Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

kateuszek

Użytkownik
  • Zawartość

    7
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

kateuszek's Achievements

Forumowicz

Forumowicz (2/14)

  • Jest tu ponad miesiąc
  • Jest tu ponad tydzień
  • Pierwszy Wpis
  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Dokładnie tak, powiem więcej - jestem w tym dobrym położeniu, że wiem iż jeśli to się nie wyjaśni to nic nie tracę. Może to moje racjonalne podejście jest dobre, chociaż serce podpowiada coś innego, to głową muru nie przebiję. Generalnie na dzień dzisiejszy, po wielu przemyśleniach stwierdzam, że moje poczucie winy jest obecne bo na to pozwoliłam, chociaż wewnętrznie wiem, że nie zawiniłam, to jednak ono tam jest. Na tyle ile zdołaliśmy się poznać, on wiedział że jestem pewna siebie, że nie mam problemu by wykonać pierwszy krok, by pokazać że jak mi na czymś zależy to do tego dążę. Może on tego oczekuję, że będę go zdobywać ? Że będę walczyć za nas dwoje, stąd te moje skołowane myśli. Z jednej strony bym chciała mu udowodnić to, ale z drugiej czy warto ? Całe życie mam się później starać o niego ? Ciągnie mnie do niego, może to pożądanie, zauroczenie a może zwyczajnie boję się, że nie znajdę nikogo lepszego, kogoś kto mnie pokocha ? Emocji we mnie jest dużo. To przeplatanie frustracji (mimo, że tej na pierwszy rzut oka nie widać) z nadzieją, że odezwie się i wszystko wróci do normy. Łudzę się, ale prawda jest inna. On nie widzi nikogo poza sobą. Im częściej będę głośniej to powtarzać, tym bardziej oprzytomnieje i zawalczę o siebie. Moje poczucie wartości spadło do zera, ale wiem, że to chwilowe.
  2. Właśnie sęk w tym polega, że mam z tyłu głowy ciągle jego słowa, które dudnią mi w głowie jak szalone, że dziewczyna uparta jest coś warta. Mam też poczucie, że nie upadłam tak nisko by poniżać się i płaszczyć przed facetem. To taka ambiwalencja, z jednej strony mi zależy a z drugiej, bym to wszystko olała, ale blokuje mnie to, że nie lubię nie wyjaśnionych spraw. Potrzebuję czasu by nabrać dystansu do tego. Jeśli podejmę decyzję o spotkaniu z nim, to mam nadzieję, że wyjaśnie to co mnie męczy tak bardzo.
  3. Czy dawałam dużo od siebie to jest trudne do zdefiniowania, bo nie wiem jak on to odbierał, może dla niego było to wpisane w moją naturę, może było za mało, za dużo. Nie wiem tego. Kiedy mieliśmy kontakt, starałam się to pewne. Jednak kiedy nie mieliśmy kontaktu, on się nie odzywał i ja tego nie robiłam, nie dzwoniłam, nie pisałam, sam po jakimś czasie reflektował się i przepraszał za swoje zachowanie. Takie epizody były częste, więc przywykłam do tego. Zależało mi, bo zwyczajnie jest ciekawym i wartym uwagi facetem (mimo tego swojego dziwnego zachowania). Co czuję, hmm, że mamy nie wyjaśniony temat między nami, że chcę się z nim spotkać żeby prosto w oczy mi powiedział gdzie leży problem, ja wolę usłyszeć najgorszą prawdę niż słodkie kłamstwo. Przyjmę kolokwialnie mówiąc to na klatę i pójdę dalej, nie mam do niego żalu, sentyment pozostał. Z drugiej strony chciałabym zawalczyć, ale czy warto ? Raczej pytanie bez odpowiedzi.
