Mam 32 lata, jestem w związku od 8 lat z facetem i mamy 6letnia córkę. Od ponad półtora roku jest dramatycznie z tego względu że mój narzeczony się rozchorował. Ale od początku: z poprzedniego małżeństwa mam 14letnia córkę która mieszka z nami, ich kontaktu nigdy nie były dobre do momentu jego choroby, mogą córka zawsze go denerwowała,nasz związek nigdy nie był jakiś super. On zapalony piłkarz i pasjonata siłowni. Rzadko znajdował czas dla nas przez swoje pasje. Gdy przychodził weekend żeby iść gdzieś razem to zawsze miał swoje pasje tak jak w tygodniu . Nie dał sobie przemówić aby zrezygnować z częstotliwości cwiczen na siłowni 6x w tyg a w niedzielę piłka i szachy. Ma bardzo wysokie mniemanie o sobie, on jest najlepszy, najprzystojniejszy , najmądrzejszy. Fakt wiedzę ma taką że szkoły ale życiowej ani krzty. Sex jest dla niego priorytetowy i nic innego się nie liczy. Chce opisać jego cechy, dlatego się zagłębiam w cale życie. Do swojej córki się rodzicom nie przyznał przez 13 miesięcy, bo wstydził się tego że jeszcze nie mam rozwodu. Gdy zapoznał się z moją rodziną to często dochodziło do sytuacji gdzie mnie przy nich wyśmiewał, często też mówił mi przykre rzeczy tłumacząc tym że on jest szczery i nie będzie kłamał jak inni. Kiedy zaczął pracę w sklepie z odżywkami w odległych o 30km Tychach problemy z jego dostępnością się nasiliły, bo pracował od9-19 tam szedł też na siłownię i był w domu na 21-22 a nawet i później. Po jakimś czasie zaczęłam podejrzewać że mnie zdradza więc sprawdziłam jego telefon i w wiadomościach kochankę zapisal pod męskim imieniem. To co przeczytałam to szok i niedowierzanie, świat mi się rozsypał, nie umiałam znaleźć sobie miejsca, bardzo mnie to zabolało. Zawsze mi mówił że ja to nie mam pasji i wtedy przyszło mi to do głowy że powinnam się zmienić i zaczęłam z nim chodzić na siłownię, bo faktycznie w moim życiu jest tylko praca, dzieci i dom temu się poświęciłam bo tego chciałam, jeszcze wtedy byłam głupia i siebie obwinialam, że jestem beznadziejna że kto chce być z taką kura domowa. Minęło kilka dobrych tygodni, postanowiłam że pojadę do niego do pracy zrobię mu niespodziankę, na miejscu zastałam za lada jego i jego kochankę. Jestem osobą spokojna niestety i rozmowa przeprowadzona została w kulturalny i spokojny sposób , dziewczyna dała mi do zrozumienia że to on ją tak bałamuci, po zadaniu jej pytanie czy jej nie wstyd że rozbija rodzinne, ona mi odpowiedziała że żeby była rodzina to dwie osoby muszą się kochać... Wniosek z tego jeden, on jej mówił że mnie nie kocha I tak mydlił jej oczy. Po konfrontacji wróciłam do siostry gdzie zostawiłam młodsza córke, nie chciałam aby dzieci wiedziały więc tuszowałam to jak potrafię najlepiej przez kilka miesięcy. Zostałam u niej dopóki nie napisał żebym wróciła do domu aby porozmawiać, wróciłam. Myślałam wtedy że po co ja się tak katowałam ta siłownia i robiłam rzeczy których się teraz wstydzę, bo za wszelką cenę chciałam go zostawić przy sobie. W tym czasie on lawirował na portalach randkowych,wyłam z rozpaczy jak wilk do księżyca, nie dałam rady już tego w sobie trzymać, dzieci widziały wszystko, ciężko mi było to wytłumaczyć. Postanowiliśmy że się rozstajemy, na urodzinach mojej córki w lutym tego roku obwieściłam to mojej rodzinie że taka jest sytuacja. Mieszkaliśmy razem nadal,,ja w innym pokoju on innym, aby zająć myśli postanowiłam że też poznam kogoś na portalu żeby mieć taki"plasterek", pisaliśmy, spotkaliśmy się raz, do drugiego nie doszło spotkania bo mój były narzeczony pobił faceta i powiedział mi wtedy że tak łatwo mi nie odpuści, przyjechał pobić go prosto ze swojej randki . Musiałam wrócić z nim do domu, wtedy nagle go oświeciło że musimy być razem, mi było żal tych wszystkich chwil spędzonych razem więc jakoś się tak stało że spróbowałem jeszcze raz. W marcu zaczął się źle czuć, tracił siły, mówił że coś jest z nim nie tak. Drżały mu mięśnie i zaczęły mu zanikać,nadciśnienie miał, osłabienie siły mięśniowej.Wiele badań zrobił,wielu lekarzy odwiedzil i kilka szpitali. W pierwszych dniach był w bardzo złej kondycji psychicznej, uciekał że szpitala i przyjeżdżał do domu żeby się wyspać, bardzo to przeżyłam, był spanikowany, znerwicowany, szukał non stop w internecie co mu jest, nie mógł spać, jeść, non stop mu skakało ciśnienie, koszmar.w pierwszych dwóch szpitalach na wpisie na wpisie pisało żeby odwiedził psychiatre więc poszliśmy bo podejrzewałem że od tych wszystkich sytuacji może ma