Witam. Podziwiam, że masz dziecko. Czyli problem u ciebie może nie być wcale taki duży. Po 30-stym roku życia zmniejsza się nadaktywność układu współczulnego{czy tam przyspółczulnego:)}. Odpowiada on m.in. za przyspieszanie bicia serca, czerwienienie się itd. Dlatego to napadowe czerwienienie się zmniejsza lub nawet ustępuje. Psychika też się "utwardza". Zamieniamy się w takiego typowego dorosłego "człeka", mimo że fizycznie ciągle młodość:) Więc obyło się bez leków i zabiegu ETS. Ale jeśli ktoś jest młodszy, to wtedy trzeba raczej działać w ten sposób, a nie czekać bo szkoda życia. Ja mimo tego skończyłem przecież studia i szkołę średnią. Pomiędzy studiami a Technikum byłem na stażu(to była normlana praca, a firma dodatkowo wypłacała mi tą różnicę której nie pokrywał Urząd Pracy, więc zarabiałem normalną pensję właściwie). Po studiach też pracowałem w sumie przez pół roku i jakoś przecież dawałem radę. Spytasz, to co się zmieniło? No generalnie im dłużej się nie pracuje to się dziczeje i przyzwyczaja do takiego życia. U mnie problem ma związek typowo z czerwienieniem się samych policzków. Oczywiście jest to cera naczynkowa, i to na tym tle doszło do ertyrofobii. Ale u mnie jest tak, że kiedy się zawstydziłem, to czerwieniły się same policzki, a nie cała twarz. Tzn. reszta twarzy też prawdopodobnie, ale to na tle polików wygląda tak, jakby czoło wogóle się nie czerwieniło. Więc nawet po wyleczeniu erytrofobii(ciężko powiedzieć czy już to samo nastąpiło ze względu na wiek, czy nadal to mam, czy raczej to kwestia przyzwyczajenia do takiego życia które miało miejsce przez wiele lat) i tak muszę unikać różnych rzeczy które nasilają cerę naczynkową. Np wczoraj podczas meczu Polska -Argentyna. Było piwko plus emocje = rumieńce. Pomaga krem(którego najlepiej używać codziennie). Może też pomóc laser(teraz są lepsze niż te 20 lat temu kiedy wchodziłem w okres dojrzewania). Ale i tak żałuję że wtedy nei spróbowałem. Teraz chyba się wybiorę przynajmniej z ciekawości. Więc jak dla mnie problem trzeba leczyć w dwóch aspektach, dermatologicznym i psychologiczno-psychiatrycznym. Może jakaś terapia u psychoterapeuty obok leków? Ja już chyba sobie odpuszczę leki i skupię się na dermatologu. Co do moich wyjść i rozmów z ludźmi. Dawniej było gorzej, ale dotyczyło to tylko obcych osób. Jak już kogoś poznałem (np w pracy czy na studiach, i poznałem miejsce w które będę codziennie chodził) to nie było problemu. Najbardziej w tej chorobie boli marnowanie potencjału, bo spokojnie mógłbym pracować "głową". Dodatkowo jestem całkiem przyzwoicie zbudowany i niebrzydki(185 i +-95 kg). Dziewczyna która mnie podrywała na studiach tak mówiła(sam też nie mam kompleksów, ale narcyzem też nie jestem). Ale ta jedna rzecz spędza sen z powiek. Czuję się jak Kopciuszek na balu. Pierwsze wrażenie - wszystko wporządku. Ale prawda jest inna. A taka cera naczynkowa to jak nos u Pinokia który kłamie. Po prostu będąc czerwonym(mówię o cerze naczynkowej a nie chwilowym zaczerwienieniu) osoba która na widzi wie lub się domyśla, że przed chwilą coś robiliśmy np uprawialiśmy sport, seks itp. To tyle póki co odemnie. Pozdrawiam.
PS Były też inne fora dotyczące Erytrofobii, ale jakoś specjalnie się nie wypowiadałem, raczej czytałem. Generalnie problem jest w myśłeniu. Jeśli taka osoba sięskupi na wykonywanej czynności, to nie będzie problemu. I to psychika jest kluczowa. No chyba, że ktoś dodatkowo ma właśnie cerę naczynkową.