnie to nasilenie.

    Ale zawsze już szukałam akceptacji, grona ludzi bez ktorych czulam się nikim. mam chyba zaniżone poczucie wartości i nie radze sobie z tym. Ciągle mam to w głowie. Mam chlopaka, ktory mnie wspiera i stara się zrozumieć ale niewiele mi to pomaga.

    Chcialam pójśc do psychologa ale do tej pory się nie przemoglam...

    Czytalam, że jest to trudne do leczenia. pomóżcie, może ktoś się z tym uporał?! Maja

    Szanowna Pani,

    diagnoza zaburzenia osobowości (np. osobowości zależnej) powinna zostać przeprowadzona pod okiem specjalisty. Nie jest to proces szybki, wymaga trochę czasu. Podczas konsultacji psychologicznych przy okazji w pogłębiony sposób omówione zostałyby Pani trudności pod kątem możliwych rozwiązań. Wspomina Pani o poszukiwaniu akceptacji – istotnie poszukiwanie aprobaty może być wynikiem niskiego poczucia własnej wartości. Praca nad tym może odbywać się w ramach psychoterapii. Ciężko przewidzieć, czy będzie łatwa czy wprost przeciwnie – nie jest przesądzone, że będzie trudna, każdy człowiek inaczej reaguje na terapię. Co do trudności żeby się przemóc i porozmawiać z psychologiem, Pani Maju, rozmowa przebiega w życzliwej, ciepłej atmosferze, a psycholog ma empatyczną postawę, jest otwarty na Pani potrzeby, dostosowuje się do tempa w jakim Pani się otworzy na kontakt. Psychologa, psychoterapeutę obowiązuje tajemnica zawodowa, więc Pani sprawy omawianie są w atmosferze dyskrecji. Krótko mówiąc zachęcam do próby, by się przemóc, spróbować tego kontaktu, bo psycholog jest po to, by nieść pomoc, która Pani może się po prostu przydać; warto więc dać sobie do tego prawo, by z takiego wsparcia skorzystać.

  11. Cytat

    Mam 21 lat i w ostatnim czasie nasilily mi sie objawy pasujące do osobowości zależnej.

    Studiuje kierunek medyczny i natłok nauki i stresu spowodował pewnie to nasilenie.

    Ale zawsze już szukałam akceptacji, grona ludzi bez ktorych czulam się nikim. mam chyba zaniżone poczucie wartości i nie radze sobie z tym. Ciągle mam to w głowie. Mam chlopaka, ktory mnie wspiera i stara się zrozumieć ale niewiele mi to pomaga.

    Chcialam pójśc do psychologa ale do tej pory się nie przemoglam...

    Czytalam, że jest to trudne do leczenia. pomóżcie, może ktoś się z tym uporał?! Maja

    Szanowna Pani,

    diagnoza zaburzenia osobowości (np. osobowości zależnej) powinna zostać przeprowadzona pod okiem specjalisty. Nie jest to proces szybki, wymaga trochę czasu. Podczas konsultacji psychologicznych przy okazji w pogłębiony sposób omówione zostałyby Pani trudności pod kątem możliwych rozwiązań. Wspomina Pani o poszukiwaniu akceptacji – istotnie poszukiwanie aprobaty może być wynikiem niskiego poczucia własnej wartości. Praca nad tym może odbywać się w ramach psychoterapii. Ciężko przewidzieć, czy będzie łatwa czy wprost przeciwnie – nie jest przesądzone, że będzie trudna, każdy człowiek inaczej reaguje na terapię. Co do trudności żeby się przemóc i porozmawiać z psychologiem, Pani Maju, rozmowa przebiega w życzliwej, ciepłej atmosferze, a psycholog ma empatyczną postawę, jest otwarty na Pani potrzeby, dostosowuje się do tempa w jakim Pani się otworzy na kontakt. Psychologa, psychoterapeutę obowiązuje tajemnica zawodowa, więc Pani sprawy omawianie są w atmosferze dyskrecji. Krótko mówiąc zachęcam do próby, by się przemóc, spróbować tego kontaktu, bo psycholog jest po to, by nieść pomoc, która Pani może się po prostu przydać; warto więc dać sobie do tego prawo, by z takiego wsparcia skorzystać.

  12. Cytat

    Jestem studentką, która wyprowadziła się z rozdinnego domu na dosyć spory dystans tak, że jestem w domu bardzo rzadko. Raz może dwa razy na semestr. Jest ku temu przyczyna, za każdym razem gdy wracam do domu stan psychiczny całej mojej rodziny się pogarsza. Zaczęło się to od poważnych probelmów finsansowych mojego taty, z którymi do dzisiaj nie może sobie poradzić.

