Dzień dobry, bardzo długo zwlekałam żeby gdzieś poradzić się. Nie jest mi łatwo. Nie stać mnie na prywatne wizyty u psychologa, a na NFZ bardzo ciężko się dostać i jest w godzinach rannych- tak jak ja pracuję.
Jestem żoną i matką dwójki dzieci. Mam 29 lat, oboje pracujemy w pracy państwowej. Męża poznałam 10 lat temu, po 6 latach dopiero wyszłam za mąż. Ostatnio moje problemy nasiliły się. kłócimy się przynajmniej raz na dwa tygodnie, w kłótni zawsze obraża moją rodzinę. Zawsze mówi, że awantura jest spowodowana przeze mnie. Wytyka mi ciągle błędy młodości nawet za czasów kiedy nie byliśmy razem. Moją rodzinę wyzywa od patologii i nieudaczników. Ostatnio zapomniałam czapki a było zimno, zrobił mi straszną awanturę, że jestem beznadziejna, na mnie nigdy nie mozna polegać. Nie odzywał sie do mnie 3 dni... Czasem nie mam siły na wieczór umyć naczyń i zostawiam na rano ( dzien mam bardzo zapracowany-dzieci, praca, szkoła,dom) w ten czas tez mam awanture, że lubię syf, że jestem z takiej rodziny, nic nie osiągam w życiu... a ja czasem na prawdę nie mam już siły. Notmalnie sprzątam codziennie, co drugi dzień odkurzam.... Problem jest też jak 3 dni sie nie kochamy....a czasem na prawdę nie ma nawet kiedy, mamy dużo obowiązków na głowie. W ten czas zaczyna sie ze nie potrafię wytworzyć atmosfery, mnie juz nigdy nie zmieni. On oczekuje ode mnie ze bede dla niego caly czas "dziwką" ostatnio juz nawet sie zmuszam, uśmiech mam sztuczny, ciągle każe oglądać mi pornografię. A wie że bardzo ciężko mi jest do tego się zmusić. Mowi mi ze nie mam czegoś w sobie. Nie zachęcam go. Inne kobiety zachęcają a ja nie potrafię. W kościele jak młodsze dziecko czasem rozrabia to tez mam awanturę, że mieszka w patologicznej rodzinie, że mi to odpowiada. Ja wiem ze dzieci wyrosną z tego. Czasem w domu tez sa niegrzeczni, ale przecież to są małe dzieci, które jeszcze dużo w zyciu muszą się nauczyć. Ja na prawdę dużo się zmieniłam dla niego, zmuszam się do tej pornografii, nie mam wolnej chwili bo caly czas cos robię w domu albo z dziećmi. Jak moi rodzice przyjadą do nas to ciągle w żołądku czuję strach zeby później nie obraził się albo nie zrobił mi awantury. Zawsze jak mówię że nie odpowiada mi coś, to on odpiera ze jestem bez ambicji, chce stać w miejscu. Nie mogę powiedzieć że coś mi się nie podoba albo ze nie chce, bo zaraz będzie sie obrażał. Mówi mi ciągle ze jego życie jest beznadziejne, że skończył jak nieudacznik bo się nie kochamy. Niedawno mieszkaliśmy za granicą on co tydzień na tydzień wyjeżdżał do pracy ja zostawałam sama w domu w ciąży i z jednym dzieckiem. Musiałam radzić sobie sama, dawałam radę. Pomagałam mu szukać innej pracy, sama jeździłam wszystko załatwiać. A teraz on mi mówi że nie można na mnie polegać... Bo czasem czegoś zapomnę wziąć czy zrobić w danym momencie. Czuje sie strasznie, nie chcę go stracić. Ale jak się kłócimy to wolę już umrzeć... I jestem przekonana ze nie ma nikogo. Już nie wiem co mam robić, czy na prawdę jestem taka beznadziejna?