Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

fitonia83

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez fitonia83

  1. Witam,  mam 37 lat, jestem matką 3 dzieci, mężatka, mieszkamy w jednej  kamienicy z  moi mi rodzicami  i mam mnóstwo problemów z którymi sobie kompletnie nie radzę.... wszystko mnie przerasta i nie wiem co robić.... 

    Ale może zacznę od początku.

    Jesteśmy małżeństwem 10 lat i mamy 3 dzieci. Ja pracuje, mąż też, a w opiece nad dziećmi pomaga nam moja mama. Zaraz po ślubie zamieszkaliśmy tak jak pisałam wcześniej  w mieszkaniu - kamienicy moich rodziców, który wyremontowaliśmy  i tam jesteśmy do dziś dnia,mamy osobne wejście - to jest tak jakby obrębne mieszkanie tylko że malutkie, choć nie jest ono nasze na własność bo zapisane na siostre, która mieszka z rodzicami.  Niestety od samego początku nie układały się relacje teściowie - zięć - a mój mąż, tzn, wybuchały kłótnie które często powodował niestety mój tata, niejednokrotnie ojciec miał jakieś uwagi - niekoniecznie słuszne na temat zachowania mojego męża, a ja... no cóż chowałam głowę w piasek, wiele razy nie reagowałam na to wszystko. Atmosfera ogólnie rzecz biorąc nie była za ciekawa po tych wszystkich kłótniach- wiele razy ojcice i mój mąż nie odzywali się do siebie, ale dodam tutaj jeszcze że mój mąż nie szanuje wogóle moich rodziców. Natomiast matka niejednokrtotnie próbowała łagodzić realacje obu tych Panów - jednak nie dawało to  jakichkolwiek efektów. Ja ogólnie rzecz biorąc nie mam tez dobrych relacji z moim ojcem, tata jest toksycznym człowiekiem, niestety z braku laku musieliśmy tu zamieszkać. Wiem, że powinnam inaczej reagować na zachowania ojca wobez mojego męża ale czasu niestety nie cofne... Natomiast między mną a mężem również często wybuchały kłótnie - wiele razy oddawał mi obrączkę ślubną lub moją zabierał, to jest tylko jeden przykład końca tych kłótni-dodam tylko że zazwyczaj mąż podczas tych awantur był pod wpływem alkoholu.  W ciągu tych 10 lat małżeństwa mąż niestety sięgał wiele razy po alkohol, za każdym razem mówiąc że pije przeze mnie. Wiele razy zostawiał mnie i dzieci - po prostu wychodził wieczorem lub w nocy zazwyczaj w piątki wieczorami gdy  pił sam gdzieś w  piwnicy ( bo tak wyglądał jego nałóg - picie w samotności w piwnicy), potem wracał jak gdyby nigdy nic zazwyczaj w niedziele, ani przepraszam ani nic tylko wieczne pretensje że to przezemnie.... maskara. 

    W tamtym roku postanowilismy, że malujemy mieszkanie - jako że miałam urlop zabrałam się sama za malowanie - w trakcie remontu  kolejna awantura - tym razem, że nie wstałam rano o godz. 5, bo  zwyczajnie nie miałam sił  po wcześniejszym ciężkim dniu i co zrobił mój mąż - przyjechał wieczorem po pracy wziął swoje rzeczy i zostawił całą robotę i mnie z dziećmi a sam poszedł w d..... twierdził że zrobił to specajlnie żebym zobaczyła ile on i jego robota znaczą, że bez niego ani rusz, bo niestety do końca remontu musiałam prosić o pomoc moją rodzinę. Po 2 miesiącach wrócił (właśnie mija rok od tamtego feralnego malowania) - ale czy coś sie zmieniło... chyba na gorsze - w domu nic nie robi - do pracy wychodzi o 5.00 rano  wraca o 20.00 na pytanie gdzie tak długo się podziewa - odpowiada że nie moja sprawa.... powiedział, że nic nie będzie robił bo nikt nie docenia jego pracy...  Zakupy codzienne, i te raz na jakis czas,  odwóz i przwóz dzieci ze szkoły  to moje zadanie, on właściwie nie ma żadnych obowiązków domowych.  Jakieś 3 lata temu postanowilismy ,że będziemy się budować- rodzina duża, mało miejsca w tej kawalerce - niestety kolejna porażka - przy wybieraniu projektu kolejna kłótnia, kolejne ucieczki męża i w alkohol i w inny siwat, kolejne pretensje że to jego życie to moja wina, wyzwiska, brak szacunku. 

    Ostatnio zagroziłam mu rozwodem, zaczął mnie straszyć że przyprowadzi MOPS i zabierze mi dzieci bo w takich warunkach mieszkalnych dzieci nie mogą normalnie funkcjonować...powiedział jeszcze że w razie rozwodu nie pozostawi na mnie suchej nitki, wynajmnie mecenasa i nie będzie orzeczenia o winie z jego strony. masakra jakaś....

    W mężu nie mam żadnego wsparcia, żadnego poczucia bezpieczeństwa, żyje w ciągłym strachu co przyniesie nowy dzień  z czym tym razem mąż wyskoczy, czym nie zaskoczy ucieczką czy tym razem czymś innym, żal mi jedynie dzieci, które kochają ojca bo jakby nie patrzeć oprócz tego ze pije i czasem mu coś "odbija" to jest nawet dobrym ojcem.   proszę mi doradzic jak postapić z mężem, co robic dalej.... myslę nad tym rozwodem poważnie.....

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.