     Mama, tata i brat wszyscy cierpią na depresję, jednak każdy przeżywa to samotnie, w swoim pokoju, w domu już nic nie trzyma się tak jak powinno, rodzice ciągle coś kupują, bo maja nadzieje, wypełnic jakas pustke tymi gażdzetami, jedzeniem, wszystkiego jest ogromnie dużo. Zupełnie zrezygnowali z życia, nic nie robią dla siebie, nie rozmawiaja, obwiniają siebie i cały świat. Widzę po nich że nietolerują siebie nawzajem i ucikają od swojego towarzystwa albo mają do siebie pretensje. Jedyne o czym mówią to co kupić. Wiem, że pokładają tylko nadzieje we mnie, bo stiwerdzili, że mój brat już nic nie osiągnie i go tylko tłumią, a on biedny, dorosły facet nie wie co ze sobą zrobić poza nałogami i pracą. Mimo że próbowałam się oddciagąć od ich problemów, to jest niemożlwe, ale jednocześnie nie wiem jak im pomóc. A wiem, że dopóki oni nie będą szczęśliwi, to ja nigdy nie będę szczęśliwa w żadnym związku, we własnym ciele i życiu. Przytyłam przez ostatnie miesiące, włosy mi wypadają, generalnie mój wizerunek bardzo się pogorszył, że aż wstydzę się wychodzić na ulicę i pokazywać. Boję się, ze też będę iała depresję jeśli już nie mam, po nocach płaczę i nie mogę spać i wtedy w ciągu dnia nic mi się nie chce, próbowałam parę razy wciagnać się w sport, próowałam wchodzić w związki, ale zawsze bałam się zaangażowania i nie wiem czy miało to wielki wpływ na moje zwiazki bardzo bałam się przyprowadzić partnera do domu, żeby widzał w jakiej rozsypce jest cała rodzina. Nikt tutaj już poważnie że sobą nie rozmawia, wszyscy mają do siebie pretensje i topią się w tych przedmiotach i produktach. Inwestują we mnie pomimo tych wszystkich problemow, kupują mi wycieczki, sponsoruja studia, a ja mam tylko wyrzuty sumienia i czuję że na to nie zasługuję. Bardzo mi z tym wszystkim ciężko, nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić, jest coraz ciężej, głupio już mi się żalić przyjaciółom, bo wiem, że nie rozumieją i już pewnie mają dość mnie smutnej, skoro poznały mnie zawsze uśmiechniętą, pełną życia i wigoru. Chciałabym zeby rodzice zdecydowali o rozstaniu, bo wiem, że już nie ma szansu na miłość albo akceptacje, pisałam do nich listy, bo bałam się rozmowy. Boję się do teraz rozmowy, bo gdy cokolwiek mówie, mama ma łzy w oczach, widzę że o wszystko się obwinia, ojca często zastaję w nocy kompletnie nie świadomego, nie wiem czy jest pijany, czy odużony jakimis lekami, widzę że sobie z tym wszystkim nie radzą, a czuję, że muszę coś z  tym zrobić, wiem że brat już się leczył, tata u psychiatry, a mama nie wiem, bo bardzo mało o sobie mówi Sama jednak często pije alkohol, bo mogę zapomnieć, dobrze się bawić i szybko zasnąć.  Bardzo proszę o szybką odpowiedź, bo już nie wiem co mam robić. Chcę w końcu żyć szczęśliwe, w zwiazku z facetem który będzie mnie kochał i akceptował, a ja jego. 

    Szanowna Pani,

    przez długi czas zastanawiałem się, jak odpisać. Porusza Pani wiele wątków, ale nie uważam, by dało się bez rażącego spłycenia tematu ustosunkować do tych kwestii na forum. To naprawdę nie byłaby adekwatna forma wsparcia dla Pani. Nasuwają mi się różne refleksje, ale szczerze mówiąc nie wiem jak to ubrać w słowa nie mogąc uprzednio zadać pytań i trudno by mi było do Pani dotrzeć nigdy z Panią nawet nie rozmawiając... pisząc tak na sucho na forum. To ważne, by pewne sprawy sobie poukładać, uporządkować, a nie da się tego zrobić tak błyskawicznie tutaj. Sugeruję rozważyć konsultację psychologiczną – w ciągu paru spotkań zapewne uda się uzyskać lepszy wgląd w naturę tych wszystkich kwestii i znaleźć opcje, które mogłyby stanowić rozwiązanie.

  13. Cytat

    Piszę do Państwa z następującym problemem poniewaz 8-9 lat temu chorowałam przez 2.5 roku na anoreksje leżałam w szpitalu przez 3 miesiące gdzie przeszyałm terapie psychologiczną. Po 3 miesiącach wypisali mnie ponieważ nie dawali sobie ze mna radę ponieważ mialam terapie z psychologami i psychiatrą byłam kontrolowana pod wzgledem jedzenia, po kazdym posiłku mialam pol godz odsiadki gdzie pilnowala mnie pielegniarka ale przez ten okres nie przytyłam ani kg. Po wyjsciu z kliniki wazylam 36kg wzrost 160cm i jakoś sama się zmusiłam do przytycia i jedzenia bo groziła mi śmierć. Przez te wszystkie lata jakoś jadłam.. przytyłam do 53kg az do dziś gdzie zrozumialam ze  po 8 latach waraca choroba poniewaz znow ograniczylam jedzenie od przez pół roku schudłam 6kg . waze 47kg wzrost 160cm jem dwa posiłki dziennie i czasami mam napady gdzie zjadlambym wszystko po czym zaraz wymiotuje. codziennie cwicze bo inaczej mam poczucue winy. Boje sie przytyć i te codzienne wymioty jak zjem coś wiecej niz zaplanowałam.... znow czuje sie wykonczona i bez sil, czuje ze to znow bierze kontrole nade mna.... liczenie kalori ,wymioty nawet po małych posiłkach i codzienne cwiczenia/.... stalam sie nie do zniesienia mam depresje i ciagle chodze zła

    Szanowna Pani,

    opisuje Pani objawy charakterystyczne dla zaburzeń odżywiania. Jeśli po okresach ograniczonego spożywania pokarmów następują względnie regularnie fazy przejadania się, po których dochodzi do prowokowania wymiotów, prawdopodobnie zmaga się Pani obecnie z anoreksją o typie bulimicznym (hipotezę tą należałoby zweryfikować podczas konsultacji diagnostycznej ze specjalistą). Podstawowym leczeniem w tego typu wypadkach jest leczenie psychoterapeutyczne.

  14. Cytat

    Witam,
    Bardzo proszę o poradę w pewnej sprawie...

    Moje dolegliwości zaczęły się jakieś niecałe trzy tyg temu w momencie gdy szybko wchodziłam po schodach...zmęczenie i zadyszkę dopiero odczułam kiedy usiadłam . W tym właśnie momencie serce zaczęło mi bić jak oszalałe i poczułam straszny strach że zaraz coś mi się stanie . Po chwili po karku przeszedł mi dreszcz (bardzo nieprzyjemne uczucie trochę trudne do opisania) i za chwilę poczułam się jakbym zaraz miała stracić przytomność(ale tak się nie stało) .Po tym wszystkim byłam osłabiona i roztrzęsiona . Zdarzyło mi się to jeszcze kilka razy, nie tylko podczas wysiłku . Bardzo proszę o pomoc w diagnozie bo bardzo się martwię że to coś poważnego . Dodam,że byłam u lekarza ogólnego . Zlecił badania (morfologie, mocz, TSH ) wszystko w normie . Zrobił mi także EKG bo podejrzewał że ma to związek z sercem ale także wyszło w porządku . Kiedy dolegliwości nie ustępowały zdecydowałam udać się do neurologa, który w sumie nic takiego mi nie powiedział, ostukał, opukał i tyle . Gdy zapytałam czy to nerwica to powiedział że można tak powiedzieć, że to jakieś zaburzenia somatyczne .Powiedział jeszcze ze nie gwarantuje ze leki które mi przepisał mi pomogą i że to coś lubi nawracać . Lek mam brać rano i wieczorem i w razie potrzeby mogę jeszcze w pracy. Niby było lekka poprawa ale i tak nie czuję się już tak jak kiedyś . Nie jest całkiem normalnie . Ciągle się boję że znowu przyjdzie kolejny atak . Czasami robi mi się tak, że nagle z niewiadomych powodów zaczynam się bardzo denerwować,czuję wtedy taki niepokój, jestem roztrzęsiona ...Bardzo proszę o pomoc...przecież na dłuższą metę tak się nie da normalnie funkcjonować . Czy to mi kiedyś przejdzie całkowicie ?
     