  4. Domyślam się, mój przypadek jest niepojęty jak każdy przypadek. Mam mnóstwo przemyśleń, nie ukrywam tego. Zaczęłam od najprostszego rozwiązania i owszem. Zadzwoniłam do niego, jednakże nawet nie raczył odebrać i tym samym oddzwonić. Napisałam także wiadomość, czy możemy porozmawiać, bo nie rozumiem jego nagłego zniknięcia, jego milczenia. Oczywiście do dnia dzisiejszego nie uzyskałam odpowiedzi. Nie mieszkamy od siebie daleko, w którymś momencie na siebie trafimy, mamy mnóstwo wspólnych znajomych, także to pewnie kwestia czasu, mam nadzieję że nie będzie mnie tylko celowo unikał. Nie chcę posuwać się do radykalnych kroków, ale abym uspokoiła swoje sumienie pewnie to zrobię, pewnie pojawię się na treningu jego drużyny i poproszę o chwilę rozmowy, jeśli będzie mieć odrobinę klasy i jakiegokolwiek szacunku do mnie to może uda nam się porozmawiać, jeśli nie, nie będę brnąć w to dalej. Za co się obwiniam, otóż za to, że może byłam nie wystarczająco dobra dla niego, może to ja nie nadaję się do związków, może szukam dziury w całym, a on zwyczajnie jak przystało na zodiakalnego mężczyznę pannę, ma taką swoją naturę, u niego panują jasne zasady i reguły, których się kurczowo trzyma. Ja jako zodiakalna kobieta rak, zwyczajnie tylko chce mieć poczucie, że ktoś mnie chce.
  5. Obawiam się, że problem leży w tym, iż skoro zgodziłam się na pierwsze spotkanie, był bardziej niż pewny że dostanie to co chce. Ja nie jestem osobą nieśmiałą, ale też nie jestem osobą, którą na pierwszym spotkaniu ląduje w łóżku z obcym facetem. Miałam na tamten moment w głowie to, iż nasi znajomi się znają, na początku tak jak mówię, nawet było to fajne, potajemne spotkania, ta nutka podsycania atmosfery, no ciągnęło nas do siebie, ale z czasem czułam się jakbym miała syndrom kochanki, musiała się ukrywać. Nie obchodzi mnie zdanie innych, to moje wybory. Co do kwestii osoby mojego byłego chłopaka, to była dla mnie zagadką, ale mega intrygującą. Próbowałam go przeanalizować, skąd u niego takie egoistyczne podejście, o ile jestem w stanie zrozumieć, jakieś urazy do dziewczyn, bo kiedyś mi wspomniał, że jego poprzednia dziewczyna go kontrolowała, zdradzała , tak o tyle nie rozumiem, czemu wszystkich mierzy tą samą miarą. Ja jestem typem kobiety, która woli mieć wszystko jasno określone, nie lubię tworzyć dramatów, okej bywam zazdrosna ale to już musi być coś co całkowicie wyprowadzi mnie z równowagi, gdyż ja z natury jestem bardzo wesołą, towarzyską osobą, po której nie widać jakiegokolwiek złego nastroju, wewnętrznie to przeżywam, bywam też nad wyraz wrażliwa, ale Ci co mnie znają wiedzą, że wynika to z tego iż mam dobre serce. Mój chłopak, lubi dominować, jego zdanie zawsze było najważniejsze, liczyła się tylko jego piłka, treningi, praca. Ja bardzo podzielam jego pasje, cieszyłam się z każdego wygranego meczu jego i jego drużyny. Jeździłam na mecze, wspierałam "z odległości", bo przecież pokazanie się publicznie z nim w towarzystwie jego znajomych nie wchodziło w grę, natomiast z moimi nie mogliśmy nigdy zgrać terminów bo on miał swoje sprawy. Nie robiłam mu nawet z tego powodu awantur, bo nie ten typ człowieka zupełnie ze mnie. Ile razy próbowałam w jakikolwiek sposób go "podejść" żebyśmy gdzieś wyszli, pojechali, wszystko musiałam dostosowywać do jego treningów i meczy. Jestem też ugodowa, potrafię pójść na kompromis jeśli ktoś, tylko umie to docenić. Nie oczekiwałam od niego, że ma być dostępny przy mnie zawsze, ale skoro oboje nas ciągnęło do siebie, to fajnie byłoby mieć go chociaż na chwilę. Nie mówię, że nie było też takich sytuacji, bo jak udało nam się spotkać, spędzić razem wieczór, było bardzo miło, był czuły, kochany, takie jego drugie oblicze. Co do kwestii jego urażonej dumy, tak