Tak jak mówiłem, nikt się do mnie nie odzywa, nawet tu, haha. Zacząłem wmawiać sobie "chcę popełnić samobójstwo", mam wiatrówkę, ale nie wiem, czy jak strzelę sobie z niej w oko, to czy mam pewność, że 4,5mm nabój dotrze do mózgu i go wyłączy, czy zamieni mnie tylko w warzywo, a tego bym nie chciał.
Uwielbiam też, jak ludzie mówią, że jesteś samolubem, gdy się zabijasz. To broń obusieczna. W takim razie jak bardzo samolubni są ci, którzy chcą żebym żył i dalej cierpiał, tylko dlatego, żeby czuli się lepiej - i to nie jest niby samolubne? Albo gadka, że to ucieczka tchórzy. Ci, co to powiedzieli, nigdy najwyraźniej nie czuli tak głębokiego doła, że nie widzisz już różnicy w tym czy żyjesz czy nie. Że lepiej nic nie czuć i umrzeć. Ulgi nie poczuję, ale doła też nie. I nawet nie wiedzą, ile odwagi, której ja nie mam póki co, wymaga zabicie się.
I tak jest najczęściej, gadam sam ze sobą, bo nie mam z kim, na polskich forach ludzie jakby wyczuwają ode mnie zgniliznę życiową i się nie odzywają do mnie, nigdy. Gadam więc z Amerykanami i ludźmi posługującymi się angielskim, a raczej amerykańskim, tak samo jak Brazylia ma już bardziej brazylijski niż portugalski.
Pamiętam jak jednemu "koledze" powiedziałem, że mam depresję - nigdy się już do mnie nie odezwał, co w jego przypadku akurat zaliczam na plus, ale to tylko pokazuje kim ludzie tak naprawdę są, g*wnem. W pewnym sensie nawet dosłownie.
Fuck it, ain't got no business being here, I hate society, everyone except my mom. Whoever you are, you can die and from now on it'll make me happy. Covid is doing a poor job, a little over a million. China needs to modify it so it kills within days, with 99% fatality rate.
Have a nice death.