Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Titanium

Użytkownik
  • Zawartość

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Titanium

  1. 1 godzinę temu, macocha jak z bajki napisał:

    Nie wierze, jak mozna tak sobie niepotrzebnie komplikowac zycie!!!

    Napisze dosc szczerze, dosadnie, bo zyjesz w jakims minionym snie. Pobudka!

    Znam taka, co romansowala w pracy, jak tylko doszlo do rozwodu, to kochanek sie zmyl, a ona zostala sama z oplatami za mieszkanie, samochod i opieka naprzemienna. Kiedys jej corka wygarnie, ze to ona jest odpowiedzaialna za rozwalenie rodziny.

    9lat mlodszy facet nigdy nie zwiaze sie z dzieciata, starsza kobieta. Pobawic sie - tak, jasne, ale nic powaznego. Jego rodzina/znajomi strasznie beda po nim jechac, ze bierze sobie babe z dzieckiem, zamiast mlodszej, bezdzietnej laski.

    Twoje dziecko jest tylko dla Ciebie cudem, ale dla wszystkich postronnych facetow to niechciany bagaz, wrecz wredny bachor. Moze facet ok.50, ktory sam ma dzieci jakos zaakceptuje dziecko partnerki, ale nie mlody i wolny facet.  Sa wyjatki, ale na niego nie trafilasz.  To widac, ze Twoj byly kochanek Toba gardzi i tego nie zmienisz. Im bardziej skamlesz o spotkanie, rozmowe, powrot, tym bardziej jestes zalosna w jego oczach.

    To nie znaczy, ze Ty jako Ty jestes zalosna, ale Twoje zachowanie i przyjecie roli kochanki jest zalosne.

    Nie rob z meza rogacza. W koncu ojciec Twojego dziecka. Powinnas go szanowac. Masz meza - moze warto o niego zawalczyc? Sa terapie. Albo uczciwie sie rozejsc.

    Ale widac, ze zamiast rozwiazywac problemy w zwiazku, szukasz nie wiadomo czego poza zwiazkiem. I co znalazlas? Pobawil sie Toba jakis szczyl, pobajerowal i zostawil. On do Ciebie nie wroci. Albo wroci na jedna noc i znowu zabawi sie Twoim kosztem.

     

    W ogole nie masz szans aby cos uratowac z tego romansu, ale moze jest szansa aby wyjsc na prosta z mezem>?

     

     

    Mocne słowa, ale bardzo prawdziwe. Żałuję, że nie napisałaś mi tego wtedy, bo to byłby dla mnie grom z jasnego nieba, przebudzenie. Może nie musiałabym wtedy dochodzić do tego tyle czasu sama...

    Wierz mi, że ja teraz myślę dokładnie tak samo, jak Ty. Opierałam się mu przez dobry rok, aż moje małżeństwo zaczęło się sypać. Zawsze miałam go za psychicznego gówniarza, ale trafił na podatny grunt i dałam się omamić jego pięknym słówkom. Na męża nie mogłam w ogóle liczyć, wszyscy dookoła mnie przekonywali, że mam się z nim rozwieść, aż w końcu ja sama w to uwierzyłam.

    Nie zgodzę się, że młodszy facet nie zwiąże się ze starszą kobietą z dzieckiem. Mam wśród sąsiadów wspaniały przykład małżeństwa, w którym on jest o 10 lat młodszy, a ona wychodziła za niego mając dwie córki z poprzedniego małżeństwa. Doczekali się jeszcze wspólnego syna. I w sumie dopiero teraz, kiedy on jest po pięćdziesiątce, przestało być widać różnicę wieku pomiędzy nimi. Nie można generalizować.

    I to nie było tak, że to ja bardziej chciałam. Ja w ogóle nie wierzyłam w ten związek, traktowałam to jak zabawę. On mnie przekonywał, że zamieszkamy razem, że ślub mu niepotrzebny i że jego rodzina mnie zaakceptuje. Tłukł mi do głowy, że zasługuję na coś lepszego, niż mam teraz, ja i moje dziecko. Byłam głupia, w końcu mu zaufałam i uwierzyłam.

