Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Aniata

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Aniata

  1. Witam, (1) jestem 18 letnią uczennicą. Od prawie 4 lat jestem w związku na odległość, mój chłopak jest o 3 lata starszy. (2) Jak w każdym związku, mamy swoje lepsze i gorsze chwile. Z odległością staramy sobie jakoś radzić, uważam jednak że często jest ona powodem wielu naszych kłótni, gdyż ciężko jest się z kimś dogadać nie będąc obok siebie. Mimo naszego młodego wieku zawsze starałam się jednak w jakiś sposób podchodzić do problemów tak, by je rozwiązać - często poprzez szczerą rozmowę (na którą, notabene, On często nie ma ochoty, co zaognia konflikt...) (3) Jednak od samego początku tego związku mamy kilka problemów, które mimo naszej wspólnej pracy nad nimi są dalej obecne. Z mojej perspektywy głównymi problemami są: częsta niedostępność partnera, brak wsparcia gdy tego potrzebuję, poczucie bycia nieważną dla niego i bycia obciążeniem. Z tego co zaś rozumiem, On czuje się zamknięty w związku, nie ma swobody, czuje że traktuję go często jak "tego złego" (co za to ja widzę jako przekręcanie i wyolbrzymianie moich słów, choć w sumie ja chyba robię podobnie...) Wielokrotnie przez te problemy wynikały kłótnie, często bardzo zaciekłe. Nieraz przez emocje padały różne niemiłe słowa i obelgi z obydwu stron. Często także podczas kłótni uznawałam że to koniec związku - z jednej strony jest to w dużej mierze spowodowane moimi niekontrolowanymi emocjami, lecz też obiektywnie sądzę, że po prostu do siebie nie pasujemy i bardzo się ranimy. Najczęściej jednak kończy się to wróceniem do siebie, szczególnie że poza tym wszystkim sądzę, że On jest naprawdę porządnym facetem i naprawdę go kocham, nie potrafię odejść. Najbardziej boli mnie jego zmienność - On ma taki mechanizm obronny, że gdy za bardzo napieram, On staje się chłodny, niedostępny, niemiły, często agresywny (słownie, nie fizycznie). Czuję się wtedy jakby mnie nie kochał, jakbym była dla niego dosłownie nikim. Jak naiwne dziecko staram się wtedy zrobić wszystko żeby przestał, żeby mnie tak nie traktował, żeby przestał być tym "niedobrym" sobą i zaczął znów być "kochającym" sobą, który się o mnie troszczy i martwi. A moje próby jedynie pogarszają sprawę. Sądzę że warto też wspomnieć, że ja sama także nie jestem święta. Niektóre jego zachowania jak najbardziej rozumiem pod względem logicznym i i tak sądzę że jest bardzo cierpliwy, jednak sądzę że w związku są pewne standardy które on często łamie. (4) Najczęściej radzę sobie z tym w taki sposób, że chcę porozmawiać o sytuacji, problemie, uczuciach. Nawet gdy on jednak unika rozmowy/odpowiada wymijająco/jest złośliwy, przez długi czas staram się dalej znaleźć porozumienie i się po prostu dogadać i zrozumieć. Lecz gdy moja cierpliwość się kończy, On zaczyła przekręcać moje słowa, prowokuje mnie i oskarża o różne rzeczy, sama zaczynam być po prostu toksyczna i próbuję wszystkiego - błagania, płakania, obrażania, czasem nawet szantażu ("jeśli .... to z tobą zerwę", co już nawet na niego nie działa, kiedyś też groziłam tym, że sobie coś zrobię, aczkolwiek dziś już tego unikam). Prawda jest taka, że sama nie potrafię sobie z tym poradzić. Czuję się dobrze dopiero wtedy gdy on wyciągnie rękę i się dogadamy/pocieszy mnie itp. Dopóki tego nie zrobi moja samoocena (która normalnie jest na naprawdę dobrym poziomie) automatycznie spada, czuję się totalnym zerem. Nie potrafię sobie z tym poradzić i nie wiem jak to zmienić, wszelkie próby emocjonalnego usamodzielnienia się kończą się dla mnie wielkim bólem. Rozumiem, że to może być dla niego bardzo obciążające, ale po prostu nie wiem co z tym zrobić... więc często obwiniam go za to, jak się czuję, co jest też po części prawdą. Warto dodać, że w innych relacjach nie robię tak. Potrafię sobie poradzić z innymi problemami na własną rękę i często nie mam problemu z byciem (albo przynajmniej udawania bycia) silną. Może to dlatego że nie angażuję się w nie emocjonalnie aż tak, albo dlatego że mam zbyt duże oczekiwania wobec Niego? Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić. Ostatnio mieliśmy ostrzejszą kłótnię, podczas której uznałam że to definitywny koniec - nie pasujemy do siebie, czuję się czasem jak ofiara w związku, wiecznie raniona i ze złamanym sercem. Nawet napisałam do jego mamy z pożegnaniem i podziękowaniem za to co było, żeby spalić za sobą mosty. Ale mimo tego że próbowałam być silna w swojej decyzji, cały czas myślałam jedynie o tym co on o mnie myśli, i czy w ogóle o mnie myśli. Bolała mnie myśl że on faktycznie już się z tym pogodził, ba - może nawet się z tego cieszy. W pewnym momencie wymiękłam i zaczęłam do niego znów pisać i dzwonić. Najczęściej dalej ignorował, a gdy już odpowiadał to żałowałam że napisałam. Gdy zadzwonił do mnie mówiąc, że "byłam tak uparta, że już przestał być wkurzony i się przełamał" byłam niesamowicie szczęśliwa, przez 2 dni rozmawialiśmy, było super. Ale 2 dni wystarczyły do kolejnej kłótni, bo znowu przez jego zachowanie poczułam się ignorowana i nieważna (w skrócie - próbowałam porozmawiać na kilka tematów, on w rozmowę się nie angażował, często nie odpisywał). Gdy okazało się że przez cały ten czas (12h pod rząd, bez przerwy! Sama gram w gry, ale... łał) grał i rozmawiał ze znajomym, coś we mnie pękło. Znów poczułam się nikim, że wcale mnie nie kocha mimo tego co mówił, a on na to stwierdził, że "jesteśmy jedynie znajomymi, ja nie mam prawa nic od niego wymagać". Dodatkowo napisał: "miałaś się zmienić bo tamta kłótnia to była twoja wina, nie zwalaj tego na mnie bo powtórzymy to co było". W tym momencie nawet nie wiem, czy On mnie faktycznie kocha. Nawet jeśli technicznie nie jesteśmy w związku, to chyba po prostu tak się nie traktuje osoby, którą darzy się uczuciem, prawda? Czasem myślę, że może gdy zamieszkamy razem (co realnie mogłoby się zdarzyć już za kilka miesięcy) będzie lepiej. Nie będę potrzebowała wtedy aż tyle atencji, która widocznie go tak męczy, a On będzie w stanie okazywać mi uczucia w inny sposób niż słowny. (5) Ale w tym momencie zastanawiam się, czy w ogóle warto? Czy w ogóle sens jest próbować? Może on jest toksyczny, albo ja, albo my obydwoje i powinnam skupić się na samorozwoju? Czasem też myślę, czy w ogóle nie jest za późno - czy może już go skrzywdziłam tak bardzo że po prostu mną gardzi i ma mnie dość... PS. Wiem, że całość jest chaotyczna i tak naprawdę jest to ułamek całej sytuacji, ale tak to bywa w tym związku - chaotycznie i niezrozumiale.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.