potrafił złapać focha, tylko jakby nie bardzo wiedziałam w danym momencie o co, więc zazwyczaj wszystko starałam się obracać w żart i finalnie atmosfera się rozluźniała i wracał mój chłopak, a nie zadufany w sobie facet. To, że znam się na księgowości, pewnie było dodatkowo dla niego furtką na przyszłość, oraz ułatwiało mu bardzo. Nigdy go nie przytłaczałam, nie nękałam telefonami, smsami, rozumiałam że ma swoje obowiązki, bo i ja z racji pracy, prowadzenia także swojej działalności, czy też przyziemnych rzeczy nie zawsze jestem dostępna, ale na koniec dnia rozmawialiśmy, każdy opowiadał jak mu minął dzień i jakoś to się kręciło. Jednak to, że nie widywaliśmy się przełożyło się na naszą relację. Zastanawiało mnie również to, że ciągle twierdził, że nie ma czasu, mimo iż na spotkania z chłopakami znalazł czas, (broń boże, ja mu tego nie zbaraniałam - ba, ja nawet go chciałam, zawieźć, przywieźć), na rodzinne spotkania też miał czas, tylko coraz mniej miał go dla mnie. Może wyda się to dziwne, ale ja w tym całym wirze potrafię znaleźć jakąś równowagę, umiem dozować pracę, znaleźć czas na spotkania z przyjaciółmi, na babskie wypady, na kino, na kolację, na spacer - on natomiast jest teraz tylko skupiony na swoim rozwoju (ja to szanuję i jestem z niego dumna!) ale życie nie polega tylko na karierze, zatracamy się w tym a przez palce ucieka nam wszystko inne. Mój były chłopak, był też skryty, wszystko musiałam wyciągać z niego, a poznając człowieka jednak fajnie jest wiedzieć coś więcej o nim, zawsze mówił tylko tyle by nie przekroczyć broń boże swoich przekonań, czy też jakiś dziwnych przyzwyczajeń. Jest osobą lubianą, szanowaną, z poczuciem humoru, jest też przy tym przystojny i jest tego świadomy, że może być adorowany przez inne kobiety, dlatego z czasem dziwiłam się co widzi we mnie, przecież jestem średniego wzrostu, szczupłą blondynką, która nie wygląda jak instagramowe dziewczyny. Ale on zapewniał mnie, że właśnie dlatego, że jestem naturalna, że nie udaje nikogo, że jestem bardzo inteligentna, że mam idealne kształty, że jestem pracowita i mam łeb na karku, tak bardzo go przyciągam. Szkoda tylko, że jednak jego słowa nijak się mają do tego obecnie. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd, bo nauczona życiem już, nie jetem ani nachalna, ani nie zachowuję się jak niezrównoważone dziewczyny, które stalkują sowich byłych. Wiem, kiedy trzeba zejść ze sceny. To, że wewnętrznie obwiniam się później to inna sprawa. Nie będę owijać też w bawełnę, ale jestem kobietą, która ma temperament, która lubi tych "złych" facetów, która kiedy potrzeba to umie się odezwać i zawalczyć o swoje, jeśli wie, że jest to warte uwagi. Na ten moment czuję, że coś ze mnie uleciało, że poczułam się gorsza, a nie powinna, bo jestem świadoma swojego wyglądu, jestem adorowana przez mężczyzn i mogłabym śmiało to wykorzystywać, ale zwyczajnie nie kręcą mnie relację, które są ulotne. Mam swoje priorytety, swoje jakieś cele, pasje, chciałabym zatem dzielić je już z kimś kto mnie będzie rozumiał, nie zmienię się, nadal będę duszą towarzystwa, ale chcę mieć do kogo zwyczajnie wracać po całym dniu.
  6. Niestety nie.. Jak ja chciałam, to on zawsze był tak zmęczony po całym dniu, że tylko potrafił mnie przytulać, całować, no i już na tym etapie zasypiał. Myślałam, że problem leży w tym, iż może ja jestem nieatrakcyjna, ale nie o to chodzi, bo ile razy przeszłam obok niego w bieliźnie, to zawsze okazywał mi zainteresowanie, prowokował, rozbierał a następnie jednak odmawiał seksu. Ciągle wypominał mi, że odmówiłam mu na pierwszym spotkaniu... Może zabrzmi to źle, ale faceci oglądają się za mną, zawsze otaczałam się nimi, mogłam przebierać, wybierać, a i tak zawsze wybieram tych złych.
