Witam,
dotychczas uważałam się za introwertyka i tym tłumaczyłam problem w funkcjonowaniu w społeczeństwie, brak pewności siebie, brak odwagi w zabieraniu głosu i nadmierny stres spowodowany troskami życia codziennego. Jestem w kilkuletnim związku, gdzie od zawsze czekam na ogarniecie się partnera, który ma problem z otyłością, co przekłada się na każdą sferę życia począwszy od aktywnego spędzania czasu (co uwielbiam), po założenie rodziny. Mimo wszystko wciąż sobie tłumaczyłam, że w końcu weźmie się za siebie i będzie tak jak sobie wymarzyłam. Jednak w ubiegłym roku cos się zmieniło, poznałam osobę, która lubi aktywnie spędzać czas, która ma podobne zainteresowania, jest równie wrażliwa, ma żonę i dwie piękne córeczki i jest w stanie to wszystko ułożyć tak, abyśmy mogli stworzyć z tego coś dobrego, zamykając temat z obecna żoną. Nasza relacja wyłącznie emocjonalna od początku nie jest łatwa, bo on jest bardzo raptowny w swoich działaniach, bardzo pewny tego co robi, co trochę mnie "przeraża" i zastanawiam się, czy nie zaczynam podświadomie podporządkowywać się jego decyzji. W dodatku biję się, że to nie będzie łatwe życie, a ja za wszelką cenę cenię sobie wewnętrzny spokój. Dodatkowo obecny partner, kiedy oznajmiłam, że odchodzę bardzo wziął się za siebie, zrobił badania, ćwiczy i przestrzega diety - czyli jest tak jak zawsze pragnęłam, ale wciąż jest we mnie strach, że to tylko tymczasowe i później znowu będzie po staremu... Przez to zaczęły się moje problemy psychiczne, najpierw spadek nastroju, budzenie się z lękiem, potem całkowity brak apetytu, 40 minutowe ataki płaczu i "wycia", złe myśli na temat swojego istnienia, zmęczenie rzeczywistością i całkowita rezygnacja... Byłam u psychologa, który zalecił żyć w zgodzie ze sobą i poddaniu życia wyższej sile, która zawsze chce dla nas dobrze. Niestety nie przyniosło to efektów, byłam u kolejnego psychologa, który stwierdził depresję, zalecił wizytę u psychiatry, od którego wybiegłam, bo okazał się kompletnym, nieczułym gburem.
Teraz wzięłam urlop i wyjechałam sama z nadzieją, że rozwiązanie przyjdzie samo... Nie wiem jak znaleźć pomoc, rozwiązanie? Czy są dobre książki, które mogą pomóc? Obecnie czytam "Kłamstwa, którymi żyjemy", która mówi, żeby wyzbyć się iluzji i przyjąć rzeczywistość taką jaką jest, zaakceptować ją... Ale jaka jest ta rzeczywistość? Którą iść drogą? Jak znaleźć najlepsze dla siebie rozwiązanie tej sytuacji? Co mogę dla siebie zrobić, żeby się uratować z tego dołka? Jestem już naprawdę zmęczona...