Witajcie.od kilku lat zmagam się z zaburzeniem lękowym,brałam leki ,chodziłam na terapię i ogólnie jest lepiej jeśli chodzi o samą neriwce.teraz jak to życiu bywa raz jest lepiej raz gorzej.ogolnie w skrócie moje życie wygalda tak że byłam kilka lat związana z facetem który pił i stosował przemoc.wreszcie dzięki terapii mialam odwagę by odejść.po rozstaniu po jakimś czasie znalalam na FB kolegę z liceum (w którym się wówczas podkochiwałam) zaczęliśmy ze sobą pisać , okazało się że każde z nas jest wolne i po przejściach,spotkaliśmy się no i wybuchło wielkie LOVE.jestemy już ponad dwa lata razem ,mieszkamy razem i wychowujemy mojego syna.niby wszystko zmieniło się na lepsze.to jest naprawdę bardzo kochający człowiek,jest bardzo troskliwy,wie że mam neriwce i jak tylko mam gorszy dzień zawsze mnie wysłucha, porozmawia i nigdy nie zostawia mnie samej z moimi wewnętrznymi rozterkami.jest urodzonym optymistą,w przeciwieństwie do mnie gdzie każde najdrobniejsze potknięcie mnie podlamuje.kiedys byłam uśmiechnęta, spontaniczna , towarzyska.teraz mam grono najbliższych mi ludzi z którymi chce się spotykać,nie ufam już ludziom.jestem też podłamana tym kiedy mój partner w pracy poznaję nowe "kolezanki"oczywiście zaraz ma je na FB a ja widzę jakie to atrakcyjne kobiety,podczas gdy ja się czuję bardzo nieatrakcyjne (chociaz tak nie jest)ale wmawiam sobie sama ze one mu się podobają,że pewnie za chwilę się w której zakocha bo ja to jestem taka beznadziejna itd. ciagle się z nimi porównuje,u innych kobiet widzę same zalety i piękno u siebie same cholerne wady.mysle że ważna kwestią jest to że kiedy byłam dzieckiem czy już nawet nastolatka moja matka (swoją drogą wg mnie narcystyczna) zawsze mnie porównywala do innych pytając "dlaczego nie możesz być taka jak Ania"itp i rzucała mi takie teksty nagminnie,nigdy nie chwaliła zawsze coś było dobre "ALE..." Nigdy nie byłam dla niej wystarczająco dobra.mysle że w dużym stopniu mam teraz ten problem ze nie umiem uwierzyć że ktoś dobry mnie pokochał że będzie wierny że nie zakocha się w innej bo kocha mnie.ja ciągle mam w głowie że on prędzej czy później zostawi mnie dla innej,ciągle mam w głowie że gdyby na jego drodze stanęła jakas np jego eks i zaczęłaby o niego walczyć to by mnie zostawił,nie chce z nim wychodzić w miejsca publiczne bo wiadomo dużo atrakcyjnych kobiet i jeszcze któraś może zwróciłaby jego uwagę.nie jestem przebojowa raczej wolę żyć spokojnie,mój partner jest odważny rozwja się zawodowo ja od długiego czasu tkwie w miejscu,bo boje się ryzyka,czuje się koszmarnie.jeszcze ostatnie miesiące byłam bardzo słaba nie miałam na nic siły ,zwalalam na neriwce oczywscie ale po zrobieniu morfloii okazało się że mam dużą anemię,niskie żelazo i ferrytyne na poziomie 6,8 a norma od 10. Jak na mam uwierzyć w siebie i jego miłość?jak ma przestać sabotować sama siebie?