Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Anna.k22

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Anna.k22

  1. Hej, chciałabym podzielić się z Wami moimi ostatnimi przeżyciami. Nie radzę sobie już z tą sytuacją i potrzebuję pomocy i rad. Byłam z moim chłopakiem w związku 3 lata i niespodziewanie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Ta wiadomość była dla mnie szokiem, ponieważ zabezpieczaliśmy się z partnerem i od czasu odstawienia tabletek antykoncepcyjnych nie miałam jeszcze miesiączki. Dla mojego ginekologa ta wiadomość też była nowiną. Partner wiadomość o ciąży przyjął dość pozytywnie, jednak zaczęły się problemy związane z płaceniem za wizyty u ginekologa. Ja nie mam stałych dochodów, ponieważ studiuje dziennie, a on pracuje i ma dobre zarobki. Partner oczekiwał że koszty wizyt mają pokrywać moi rodzice, ale po kilku kłótniach zaczął sam płacić za wizyty. Kolejnym powodem do kłótni był temat wyprawki dla dziecka. Partner powiedział, że moi rodzice mają poczuć się do kupienia potrzebnych rzeczy dziecku i że on nie kupi nic dla mojego dziecka , jeżeli nie wprowadze się do niego. W końcu musiałam zamieszkać z nim i zrobił on podstawową wyprawkę, a ubranka i nosidełko kupili moi rodzice. U partnera mieszkałam z nim i jego rodzicami, partner szedł do pracy od 7 i wracał dopiero o 20. Całe dnie spędzałam sama, a jak wracał to był zmęczony i szedł spać. Mieszkałam u niego od października, aż do grudnia czyli dnia porodu. Czułam się u niego bardzo samotna i w każdej wolnej chwili jechałam do moich rodziców. Ciążę wspominam bardzo źle, ponieważ partner nie chciał się ze mną całować mówiąc, że śmierdzi mi z ust krwią. Nie współżył ze mną mówiąc, że zrobi krzywdę dziecku. I tak mijały dni, aż trafiłam do szpitala z bardzo wysokim ciśnieniem, zostałam na tygodniowej obserwacji, na której byłam codziennie badana pod kątem wad genetycznych u mojego dziecka. Partner tylko się pytał, czy dziecko będzie niepełnosprawne. Przeżyłam wiele stresu będąc na obserwacji. Moja ciąża miała zakończyć się cesarskim cięciem i został zaplanowany termin porodu. Cesarkę znioslam w miarę dobrze i w drugiej dobie po porodzie zostałam wypuszczona do domu. Nasze dziecko urodziło się zdrowe, mając 10 punktów. Gdy wróciłam do domu, zaczęło się piekło. Pierwsza noc po porodzie spędziłam sama, ponieważ partner nie chciał z nami spać. Ciężko było mi się opiekować malutkim dzieckiem, ponieważ bardzo bolała mnie rana po cięciu i byłam osłabiona. Następnie dostałam nawał mleczny, którego nie mogłam opanować, ponieważ w szpitalu dawali mi leki na pobudzenie laktacji. Ten nawał trwał tydzień i nie byłam w stanie spać, ponieważ partner kazał mi karmić dziecko co 1,5 godziny. Sama zajmowałam się dzieckiem przez cały dzień. Nikt mi nie pomagał, musiałam sama dziecko nakarmić, przebrać, ubrać, uśpić. Nie otrzymałam wsparcia psychicznego ze strony partnera i jego rodziców. Partner tylko oskarżał mnie o to, że źle przygotowałam się do roli mamy i ciągle czytał książki o dzieciach i mnie pouczał. Najważniejsze dla niego było wtedy zdanie jego siostry, która została mamą kilka miesięcy wcześniej. Nie mogłam liczyć na wsparcie mojej rodziny, ponieważ w tym okresie co urodziłam mieli kwarantannę, ponieważ wykryli u nich koronawirusa. Nowa rola, stres, brak wsparcia sprawiły że dostałam depresje psychotyczną. 