Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

lamelamelame

Użytkownik
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez lamelamelame

  1. Tak jak mówiłem, nikt się do mnie nie odzywa, nawet tu, haha. Zacząłem wmawiać sobie "chcę popełnić samobójstwo", mam wiatrówkę, ale nie wiem, czy jak strzelę sobie z niej w oko, to czy mam pewność, że 4,5mm nabój dotrze do mózgu i go wyłączy, czy zamieni mnie tylko w warzywo, a tego bym nie chciał. Uwielbiam też, jak ludzie mówią, że jesteś samolubem, gdy się zabijasz. To broń obusieczna. W takim razie jak bardzo samolubni są ci, którzy chcą żebym żył i dalej cierpiał, tylko dlatego, żeby czuli się lepiej - i to nie jest niby samolubne? Albo gadka, że to ucieczka tchórzy. Ci, co to powiedzieli, nigdy najwyraźniej nie czuli tak głębokiego doła, że nie widzisz już różnicy w tym czy żyjesz czy nie. Że lepiej nic nie czuć i umrzeć. Ulgi nie poczuję, ale doła też nie. I nawet nie wiedzą, ile odwagi, której ja nie mam póki co, wymaga zabicie się. I tak jest najczęściej, gadam sam ze sobą, bo nie mam z kim, na polskich forach ludzie jakby wyczuwają ode mnie zgniliznę życiową i się nie odzywają do mnie, nigdy. Gadam więc z Amerykanami i ludźmi posługującymi się angielskim, a raczej amerykańskim, tak samo jak Brazylia ma już bardziej brazylijski niż portugalski. Pamiętam jak jednemu "koledze" powiedziałem, że mam depresję - nigdy się już do mnie nie odezwał, co w jego przypadku akurat zaliczam na plus, ale to tylko pokazuje kim ludzie tak naprawdę są, g*wnem. W pewnym sensie nawet dosłownie. Fuck it, ain't got no business being here, I hate society, everyone except my mom. Whoever you are, you can die and from now on it'll make me happy. Covid is doing a poor job, a little over a million. China needs to modify it so it kills within days, with 99% fatality rate. Have a nice death.
  2. Praktycznie odkąd znam życie jest ono ciężkie i mam go już dość. W podstawówce nie byłem popularny, w gimnazjum czułem się najlepiej aż do półrocza 3 klasy. Spaliłem się na Słońcu i coś się stało z moją twarzą. Od tamtego czasu wszyscy ludzie zawsze się na mnie gapili, wyśmiewali, w liceum mnie zgnojono, licencjat robiłem przez neta. Po co to wszystko było? Nikt mnie już nie kocha, nie lubi. Nie mam kolegów, tym bardziej przyjaciół. Wszystkie moje relacje z ludźmi to były same zawody. Rodzice już mają dość mnie, widzę i czuję to. Mój stan się pogarsza z dnia na dzień. Tak fatalnie jeszcze nie było. 32 lata i wszystko idzie ku upadkowi. Moje rodzeństwo też już się mną nie interesuje. Wszyscy mają mnie dosyć. Nienawidzę ludzi i siebie. Żałuję, że przyszedłem na ten świat. Moje życie to nieustanna udręka. Jestem pouzależniany przez tych pseudolekarzy różnymi psychotropami. Nie cieszy mnie nic. Od kilku dni jestem wybuchowy. Tracę nad sobą panowanie i płaczę nieustannie. Chcę już tylko leżeć i spać, i nie śnić o niczym,bo nawet w snach przeżywam koszmary. Moje zainteresowania już dawno szlag trafił. Czuję się jakby w innym świecie, derealizacja na fulla. Brak jakiejkolwiek motywacji, by zmienić coś. Nie dbam o siebie, bo i tak mam brzydkiego ryja, z którego ludzie się śmieją. Mam nerwicę, wszystko mnie denerwuje 100x bardziej niż powinno. Przestałem oglądać jakiekolwiek filmy, czytać czy cokolwiek, bo boję się o los głupich bohaterów. Dostaję nerwicy przy załatwianiu typowych rzeczy. Nie stać mnie już na zmianę, jestem straconym przypadkiem i wszyscy mnie opuścili, nawet "koledzy" z internetu. Wychrzaniłem Fejsa, Messengera i Twittera, i tak nikt nigdy do mnie nie pisał. A jak pisał, to rozdrapywał stare rany. Jak zdobyć pistolet? Bo tylko tym bym się nie bał zabić. Strzał w skroń i po sprawie. Moim jedyną nadzieją jest, że jest reinkarnacja i dostanę