Pierwszy raz dopadło mnie po porodzie 11lat temu, potem po leczeniu farmakologicznym było ok. Jestem typem perfekcjonistki i jak coś się nie udaje to obwiniam siebie. Ostatni czas był bardzo trudny zmarła moja babcia, tata miał poważną operację a u mnie wykryto guza w piersi- na szczęście nie groźnego. Wszystko to mnie przytłoczyło. Nie mam nikogo z kim mogłabym pogadać i się wyżalić. Mąż mnie wspiera ale jak to z facetem - mówi żebym się nie przejmowała,że wszystko będzie dobrze. Chcę zmienić swój sposób myślenie i cieszyć się chwilą ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Jednego dnia się udaje a następnego już włącza mi się pesymista.