    Bardzo proszę o pomoc .
    Z góry dziękuję i pozdrawiam .

    Szanowna Pani,

    zachęcam do skorzystania z konsultacji psychologicznej, ponieważ tylko w jej trakcie można przeprowadzić diagnostykę (nie wykonuje się jej bez kontaktu z daną osobą, na podstawie samych informacji przedstawionych na forum). W temacie wątku stawia Pani pytanie „czy to nerwica?” Opisuje Pani niektóre objawy zaburzenia lękowego z napadami paniki (dzisiaj nie stosuje się już nazwy nerwica). Jeśliby ta hipoteza się potwierdziła (podkreślam słowo „jeśli”, ponieważ niezbędny jest kontakt ze specjalistą, aby móc ją zweryfikować), rozwiązaniem byłaby przede wszystkim psychoterapia indywidualna (stacjonarnie lub online). Indywidualna, czyli taka, w której jeden terapeuta rozmawia z jednym klientem w trakcie około 50-minutowych spotkań odbywających się raz w tygodniu. Dolegliwość ta jest dobrze zbadana i istnieją sprawdzone procedury radzenia sobie z nią, a także współwystępującymi niekiedy problemami innego rodzaju (np. mają do niej szczególną skłonność osoby nadmiernie perfekcjonistyczne). Rokowania są tym lepsze im wcześniej uzyska Pani adekwatną pomoc, choć nie tylko to o nich decyduje.

    Cytat

    Bardzo dziękuję za odpowiedź .

    Czy jeśli okazałoby się ze to jest zespół lęku napadowego

    to czy da się to całkowicie wyleczyć ?

    Te ataki są bardzo uciążliwe i przeszkadzają mi w życiu codziennym .

    Trudno mi jest mówić o konkretnych rokowaniach, bo to zawsze zależy od osoby, natężenia dolegliwości, determinacji człowieka do pracy nad sobą i wdrażania technik terapeutycznych. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że szacunkowo u 50% osób z napadami paniki współwystępują inne zaburzenia lękowe bądź dolegliwości natury psychicznej. Bez wątpienia należy wykonać też badania ogólnomedyczne (np. serca, tarczycy – w przypadku jej nadczynność nie diagnozuje się napadów paniki, bo uznaje się, że problem wynika z działania hormonów). Generalnie jednak zaburzenie lękowe z napadami paniki uznaje się za wyleczalne. W leczeniu stosuje się dodatkowo farmakoterapię, choć nie jest to przesądzone, nie zawsze jest nieodzowne. Ważne, by nie zwlekać z rozpoczęciem leczenia bo im dłużej problem się utrwala, tym trudniej go potem wyleczyć, a bywa, że pojawiają się powikłania.

  15. Cytat

    Mam 25 lat, jeżeli chodzi o sytuacje rodzinną, mam troje rodzeństwa. Relacje z rodzicami różne. Jestem najmłodsza, ostatnia wyszłam z domu. Wydaje mi się, że jestem najgorzej traktowana z całej czwórki. To ja zawsze mam sprzątać, wiecznie coś robie źle, w dzieciństwie często byłam porównywana z ocenami do innych koleżanek, jak miałam 5- to "dlaczego nie możesz mieć w koncu normalnej piątki". Moi rodzice są bardzo konserwatywni, chodzimy do kościoła w każda niedziele i świeta, gdy nie chciałam iść byłam zła, oczywiście szłam mimo wszytsko bo czułam wyrzuty sumienia. Ja ciągle czuję jakieś wyrzuty, pogłębiam się w tym ,boję się, że jak nie zatrzymam tego teraz to przerodzi się to w depresję, bo juz nic mnie nie cieszyi proste czynności staja sie dla mnie wyzwaniem.

    Ostatnio nie potrafie wytrzymac ze swoimi myślami, ciagle sa złe, ciagle mnie dręczą. Najbardziej jżeli chodzi o mój związek. Wydaje mi się, że nie jestem idealna, dostatecznie piękna i mądra. Ostatnio przez tydzień codziennie płakałam swjeu chłopakowi,pocieszał mnie ale pod koniec tygodnia juz nie miał siły, pokłóciliśmy się. Nasze kłótnie i mój płacz najczęściej jest z tego , że czuje sie gorsza od innych kobiet, czuję że jak jest w naszym towarzystwie inna to ona jemu się podoba bardziej, (chociaż on tego nie okazuje)ja po prostu już przed takim spotkaniem wiedząc że będzie ktoś inny obawiam się tego, że będzie ładniejsza itd. Kłótnie dotyczą też tego , że poświęca mi mało uwagi, gdy wraca z pracy pogadamy chwilę gdy je a później siada do komutera.


    Boję się , że mogę zniszczyć swój związek przez zazdrość, choć logicznie rzecz biorąc nie mam do tego powodów, ale analizuje każde słowo swojego chłopaka o jakiejkolwiek dziewczynie, patrze sę gdzie on, obserwuje go. Ogólnie to dobry chłopak i wierze że mnie nie zdradzi ale boje sie że inna może mu się bardziej podobać, że może pomysleć o innej jak powinien myślec o mnie. Właśnie najbardziej boje się o jego myśli, bo nie wiem jakie są, gdy patrzy na kogoś. On twierdzi , że ma już najlepszą dziewczyne i nie ma potzreby szukac kogos innego, do tego jest takim człowiekiem, który strasznie się przywiązuje. Po prostu nie moge uwolnić się od mysli gdy np jesteśmy w sklepie i popatrzy się na kogoś kto jest według mnie atrakcyjniejszy. Czy chciałby żebym taka była?

