Z jakiegoś powodu lepiej mi się gada z płcią przeciwną, nie mam pewności, czy to lepiej dla terapii.
Nie z każdą terapeutką problem był w tym stopniu, ale problem niezrozumienia się pojawiał.
Ja wiem, że ludzie mogą się ze sobą nie zgrywać, po prostu.
Ale w tym kontakcie czuję się źle, wręcz ograniczona albo uwięziona i boję się, że w miarę rozwijania się tej relacji zacznę co raz bardziej wierzyć, że taka właśnie jestem. Zależna i nieporadna.
Zabiera przestrzeń na moje wnioski i ktoś ma ciągle rację.
Nie chcę regresu, nikt nie obiecuje mi że z tego regresu jakoś później się wydostanę.