3 tygodnie po porodzie miałam psychozę, w której wyrzucałam wszystkie swoje myśli, obwinialam się za wszystko, czułam się zła mama i że umieram. Partner zawiózł mnie do szpitala psychiatrycznego i tam zostałam na oddziale zamkniętym aż na miesiąc. Każdy spędzony dzień na tym oddziale byl dla mnie koszmarem, psychoza ustąpiła u mnie po kilku godzinach. Nie rozumiałam dlaczego tak długo muszę być w tym szpitalu, ponieważ czułam się dobrze i chciałam wrócić do mojej córki. Codziennie rozmawiałam z partnerem na kamerce i chciałam aby pokazywał mi moją córkę. Na wypisie miałam diagnozę psychoza połogowa. Gdy tylko wyszłam ze szpitala wróciłam do partnera i mojego dziecka. Jednak nie było kolorowo, dostałam leki przeciwdepresyjne i przeciwpsychotyczne. Biorąc tabletki o 21 zasypiałam i nie byłam w stanie się obudzić wcześniej niż o 7 rano. Przez miesiąc moja córka w nocy zajmowała się teściowa. Jednak za dnia to ja się zajmowałam córeczką. Codziennie przyjeżdżali do mnie rodzice i siostra. Zaczęłam chodzić do psychologa i ona zaproponowała mi abym zaczęła jeździć samochodem do rodziców. I tak właśnie robiłam. Po miesiącu poszłam prywatnie do psychiatry, który zmienił mi leki. Poczułam, że żyje i wreszcie mogłam zajmować się córeczka w nocy. Od tego momentu zajmowałam się córką codziennie przed całą dobę i zaczynałam normalnie funkcjonować. Ale nie było kolorowo, ponieważ widziałam że teście bardzo mnie kontrolują pod kątem opieki nad dzieckiem i widziałam że nie mają do mnie zaufania. Moją chorobę kazali ukrywać w tajemnicy przed innymi ludźmi, tłumacząc że jest to powód do wstydu. W partnerze nie miałam kompletnie wsparcia, chodził do pracy a gdy z niej wracał to szedł wcześnie spać około 20/21 tłumacząc, że jest zmęczony. Ciągle obwiniał mnie, że unikam jego siostrę i mało z nią rozmawiam przez co ona robi mu wyrzuty. A tak naprawdę ciężko było mi się po tym wszystkim otworzyć przed ludźmi, ponieważ czułam cały czas wstyd. Jego siostra robiła mi kłótnie, o bzdury i on nigdy się za mną nie obchodził, tylko bronił siostrę. Partner również zwracał mi uwagę, że odtracam jego mamę i nie daję jej do opieki naszego dziecka. Nie było tak, gdy chciała małą się zająć to zawsze jej dawałam ją. Ale nigdy nie szlam do niej w łaskę czy się zajmie córeczką, ponieważ dowiedziałam się że obgaduje mnie do mojej cioci mówiąc, że jestem złą matką i zaniedbuje dziecko. Chciałam im wszystkim pokazać i udowodnić, że jestem samodzielna i sama potrafię się dzieckiem zająć. Partner tylko po pracy chwilę zajmował się córeczką, a cała noc spał i sama do niej wstawałam, bo tłumaczył się praca i zmęczeniem. Mój narzeczony bardzo mało ze mną rozmawiał, prosiłam go o kontakt, rozmowę i wsparcie. Było kilka kłótni, ponieważ były noce kiedy nie chciał spać ze mną i córeczka. Czułam się odtracana od niego, ponieważ bardzo unikał współżycia. Sex był raz na tydzień i jeszcze był z mojej inicjatywy. Gdy chciałam częściej mówił, że jest zmęczony. Mój nastrój z dnia na dzień zamiast się polepszać to się pogarszał. Brałam leki, chodziłam systematycznie do psychiatry i psychologa. Moj psycholog po 4 miesiącach stwierdził, że nie będę szczęśliwa dopóki nie wyprowadzę się z tego domu. Czułam się źle w tym domu, ale bardzo kochałam narzeczonego. Aż doszło do momentu gdzie błagałam go o to, aby dla niego zaczęła być najważniejsza jego rodzina czyli ja i nasza córka. Chciałam aby przestał słuchać tylko mamę i siostrę,ale odpowiedział że nie ufa mi i że tylko wymyślam. Zaproponowałam mu wyprowadzkę i wspólne zamieszkanie samemu czyli on, ja i nasze dziecko. Odpowiedział, że jestem niezaradna życiowo i nie miałby ugotowane i posprzątane. Chociaż dobrze wie, że potrafię i gotować, upiec i posprzątać. Jednak nie robiłam tego po porodzie, ponieważ mówił że mam tylko zajmować się dzieckiem i nie zostawiać jej samej nawet na sekundę. Sprzątałam tylko wtedy, gdy mała spała i robiłam to w stresie, ponieważ kazał mi ciągle na nią patrzeć. Każda moja wizyta w toalecie była dla mnie stresem, ponieważ jak wychodziłam to teściowa już nosiła