Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

the_purple_sky

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez the_purple_sky

  1. Dzień dobry. Zwracam się po pomoc tutaj, ponieważ nie mam za bardzo jak się zwrócić do kogoś innego, a powoli zaczynam się sama wykańczać od środka. Może od razu to zaznaczę, mam 17 lat. Sytuacja trwa już od ponad dwóch lat, chociaż teraz bardzo się nasiliła od początku tego roku. Moja obsesja na punkcie parzystych liczb zaczyna się już robić męcząca, bo jest wielka do tego stopnia, że czuję się niekomfortowo, kiedy ktokolwiek dookoła np. ustawi głośność telewizora na liczbę nieparzystą, muszę go poprawić, nie mam nad tym żadnej kontroli, po prostu muszę. Sama myśl o nastąpieniu na łączenie płyt (przy takich dużych płytach chodnikowych) lub na połączenie starego i nowego asfaltu (jest widoczna różnica) wywołuje u mnie dyskomfort. Zabawne, bo nawet wyjść z domu muszę o godzinie z parzystą końcówką (16:32, 16:34, 16:36, 16:38, 16:40, nie wyjdę o nieparzystej), książkę też muszę doczytać do momentu, w którym rozdział kończy się na nieparzystej stronie (żeby następnym razem na pewno zacząć czytać na parzystej). I może brzmi to głupio, ale jest wyczerpujące, bo nie mogę tego zignorować. Sama sobie nie pozwalam, chociaż nie mam nad tym świadomej kontroli. Wewnętrzny przymus przestrzegania tego typu reguł. Kiedy mama wychodzi z domu i nie wraca o godzinie, o której się zapowiedziała, niesamowicie się boję. Wyobrażam sobie wszystko, co mogło się stać i robi mi się słabo. Wiem, że nie jestem osobą, która powinna ją kontrolować, ale paniczny lęk sprawia, że nie mogę się powstrzymać przed zadzwonieniem do niej. Na co zresztą bardzo się potem denerwuje, bo w końcu nie mam już pięciu lat. Co prawda mamy teraz pandemię i długo uczyłam się z domu, przez co dość rzadko wychodziłam. Ale nie spodziewałam się, że tak bardzo to na mnie wpłynie. Zawsze byłam raczej zamknięta w sobie. Kiedy chodziliśmy do szkoły, bardzo bałam się wystąpień przed całą klasą, dosłownie się trzęsłam, w grupie czułam się niekomfortowo. Kiedy odbywała się dyskusja, miałam wiele argumentów czy pomysłów, ale miałam wrażenie, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia i tylko zrobię z siebie idiotkę przed wszystkimi. Mam tylko jedną przyjaciółkę, z którą jestem bardzo blisko i czuję się komfortowo. Ale nawet jej nie jestem w stanie popatrzeć w oczy. Nie wiem dlaczego tak jest, ale kontakt wzrokowy z kimkolwiek na tej planecie jest dla mnie czymś tak niesamowicie przerażającym i zawstydzającym, że nie jestem fizycznie w stanie go utrzymać. Dodatkowo moja szkoła jest tak zwaną 'dobrą' szkołą, przez to na uczniach jest wywierana spora presja, aby mieć ze wszystkiego najlepsze oceny. Moja mama również w tym temacie nie pomaga, również ma ambicje dotyczące mnie. Absolutnie nie mówię, że powinna mnie olewać, ale przy jakiejkolwiek ocenie niższej niż 4+ już patrzy na mnie krzywo i cały czas zagląda do mojego pokoju, żeby sprawdzić, czy się uczę. Wielokrotnie zdarzały mi się już sytuacje, że było mi niedobrze, bolał mnie brzuch czy głowa. Kilka razy nawet wymiotowałam. Od początku czułam że to stres tak na mnie oddziaływuje - zarówno w temacie do kolegów z klasy, jak i nauki. Miałam zrobiony komplet badań pod każdym możliwym kątem, które nic nie wykazały. W związku z tym moja mama uznała, że wszystko w porządku i skoro nie jestem chora, no to udaję, a jak tak bardzo boli to tabletka i tak czy siak do szkoły. Na szczęście wszystko trochę zelżało, gdy przeszliśmy na zdalne nauczanie, bo nie wiem jak bym dziś wyglądała. Wychodząc do sklepu zawsze krępowałam się podejść do sprzedawcy, a tętno automatycznie podskakiwało mi chyba dwukrotnie, kiedy w kasie w markecie kasjerka zadała jakiekolwiek pytanie, nawet jeśli tylko chodziło o siatkę na zakupy. Zawsze podchodząc do półek boję się, co inni pomyślą na mój temat na podstawie tego, co kupuję. Zachowuję się przez to podejrzanie i nieraz po prostu chodził za mną ochroniarz. O ile jestem w stanie to zrozumieć i pretensji nie mogę mieć do nikogo innego niż tylko siebie, to są to na tyle stresujące rzeczy, że po prostu odkładałam wszystko co miałam i wychodziłam. Ostatnio jednak przeszłam samą