drugą szansę. W tym świecie już nie liczę na nic poza wyzwiskami od ojca alkoholika, krzyków matki i brak jakiegokolwiek kontaktu z siostrą, mimo że mieszka w tym samym mieszkaniu, i bratem, którego żona nastawiła przeciw mnie. Zrywam kontakty ze wszystkimi, kim się da, bo z doświadczenia wiem, że relacje międzyludzkie w moim wypadku to czysty koszmar i ból. Jestem samotny, dlatego próbuję pozbyć się rozmowy z ludźmi w ogóle. Doznałem także kryzysu, w którym dostrzegłem, że nic co robimy nie ma sensu. Najmniejszego. Wszystko dąży i tak ku nicości. Ci szczęśliwi jeszcze mogą się pobawić przynajmniej, ja chcę ukrócić cierpienia. Zastanawiam się czasami, czy ktoś jeszcze o mnie pamięta. I czy mówi o mnie ohydnie. Nie miałem szans, najmniejszych. Moje myśli wypełniają taka mieszanina niczego połączone ze smutkiem, zapominam o wszystkim, który dzień, co się dzieje itd. Całe życie do kosza.
  3. Praktycznie odkąd znam życie jest ono ciężkie i mam go już dość. W podstawówce nie byłem popularny, w gimnazjum czułem się najlepiej aż do półrocza 3 klasy. Spaliłem się na Słońcu i coś się stało z moją twarzą. Od tamtego czasu wszyscy ludzie zawsze się na mnie gapili, wyśmiewali, w liceum mnie zgnojono, licencjat robiłem przez neta. Po co to wszystko było? Nikt mnie już nie kocha, nie lubi. Nie mam kolegów, tym bardziej przyjaciół. Wszystkie moje relacje z ludźmi to były same zawody. Rodzice już mają dość mnie, widzę i czuję to. Mój stan się pogarsza z dnia na dzień. Tak fatalnie jeszcze nie było. 32 lata i wszystko idzie ku upadkowi. Moje rodzeństwo też już się mną nie interesuje. Wszyscy mają mnie dosyć. Nienawidzę ludzi i siebie. Żałuję, że przyszedłem na ten świat. Moje życie to nieustanna udręka. Jestem pouzależniany przez tych pseudolekarzy różnymi psychotropami. Nie cieszy mnie nic. Od kilku dni jestem wybuchowy. Tracę nad sobą panowanie i płaczę nieustannie. Chcę już tylko leżeć i spać, i nie śnić o niczym,bo nawet w snach przeżywam koszmary. Moje zainteresowania już dawno szlag trafił. Czuję się jakby w innym świecie, derealizacja na fulla. Brak jakiejkolwiek motywacji, by zmienić coś. Nie dbam o siebie, bo i tak mam brzydkiego ryja, z którego ludzie się śmieją. Mam nerwicę, wszystko mnie denerwuje 100x bardziej niż powinno. Przestałem oglądać jakiekolwiek filmy, czytać czy cokolwiek, bo boję się o los głupich bohaterów. Dostaję nerwicy przy załatwianiu typowych rzeczy. Nie stać mnie już na zmianę, jestem straconym przypadkiem i wszyscy mnie opuścili, nawet "koledzy" z internetu. Wychrzaniłem Fejsa, Messengera i Twittera, i tak nikt nigdy do mnie nie pisał. A jak pisał, to rozdrapywał stare rany. Jak zdobyć pistolet? Bo tylko tym bym się nie bał zabić. Strzał w skroń i po sprawie. Moim jedyną nadzieją jest, że jest reinkarnacja i dostanę drugą szansę. W tym świecie już nie liczę na nic poza wyzwiskami od ojca alkoholika, krzyków matki i brak jakiegokolwiek kontaktu z siostrą, mimo że mieszka w tym samym mieszkaniu, i bratem, którego żona nastawiła przeciw mnie. Zrywam kontakty ze wszystkimi, kim się da, bo z doświadczenia wiem, że relacje międzyludzkie w moim wypadku to czysty koszmar i ból. Jestem samotny, dlatego próbuję pozbyć się rozmowy z ludźmi w ogóle. Doznałem także kryzysu, w którym dostrzegłem, że nic co robimy nie ma sensu. Najmniejszego. Wszystko dąży i tak ku nicości. Ci szczęśliwi jeszcze mogą się pobawić przynajmniej, ja chcę ukrócić cierpienia. Zastanawiam się czasami, czy ktoś jeszcze o mnie pamięta. I czy mówi o mnie ohydnie. Nie miałem szans, najmniejszych. Moje myśli wypełniają taka mieszanina niczego połączone ze smutkiem, zapominam o wszystkim, który dzień, co się dzieje itd. Całe życie do kosza.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.