moja córkę tłumacząc jaka to jej się krzywda działa, bo została na chwilę sama w łóżeczku. Wracając do naszej poważnej rozmowy widziałam po nim że coś kombinuje z telefonem i poprosiłam go aby go pokazał. Nie chciał tego zrobić,ale w końcu po moim naleganiu pokazał mi telefon i zobaczyłam że trwa nagrywanie od 15 minut. Wtedy się zdenerwowałam i powiedziałam po co mnie nagrywa a on że mam urojenia i wymyślam. Zdenerwowałam się i zadzwoniłam do rodziców że się wyprowadzam. Zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy, a wtedy teść wyszedł i nakrzyczał na mnie że ja mam się wyprowadzać, ale dziecko zostaje z nimi. Wtedy miarka się przebrała i pojechałam z córką do rodziców. Teściowa powiedziała że mam przyjechać następnego dnia na spokojnie po moje i dziecka rzeczy. Następnego dnia pojechałam i nie zostałam wpuszczona do domu, ponieważ teść powiedział że właściciela nie ma w domu. Byłam wściekła i mówiłam że przecież to również mój dom i mam prawo tutaj wejść. Wtedy oni powiedzieli że nie wiedzą czy nie wezmę ich rzeczy i że mój partner musi patrzeć co będę zabierać. Poczułam się jak złodziejka, po kilku godzinach partner napisał mi że mam oddać wszystkie prezenty które od niego dostałam wlacznie z biżuterią. Pojechałam do niego z moją mamą i moje rzeczy były spakowane przed domem w kartonach. Jednak nie było tam wszystkich moich rzeczy, brakowało również wielu rzeczy dziecka typy jak wózek, łóżeczko, krzesełko do karmienia, i inne podstawowe rzeczy, wiele zabawek, pościel, rzeczy higieniczne i ubranka. Chciałam wejść do domu jednak wyszła teściowa i mówiłam jej czego nie ma to przynosiła pojedynczo niektóre rzeczy. Zdenerwowałam się i chciałam wejść do domu, w wtedy przybiegła siostra partnera i zaczęła mną szarpać wyzywając mnie od złodziejek i wariatek. Tak bardzo mną szarpała, że aż zrobiła mi siniaki. Nazwała mnie wariatka, aż 4 razy i to wszystko widziała moja mama. Teściowa również mówiła że kradnę nie swoje rzeczy. I tak zostałam bez podstawowych rzeczy dla dziecka i bez wielu moich ubrań i kosmetyków. Biżuterię cała oddałam wraz z pierścionkiem zaręczynowym. Partner nawet się nie pojawił, mimo że mówiłam im aby go zawołały. Jedynie napisał mi wiadomość że wszystkie rzeczy które on kupił i jego rodzina nie zostaną mi wydane, ponieważ to było za ich pieniądze. I tak zostałam z małym dzieckiem bez łóżeczka, wózka i nawet butelek. Jednak moja rodzina bardzo mi pomogła i w jeden dzień udało mi się prawie wszystko kupić. Od wyprowadzki minął ponad miesiąc, partner odwiedza córkę tylko raz na tydzień. Próbowałam wyjaśnić cała sytuację, ale nic do niego nie dociera, ponieważ mówi że jestem chora psychicznie, mam urojenia, kłamię i wymyślam. Straszył mnie że odbierze mi prawa rodzicielskie do dziecka. Córka mieszka ze mną u moich rodziców. Partner oznajmil mi w niedzielę, że wniesie sprawę do sądu o widzenia, ponieważ według niego utrudniam mu kontakty z dzieckiem. A tak nie jest, bo nawet pisze do niego dlaczego tak rzadko przyjeżdża i czemu nie napisze nawet jak dziecko się czuje. Dodam że od porodu ja sama utrzymywałam siebie i dziecko z 500 plus, kosiniakowego i mojego stypendium naukowego. Partner nic nie kupowal córce. Od kiedy się wyprowadziłam również nic nie kupił dziecku i nie zaproponował alimentów, mimo że dziecko ma teraz kilka szczepień płatnych po 800 zł. Co mam zrobić? Czy podjęłam słuszną decyzję? Czy sąd odbierze mi dziecko przez to że zachorowałam? Mój psychiatra mówi że to był jednorazowy epizod i że to już nie powtórzy się. Stwierdził że miałam zaburzenia depresyjne i że nie mam w żadnym wypadku choroby psychicznej tak jak wmawia mi mój były partner.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.