    Jesteśmy ze sobą 2 lata, od września mieszkamy razem, kochamy się to widać, ale boję się że nagle strace coś nad czym tak pracujemy, boję się że stracę to przez zzdrość i przez to że ciągle analizuje zachowania, mam niskie poczucie własnej wartości co nie wypada atrakcyjnie,, Dodam że tutaj nie mam jescze takich bliskich koleżanek, to nowe miejsce zamieszkania, nowe środowisko.

    Pozdrawiam

    Szanowna Pani,

    na wstępie lojalnie sygnalizuję, że moja odpowiedź ma tylko charakter hipotezy, ponieważ tylko podczas rozmowy z klientem jestem w stanie diagnozować. Opisuje Pani doświadczenia, które mogły mieć wpływ na Pani samoocenę, a także objawy charakterystyczne dla niskiego poczucia własnej wartości. Pisze Pani także „nic mnie nie cieszy”. Tak niskie poczucie własnej wartości jak anhedonia (trudność cieszenia się z tego, co się robi, trudność doświadczania przyjemności) to jedne z objawów depresji. Zalecana jest wizyta u lekarza psychiatry w celu wykluczenia ogólnomedycznych przyczyn takiego nastroju, a jeśliby okazało się, że problem jest natury psychologicznej – psychoterapia indywidualna.

  16. Cytat

    Witam,

    Jestem w związku od ponad 3 lat. Z boku wydawać się może, że jest to zwiazek idealny, że pasujemy do siebie. Ale niestety... wszystko popsuło się od kiedy mój  'luby' zaczął kłamać, oszukiwać, kręcić. Wszystko przez wyjścia z kolegami, których mu nie zakazuje. Umawiamy się, że wiem, gdzie idzie i z kim, i o której wróci... Tylko, że wszystko są to tylko słowa. Na początku naszego związku on miał małą przygodę, o ile nazwać to tak mozna. Po prostu flirtował i spotkał się z inną. Od czasu kiedy się o tym dowiedziałam przestałam mu ufać skończyłam to po czym on tego bardzo żałował i wróciłam do niego. Powtórzyło to się jeszcze raz. Wyjścia mijały się z uzgdnionymi przez nas "zasadami".  Tkwiąc w tym do dziś, próbując cos zmienić nie przynosi to zadnych efektów. Co prawda kiedy jest ze mną widać, że mnie kocha, że jest ze mną i dla mnie. Kiedy wychodzi staje się kimś zupełnie innym, podłym i chamskim kłamcem... Kilka razy próbowalam dawać mu szanse, on obiecał, przyżekał, podkreślał jak bardzo mnie kocha i dalej nic... 

    Ale nie ważne... myślę, że powinnam to zakończyć, ponieważ czuję się zniszczona psychicznie przez to wszystko... stałam się bardzo nerwowa, zlękniona, nawet agresywna.. Kiedyś taka nie byłam a teraz czuję, że jestem na granicy wytrzymałości... Nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić... próbuję ale to jest ponad mną. 

    Jest mi strasznie ciężko bo z jednej strony bardzo go kocham... ale z drugiej widzę jak się zmieniam i jestem kłębkiem nerwów... pozatym ostatnio stwierdzono u mnie pewną  nieuleczalną chorobę, gdzie nerwy tylko ją pogłębiają.

    Szanowna Pani,

    ma Pani prawo do tego, by w związku nie być ranioną emocjonalnie, okłamywaną. Niejednokrotnie doświadczyła Pani rażącej nielojalności partnera. Zmienia się Pani nie do poznania, staje osobą nerwową, nieufną, słabnie Pani poczucie własnej wartości. Nabawia się Pani urazu do mężczyzn, co w razie zakończenia obecnej relacji będzie też rzutować na kolejne. Nasuwa się zatem pytanie, co musiałoby się stać, by zdecydowała się Pani zadbać o swoje dobro?! Wygląda na to, że relacja tak Panią wyczerpuje, że brakuje Pani siły do potrząśnięcia samą sobą. Inaczej nie byłby do tego potrząśnięcia potrzebny terapeuta, który dobitnie sygnalizuje: PROSZĘ SIĘ SOBĄ ZAOPIEKOWAĆ. Czy tak Pani sobie wyobrażała miłość? Czy tego Pani pragnęła w związku? Czy to, jaką jest Pani kobietą w tej relacji, jest naprawdę tym, jaką Pani chce być faktycznie kobietą, partnerką? Proszę poddać głębokiej refleksji swoje motywy trwania w tym związku. Jeśli natomiast zgadza się Pani z twierdzeniem „Wierzę, że miłość jest wartością nadrzędną i ten, kto naprawdę, prawdziwie kocha wszystko zniesie, wszystko wybaczy, bo w imię miłości trzeba cierpieć”, zalecałbym dodatkowo lekturę artykułów: 

     