    Nie rób ofiary z mojego męża, bo on też ma swoje za uszami. On pierwszy wykazał się brakiem szacunku do mnie. Gdyby wszystko było w porządku między nami, nie zrobiłabym tego, co zrobiłam. Nie wiesz jak było, a ja nie będę się wdawać w szczegóły, żebyś zrozumiała. Nie oceniaj, proszę. Ja też potępiałam takie zachowanie, dopóki sama nie doświadczyłam tego na własnej skórze.

    Ja nie chcę, żeby on do mnie wrócił, bo jest chory psychicznie. Nie chcę go znać, wyparłam go z pamięci. Najbardziej bolało to, że potraktował mnie jak śmiecia, podkopał psychikę i doprowadził do takiego stanu. A wystarczyło zakończyć to normalnie, jak dorośli, dojrzali ludzie. Tylko, że ja teraz już wiem, że on tak nie potrafił, bo jest niedojrzałym tchórzem, który potrafi tylko pisać na messengerze. Rozmowa w cztery oczy dla niego nie istnieje. Cóż, chyba w takich czasach żyjemy...

    Najlepszym podsumowaniem całej tej historii jest to, że zrozumiałam, że to wszystko było po coś. Miało mi uświadomić, co dla mnie w życiu jest najważniejsze, bo chyba na moment się pogubiłam. Z mężem odbudowujemy małżeństwo, a ja czuję, że w końcu uwolniłam się od wszystkich toksycznych ludzi, którzy mieszali w moim życiu.

  2. 14 godzin temu, Cinderella napisał:

    Nie pozostaje nic innego, jak ruszyć dalej. Byłam w podobnej sytuacji. Polecam Ci bardzo kanał na YouTube "Soul GPS". Gdy skończyłam (w bardzo bolesny sposób) relację z narcyzem, filmiki tej kobiety bardzo pomogły mi ruszyć dalej. Przede wszystkim musisz się zregenerować, zadbać o siebie, spróbuj zająć się tym co kiedyś sprawiało Ci przyjemność, lub spróbuj czegoś nowego. I najważniejsze, nie rozpamiętuj, nie myśl, i nie pisz do niego. Możesz płakać, krzyczeć, złościć się, ale rób to w samotności lub spotkaj się z kimś komu ufasz, ale nie pisz do niego, bo może się to skończyć jeszcze gorzej, ja tak zrobiłam, i w odpowiedzi usłyszałam że nigdy nie mógłby być z taką dziewczyną jak ja, i że mój wygląd to za mało, po czym pokazał mi jak świetnie bawi się z inną, żałowałam że się do niego odezwałam. 

     

    Pozdrawiam serdecznie. E. 

    Bardzo Ci dziękuję za te słowa :) Ja już ruszyłam dalej. Ten post pisałam w momencie, w którym myślałam tak, jak myślałam. Teraz się tego wstydzę... Znam kanał "Soul GPS", obejrzałam kilka filmików. Mnie bardzo pomogły książki Rafała Wicijowskiego i fanpage "Oczami mężczyzny". Wiem, że pisanie do niego nic nie zmienia, a tylko upokarza bardziej. Jedyne, co mi pomogło, to mail, w którym napisałam, co o nim myślę i wylałam z siebie wszystkie żale. To był ostatni mail. Teraz nie chcę tego człowieka znać, nawet słyszeć o nim nie chcę :) Relacja z narcyzem to jedno wielkie kłamstwo i manipulacja. Oni zrobią wszystko, żeby czuć się adorowanymi i żeby być w centrum uwagi. Pora sobie uświadomić, że to ludzie zaburzeni psychicznie i nieprzystosowani do życia, niezdolni do uczuć. Każdy związek z nimi skończyłby się tak samo, więc lepiej dla nas, że nastąpiło to wcześniej, niż później. Potem bolałoby bardziej...

