Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

szary

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

szary's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Jest tu ponad tydzień
  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Wstęp będzie może nieco długi, by wprowadzić kontekst... Przez całe życie nie szło mi w relacjach. Nie poznawałem nikogo zainteresowanego mną, zazwyczaj odbijałem się od jakichkolwiek kobiet, dostając kosza za koszem. Tak, nie jestem atrakcyjny - grubszy niż chudszy, etc. Gdy udawało mi się kogoś poznać i zacząć się spotykać - szybko byłem ghostowany i rzucany. Tak jak jestem świadom swojej wartości intelektualnej czy zawodowej, tak jako mężczyzna nigdy nie czułem specjalnie swojej wartości w oczach kobiet. I nagle poznałem ją. Podobne pasje, spojrzenie na świat, tematy do rozmów. Zgadzamy się w absolutnie wszystkim, rozmawia się świetnie. Jest pod wrażeniem moich poglądów na świat, empatii, wrażliwości. Łączą nas rzeczy duże i małe, choćby to, jaką lubimy herbatę czy na co zwracamy uwagę na ulicy. Zakochaliśmy się. Tak, nie trwa to długo, ale przyznaję - nigdy nie czułem takiego zakochania. Jednocześnie stres, by nie zawieść. No i... zawodzę. Łóżkowo. Od zawsze, przez stres, miałem problemy z przedwczesnym dochodzeniem. Raz trwa to dłużej, raz dosłownie kilka sekund. To przeogromny stres dla mnie i obawa. No i cóż... wyszło, w dosyć bezpośredni sposób. Że "to nienormalne, że jestem sfrustrowana przez to, że zdrowo powinno być kilkanaście minut chociaż'. Zabolało. Świadomość problemu mam, ale zabolała bezpośredniość. Czuję, że moja pewność siebie uleciała totalnie, przestałem czuć to, na co oboje zwracaliśmy uwagę przy rozmowie o relacji - o potrzebie wzajemnego dawania poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. Padło, że chce dać szansę, że chce wspierać. Ale jednocześnie padło, że jeśli nie dogadalibyśmy się w tej płaszczyźnie, to ona nie widzi przyszłości relacji. I znów - strach, ogromna presja, poczucie ultimatum... Jeśłi nie sprostam, to stracę kogoś, kogo cóż... Kocham. Niemniej nie poddałem się - zrobiłem badania, zapisuję się do urologa, pewnie w perspektywie czasu do seksuologa. Jednak w tym wszystkim dziewczyna znikła. Stwierdziła, że ona nie chce teraz rozmawiać, że musi sobie ułożyć swoje emocje. Milczy 2 dzień. A ja? Z moim over thinkingiem czuję, jak cały dzień chodzę w jednym wielkim spięciu. Mdli mnie, źle mi, czuję się bez wartości. Sam z tym wszystkim i totalnie niczego nie wart jako mężczyzna. Może i niektórzy uznają to za niemęskie, ale siedzę, lecą mi łzy i pomstuję, że zdradza mnie własne ciało. I aż mam brzydkie myśli - że może nie warto się starać, bo pewnie i tak się nic nie zmieni, a ona pewnie i tak mnie zostawi (zwłaszcza, że jest poliamoryczna, a ja nie). Więc myślę w pewnych momentach... że najlepiej by jutra po prostu nie było, bo nic nie ma sensu. Nie wiem co ze sobą zrobić, smutek i wszystkie emocje przygniatają mnie, a jestem w tym wszystkim totalnie sam...
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.