  17. Cytat

    Mam 27lat. Mam żonę i 7 letnie dziecko. Pewnie to jest wazne gdy miałęm 13 lat zmarł mój ,wiec tak naprawdę wychowywalem się w niepełnej rodzinie . Mieszam w UK(Bristol) Od 10 lat leczę się na zdiagnozowaną depresje lękową. Prawdopodobnie chorobę wywołało ukąszenie przez kleszcza dłuzszy czas się zle czułem dosc dlugo chodzilem zakażony i wykryto boreliozę. Leczenie przebiegało w szpitalu. Po leczeniu powinno być wszystko ok ale nie było ciagle czułem się zle ,nawracające kołatania serca,ataki paniki,nagle złe samopoczucia,zaburzenia równowagi podczas chodzenia.,uczucia jakby spadku cukru ,nagłe osłabienie szybkie meczenie się od razu prowadzące do paniki i cały czas do tego prowadzi ,tez zaburzenia trawienia. To tak trwa już tyle lat ciągle trwa leczenie kiedys lekami(chloprotrixen,setaloft,relanium,puzniej już było coraz gorzej i wkroczył afobam od 0,25mg do 1mg )Afobamem leczono mnie długo az 4lata mieszkam od 6lat w UK od 2 lat leczenie trwa już tutaj w UK . Skutki długotwałego stosowania afobamu były takie że mimo tego ze brałem 0,5mg przez wiele lat nawet po wzieciu czułem się już coraz gorzej,wolałem czuc się coraz gorzej niż brac coraz to większe dawki by to zadziałało. Przechodziłem terapię poznawczo-bechawioralną 10sesji.Niektore rzczy sobie uswiadomiłem ale większość rzeczy tak napeawde jakby nie miało uzasadnienia w moim przypadku,jestem takim człowokiem który w tych zaburzeniach ciagle skanuje swoje ciało. Ta Terapia pomogła mi na tyle ze potrafie się w niektorych sytuacjach uspokoic.2lata temu zmarł mój młodszy brat nagle na zawał serca moje samopoczucie poszło jeszcze bardziej w dół miałem kilka wizyt u psychologa w tym temacie. Dowiedziałem się tez ze mam dwie wady serca na szczescie jeszcze nie podlegajace leczeniu ale jednak stres temu przeszkadza (niedomykalnosc zastawki mitralnej i trójdzielnej serca, ta druga wada jest najprawdopodbnie spowowodowana nie wyciszonym organizmem)Czesto miewam włąsnie dziwne udezenia serca prawdopodobnie spowodowane tą wadą bądź na tle nerwowym no ale skankuje mój organizm tak ze wydaje się ze nadchodzi cos gorszego ze mogę umrzec9przy atakach paniki tak mam) czy jakieś niebezpieczenstwo. Potem po dłuzszym stosowaniu afobamu zobaczylem ze jest coraz gorzej znalazlem polskiego lekarza w Londynie. Lekarz zmienił mi tableki na słabsze (paroksetyna 20mg)ale dobre powoli zaczeły działać alfobamu potrzebowałem coraz rzadziej w tragicznych momentach .Samopoczucie było umiarkowane .Najbardziej zapamietany przezemnie okres nie bardzo dobrego ale dobrego samoczucia trwał od listopada 2014 roku do maja 2015roku.Potem odczuwałęm nawrót choroby stopniowo odczuwałem spadek nastroju,gorsze samopoczucie ,problemy z trawieniem,szybsze kołatania serca .Ostatnio byłem u lekarza z problemami włąsnie typu dziwnym, samopoczuciem od strony trawienia i oslabienia myslałme ze mi cukier spada ,wyniki wyszły dobrze. Doktorka najprawdopodobnie zmieni mi leczenie. Ogolnie przez tyle lat czuje się wyłączony z życia,zamiast mysli mam szum w głowie,mój umysł jest skierowany bardziej na ciało niż na to co się dzieje wokół mnie ,mam problem z nawiązywaniem kontaktów niemamy praktycznie znajomych dlatego ze mam z tym problem poidczas rozmowy zastanawiam się o czym mam teraz mówić ,wtedy kiedy ktos cos do mnie mówi nie dociera to bardzo do mnie bo się skupiam na czymś inny generalnie albo co mam powiedziec albo na swoim ciele.Obecnie czuje zniechecenie do tego wszystkiego ze nie ma dla mnie ratunku to trwa tak długo jakas terapie pszeszłem i za wiele nie pomogła.Co Pani mysli o mojej sytuacji jest szansza na wylecznie? Co Pan mysli o mojej sytuacji jest szansza na wylecznie?tą terapią którą Pan prowadzi czy jakąs inna metodą? Z góry dziekuje za odpowiedz.

    Szanowny Panie,

    opisuje Pan szereg objawów i wskazuje na różne dolegliwości. Wspomniał Pan, że ma za sobą 10 sesji psychoterapii poznawczo-behawioralnej i dzięki temu czasami potrafi się uspokoić oraz uzmysłowić sobie kilka spraw. Pana opis objawów pozwala przypuszczać na to, że niezbędne jest dalsze leczenie terapeutyczne. Psychoterapia online w mojej ocenie nie byłaby tu odpowiednia; zasadne wydaje się leczenie stacjonarne. 

  18. Cytat

    Witam. Jestem z swoją dziewczyną ponad rok. Jakos 4 miesiące temu wyjechałem z kraju z przyczyn finansowych. Utrzymuje z nią zwizek przez internet ... Tzw. Skype, Facebook, Telefon Od czasu mojego wyjazdu obaj odczulismy ze moje zaufanie zesłabło, a moge nawet powiedzieć że zanikło ... Wszystko chce kontrolować, wszystko chce wiedzieć, Nie ufam jej .. Gdy gdzies wychodzi mam tysiące myśli co może robic ... Tzw. Zdradza, Upija sie czy bierze narkotyki. Nigdy takich rzeczy nie robiła, nie daje mi do tego powodów zebym tak myślał ... Lecz mam takie myśli i coraz częściej sąkłutnie ... Potrzebuje pomocy ... Chce zaczać znowu ufać jej tak samo jak ufałem gdy byłem w kraju, nie martwić sie o to itp. Sam przyznam, że to mnie wykańcza... Z moim zdrowiem jest coraz gorzej... Sam jestem chory na serce... I ta sytuacja mnie wykańcza. Trwa to juz od 3 miesięcy, i jest coraz gorzej. Jest w stanie mi ktoś pomóc ? 

    Szanowny Panie,

    mówi Pan o wzmożonej zazdrości po tym, jak wyjechał Pan zagranicę i pozostaje z partnerką w kontakcie tylko telefonicznym, internetowym. Odrobina zazdrości potrafi dodać pikanterii związkowi, ale gdy zazdrość robi się zbyt intensywna, zaczyna wypalać obie strony i szkodzi związkowi. Trudno w oparciu o tych kilka zdań, bez rozmowy z Panem, rozstrzygnąć, co jest powodem tej zazdrości. Warto by przyjrzeć się kwestiom takim jak jakość Państwa komunikacji, Pana zdolność ufania, to, czy nie nadużywa Pan substancji (które mogą prowadzić do patologicznej zazdrości). Jak sam Pan widzi, jest wiele niewiadomych, to nie jest temat na forum, trzeba by go zgłębić i dobrze omówić z psychoterapeutą.