siebie. Był to sklep z elektroniką. Musiałam poprosić przy kasie o słuchawki, ponieważ były one dla bezpieczeństwa przypięte do półki. Najpierw przez pół godziny krążyłam po sklepie, zabierając się do podejścia do kasy. Kiedy już w końcu się zdecydowałam, z trzęsącymi się rękami i zresztą wszystkim innym też, otwarłam usta. Kiedy kasjer na mnie spojrzał, poczułam dosłownie narastającą we mnie panikę i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Wszyscy dookoła na mnie patrzyli. Zestresowałam się tak bardzo, że po prostu wybiegłam i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że siedzenie w domu mi zaszkodzi, ale że aż tak? Jestem non stop krytykowana przez mamę, a przynajmniej tak odczuwam. To mam brzydkie, tamto robię źle, a o tym nie pomyślałam. Czasem mam wrażenie, że jestem nic nie warta i lepiej byłoby beze mnie. Zresztą, chyba nie ma chwili, w której wydaje mi się, że mam jakąkolwiek wartość. Jedyne co potrafię, to krytykować wszystko, co robię. Dlatego tym bardziej mam dość tego, co mówi mama. Powtarza tylko to, co ja już dawno pomyślałam wiele razy. Przez całą sytuację nawet nie chce mi się wstawać z łóżka ani jeść. To powoduje kolejne kłótnie, bo znowu nie pasuje mi coś w jedzeniu, ja już w ogóle nie potrafię spędzić czasu z rodziną, leżę do południa i zachowuję się jakbym miała 80 lat i wszystkie choroby świata. Wisienką na torcie niech będzie to, że każda sugestia, że źle się czuję, kończy się zabraniem mi telefonu i laptopa na dwa tygodnie (mogę tylko korzystać podczas lekcji online), co niestety kończy się odcięciem mnie od wszystkich znajomych, których i tak jest niewielu. Wszystko, co się ze mną dzieje, jest zdaniem mamy wyłącznie konsekwencją używania telefonu. To, że czerpię z niego wiadomości do szkoły, czytam lektury w pdfie czy kontaktuję się z nauczycielami nie ma kompletnie znaczenia. Odczytuje słuchaną w tle muzykę, która pomaga mi w nauce i uspokojeniu się, jako rozpraszacz i marnowanie czasu. Ja nawet nie oglądam żadnych seriali ani filmów, szczerze mówiąc nie mam na to czasu. Zawsze jest coś więcej do zrobienia, ważniejszego. Tutaj chciałabym dodać, że zdarzało mi się samookaleczać. Kiedyś był taki przypadek, że pocięłam się po nadgarstku, ale więcej już tego nie zrobiłam, po tym jak moja mama zrobiła mi awanturę, co ludzie, powiedzą jak to zobaczą. Po tym jedynym sposobem, w jaki to kontynuowałam, było obgryzanie policzków od środka. Niby głupie, ale czasem robiłam to do tego stopnia, że próba zjedzenia czegokolwiek kończyła się powstrzymywaniem płaczu. Teraz zamiast tego żuję gumy. Jeśli nie mam gum, to wszystko co jest pod ręką - jakiś długopis, ołówek. Pomaga, ale nie wyładowuje stresu tak dobrze... Całą sytuację nasilił początek tego roku. Nigdy nie zastanawiałam się nad swoją orientacją, ponieważ nigdy nawet nie interesowałam się nikim w takim kontekście, żadnymi związkami. Ostatnio jednak złapał mnie okropny kryzys orientacji, dodatkowo popędzany kryzysem tożsamości płciowej. Nie mam pojęcia kim jestem ani nawet nie wiem do kogo się zwrócić z moim problemem. Mama i ojczym są bardzo religijni i gdybym jednym słowem o tym wspomniała, rozpętałoby się piekło. Generalnie są zdania, że osoby LGBT są chore psychicznie i należy je zamknąć w zakładach psychiatrycznych. To jest wbrew ludzkiej naturze, ideologia, zaraz bycie hetero będzie wstydem - teksty tego typu padają nierzadko. Przez to boję się, po prostu się boję do nich zwrócić ze swoimi problemami, a przytłaczają mnie coraz bardziej. Sama już nie wiem kim jestem, sama nie wiem czy jestem normalna czy powinnam być zamknięta w ośrodku psychiatrycznym, jestem po prostu zagubiona i nie wiem co zrobić. Na koniec mogę jeszcze tylko dodać, że wizyta u psychologa nie wchodzi w ogóle w grę aż nie ukończę 18 roku życia, ponieważ zdaniem mojej mamy coś takiego jak psycholog jest bezużytecznym wymysłem, a jeżeli już mnie tam wyśle, to żeby leczyć moje rzekome uzależnienie od telefonu. Albo sama tam pójdzie, bo cały czas twierdzi, że wpędziłam ją w depresję. Nie chcę tutaj oceniać, czy jest chora czy nie, ale to się stało takim obowiązkowym argumentem w każdej kłótni, że już przestaje mi się to podobać.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.