Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

whywouldi

Użytkownik
  • Zawartość

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez whywouldi

  1. 6 minut temu, Dorotka797. napisał:

    Wiesz... Ja jakiś czas temu dowiedziałam się, że zachorowałam. Diagnoza nowotwór niezlosliwy w sprawach kobiecych. Byłam w szoku, jak się dowiedziałam o tym. Przez jakiś czas nie miałam ochoty na zbliżenia, ale nigdy nie powiedziałam nie dotykaj czy coś w tym stylu. Po pół roku dowiedziałam się, że jestem posądzona o zdradę bo nie kochamy się. Kolejny szok był to dla mnie. Nawet żadnej rozmowy nie było na ten temat, tylko od razu oskarżenie. Ja mam czyste sumienie, żadnej zdrady nie było. Po prostu potrzebowałam czasu żeby zaakceptować swoją chorobę, którą można leczyć i wyleczyć, jeśli wszystko pójdzie dobrze. 

    Sądzę, że ja też jestem osobą, która się mocno angażuje w temacie ratowania związku. Trwa to już 5 miesiąc i już opadam z sił. Zaczęłam myśleć o terapii i dlatego znalazłam tą stronę. Bardzo szkoda mi mojego związku, nadal go kocham, od 9ciu ponad lat. Już 30 kalendarzy za mną, więc ciężko byłoby znaleźć kogoś. Między nami też temat innych ludzi był bardzo często poruszany. Tak samo i temat pracy, bo wspólnie pracowaliśmy. Teraz wiem, że praca pracą, 8 h i do domu i koniec rozmowy. Po pracy czas dla nas powinien być i na rozmowy o nas, o przyszłości. Więcej rozmów, mniej niedomówień i byłoby dużo lepiej. Tylko czy jeszcze jest na to szansa... 

    Trzymam kciuki żeby udało się wyleczyć. Faktycznie zabraklo dialogu, każdy niesie swój krzyż, ale Twoj jest faktycznie stukrotnie cięższy - tutaj partner powinien wykazać się zrozumieniem i również dopytać czy coś się stało.

    U nas to jest kwestia nawracających infekcji, a także innych bólów związanych z np plecami. I ja to rozumiem - ale nie rozumiem atakowanie mnie za to...

  2. 3 minuty temu, Kolezanka. napisał:

    Sprobuj.wiec namowic.ja na wizyte u.psychologa. A byc.moze.zmienila.towarzystwo? "Z jakim.przestajesz takim sie stajesz" , byc moze.jakas.kolezanka.jest tez taka "pyskata" i.ona bierze z niej przyklad. Natomiast jesli.przez najizszy czas nic.sie.nie.zmirni.to.radzilabym uciekac. Juz zaczynasz.miec sam.problemy przez to jej zzchowanie. 

    Była u terapeuty, niestety na trzech wizytach się skończyło - pani stwierdziła, że wg jej opisu to wszyscy dookoła wymagają leczenia i "u niej nie ma co robić".

    Nie, wlasnie dobiera sobie koleżanki wręcz odwrotne, zresztą przez to ciągle je krytykuje - jedna jest "ciotą" bo np. nie umie stanowczo podejmować decyzji, druga jest "durna", bo miała swoje problemy i nie odzywała się przez 3 miesiące do niej.

    Clraz mocniej to rozważam, tylko właśnie szkoda mi tych sześciu wspólnie spędzonych lat - ponadto boję się ją zostawiać, bo finansowo sobie nie poradzi, a poza tym nie jestem pewny czy psychicznie będzie stabilna.

  3. 25 minut temu, Dorotka797. napisał:

    Ciężka sytuacja. Widać, że kochasz swoją partnerkę, bo walczysz o wasz związek. Tylko ile razy można próbować coś zmienić na lepsze, gdy druga osoba nie angażuje się? 

    Dziękuję. To też nie jest tak, że ja walczę - to ona często chciała się pogodzić za wszelką cenę, to ona jest prowodyrem budowania związku i osobą na której można liczyć w prawie wszystkich sytuacjach.

    Ona się właśnie bardzo Angażuje w ten związek - aranżuje rozmowy, proponuje wyjścia, chce spędzać czas razem. 

    Niestety ja zacząłem z czasem unikać form kontaktu, ponieważ 80% czasu spędzonego razem to rozmowy na temat innych ludzi, często katujemy temat jej matki.