  3. 8 godzin temu, Małgosia napisał:

    Jakbym czytała o swoich uczuciach, czuje się dokładnie tak samo. Tylko, że ja mimo wszystko o nim myśle i czasem wspomnienia uderzają mnie w najmniej spodziewanych momentach. Przypomina mi się coś co robiliśmy razem, albo co powiedział i znowu zaczynam tęsknić, ale za chwile przypominam sobie jak mnie potraktował, manipulował mną, wykorzystywał i jestem wściekła. Przede wszystkim na siebie, że dałam się oszukać i mu wierzyłam i ufałam. A jeszcze bardziej żałuje, że wdalam się w romans zamiast skupić się na związku z partnerem bo teraz moje uczucia do kochanka są jeszcze na tyle świeże, że nie potrafię zaangażować się w pełni w ratowanie związku. I bolą mnie te jego puste deklaracje i obietnice. Bo w momencie kiedy powiedziałam, że już nie chce słuchać tych pięknych slow bez pokrycia przestał się odzywać. Co tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że w dalszym ciągu próbował mną manipulować, a kiedy zobaczył, że nie wrócimy do dawnego układu to dał sobie spokój. Ehh człowiek jest zawsze mądrym doradcą dopóki sam nie wda się w tak toksyczna relacje, patrząc z boku to było do przewidzenia, a mimo wszystko w to brnęłam, też odnosisz takie wrażenie? 

    Oczywiście, że to było do przewidzenia, w moim przypadku również. To ja byłam osobą, która nie wierzyła, że nam się uda, a on mnie przekonywał, że pokonamy cały świat i przetrwamy... A teraz wychodzi na to, że to ja kochałam, a on się bawił...

    Mnie też jest trudno, bo jest tyle miejsc, w których byliśmy razem, tyle rzeczy mi o nim przypomina, nie wspomnę już o muzyce, którą słuchaliśmy razem. Wiesz co mi pomogło? Wyrzuciłam wszystkie prezenty i pamiątki po nim.

    Zrozumiałam, że ten człowiek zniszczył mnie i moją rodzinę. Doprowadził mnie do takiego stanu, że prawie ze sobą skończyłam. Mogłam osierocić dziecko dla takiego gnojka. Żałuję, że się w ogóle pojawił w moim życiu. Na koniec napisałam mu długiego maila, wyrzucając z siebie wszystkie pretensje, to też pomogło. Poza tym uświadomiłam sobie, że zwalniając się z pracy, uwolnilam się od toksycznych ludzi, toksycznych relacji i permanentnego stresu. Skupiam się teraz na sobie i na rodzinie, bo przez ten cały czas ją zaniedbywałam dla kogoś, kto nie był tego wart.

    Ja też nie potrafię tak po prostu wrócić do męża i żyć jak wcześniej. To też przez to, że mam do niego żal. Wpadłam w ramiona kochanka w momencie, kiedy mój mąż się ode mnie odwrócił i nie potrafił być wsparciem w trudnych chwilach. Próbuję małymi kroczkami odbudować to uczucie, ale jest ciężko, bo zżerają mnie wyrzuty sumienia.

    Wierz mi, że czas naprawdę leczy rany i pokazuje sens tego wszystkiego, co się stało. Zaczynasz rozumieć, że wszystko jest po coś. Oczywiście, że są gorsze dni, np. jak go gdzieś zobaczę, to odchorowuję to nieraz tydzień, ale jest mi już łatwiej wyrzucić te myśli z głowy.

    Będzie dobrze, musisz tylko przetrwać najgorszy moment i jak tylko on pojawia się w Twojej głowie, staraj się te myśli odrzucać. Po czasie będziesz już to robić automatycznie 😊

  4. 1 godzinę temu, Małgosia napisał:

    A długo dochodziłaś do siebie? Dowiedziałam się od znajomej z dawnej pracy, że zaczęły się plotki na temat mojego odejścia, zastanawiam się czy to on zaczął je rozpowiadać. Ale pomimo wszystko nadal za nim tęsknie, szczególnie za rozmowami i to sprawia, że sama na siebie jestem zła. 

    Ja dalej dochodzę do siebie, każdego dnia, mimo, że chyba go sobie już obrzydziłam? Minęło już prawie 3 miesiące od pierwszego odwrócenia się ode mnie i prawie 2 od kolejnego. Nie mam z nim kontaktu, zablokowałam facebooka, numer telefonu i maila. Nie chcę się po raz kolejny w tym babrać... Mogłam stracić wszystko, co mam (przede wszystkim męża i dziecko). Chyba po to to było, żebym zrozumiała jak wiele mam na tym świecie i szczęście jest obok nas, nawet jeśli tego nie widzimy.