nerwicę, dostaliśmy się do psychiatry dlatego że psychoterapeuta mam polecił aby iść i zapisać się jakby na oddział. Tak zrobiliśmy, udało się. Chciałam żeby mu przepisał jakieś leki na uspokojenie , żeby się wysiadł,ale żeby go nie zamykał na oddziale bo to by go dobiło.Na konsultacji beże mnie psychiatra wracał do romansu i oczywiście oczernił mnie że ja mam taki charakter twardy, że ja nie rozumiem że nie tylko farmakologia. Oczywiście że rozumiem, ale znam mojego narzeczonego lepiej niż on i wiem co się działo z nim przez ten cały czas. Narzeczony nie chciał kontynuować leczenia bo mówił że on ma nieuleczalna chorobę neurologiczna stwardnienie rozsiane zanikowe boczne które się diagnozuje wtedy kiedy już masz niedowłady a nie jest szalony. Badania niczego nie wykazały, żadne ,wykluczyli inne choroby autoimmunologiczne, ale SLA też nikt nie potwierdził. Wzięłam tydzień urlopu żeby się nim opiekować podczas pobytu w szpitalu później już go nie mogłam brać, miał do mnie o to żal że poszłam z nim do psychiatry i tyle tylko dla niego zrobiłam gdzie ja musiałam chodzić do pracy, zajmować się domem i dziećmi dodatkowo. Że wszystkich szpitali wypisywał się na własne życzenie po 2-4 dniach. Kilka razy chciał się powiesić, zgotował mi piekło na ziemi. Za pierwszym razem się wystraszyłam bo po przebudzeniu patrzę a on się na pasku chce wieszać na rurce od gazu, za drugim razem znowu ta sama sytuacja zaraz po przebudzeniu więc zaczęłam się zastanawiać czy to nie jest manipulacja lub wołanie o pomoc. Gdy byłam w pracy to musiałam ciągle z nim pisać bo balsam się że coś sobie zrobi ale też zadzwoniłam do psychoterapeuty wcześniej wspomnianego co mam zrobić w takiej sytuacji, poinstruował mnie co należy zrobić i jak czuje się w ten sposób manipulowana to także to wykonać. Jeszcze kilka razy tak się chciał prosić ale udawało mi się szybko opanować sytuację więc nie musiałam dzwonić nigdzie. Gdy pojechaliśmy na wesele do jego kolegi do Szczyrku tam też chciał się powiesić na grzejniku, grzejnik wyrwał, strach był okropny we mnie bo nie umiałam go uwolnić z bezsilności się rozpłakał po czym on mi obwieścił że żartował,tylko żartował. Teraz już nie chodzi na siłownię od 1,5 roku, nie gra w piłkę bo mówi że nie ma siły, w domu nic nie robi, do pracy też już nie chodzi od bardzo dawna. Z urzędu pracy wziął kredyt na firmę którego po roku nie trzeba oddawać, podżyrowalam mu, firmy nie otwarł do tej pory , leży na łóżku i tylko gra na telefonie, nic nie robi bo nie ma na nic siły z córką nie spędza czasu, nigdzie nie wychodzimy razem ale jak się kłócimy to nagle wychodzi nie wiadomo gdzie i go nie ma przez 3h a nawet i więcej. Mam na głowie pracę, cały dom do ogarnięcia, dzieci. Wszystko robię sama, bo on w niczym mi nie pomaga. Czuję złość, rozczarowanie bo jestem matką i ojcem, jestem zmęczona już tym wszystkim. On wymaga tylko sexu, nie daje od siebie nic kompletnie. Gdy kłócę się o to że od bardzo dawna mnie nie przytula nie okazuje czułości żadnej to odpowiada mi że czego ja żądam od chorego człowieka takiego poświęcenia, na litość boską czy to jest tak wiele? Czy człowiek tak umiejący jak on w ostatnie chwile swojego życia tylko gra i nie poświęca ani chwili rodzinie? Na sex to ma siłę, żeby wyjść gdzieś po kłótni też, ale żeby iść na zakupy to już nie ma, ja obładowana jak wielbłąd muszę rozdzierać się na kawałki żeby wyrobić się że wszystkim w ciągu dnia. Miałam urlop dwa tygodnie, wiedząc że on nigdzie nie pójdzie z nami więc zaplanowali z koleżanką co będziemy robić w tym czasie, ci prawda nigdzie nie wyjeżdżaliśmy ale były to takie jednodniowe wypady żeby dzieci miały radoche. Byłyśmy na basenie, w wesołym miasteczku itd.o to miał też pretensje że idę z koleżanką że mam go gdzieś, przecież dzieci nie będą w domu siedzieć cały mój urlop, bo i tak tylko ja je gdzieś zabieram cały czas, codziennie gdy tylko mamy czas to idziemy do parku na place zabaw itd staram się aby były jak najwięcej w ruchu. Po całej litanii pytanie jest takie czy moje odczucia że jestem wykorzystywana przez niego są dobre? Czy może być tak że wymyśli cała chorobę żebym się z nim nie rozstała? Teraz widzę jak mna manipulowal od zawsze żebym zrezygnowała z rodziny i koleżanki na jego korzyść, przeczytałam też w wielu artykułach że jest narcyzem i to by się zgadzało tak jak i to że jestem w związku toksycznym , może też ma jakas osobowość psychopatyczna.w jego rodzinie występuje schizofrenia (brat i wujek) i zespół Downa (siostra)