Dzień dobry. Moje małżeństwo się kończy, moja miłość i cierpliwość też. Jestem po ślubie 6 lat, bardzo ciężkich z moją depresją po porodzie bardzo ciężkim, gdzie dziecko nie jest do końca sprawne. Mąż niby mnie kochał wspierał i był, ale niedawno powiedział że zniszczylam mu te lata, nie powinien być ze mną nigdy i już mnie nie kocha. Zawalił mi się poukładany świat, rodzina nie istnieje, ja walczyłam u psychiatry o siebie na kilku terapiach, okazało się że to hormony są współwinne. Zaczęłam żyć, wymagać, ale też mieć poczucie winy że to moja wina że to się rozpadło. Mieszkamy razem dalej, nie mam gdzie iść żeby się odciąć. Boję się straty, żal mi strasznie syna że nie będzie miał domu z kochającymi się rodzicami. Ja byłam tylko chora, nie robiłam nic złego, nie zaniedbywałam, nie zdradziłam. Chciałabym naprawić, ale mąż mówi że nic nie czuje, wyciąga rzeczy z przed ślubu i on nie wie co będzie, straszenie rozwodem nic nie daje, mogę go brać. Mówienie czego pragnę i potrzebuję też nic nie daje, ciągle płaczę, czuje się sama i oszukana.