Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Radek97

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Radek97's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Cholera 7 miesięcy to kupa czasu... Nie zauważyłaś, że się od jakiegoś czasu oddala? Nie chcę spekulować i złorzeczyć, ale może pojawił się ktoś w jego życiu ? Nie stał się podejrzliwie kochany przed waszą kłótnią? Jesli tak to może dręczyło go poczucie winy. Z drugiej strony może po prostu być przytłoczony tą rozłąką i może nie rozumieć dlaczego wciąż nie możesz do niego wrócić... Może to jakaś frustracja... Cholera wie, nie jestem specem od związków, ale gdybyś bardziej rozwinęła i opowiedziała co się działo w ostatnich miesiącach między Wami, to byłoby łatwiej ?
  2. Hej :) Mam na imię Radek i mam 23 lata. Mam kilka problemów. Każdy z pokolenia XY został wychowany w pewnym wzorcu kulturowym wykreowanym przez popkulturę karzącym myśleć, że młody i przystojny facet nigdzie nie zazna takiego szczęścia jak przy "zaliczaniu" kolejnych partnerek. Śpieszę z wyjaśnieniem, jest to bujda z chrzanem. Miałem okazję się przekonać, ale zacznijmy od początku. Niecałe 3 lata temu zakończyłem swój pierwszy poważny i długi bo trwający 5 lat związek. Wypaliły się uczucia, fascynacja drugą osobą i gdy weszliśmy w dorosłość okazało się, że mamy inne priorytety. Ona chciała formalizacji związku, pierścionka, ślubu. Ja też, ale najpierw kariera. Rozstaliśmy się w pełnej zgodzie. Przez ostatnie lata związku miałem wrażenie, że dużo mnie omija. Np. Kobiety poznane na imprezach, romanse i genrelanie życie singla. Cieszyłem się na samą myśl o tym i faktycznie przez jakiś czas po rozstaniu sprawiało mi to przyjemność. Kilka miesięcy później poznałem pewną kobietę. Chyba od razu się zakochałem bo od 1 spotkania była we mnie jakaś dzika fascynacja. Wygląd jak z marzeń, piękna barwa głosu i ciekawa osobowość choć cholernie specyficzna. Jestem ekstrawertykiem ona była ultraimtrowertyczką i cóż... To nie mogło się dobrze skończyć. Na początku i jej udzieliła się fascynacja. Zapytała mnie w końcu czy może powodzieć swoim bliskim, że jesteśmy parą. Nawet nie wiecie jaki byłem wtedy szczęśliwy, ale w zasadzie od tego momentu było tylko gorzej. Mieliśmy 1 poważną sprzeczkę, a ja traciłem dzień w dzień próbowałem rozgryźć co jest nie tak, skąd ten permanentny dystans między nami. 1,5 miesiąca po jej deklaracji nt związku ze mną zerwała. Pierwszy raz w życiu miałem złamane serce. Powodziała, że nic do mnie nie czuje i nie przewiduje by to się mogło zmienić w przyszłości. Rewelacje te przyjąłem z pokorą i dumą choć w środku czulem rozpacz. Chciałem już po tym ostatnim spotkaniu napisać do niej wielokrotnie, zapytać co u niej itd. Ale zawsze się powstrzymywałem. W końcu byłem do rany przyłóż, starałem się o nią jak o nikogo nigdy, znosiłem dystans który budowała i z pokorą przyjmowałem jej humorki. Robiłem to wszystko, a ona mną wzgardziła, więc nie mogłem dalej się upokarzać i wchodzić tam gdzie mnie ewidentnie nie chcą. Jestem niesamowicie dumnym człowiekiem z każdą wadą i zaletą tej cechy. Odcierpialem swoje, najgorsze były pierwsze 3 dni, ale czas przytłumił emocje. Znów zacząłem się śmiać, przestałem o niej myśleć, skupiłem się na studiach, pracy i karierze. Wróciłem do życia singla, ale po każdym przygodnym seksie czulem ogromne wyrzuty sumienia i kaca moralnego. Po stosunku marzyłem tylko by ta kobieta wyszła z mojego mieszkania. Kilka miesięcy dałem sobie na odpoczynek psychiczny od wszelkich relacji. Rozejrzałem się dookoła. Moja ex z 5 letniego związku była już szczęśliwa z innym facetem, cieszę się bo uważam ją za moją przyjaciółkę. Inni znajomi też byli zakochani i zacząłem im tego zazdrościć, doszedłem do wniosku, że to chyba już czas, że już chyba jestem gotowy na późniejszą relację... Nie byłem... Kilka razy próbowałem się z kimś spotykać, zdarzało mi się patrzeć na perspektywę związku z entuzjazmem. Poznałem kilka kobiet, które miały wszystko. Piękne, inteligentne, arcyciekawe. Niestety im dalej w las, a nasza relacja się rozwijała, tym bardziej czulem, że udaje. Przekonywałem siebie, że muszę dać sobie czas, że się zakocham.... Niestety nic się nie zmieniało. Czuję się wypalony z głębszych uczuć. W jednej z relacji kobieta się we mnie bardzo zakochała i bardzo ciążyła mi myśl, że mogę ją skrzywdzić, dlatego zerwałem znajomość i uwierzcie mi... Wolałbym wtedy być rzucanym niż rzucać... Poczucie winy mnie dobijało, ale serce nie sługa... Musiałem zerwać by nie marnować jej więcej czasu, skoro już wiedziałem, że ja się nie zakocham y... A wiecie co jest najgorsze? Przestraszyłem się cholernie tego, że przeze mnie ta dziewczyna też może stać się taka wypalona z uczuć... Była młodsza i codziennie proszę opatrzność by ją to ominęło.. Cóż... Odczuwam w sercu ogromną pustkę i nie potrafię jej wypełnić... Zawsze kończy się tak samo, zawsze mam wrażenie że najwyżej udaje zauroczenie i miłość. Boję się, że już nigdy się nie zakocham, a uwierzcie kilka razy próbowałem i cholernie bym tego chciał. Wiecie jak sobie z tym poradzić? Czy miałem po prostu pecha i zawsze trafiałem na kobiety bez tego magicznego pierwiastka, który sprawia że się zakochujemy? Czy problem siedzi gdzieś we mnie i on sprawia, że na owy pierwiastek jestem ślepy? Czuję się ostatnio jak Ted Mosby z sitcomu "how i mey your mother"... Męczy mnie ta pustka, męczy mnie brak miłości, męczy mnie brak wiary w tą miłość.... Pomóżcie :/ P. S Jestem prawie pewny, że wyleczyłem się z miłości do tej, która mnie rzuciła. Nie widziaem jej od roku, ani z nią nie gadałem i nie brakuje mi tego. Nie myślę o niej za często (tylko gdy zobaczę jakąś jej relacje na instagramie). Nie marzę i nie roztrząsam.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.