Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

lorene

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

lorene's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Dziękuję za odpowiedź, Z tym szukaniem miłych gestów i uczynków w codziennych sytuacjach, robię to na co dzień niezależnie od terapii. Po prostu widzę część osób, które mnie traktują pogardliwie, część osób, które mnie traktują wyrozumiale i przyjaźnie. Typu wchodzę do przychodni i mnie obśmiewają, a lekarz jest zgryźliwy. Potem wchodzę do apteki i są mili i pomocni. W ramach służby zdrowia takie dwie skrajności. W innych miejscach jest mieszanka szarości. Staram się odnotowywać pozytywne aspekty codzienności. Natomiast z terapią utknęłam w miejscu - czy mam to powiedzieć terapeutce? No bo to nie jej wina przecież.
  2. Witam, Jestem pierwszy raz na tym forum. Mam nadzieję, że dobrze trafiłam, bo pisałam kiedyś na pseudo-psychologicznym forum i nie uzyskałam żadnej pomocy, tylko jakieś dziwne zagrywki. Mam 28 lat i całą młodość zjadła mi choroba - nie da się zakwalifikować jaśniej niż zaburzenia schizoafektywne. Biorę dość mocne leki, ale stopniowo z nich schodzę. Oprócz tego chodzę na terapię indywidualną. Wiele razy miałam też grupową. Problem polega na tym, że nie potrafię rozgraniczyć do końca, co jest na prawdę, a co objawem mojej choroby. Przykładowo idę ulicą i aż sztywnieję z przerażenia, ludzie którzy mnie mijają śmieją się i biorę to do siebie, albo spoglądają na mnie, robią minę i charkają i też biorę to do siebie. W państwowej służbie zdrowia, w sklepie czy komunikacji miejskiej traktują mnie z góry, a jak próbuję się wybronić, to są złośliwi albo po prostu całkiem olewają, albo zaczynają mnie obgadywać na ploteczkach. Na pewno wchodzi tu w grę problem z samooceną. Dużo rozmawiam na ten temat na terapii indywidualnej - wygląda na to, że nęka mnie "rodzic" z wygórowanymi wymaganiami. Próbuję sobie tłumaczyć, wzmacniać swoje wewnętrzne ja. Ale w sytuacjach, gdy ktoś mnie źle traktuje lub wyśmiewa, po prostu nie mam siły walczyć z tą osobą, ani nawet się jawnie zezłościć. Uciekam w płacz, a to od dzieciństwa mój największy kompleks, który powoduje jeszcze większą rozpacz, wstyd i dalszy płacz. Przerwałam studia i próbuję znaleźć pracę, ale wystarczy parę negatywnych bodźców - i znów w przenośni i dosłownie leżę i płaczę. Zauważyłam, że jak próbuję zmniejszyć bardziej dawkę leków, pojawiają się urojenia ksobne. Ale ostatnio nic nie zmieniałam. I zastanawiam się po prostu, jak rozstrzygnąć dylemat - Czy na lekach jestem tak otumaniona, że nie zauważam wrogości i chamskich zachowań u innych, mobbingu wręcz, czy to wszystko dzieje się w mojej głowie. Historia mojej choroby broni to drugie. Ale jednak wygrywa to pierwsze. Mam wrażenie, że dużo osób traktuje mnie z góry, nawet czasem zwykła pani sprzątaczka, czy osoby młodsze ode mnie. Nie mogę sobie z tym poradzić, tłumaczę sobie w głowie, uruchamiam "życzliwego rodzica", natomiast bez rezultatów. Terapeutka stara się mi pomóc, ale tkwię w martwym punkcie. Przychodzi mi do głowy inne rozwiązanie - wyjazd za granicę. Może to by pomogło, choć zdaję sobie sprawę, że raczej na krótką metę. Wiem, że zmiany następują powoli, ale jak mam sobie coś mówić, kiedy dookoła widzę coś odwrotnego? Czy jestem tak zafiksowana, czy to społeczeństwo jest serio jakieś chore? Dodam, że byłam parę ładnych razy za granicą i nie miałam takich schiz, że wszyscy mnie wyśmiewają i pogardzają. Z drugiej strony, może miałam wtedy taką górkę, że nie widziałam takich reakcji. Nie wiem, czy ja tak negatywnie o sobie myślę, czy po protu staję się w różnych sytuacjach ofiarą mobbingu. Mam wrażenie, że każdy widzi wszystkie moje kompleksy na pierwszy rzut oka i je wykorzystuje - a przy tym jestem bezdennie ufna. Mało kto mnie akceptuje, nie wiem, może to wygląd zewnętrzny. Ale chyba też nie, bo to samo było kiedyś - wyglądałam jak modelka, a i tak na ulicy charkali albo podstawiali nogę. Łatwiej mi było postępować z mężczyznami. A teraz się roztyłam i wszyscy mną gardzą. Próbuję sobie tłumaczyć, że przecież są inne wytłumaczenia różnych niemiłych zachowań, ale już nie daję rady. Po każdej tego typu sytuacji mam kryzys przez około 2 tygodnie, nie jestem wtedy w stanie nic robić poza płakaniem i spaniem. i to rozbija wszystkie moje długofalowe cele. Chciałabym, żeby ktoś napisał "Tak, są wszyscy złośliwi, wyjedź za granicę, bo tu się nie da żyć". Ale nie wiem, na ile to prawda. Proszę o pomoc.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.