    Nasz romans też zaczął się w pracy, ale szczerze nie obchodzi mnie już, co ktoś o mnie gada. Wyparłam to wszystko z pamięci, spaliłam mosty, chociaż one i tak wracają... Chemia była między nami od pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy. Opierałam się temu ponad rok, ale w końcu uległam i co z tego mam dziś? Kupę wyrzutów sumienia, zaniżone poczucie własnej wartości, czuję się, jak pierwsza lepsza dz....

    Szukam w tym wszystkim sensu i mimo, że jest mi ciężko go znaleźć, to próbuję.  Też pisałam z nim codziennie od rana do nocy i to było chyba uzależnienie. Teraz, z perspektywy tych kilku miesięcy, nie żałuję, że telefon mi nie dzwoni co chwilę, bo marnowalam na to kupę czasu. Potrzebuję spokoju, by zajrzeć wgłąb siebie.

    Człowiek, którego pokochałam, oddałam mu wszystko, okłamał mnie, oszukał, zmanipulował, a nawet okradł. Wbił nóż w plecy ot tak, po prostu, bez wyjaśnienia dlaczego. Wyrzucił z życia jak śmiecia, czułam się nikim.

    Teraz towarzyszy mi tylko jedno uczucie... Wiesz jakie? Żałuję, że nie zobaczę, jak płaci za moją krzywdę. A karma wraca zawsze...

    Od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok. Chciałabym być na tym etapie, że jest mi obojętny, ale to wymaga dłuższego czasu. Dla Ciebie on też nadejdzie, zobaczysz.

  5. 9 godzin temu, Małgosia napisał:

    Nie sądzę żeby mu na mnie zależało. Myśle, że próbował mną dalej manipulować, a jednocześnie nigdy nie przyznał się partnerce i nie zamierzał jej zostawić. Może uświadomienie sobie, że cały czas mnie okłamywał dało mi sile do zakończenia tego. Być może masz racje, że zostawienie z dnia na dzień byłoby bardziej bolesne, ale świadomość, że było się na tyle naiwnym, żeby poświęcić związek i dać się wykorzystać komuś, komu nigdy na Tobie nie zależało też jest beznadziejna. 

    Słuchaj, wiem, co czujesz. Potrzebujesz czasu, zrozumiesz po co to było i co robić dalej. Jeżeli dalej kochasz partnera, to walcz. Nadzieja umiera ostatnia. Jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Ważne, żeby wyciągać z nich wnioski i iść dalej przez życie mądrzejszym i bogatszym o doświadczenia.

    • Podoba mi się to 1
  6. 22 godziny temu, Małgosia napisał:

    Dziękuję bardzo za odpowiedź. Może masz rację, tak naprawdę nigdy nie przeżyłam okresu buntu. Na pewno czułam, ale chyba nie aż w takim stopniu. Być może masz racje i emocje tutaj były zdecydowanie silniejsze z uwagi na charakter relacji. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że pomimo świadomości, że popełniłam ogromny błąd krzywdząc partnera oraz tego, że dla kochanka byłam najprawdopodobniej zabawką, a te jego wiadomości po zerwaniu znajomości znaczą pewnie tylko tyle, że liczy na to, że wrócimy do siebie na dotychczasowych zasadach, to mimo wszystko o nim myślę. Nie w kontekście powrotu, ale nie daje mi to spokoju i czasem snuje fantazje jak by to było gdyby faktycznie odszedł i moglibyśmy spróbować, chociaż wiem, że to nierealne i nigdy się nie wydarzy. I byłabym na niego mniej zła gdyby definitywnie zakończył relacje, nie dając mi tej złudnej wizji, że być może jeszcze kiedyś coś. Dochodzę do wniosku, że ta relacja była toksyczna, a on mną manipulował i nadal próbuje to robić i pomimo tej świadomości dalej o nim myślę, co powoduje we mnie jeszcze większą frustrację. Tym bardziej, że wiem, że mój partner nigdy by mnie tak nie potraktował i jestem zła na siebie, że zamiast to docenić rozpamiętuje romans, ale nie umiem sobie z tym poradzić.