  7. Witam Wszystkich. Historia mojej znajomości z chłopakiem jest delikatnie mówiąc dziwna. Mam 27 lat, on 28. Poznaliśmy się podczas wesela wspólnych znajomych, ja byłam z innym partnerem, on był z partnerką, jednak wystarczyła chwila by nasze spojrzenia się zbiegły i tak o to zaczęła się historia naszej znajomości. Nadmienię, że od momentu zobaczenia go (nie znałam go dotychczas) nie mogłam oderwać od niego wzroku, miał coś w spojrzeniu co przyciągało, ale był też strasznie sympatyczny, uśmiechnięty i z rozmowy jakie prowadził też bardzo inteligenty. Jako, że ja jestem bardzo towarzyską osobą, która szybko nawiązuje znajomości, znalezienie pretekstu by z nim zamienić chociaż słówko nie sprawiło mi problemu, ba nawet powiem więcej okoliczności bardzo mi sprzyjały. Poprawiny, mimo iż byłam na nich z innym partnerek (który jest dla mnie tylko i wyłącznie kolegą) spędziłam w towarzystwie mojego już obecnego chłopaka. Szybkie odnalezienie się na portalach społecznościowych i już tego samego dnia po poprawinach, zaczęliśmy pisać na komunikatorze. Nie muszę tu mówić, że od samego początku iskrzyło. Flirtowaliśmy w wiadomościach, poznaliśmy się w sobotę a na randkę umówiliśmy się już na wtorek. W trakcie pisania z nim, potwierdzało się to co zauważyłam, był inteligentnym, fajnym chłopakiem z dużym poczuciem humoru oraz swoimi pasjami. Nie powiem, imponowało mi to w nim. Spotkanie tak jak ustaliliśmy odbyło się we wtorek, pojechałam do niego, ugotowałam nam kolację, wino, namiętne pocałunki, zostałam u niego na noc, do niczego nie doszło mimo, iż próbował, nie mówię, że nie chciałam ale jakaś wewnętrzna blokada mnie ogarnęła, za szybko to było dla mnie, nie znałam go praktycznie, więc zwyczajnie tylko zasnęliśmy. Rano, każde poszło w swoją stronę, on do pracy, ja wróciłam do swojego mieszkania, bo akurat miałam urlop w tym czasie. Jako, że był to okres wakacyjny tj. początek lipca, piękna pogoda, głowa w chmurach, nasza znajomość pięknie się rozwijała, codzienne wiadomości, telefony, jednak spotkania nie tak częste ponieważ mój chłopak prowadzi swoją działalność, plus jest trenerem drużyny piłkarskiej, a ta jest jego oczkiem w głowie, więc niestety ja byłam na drugim planie. Ale, ja jestem typem człowieka, który szanuje pasje drugiej osoby, nigdy też nie byłam zaborcza, uważam że w związku potrzebny jest luz, każde powinno mieć swoje towarzystwo, nie musimy wisieć na sobie 24/h. Oboje mieliśmy takie zdanie, ustaliśmy reguły naszej znajomości od początku, bo muszę dodać w tym miejscu, iż nasza znajomość była incognito. Mój chłopak, nie chciał wyjść w oczach kolegi/kolegów na nielojalnego, ponieważ partner z którym byłam na weselu zna się z moim obecnym chłopakiem. Zatem spotykaliśmy się, tak by nikt z jego otoczenia o nas nie wiedział, na początku mnie to nie denerwowało, potem z czasem tak, bo ja nie chcę się ukrywać, nie mam 5 lat i kręconych włosów, jestem dorosła i są to moje wybory, ale mój chłopak czuł się głupio, a mimo to, oboje brnęliśmy w tą znajomość. Ciągle w kontakcie telefonicznym, spotkań nie było prawie już wcale, bo on ciągle nie miał czasu. Zaczęłam jeździć na jego mecze, bo to była jedyna szansa abym mogła go zobaczyć - ale co mi z tego, jak udawaliśmy, że się znamy tylko jako znajomi. I tak nam mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące. Spotkań raptem było kilka. Oczywiście nadal iskrzyło, było miło, do niczego nie dochodziło, bo mój chłopak był tak zmęczony, że zasypiał. W pewnym momencie przestaliśmy już nawet rozmawiać. Zdarzyło się, że pisaliśmy raz na tydzień, raz na dwa tygodnie, widywać się nie widywaliśmy. Ja nie jestem też typem, który by robił awantury, zwyczajnie gryzło mnie to w środku, ale nie mówiłam głośny, czasem płakałam, bo wiedziałam na co się porywam, zwyczajnie milczałam. Po jakimś czasie znowu