Problem nie jest ciągły. Raz jest wszytsko w porządku, a raz czuję to o czym wcześniej pisałam.
Nie jestem pewna co do źródła problemu, ale podejrzewam, że to od śmierci dziadka z którym byłam bardzo zżyta. Zmarł w 2010 roku, mimo upływu już tylu lat, nadal w gorszych chwilach przeżywam jego śmierć, to że go teraz przy mnie nie ma.
Wydaje mi się, że moja miłość do chłopaka to czysty strach przed jego utratą, a to może być powód mojego problemu. Chyba boje się w coś za bardzo angażować, a i tak wiem, że kolejna strata kogoś byłaby dla mnie ogromnym obciążeniem psychicznym.
Co najważniejsze, o czym wcześniej nie wspomniałam. Nikt nie widzi u mnie żadnych problemów, ponieważ okazuje wszystkim należne uczucia, zgodne z sytuacją. Kiedy trzeba się uśmiechać, to się uśmiecham, kiedy pasuje być smutnym, jestem smutna. Problem w tym, że często robię to nieszczerze, aby kogoś nie zranić. Mówię coś co ktoś chce usłyszeć, nie to co ja chcę powiedzieć.
Staram się sama nad sobą pracować, dlatego nie czerpię rad od bliskich aby ich nie martwić. Nie chce też chodzić do psychologa, ponieważ zależy mi na tym, aby ktoś dał mi choć małe wskazówki i bym mogła się nimi jakoś kierować.
Pozdrawiam