Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Emi86

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Emi86's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Pierwszy Wpis
  • Jest tu ponad tydzień
  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Hej, bardzo Ci dziękuję za odpowiedź. Szczerze to jestem już całkiem pogubiona w tym wszystkim. Tu niestety nie chodzi tylko o babcię. Wchodzi jeszcze w grę choroba mojej siostry. Po rwie kulszowej dostała niedowładu nogi. Teraz jest na oddziale rehabilitacji i sporo jeszcze czasu minie zanim noga wróci do sprawności. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu wychodzi do domu. Wiem, że będzie potrzebowała pomocy. Ja kwestię mieszkania załatwiłam jeszcze przed tym, jak jej choroba nie wydawała się aż tak poważna. Z jednej strony to będę mieszkała blisko, więc to nie jest problem żebym była w domu codziennie i im pomagała, ale i tak czuję, że w takim momencie nie powinnam się wyprowadzać, a z drugiej strony, czuję, że muszę się wyprowadzić, bo w tym domu nie mam żadnych praw. Do tego mamy jeszcze psa, owczarka niemieckiego. Ma już 4 lata. Decyzję o tym, żeby wziąć psa podjął mój tata z braćmi. Wcześniej Herę wyprowadzaliśmy wszyscy, w tygodniu moi bracia, a w weekendy i kiedy byłyśmy z siostrą u taty i braci ja albo siostra. W grudniu mój tata że względu na chorobę nogi przeprowadził się do babci razem z Herą i od tej pory zajmowałyśmy się nią razem z siostrą. Siostra bardzo pomagała w chorobie taty. Przewijała mu ranę w nodze i chodziła z nim do lekarza, ale nie dlatego, że ja nie chciałam, po prostu ona ma silniejszą osobowość i to ona weszła z tatą do gabinetu lekarza na pierwszej wizycie. Ja zawsze byłam raczej osobą pomagającą po cichu i spełniającą polecenia innych Teraz z nogą mojego taty już jest lepiej. Chodzi, jeździ samochodem, nawet zabiera Herę sam. Jak siostra dowiedziała się o wyprowadzce, najpierw podjęła temat, że nie mam odłożonych pieniędzy na czarną godzinę. To jest faktem, ale dlatego, że odkąd zaczęłam pracować, pomagałam finansowo mojemu tacie. Dzisiaj byłam u niej w szpitalu. Zapytała mnie czy odebrałam już klucze od stancji, powiedziała bardzo pouczającym tonem, że fakty są takie, że musi się teraz zająć sobą i że wybrałam sobie bardzo zły moment. To jest prawda i ja chcę jej pomóc ze wszystkich sił, ale też nie chce zrezygnować z samodzielności. Poruszyła też kwestię psa: powiedziała, że fakty są takie, że ona się nie zajmie Herą (to było dla mnie oczywiste) i że alternatywy są takie że albo załatwię to z braćmi, z sąsiadką, albo się odda Herę do schroniska. W dużej mierze ma rację, ale wie też dobrze, że ani sąsiadka, ani schronisko nie wchodzą w grę. Zna mnie na tyle dobrze, że wie, że będę gotowa nawet wstawać o 5 i przyjeżdżać wyprowadzać psa przed pracą. Zabolał mnie właśnie ten tekst o schronisku, pewnie przesadzam, ale ja to odebrałam jako manipulację. Niestety nie mam jak o tym wszystkim porozmawiać z resztą rodziny, bo bracia są wygodni i opiekują się psem jak im wygodnie, a tata wytknie mi, że już kiedyś się wyprowadzałam i wróciłam, wytknie wszystkie moje wady i uderzy we wszystkie słabe punkty, a ja nie mam siły, ani zasobów żeby poradzić sobie z tą konfrontacją. Dlatego postanowiłam, że jutro odbiorę te klucze. Może nie wyprowadzę się od razu, ale nie zrezygnuję z tej stancji. Idę też do psychloga, bo nie wiem już kompletnie jak na to wszystko patrzeć i wszystko co wypracowałam na terapii 5 lat temu diabli wzięli.
  2. Hej. Mam 36 lat i podjęłam decyzję o wyprowadzce z toksycznego domu. Wiem, że to wydaje się śmieszne, że dopiero teraz, ale to moja druga wyprowadzka. Nie będę tu opisywać całego mojego życia, ale generalnie wychowałam się w bardzo toksycznych schematach. Przez alkoholizm mojej mamy i wygodnictwo mojego taty wychowywała mnie babcia, która przy każdej okazji wmawiał mi, że jestem do niczego. Jak robiłam coś nie po jej myśli, to zawsze słyszałam, że nie mam żadnej wdzięczności i że nic dla niej nie robię, a ona naszej rodzinie poświęciła wszystko. Mam już załatwioną stancję, wpłaconą kaucję i wszystko powinno być proste. Powinnam spakować walizkę i po prostu wyjść i zacząć żyć własnym życiem. Jak się wyprowadzałam pierwszy raz wiele lat temu, tak po prostu zrobiłam. Niestety, teraz jest to dużo trudniejsze, bo widzę, że babcia jest już dużo słabsza i wiem, że powinnam jej pomagać. Do tego dochodzi temat mojej siostry 12 lat ode mnie młodszej, którą zawsze traktowałam jak córkę. Kilka tygodni temu, po ataku rwy kulszowej dostała niedowładu nogi. Jest teraz w szpitalu na rehabilitacji. Stancję załatwiłam sobie zanim to się stało. Z jednej strony nie widzę dla siebie innej drogi jak wyprowadzka, bo chcę jeszcze ułożyć sobie życie, a z drugiej nie mogę sobie poradzić z tym, że wyprowadzam się w takim momencie. Z jednej strony wiem, że nie zostawię jej samej, bo jest jeszcze mój tata, a poza tym nie wyprowadzam się daleko i będę jej codziennie robić zakupy i ją odwiedzać. Wyprowadzam się na początku maja, a jeszcze nie znalazłam w sobie odwagi żeby powiedzieć tacie i babci. Znaczy babci wczoraj powiedziałam w kłótni. To usłyszałam "idź sobie, babka Cię hodowała, a teraz jak babka słaba to idziesz. Może prędzej zdechnę niż ty pójdziesz". Spodziewałam się w sumie takiej reakcji i nie powinnam brać tego do głowy, a jednak nie radzę sobie z tym poczuciem winy i strasznie mnie to męczy. Nie wiem jak z tym wygrać i się ostatecznie wyprowadzić
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.