Mam 30 lat.
Chciałbym napisać tu o codzienności. Często mimowolnie wypowiadam sam do siebie jakieś przekleństwa. Ciągle rozmyślam jak to z ojcem się nie dogadywałem, o nim lub kimś innym kto w przeszłości wyrządził mi krzywdę. W łóżku (na szczęście jestem samotny) zrywam się jakbym chciał kogoś uderzyć gdy tylko przypomnę sobie kto co złego mi zrobił lub powiedział w przeszłości lub sam w głowie ułożę taki scenariusz.
Często muszę nabrać głębokiego powietrza i wzdechnąć na głos, może to stres? Wciąż chodzę zmęczony, pewnie jestem przeciążony kłótniami i wojnami z rodzeństwem, z ojcem lub patologią którą się spotykałem. Ostatnio chciałem grać terapeutę dla sympatii która wytykała mi niedoskonałości tak naprawdę wymyślane z d..y.
Zawsze miałem problem z dziewczynami, wciąż się denerwowałem, musiałem nauczyć się panować nad tikiem nerwowym i miałem problemy z rozmawianiem z nimi. Do dzisiaj mam lęki że ktoś mnie wyśmieje że rozmawiam z dziewczyną co rozwijało się w dzieciństwie. Postanowiłem pewnego dnia że zacznę koleżanki traktować jak kolegów żeby się do nich przyzwyczaić ale odnoszę wrażenie że do tej pory wciąż za mało zrobiłem.
Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, jak nabrać spokoju i ułożyć życie.