  19. Cytat

    Witam nazywam się Marcin i mam 23 lata zawsze byłem nieśmiały ale przez lata zamykałem się w sobie.
    Obecnie jestem typem samotnika wole siedzieć w domu w swoim pokoju niż z rodziną.
    Jak jestem już gdzieś w towarzystwie co jest rzadkie to prawie wogóle się nie odzywam.
    Posiadam psa z którym lubie samotnie czasem wyjść na spacer .
    Jestem leniwy i zapominalski czasem nie potrafie czegoś zapamiętać np: co miałem zrobić ,co miałem kupić .
    Lubię sobie pograć na konsoli najczęściej gram w godzinach 18-23 
    Mam dziewczynę z którą rozmawiam przez telefon ale nie potrafie znaleść tematu do rozmów zawsze to ona daje temat a ja próbuje jakoś go ogarnąć czasem nawet nie potrafie odpowiedzieć na jej pytania.
    Nie potrafie znaleść pracy stresuje się jak mam coś załatwić jakomś sprawe.
    Lękam się co będzie w przyszłości jak będzie wyglądało moje życie czy dam radę.
    A poza tym jestem osobą bardzo spokojną rzadko się gniewam i złoszcze oraz jestem udciwy ale nie wiem sam czy odczuwam emocje.
    Proszę o pomoc bo powoli nie daję rady

    Szanowny Panie,

    mówi Pan o zamykaniu się w sobie, nieśmiałości, graniu wiele godzin tygodniowo w gry wideo. Sygnalizuje Pan, że doświadcza lęku na myśl o tym, co przyniesie przyszłość. Mówi Pan, że „powoli nie daje rady”. Najwyraźniej potrzebne są zmiany. Negatywne uczucia, których Pan doświadcza, poniekąd próbują to Panu zasygnalizować. Taką w pewnej mierze pełnią funkcję. Są przykre, niewygodne, by nie dało się ich pominąć, bo są ważne, wiele mówią o Pana potrzebach, wartościach, aspiracjach i pragnieniach. Proszę rozważyć pracę nad sobą w ramach psychoterapii. Pozwoli zmienić sposób myślenia i wdrożyć nowe formy zachowań, które przyniosą Panu korzyści, zmienią Pana położenie, a to wszystko razem wzięte poprawi samopoczucie. 

  20. Cytat

    Witam,

    Jestem młodą mężatką, mam 24 lata. Męża znam 3 lata, a od dwóch lat jesteśmy małżeństwem. Ostatnio mąż zaskoczył mnie stwierdzeniem, że chce abyśmy wszystkie rachunki dzielili na pół, tzn. żebyśmy "składali się" po 500 zł na mieszkanie i po 250 na jedzenie i jakieś drobne rachunki, po 250 na przyszłe mieszkanie. Pozostałe z wypłaty pieniądze mąż chce abyśmy mieli na swoje prywatne wydatki, tzn. ja na swoje prywatne wydatki i on osobno na swoje. Nie miałabym nic przeciwko jeśli by nie to, ze ja do tej pory studiowałam i zarabiałam 1000 zł miesięcznie lub nawet mniej. Na początku będę zarabiać około 1500 zł. Mąż zarabia 2500 zł. Do tej pory mąż płacił za mieszkanie, ja płaciłam za rachunki i jedzenie. Resztę odkładaliśmy na samochód (samochód kupiliśmy, dołozyli nam na niego moi rodzice). To oznacza, ze na moje wydatki miałabym ok 500 zł, a mąż na swoje 1500. Co o tym sądzicie? 

    Różne rozwiązania są dozwolone, o ile wszyscy je aprobują. Jeśli warunki uległy zmianie, to ma Pani prawo ponownie negocjować umowę odnośnie podziału kosztów. Zagadnienie to warto by pewnie szerzej przeanalizować, by ustalić jakie w ogóle są opcje.

  21. Cytat

    Witam. Chciałabym prosić o radę. Mam chłopaka i ogólnie jakoś sobie radzę, ale ostatnio srogo się pokłóciliśmy bo ja nie umiem przyjąć od niego żadnego komplementu na temat mojego wyglądu. Ma mi też za złe że dziwnie się ubieram, nie chce iść na basen ani kochać się przy włączonym świetle. Uważam się za brzydką. On uważa inaczej. Nie wiem chyba mam kompleksy. Największy problem mam ze swoimi piersiami. Koleżanki zawsze ze mnie śmiały się w szatni. Po prostu są takie ohydne duże i wiszące że nie da się na nie patrzyć. Mam też grube uda. Nie umiem siebie zaakceptować. Co ja mam zrobić. Proszę o radę.

    Z Pani listu można wnioskować, że źle się Pani czuje we własnej skórze, a jest tak między innymi z powodu szydzenia z Pani wyglądu przez rówieśnice w przeszłości. Nie akceptuje Pani swojego wyglądu do tego stopnia, że pragnie go Pani tak jakby (mówiąc metaforycznie) ukrywać nawet w sytuacjach intymnych z partnerem – gasząc światło. Stosunek do własnego wyglądu to delikatny temat i delikatnie należy do niego podejść. Tymczasem Pani używa tak okrutnych i dosadnych określeń jak „ohydny”, „nie daje się patrzeć”. Warto by to zmienić, niekoniecznie w sposób nagły i diametralny, ale małymi krokami, od podstaw, stojąc nago przed lustrem i spoglądając na siebie z wyrozumiałością. Ucząc się od początku odnosić do swojego ciała w sposób pozytywny, a nie okrutny, bezwzględny, poprzez bolesne porównania i osądy. Warto także zastanowić się nad tym, dlaczego wygląd jest tak ważny – czy domniemany brak urody jest tak dotkliwy ponieważ w naszym odczuciu czegoś nas pozbawia, coś nam odbiera, na coś skazuje? Czy te przeświadczenia są racjonalne, uzasadnione, a może wprost przeciwnie, należałoby je „naprawić”? Dalszym etapem akceptowania siebie jest opieka. Opiekowanie się ciałem, które się czule, troskliwie darzy uczuciem miłości własnej, a nie na zasadzie walki z defektami czy walki o konkurencyjną pozycję z innymi kobietami bądź własnym wyobrażeniem ideału. Ciało niekochane jawi się jako nieatrakcyjne. Miłość wszystko zmienia. Na pewno to Pani wie, bo ten sam mechanizm sprawia, że mężczyzna pomimo nieidealnej urody może wydawać się dokładnie tym, czego Pani potrzebuje. Z własną osobą może być analogicznie. Urok miłości (w tym wypadku własnej) na tym by właśnie polegał.

    Postawa względem własnego wyglądu może ulec zmianie i sądzę, że warto podjąć starania w tym kierunku, by mogła się Pani w końcu dobrze poczuć we własnej skórze, bez skrępowania iść na basen, bez wstydu skorzystać z szatni, niezależnie od opinii innych akceptować swoje ciało takie, jakim jest w danym momencie. Darząc swoje ciało zdrową, ciepłą miłością własną ma się również pozytywną motywację do pracy nad sobą. Nie po to, by doścignąć ideał czy nie czuć się zdefektowanym, ale po to, by mieć dobry kontakt z własnym ciałem, by móc z nim „współpracować” na siłowni, bieżni czy podczas prozdrowotnych aktywności sportowych.

