lamelamelame
-
Zawartość
3 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Typ zawartości
Profile
Fora
Galeria
Sklep
Pliki
Kalendarz
Artykuły
Blogi
Posty napisane przez lamelamelame
-
-
Praktycznie odkąd znam życie jest ono ciężkie i mam go już dość. W podstawówce nie byłem popularny, w gimnazjum czułem się najlepiej aż do półrocza 3 klasy. Spaliłem się na Słońcu i coś się stało z moją twarzą. Od tamtego czasu wszyscy ludzie zawsze się na mnie gapili, wyśmiewali, w liceum mnie zgnojono, licencjat robiłem przez neta. Po co to wszystko było?
Nikt mnie już nie kocha, nie lubi. Nie mam kolegów, tym bardziej przyjaciół. Wszystkie moje relacje z ludźmi to były same zawody. Rodzice już mają dość mnie, widzę i czuję to. Mój stan się pogarsza z dnia na dzień. Tak fatalnie jeszcze nie było. 32 lata i wszystko idzie ku upadkowi. Moje rodzeństwo też już się mną nie interesuje. Wszyscy mają mnie dosyć.
Nienawidzę ludzi i siebie. Żałuję, że przyszedłem na ten świat. Moje życie to nieustanna udręka. Jestem pouzależniany przez tych pseudolekarzy różnymi psychotropami. Nie cieszy mnie nic. Od kilku dni jestem wybuchowy. Tracę nad sobą panowanie i płaczę nieustannie. Chcę już tylko leżeć i spać, i nie śnić o niczym,bo nawet w snach przeżywam koszmary. Moje zainteresowania już dawno szlag trafił. Czuję się jakby w innym świecie, derealizacja na fulla. Brak jakiejkolwiek motywacji, by zmienić coś. Nie dbam o siebie, bo i tak mam brzydkiego ryja, z którego ludzie się śmieją.
Mam nerwicę, wszystko mnie denerwuje 100x bardziej niż powinno. Przestałem oglądać jakiekolwiek filmy, czytać czy cokolwiek, bo boję się o los głupich bohaterów. Dostaję nerwicy przy załatwianiu typowych rzeczy. Nie stać mnie już na zmianę, jestem straconym przypadkiem i wszyscy mnie opuścili, nawet "koledzy" z internetu. Wychrzaniłem Fejsa, Messengera i Twittera, i tak nikt nigdy do mnie nie pisał. A jak pisał, to rozdrapywał stare rany.
Jak zdobyć pistolet? Bo tylko tym bym się nie bał zabić. Strzał w skroń i po sprawie.
Moim jedyną nadzieją jest, że jest reinkarnacja i dostanę drugą szansę. W tym świecie już nie liczę na nic poza wyzwiskami od ojca alkoholika, krzyków matki i brak jakiegokolwiek kontaktu z siostrą, mimo że mieszka w tym samym mieszkaniu, i bratem, którego żona nastawiła przeciw mnie.
Zrywam kontakty ze wszystkimi, kim się da, bo z doświadczenia wiem, że relacje międzyludzkie w moim wypadku to czysty koszmar i ból.
Jestem samotny, dlatego próbuję pozbyć się rozmowy z ludźmi w ogóle.
Doznałem także kryzysu, w którym dostrzegłem, że nic co robimy nie ma sensu. Najmniejszego. Wszystko dąży i tak ku nicości. Ci szczęśliwi jeszcze mogą się pobawić przynajmniej, ja chcę ukrócić cierpienia. Zastanawiam się czasami, czy ktoś jeszcze o mnie pamięta. I czy mówi o mnie ohydnie.
Nie miałem szans, najmniejszych. Moje myśli wypełniają taka mieszanina niczego połączone ze smutkiem, zapominam o wszystkim, który dzień, co się dzieje itd.
Całe życie do kosza.
-
Praktycznie odkąd znam życie jest ono ciężkie i mam go już dość. W podstawówce nie byłem popularny, w gimnazjum czułem się najlepiej aż do półrocza 3 klasy. Spaliłem się na Słońcu i coś się stało z moją twarzą. Od tamtego czasu wszyscy ludzie zawsze się na mnie gapili, wyśmiewali, w liceum mnie zgnojono, licencjat robiłem przez neta. Po co to wszystko było?
Nikt mnie już nie kocha, nie lubi. Nie mam kolegów, tym bardziej przyjaciół. Wszystkie moje relacje z ludźmi to były same zawody. Rodzice już mają dość mnie, widzę i czuję to. Mój stan się pogarsza z dnia na dzień. Tak fatalnie jeszcze nie było. 32 lata i wszystko idzie ku upadkowi. Moje rodzeństwo też już się mną nie interesuje. Wszyscy mają mnie dosyć.