    Wierz mi, że gdyby Cię zostawił bez słowa z dnia na dzień, czułabyś się jeszcze gorzej. Ja to przeżyłam i przez długi okres czasu czułam się jak śmieć, z poczuciem własnej wartości poniżej zera. Tym bardziej, że nie dostałam żadnego wytłumaczenia dlaczego. Po prostu kontakt został urwany, a ja prawie ze sobą skończyłam... Zazdroszczę Ci, że to Ty byłaś na tyle silna i podjęłaś decyzję, a jemu wciąż na Tobie zależy. Mnie ktoś po prostu wyrzucił ze swojego życia bez słowa wyjaśnienia. Ja doszłam do tego samego wniosku, że relacja była toksyczna, zakłamana i była jedną wielką manipulacją... Dziś wiem, że nie zbuduje się szczęścia na nieszczęściu innych. Będzie Ci jeszcze przez jakiś czas ciężko, ale ja zrozumiałam, że wszystko w życiu jest po coś. Ty też to tak potraktuj i daj sobie czas, a wnioski i rozwiązanie przyjdą same.

    • Podoba mi się to 1
  7. Witam serdecznie,

    Postaram się krótko opisać mój problem, chociaż w głowie mam milion myśli...

    Jestem kobietą, mam 33 lata, mężatką i matką. Mój problem zaczął się wraz z romansem w pracy, który trwał 8 miesięcy. Dlaczego romans? Jestem w trudnym związku, tkwie w nim tylko i wyłącznie ze względu na dziecko. Rok temu wzięliśmy ślub po 8 latach związku i od tego momentu wszystko się posypało... Szukałam miłości i wsparcia poza małżeństwem, na siłę chciałam się poczuć kochana... I znalazłam (przynajmniej tak mi się wtedy wydawało). Miałam romans z chłopakiem o 9 lat młodszym ode mnie. Planowaliśmy wspólną przyszłość, wspólne mieszkanie. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu, bo czułam, że jest on moją bratnią duszą. Zwolniliśmy się z pracy, żeby nie wzbudzać już podejrzeń wszystkich dookoła. Mieliśmy rozpocząć nowy etap w życiu. Wszystko było ok aż do momentu, kiedy stwierdził, że z dnia na dzień przestał mnie kochać. Dla mnie był to cios prosto w plecy, bo nie spodziewałam się tego. Rozmawialiśmy o tym i postanowił, że spróbujemy jeszcze raz. Po czym po tygodniu zrobił dokładnie to samo i urwał kontakt. Zawalił mi się cały świat, poczułam się jak śmieć, który trzeba wyrzucić, wpadłam w depresję. Błagałam go, żeby nie odchodził, on był głuchy na moje prośby. Za jakiś czas okazało się, że mogę być w ciąży, więc napisałam do niego i spotkaliśmy się parę razy. Chciałam, żeby został w moim życiu jako przyjaciel, pomimo, że nie chciał wziąć odpowiedzialności za to dziecko. Kiedy okazało się, że to fałszywy alarm, odciął się ode mnie po raz drugi. I teraz już sobie z tym kompletnie nie radzę. Kocham go nadal, chociaż wiem, że jest narcyzem i był dla mnie dobry tak długo, jak długo byłam mu potrzebna. Straciłam sens życia, mam depresję, nie śpię, nie jem, nic mnie nie cieszy. Coraz częściej myślę, żeby ze sobą skończyć. Żyję z czlowiekiem, którego nie kocham, a ten, którego kocham, nie chce mnie znać. Mam podkopane poczucie własnej wartości, jestem nikim. Wierzę, że kiedyś do mnie wróci i tylko to trzyma mnie przy życiu, chociaż nie wiem, jak długo...

    Nie mam z kim o tym porozmawiać, bo nikt o tym nie wie i chcę, żeby tak zostało.

    Jak odnaleźć sens życia i przepracować to wszystko? Mam już swoje lata, dużo w życiu przeszłam, a nigdy niczego tak nie przeżywałam, jak teraz...

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.