Proszę o pomoc, o radę... W lutym nasz 9letni związek dopadł kryzys. Mój partner od 2 lat nie akceptował, tego, że utrzymuje sporadyczny kontakt z kolegą z pracy. Pracowaliśmy na innych zmianach. To była zwykła koleżeńska relacja, po prostu dobrze nam się rozmawiało. Kontakt ten był utrzymywany w tajemnicy. Przeważnie tylko maile, czasami telefon. Nie spotykaliśmy się. Jedynie dałam się namówić 3 razy na krótki spacer. Nie czułam się wtedy dobrze, bo miałam świadomość, że mojemu partnerowi się to nie podoba. 4 razy dochodziło między nami do kłótni z tego powodu, średnio co pół roku. Nie rozumiałam co robię złego rozmawiając, a właściwie pisząc raz na jakiś czas innej osoby. Maile to nie SMSy by non stop je pisać. Bardzo brakowało mi rozmów z partnerem, takich ważnych dla nas. To było głównym powodem do powstania tej "pisanej" relacji. Za każdym razem gdy odkrywal, że nadal utrzymuje kontakt, była kłótnia a ja na kilka tygodni zrywalam kontakt z kolegą i odzywałam się ponownie. Tak było do lutego. Gdy w końcu zrozumiałam swoje błędy, chciałam mu powiedzieć, że definitywnie zakończyłam tamtą znajomość, to mój partner stwierdził, że nie chciałam tego zrobić. Nawet nie dał mi szansy na szczerą rozmowę, o którą prosiłam. Po kilku dniach doszło między nami do rozmowy. Przyznałam się do wszystkiego, bo nie chciałam więcej żyć w kłamstwie. Rok temu po 8 latach oświadczył mi się. Byłam szczęśliwa. Jakiś czas wspólnie mieszkaliśmy bo razem pracowaliśmy. Bardzo często prosiłam o spotkanie, rozmowę. Nie przyjeżdżał, chociaż dawał mi nadzieję, że jednak będzie, pisał "postaram się" i nie był go. Kilka dni temu stwierdził, że będzie lepiej gdy się rozstaniemy, że bardzo go zranilam. Zapytałam czy żegnamy się na zawsze, to odpowiedzil, że możemy się spotykać i po miesiącu lub dwóch zobaczymy co będzie. Jak mam to rozumieć? Czekam już tyle dni tygodni, miesięcy... Jest mi bardzo ciężko, słabo śpię, często jestem zdenerwowana, rozkojarzona. Ciągle myślę o nim. Czy my mamy jeszcze jakąś szansę? Czy zaręczyny nic nie znaczą już? Proszę pomóżcie mi.