    W powyższej wypowiedzi jedynie zasygnalizowałem pewne rozwiązania, ale oczywiście temat wymagałby dalszego zgłębienia. Można by o tym porozmawiać z psychologiem lub psychoterapeutą

    Warto przeczytać także artykuł:

     

  22. Cytat

    Jestem mamą dwóch synów- 9 lat i 3. Jestem osobą młodą, wykształconą. Obecnie od czerwca bez pracy- ze względu na trudną sytuację finansową w pracy. Pracowałam w Ośrdoku interwencyjnym.

    Mój mąż jest alkoholikiem. Zawsze był ale od roku pije codziennie. Dopiero kiedy problem się nasilił, zaczęłam innej drogi. Wcześniej to ja dawałam super komfort picia. Jednak od pół roku stosuję zasadę twardej miłości.

    Jestem po studiach resocjalizacyjnych i pracowałam z rodzicami dzieci-alkoholikami z Ośrodka, więc troszkę wiem coś w temacie. Jednak zbyt późno zaczęłam to przekładać na swoje osobiste życie.

    Mąż po alkoholu niestety się czepia, wyzywa i jest chamski. W sobotę pierwszy raz dotrzymałam sobie słowa i zadzwoniłam na policję. Grzecznie, spokojnie wytłumaczyłam przy męzu dlaczego interwenijuę. Mąż był w szoku- wiele razy chciałam zadzwonić ale coś mnie hamowało. Mąż oczywiście od soboty uważa mnie za wrancę ale wiem że mu wstyd.

    Moją rodzinę, przyjaciół poinformowałam o problemie mojego męża. Niew wstydzę się tego , a wręcz jestem dumna że otworzyłam się. W następnym tyg. chcę udać się do psychologa.

    Wiele wiem, a zarazem tak mało. Chodzi mi o konkrety: Jak zwracać się do męża- kiedy jest lekko wypity ( czy życzliwie czy z obojętnością), jak ukazać mu że to wszystko dla niego a nie przeciwko niemu. Dlatego proszę o poradę. W najbliższym czasie chcę udać się na poradę do psychologa. Pozdawiam

    Szanowna Pani,

    pyta Pani, jak zwracać się do męża, „kiedy jest lekko wypity”. Obawiam się, że nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Ani życzliwe ani obojętne traktowanie może nie dać pożądanych rezultatów. W każdym wypadku może dojść do problematycznego zachowania partnera, który – tak czy inaczej – będzie sprawiał jakieś kłopoty. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że mimochodem staje się Pani osobą współuzależnioną. Tak się określa osoby, które ponoszą konsekwencje nałogu partnera. Jest Pani zmuszona zmieniać swoje zachowanie zależnie od trzeźwości lub nietrzeźwości partnera, a więc w istocie jest Pani narażona na destrukcyjny wpływ nałogu. Nie może Pani być po prostu sobą – stara się Pani być taką, jak to potrzebne, gdy partner jest pijany. Mam nadzieję, że jako tako wyjaśniłem ten niepokojący mechanizm.

    Jedno jest pewne. Nie należy „ratować” partnera, usprawiedliwiać go, bronić, kiedy na przykład nie jest w stanie wywiązywać się z obowiązków. Nie należy go także kryć. Nie powinno się robić tajemnicy z tego problemu.

    To, co niestety stoi przed Panią prędzej czy później, to postawienie granicy. Jeśli partner w istocie boryka się z uzależnieniem od alkoholu, ma Pani prawo zadbać o własne zdrowie, dobro. Ma Pani prawo NIE BYĆ osobą współuzależnioną. Czasem jedynym sposobem na potrząśnięcie pijącym partnerem jest... nie branie go w ramiona, lecz wprost przeciwnie – pozostawienie samemu sobie. Bądź wskazanie drogi do Ośrodka Terapii Uzależnień.

    Proszę mnie źle nie zrozumieć. Losy Państwa związku nie są przesądzone. Sama jednak, tak przynajmniej czuję, widzi Pani, że muszą zajść diametralne zmiany. Ufam, że poddając te wszystkie kwestie refleksji podczas rozmowy z psychologiem poczyni Pani stosowne postanowienia odnośnie tego, jak postępować w tej sytuacji.

  23. Cytat

    Wszystko zaczęło się jakieś 6 miesięcy temu, kiedy się zorientowałam ze coś jest nie tak. Nasz sex stał się raczej schematem do osiągnięcia jego korzyści i satysfakcji. Około dwa tygodnie temu przeglądałam jego komputer, znalazłam w przeglądarce internetowej masę stron z filmami porno co gorsza ogląda je codziennie a większość z nich jest z kobietami mało rozwiniętym ucharakteryzowane na dziewczynki. Sama sobie z tym nie radzę jestem w szoku i czuje do niego wstręt. Dodam jeszcze że mamy 4 letnią córkę. Co robić?

    Szanowna Pani,

    rozumiem, że bardzo to Pani przeżywa. Kobiety, które orientują się, że ich partner jest zatwardziałym użytkownikiem pornografii, nierzadko odczuwają z tego powodu wstyd, czują się zdradzone, tracą zaufanie i cierpią w wyniku niekorzystnych porównań ze wzorcami z ekranu.

    Z pewnością warto przeprowadzić szczerą, poważną rozmowę z partnerem, dzieląc się własnymi odczuciami. Taką rozmowę powinna poprzedzić refleksja z Pani strony, czego Pani oczekuje i jakie widzi rozwiązania tej sytuacji. Jeśli pojawiło się w Pani uczucie wstrętu do partnera, zapewne jego zachowanie będzie musiało się diametralnie zmienić. Do poprawy tej sytuacji, a szczególnie relacji, potrzebna będzie dobra wola obu stron, ale przede wszystkim męża. Każda strona ma coś do zrobienia, ale warto by w pierwszej kolejności małżonek skonsultował się z psychoterapeutą w ramach konsultacji diagnostycznej w celu określenia, czy oglądanie jest tylko problematycznym, złym nawykiem, czy faktycznie jest jak nałóg. Tak czy owak rozmowa z psychoterapeutą może dobitnie uzmysłowić koszty (szkody) wynikające z problematycznego, codziennego oglądania tego typu treści. Bywa, że po uporaniu się z problemem pornografii związek nie tylko odzyskuje pierwotną intymność, ale nawet rozkwita. Problem wprawdzie Państwa od siebie oddala, ale jego rozwiązanie ma szansę bardziej niż kiedykolwiek Państwa do siebie zbliżyć. Wszystko zależy od tego, jak to Państwo rozegracie. 