się odezwał, znowu było dobrze, były smsy, telefony, plany na jakiś wspólny wyjazd, spotkania pełne czułości, ale tylko tyle bo zwyczajnie ja nie miał ochoty na seks. Potrzebowałam go na co dzień, nie od święta. Oczywiście sielanka nie trwała zbyt długo, bo po jakimś czasie znowu, był tak zajęty pracą, trenowaniem drużyny, oraz bóg jeden wie czym jeszcze, znowu nie mieliśmy kontaktu, takie deja vu. Dobrnęliśmy już do grudnia, przyszły Święta, oczywiście każdy spędził je oddzielnie, kontakt tylko smsowy, telefoniczny, oczywiście ja głupia się łudziłam jeszcze, zaproponowałam mu wspólnego sylwestra, byłam w ciężkim szoku, że znalazł czas, że chciał ze mną wyjechać gdzieś. Udało mi się zorganizować wszystko, hotel, prezenty dla niego z okazji Mikołajek, Gwiazdki. Pojechaliśmy na wspólny wyjazd, pierwszy, wspólny wyjazd, tak długo wyczekiwany przeze mnie. Jako, że był to sylwester, wypiliśmy trochę, wylądowaliśmy w łóżku, ale oczywiście nie doszło do niczego bo mój chłopak, stwierdził że skoro ja mu odmówiłam na pierwszym spotkaniu, to i teraz nic z tego. Zrobiła się zatem niezręczna sytuacja, odwróciliśmy się do siebie plecami, ja wewnętrznie poczułam się okropnie, nie spałam już do rana, patrzyłam na niego i próbowałam go zrozumieć. Rano okazało się, że mój chłopak musi pilnie wracać do domu, mimo iż nasz pobyt miał trwać do niedzieli 2 stycznia. Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i wymeldowaliśmy. Droga powrotna przebiegał dobrze, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, jednak ja czułam wewnętrznie się źle. Odwiózł mnie do domu. Tego dnia widzieliśmy się ostatni raz. Nie mamy kontaktu już równo miesiąc, dzwoniłam do niego jakoś tydzień po tym feralnym sylwestrze nie odbierał, napisałam w kolejnym tygodniu nie odpisał. Widzę go dostępnego na komunikatorze, mamy wspólnych znajomych, czasem usłyszę coś na jego temat, nie powiem że mnie nie ściśnie i w gardle i w sercu, ale zaciskam zęby. Opisałam całą sytuację by sobie zarówno ulżyć jak i aby ktoś mi powiedział co zrobiłam źle. Mój w zasadzie były chłopak, zwyczajnie mnie olał. Nie umiem zrozumieć jego zachowania. Nasza znajomość trwała 6 m-cy, zaczęła się szybko, no i szybko się skończyła. Mój były chłopak to typ faceta, który jest pewny siebie. Jego zdanie jest najważniejsze, nawet w wiadomościach z początku naszej znajomości było to widać, ale łudziłam się, że może go zmienię, on ustala zasady naszej znajomości. Zawsze mi powtarzał czy wiem na co się piszę, powinno mi to wtedy dać do myślenia. Nie żałuję znajomości z nim, bo uważam, że problem tkwi w tym, iż ktoś go kiedyś oszukał, a teraz sam bawi się uczuciami innych osób. Nie daje sobie też już teraz gwarancji czy nie miał kogoś jeszcze. Nigdy go nie kontrolowałam, ale nie wierzę w to, że nie miał 5 minut na napisanie wiadomości, kiedy na komunikatorze jest ciągle dostępny. Zwyczajnie byłam dla niego przygodą tylko, wakacyjnym jakimś epizodem. Potrzebował mnie, jak miał problem w swojej działalności, gdyż ja pracuję jako główna księgowa. Pisanie miłych wiadomości było próbą zamknięcia mi ust i zaślepienia. Mimo wszystko, chciałabym poznać powód dla, którego nie mamy kontaktu, ale obawiam się, że już się nie dowiem. Kiedyś się spotkamy, bo ja nie zamierzam rezygnować z wypadów na mecze jego drużyny, gdyż zwyczajnie i ja bardzo lubię piłkę, Was natomiast proszę o odpowiedzi, czy problem leży we mnie, bo za dużo od siebie dałam ? Czy zwyczajnie mój były chłopak się mną znudził ? Czy może przerosło go to, że jestem zaradną osobą ? Albo może powód jest zupełnie inny. Na dzień dzisiejszy, mam głowę nabitą jego osobą, czuję do siebie pretensję i żal, że kolejny raz trafiłam na zakompleksionego, zadufanego w siebie faceta. Poradźcie, jak mam na nowo odbudować siebie.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.