    Nawet formy zbliżenia stały się problemem - partnerka zawsze była bardzo aktywna i zaangażowana, niestety zaczęła mieć problemy zdrowotne i zaczęły się schody - przestaliśmy to robić. Ja to zaakceptowałem - rozumiem i nie zamierzam być natarczywy. Niestety jestem permanentnie obwiniany, że "nic z tym nie robię", że nie chodzę z nią do lekarzy i nikt nie chce jej pomóc (place jej za prywatnego lekarza). Gdy ona ma ochotę raz na jakiś czas (i się lepiej czuje) to po fakcie zaczyna się ból i wtedy obwiniania ciąg dalszy

  4. Przez te wszystkie lata było między nami tak wiele sytuacji, w których byłem upakarzany, że w obecnym stanie po prostu nie chce brac ślubu - dopoki sytuacja się nie poprawi.

    Wielokrotnie mieliśmy się rozstawać, za każdy razem robiło mi się tak okropnie przykro, że zaczynałem wątpić - każda taka rozmowa to był wybuch złości lub płaczu, w którym to ja byłem oprawca, a ona ofiarą. Niestety poczucie winy zawsze wygrywało i daje się przekonywać, że to można odbudować.

  5. Mam 27 lat i nie mogę wytrzymać z moją partnerką.
    Jesteśmy razem 6 lat, mieszkamy razem od dwóch. Od momentu zamieszkania ze sobą wszystko zaczęło iść jeszcze gorzej niż wcześniej.
    Mieszkając z partnerką jestem świadkiem jej "żmijowych" zachowań, przykłady:
    - wyzywanie swojej matki od kretynek, idiotek - bo jest niezaradne życiowo. Przykłady - Krzyczenie na nią, że (matka) nie pomaga jej się utrzymać, że przez złe nawyki z dzieciństwa ona teraz przytyła (przytyła od kiedy się wyprowadziliśmy) bo je słodycze. Ciągle wracanie do przeszłości, dwa razy w tygodniu jest w domu awantura przez telefon - bo poprosiła. matkę o coś i matka tego nie zrobiła, bo hałasuje do słuchawki, bo nie słucha
    - każda z jej koleżanek jest chociaż raz na kwartał nazywana cipą, debilką itp. Generalnie każda relacja tak wygląda. O moich znajomych też ma takie zdanie, o mojej mamie również.
    - każda klotnia kończy się obwinianiem mnie za skutki fizyczne, tj. ze ona się spina i teraz boli ja głowa, dno miednicy, oko itp. Ogólnie nie wolno się nie zgadzać, bo podczas dyskusji ona również się napina
    - oczywiście wina w regularnych klotniach tez jest moja - a jeżeli fakty świadczą inaczej to tym gorzej dla faktów. Przykład - idąc na zakupy partnerka regularnie kupuje słodycze - warto tu nadmienić, że z racji wyższych zarobków to ja utrzymuje dom(partnerkę częściowo również, choć sama pracuje to nie starcza jej pieniędzy). Przed zakupami zawsze pytam co kupujemy żeby nie kupować rzeczy, które się mogą zepsuć. Partnerka powiedziała, że po powrocie zrobi sałatkę. Kupiła składników za 30-40zl i w domu się okazało, że awokado jest niedojrzałe. Usłyszałem, że to moja wina, bo ja zmuszam do robienia sałatki.
    - w życiu codziennym ona wg siebie nie popełnia błędów, a błędy innych są tragedią i za każdym razem potrzebuje żeby ją utwierdzić w tym, że ludzie są idiotami.
    - nie ma do mnie szacunku, w tym zwiazku szacunek się skończył dawno temu (wyzwiska itp)
    - każda błahostka jest sprowadzana do kłótni (patrz rozmowa o awokado)

    W ciągu tych sześciu lat wielokrotnie przy okazji kłótni mówiłem o rozstaniu, bo nie byłem w stanie znieść tych rzeczy. Potem się godziliśmy i było parę dni spokoju. Już byly bardzo długie epizody ze nie mówiłem jej nic na temat uczuć i miłości, co zresztą często mi wypominala. Na temat śślubu ja nie chce nawet słyszeć nic, ponieważ w tej dramatycznej sytuacji nie wyobrażam sobie czegoś ttakiego, natomiast partnerka bardzo na to naciska.
    Zacząłem chodzić do psychoterapeuty bo nie radzę sobie z tą sytuacją, ale to wczesny etap, a ja czuję, że z każdym dniem siwieję coraz bardziej.

     

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.