Nienawidzę ludzi i siebie. Żałuję, że przyszedłem na ten świat. Moje życie to nieustanna udręka. Jestem pouzależniany przez tych pseudolekarzy różnymi psychotropami. Nie cieszy mnie nic. Od kilku dni jestem wybuchowy. Tracę nad sobą panowanie i płaczę nieustannie. Chcę już tylko leżeć i spać, i nie śnić o niczym,bo nawet w snach przeżywam koszmary. Moje zainteresowania już dawno szlag trafił. Czuję się jakby w innym świecie, derealizacja na fulla. Brak jakiejkolwiek motywacji, by zmienić coś. Nie dbam o siebie, bo i tak mam brzydkiego ryja, z którego ludzie się śmieją.
Mam nerwicę, wszystko mnie denerwuje 100x bardziej niż powinno. Przestałem oglądać jakiekolwiek filmy, czytać czy cokolwiek, bo boję się o los głupich bohaterów. Dostaję nerwicy przy załatwianiu typowych rzeczy. Nie stać mnie już na zmianę, jestem straconym przypadkiem i wszyscy mnie opuścili, nawet "koledzy" z internetu. Wychrzaniłem Fejsa, Messengera i Twittera, i tak nikt nigdy do mnie nie pisał. A jak pisał, to rozdrapywał stare rany.
Jak zdobyć pistolet? Bo tylko tym bym się nie bał zabić. Strzał w skroń i po sprawie.
Moim jedyną nadzieją jest, że jest reinkarnacja i dostanę drugą szansę. W tym świecie już nie liczę na nic poza wyzwiskami od ojca alkoholika, krzyków matki i brak jakiegokolwiek kontaktu z siostrą, mimo że mieszka w tym samym mieszkaniu, i bratem, którego żona nastawiła przeciw mnie.
Zrywam kontakty ze wszystkimi, kim się da, bo z doświadczenia wiem, że relacje międzyludzkie w moim wypadku to czysty koszmar i ból.
Jestem samotny, dlatego próbuję pozbyć się rozmowy z ludźmi w ogóle.
Doznałem także kryzysu, w którym dostrzegłem, że nic co robimy nie ma sensu. Najmniejszego. Wszystko dąży i tak ku nicości. Ci szczęśliwi jeszcze mogą się pobawić przynajmniej, ja chcę ukrócić cierpienia. Zastanawiam się czasami, czy ktoś jeszcze o mnie pamięta. I czy mówi o mnie ohydnie.
Nie miałem szans, najmniejszych. Moje myśli wypełniają taka mieszanina niczego połączone ze smutkiem, zapominam o wszystkim, który dzień, co się dzieje itd.
Całe życie do kosza.
Poddałem się, ale boję się umrzeć
w Poznajmy się!
Napisano
Tak jak mówiłem, nikt się do mnie nie odzywa, nawet tu, haha. Zacząłem wmawiać sobie "chcę popełnić samobójstwo", mam wiatrówkę, ale nie wiem, czy jak strzelę sobie z niej w oko, to czy mam pewność, że 4,5mm nabój dotrze do mózgu i go wyłączy, czy zamieni mnie tylko w warzywo, a tego bym nie chciał.
Uwielbiam też, jak ludzie mówią, że jesteś samolubem, gdy się zabijasz. To broń obusieczna. W takim razie jak bardzo samolubni są ci, którzy chcą żebym żył i dalej cierpiał, tylko dlatego, żeby czuli się lepiej - i to nie jest niby samolubne? Albo gadka, że to ucieczka tchórzy. Ci, co to powiedzieli, nigdy najwyraźniej nie czuli tak głębokiego doła, że nie widzisz już różnicy w tym czy żyjesz czy nie. Że lepiej nic nie czuć i umrzeć. Ulgi nie poczuję, ale doła też nie. I nawet nie wiedzą, ile odwagi, której ja nie mam póki co, wymaga zabicie się.
I tak jest najczęściej, gadam sam ze sobą, bo nie mam z kim, na polskich forach ludzie jakby wyczuwają ode mnie zgniliznę życiową i się nie odzywają do mnie, nigdy. Gadam więc z Amerykanami i ludźmi posługującymi się angielskim, a raczej amerykańskim, tak samo jak Brazylia ma już bardziej brazylijski niż portugalski.
Pamiętam jak jednemu "koledze" powiedziałem, że mam depresję - nigdy się już do mnie nie odezwał, co w jego przypadku akurat zaliczam na plus, ale to tylko pokazuje kim ludzie tak naprawdę są, g*wnem. W pewnym sensie nawet dosłownie.
Fuck it, ain't got no business being here, I hate society, everyone except my mom. Whoever you are, you can die and from now on it'll make me happy. Covid is doing a poor job, a little over a million. China needs to modify it so it kills within days, with 99% fatality rate.
Have a nice death.