Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

SomeKindOfMonster

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

SomeKindOfMonster's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Pierwszy Wpis
  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. tzn ogólnie mam paru znajomych w podobnym punkcie....tylko że oni nie mają obojga rodziców....żaden z nich jak ja nie pogrzebał jak ja swojego rodzeństwa......nie licytuję tutaj oczywiście, kto ma gorzej, a kto lepiej, o nie. tylko mam wrażenie, że oni,mimo tego, że zostali już całkowicie sami.....tzn mają dalsze rodziny, ale zostali sami ze sobą w swoich pustych domach.....mam wrażenie, że lepiej to znoszą, niż ja moją sytuację. I to mnie z jednej strony krzepi, że może jak nadejdzie czas, to i ja dam radę, tak jak oni......ale mam nieodparte wrażenie, że nie będę taki hardy jak oni.....na samą myśl o życiu w samotności robi mi się niedobrze, choć jestem od lat typem samotnika. No i jak oni mogą spać, sami w domu, pośro ciemności....od dzieciaka boję się ciemności, choć mam ponad 30 lat. do tej pory bronię się przed tym strachem tylko tym, że za ścianą ktoś jeszcze jest (ojciec). Jak go zabraknie, to do reszty pęknę z żalu, samotności a ta ciemnosć nikim nie broniona mnie zeżre do reszty......
  2. Witam wszystkich. Temat, jak wszystkie tutaj, nie należy do łatwych. Zaczęło się jakieś 1,5 roku temu. Z powodu zaniedbań o siebie i zbyt późno podjętego leczenia, nagle zmarł mój starszy, jedyny, przeukochany brat. Traumę podbija fakt, że byłem praktycznie naocznym świadkiem jego śmierci. Długo się po tym zbierałem, choć szczęściem w nieszczęściu było wsparcie ze strony mojej mamy i oczywiście taty. Jeszcze nie do końca otrząstnąłem się po tamtej stracie, a tu z dniem 1 sierpnia b.r. zmarła moja kochana mama. 1 śmierć kogoś bliskiego jest ciosem niemal nokautującym, ale połowa rodziny w ciągu 1,5 roku? 2 osoby do których chodziłem po wszelkie wsparcie, opiekę, radę.....Teraz owszem, nauczony wzorem tej dwójki idę dalej przez tzw. życie, tzn. do pracy chodzę, czasem gdzieś do znajomych wyjdę. A jednak.....wszędzie jestem jakby nieobcecny, nie potrafię już z nikim dłuższej rozmowy nawiązać, nic mnie nie cieszy, nic mnie nie bawi. Ostatnio łapię się na jednej rzeczy, przez co właśnie staram się rozpisywać tu i tam, bo obawa jest coraz większa, a chodzi o to, że zaczynają mi się przewijać myśli typu: "a na co to wszystko...?", "ale czy to wszystko potrzebne...?", "Przecież to jest wszystko jeden wielki bezsens....". Ech.....w zasadzie jak patrzę na to wszystko co tu naskrobałem.....ogólnie już sam nie wiem czego chcę... kawałek wsparcia, którego teraz mi tak brakuje? może....Strzał w pysk i kopa w 4 litery na ogarnięcie się? pewnie tak....no właśnie, wszystko sprowadza się do tego cholernego tkwienia w tym 1 punkcie zwanym "nie wiem....po prostu nie wiem...."
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.