  24. Cytat

    Witam. Jestem w związku prawie od 4 lat, od około roku bardzo ciężko jest nam się dogadać. Mój partner mnie okłamuje, mimo moich ciągłych zapewnień, że może mi o wszystkim powiedzieć, nawet jeśli zrobi coś złego, to nie bedę zła, jeśli się przyzna. Często kłamstwa dotyczą drobnostek, ale on nie rozumie, że dla mnie szczerość w związku to podstawa. Ma wolną rękę, nawet jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną, mimo iz parę razy okazało się, że spotyka się z innymi dziewczynami za moimi plecami, to mimo wszystko mu ufam, że mnie nie zdradzi i nie ograniczam go w żaden sposób, ale mam wrażenie, że im więcej ja staram się naprawić i dać mu od siebie, tym on mniej daje i jeszcze więcej wymaga ode mnie, przez co jest wiecznie niezadowolony. Mówi, że mnie kocha, ale nie wierzy, że coś się między nami naprawi, jednocześnie nie robi nic by to naprawić, nie umiem mu wytłumaczyć, że ja jestem w stanie zrobić wszystko, żeby ratować związek, ale on również musi popracować nad sobą i swoim podejściem. Za prawie każdym razem, gdy chcę porozmawiać, on się obraża, krzyczy, mówi przykre rzeczy i że mi wiecznie nic nie pasuje. Nie rozumie, że oczekuję szczerości i poczucia pewności w związku. Mówi, że ma dośc w kólko tych rozmów o tym samym, ja również, ale nie mam pomysłu jak do niego inaczej dotrzeć. Czasami udaje nam się porozmawiać na spokojnie, ustalić pewne rzeczy, on potrafi mnie przeprosić, docenić to jak się staram i przyznać, że to w nim tkwi problem, ustalamy wtedy jakieś rozwiązania, ale on na drugi dzień ot tak bez podania powodu po prostu się rozmyśla i wraca do swojego poprzedniego stanowiska tworząc tym samym kolejny konflikt. Nie potrafi dotrzymać słowa i unika konkretnych deklaracji, żebym nie mogła go potem z tego "rozliczyć" jak to on nazywa. Niby mnie kocha, a ciagle mowi, ze być moze powinniśmy się rozstać. Nie wiem co robić, nie jestem specjalistą, ale mam wrażenie, że on ma problemy emocjonalne, w ktorych ja chce mu pomóc i wlaczyć o ten związek, ale on twierdzi, że nie ma żadnego problemu. Ja też nie jestem idealna i też wiele rzeczy zrobiłam źle, ale przynajmniej mam tego świadomość i pracuję nad sobą, żeby nie popełniać błędów, chciałabym tego samego od niego, bo wiem, że jemu na mnie zależy i w gruncie rzeczy jesteśmy bardzo zgraną i zżytą parą, tylko są rzeczy, które nie pozwalają nam się tym ostatnio cieszyć. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Proszę o radę.

    Szanowna Pani,

     z przejęciem przeczytałem o problemach w Państwa związku. Starałem się do ostatniego zdania rozszyfrować, co właściwie stoi za Pani niesłabnącym zaangażowaniem. Partner Panią okłamuje, nie dotrzymuje danego Pani słowa, mówi przykre rzeczy, a także nie jest w stanie uczestniczyć we względnie spokojnej rozmowie o problemach tylko „obraża się, krzyczy”. Rozumiem, że pragnie Pani ratować związek i chciałaby porady, jak dotrzeć do partnera. Problem polega jednak na tym, że Pani może robić tylko swoje 50%. Druga połowa pracy do zrobienia spoczywa na partnerze. Może Pani w sposób możliwie asertywny, bez nadmiernych nerwów, konsekwentnie sygnalizować partnerowi swoje stanowisko i wyrażać prośby oraz gotowość do pracy nad związkiem. Nie może Pani jednak zmienić postawy partnera, ponieważ ten obowiązek spoczywa na nim. Proszę postawić granicę, określić konkretne konsekwencje jego niewywiązywania się z danego słowa, krzyków, mówienia przykrych rzeczy. Proszę dać sobie i związkowi czas, lojalnie o tym informując partnera. Jeśli w tym okresie nie dostrzeże Pani konstruktywnej zmiany w jego podejściu, warto poddać głębokiej refleksji, czy trwanie w takiej relacji ma dalszy sens. Partner może Panią zacząć traktować poważnie tylko wtedy, jeśli Pani sama zacznie traktować poważnie własne potrzeby, oczekiwania, granice.

    Niewykluczone, że na pewnym etapie rozmów oboje Państwo czuliby rzeczywistą potrzebę pracy nad związkiem. W takim wypadku pomocna mogłaby się okazać terapia par.

  25. Cytat

    Witam od jakiegoś czasu mam problem ze swoja córka ma ona 7 lat, z uwagi na to ze mieszkam w Niemczech to w tym wieku nie mogę jeszcze pójść z dzieckiem do specjalisty gdyż jest zbyt młoda. Moja córka od jakiegoś czasu jest nie do poznania i brak mi już sil notorycznie kłamie, robi nazłość często pytana czy wie że tym zachowaniem krzywdzi mnie oraz innych świadomie mówi że tak, często rozmawiając o jej zachowaniu twierdzi że rozumie ze robi źle, często nawet plącze z tego powodu że nas krzywdzi po czym za chwile robi to samo, nie wiem już co mam robić co może być przyczyną takiego zachowania. Proszę o poradę z góry serdecznie dziękuje.

    Szanowny Panie,

    pracuję z osobami dorosłymi. Wprawdzie mógłbym zabrać głos w tym wątku, sądzę jednak, że lepiej będzie jeśli skorzysta Pan z konsultacji u psychologa dziecięcego. To psycholog specjalizujący się w psychologii dziecka.

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.