Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

rakar0307

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

rakar0307's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Dzień dobry wszystkim, jest to pierwszy raz, gdy piszę na jakimkolwiek forum, ale szukam wsparcia ze wszystkich stron i potwierdzenia, że dobrze zrobiłam, mimo tego że mam chwile zwątpienia. Mam 27 lat, stałą, bardzo dobrą pracę, wychowywałam się w normalnej, pełnej rodzinie. Odkąd pamiętam, miałam problemy z pewnością siebie, niską samooceną. Przez ostatnie 3 lata byłam w związku z mężczyzną starszym ode mnie o 15 lat z dwojgiem dzieci. Byłam, ponieważ postanowiłam to zakończyć, gdyż uznałam, że nasz związek jest toksyczny. Historia jest długa, wiele się wydarzyło, dlatego spróbuję przedstawić chociaż skrawek tego wszystkiego. Początki były cudowne, zwłaszcza, że był to mój pierwszy związek, pierwszy mężczyzna, któremu nie zależało tylko na jednym.... Bardzo szybko zamieszkaliśmy ze sobą, było cudownie. Dostawałam to, czego nigdy nie dostawałam - mnóstwo czułości, słodkich słów, a przede wszystkim mogłam wreszcie wyprowadzić się od rodziców. Super spędzaliśmy czas, wyjeżdżaliśmy. Jednakże z miesiąca na miesiąc było jakby gorzej, miałam gdzieś z tyłu głowy taką myśl, że nie jest tak, jak być powinno. Na jaw wyszły problemy z alkoholem i hazardem. Zaczęły się jakieś sprzeczki, do których byłam prowokowana. Nie traktował mnie tak, jakbym chciała, np. okazywał dzieciom większe czułości i uczucia niż mnie, ja byłam potrzebna tylko, aby posprzątać po nich i odrobić lekcje. Zaczęły się problemy finansowe, prosił abym brała na niego pożyczki i kredyty, o pożyczaniu pieniędzy już nie wspomnę mimo tego, że zarabiałam mniej od niego, a ja się na to godziłam. Zaczęło się dawkowanie miłości i czułości. Mimo tego że mówił, że mnie kocha i jestem miłością jego życia, to czułam, że coś jest nie tak. Zamiatałam te myśli pod dywan. Były momenty, że zasypywał mnie czułościami, wyznaniami miłości, wizjami wspólnego życia, małżeństwa (co uwielbiałam), a za chwilę były momenty, że mnie odtrącał. Ale też zamiatałam swoje odczucia pod dywan, usprawiedliwiając go, że może nie ma ochoty, nie ma humoru, ma jakieś problemy. A problemy były cały czas, głównie na tle finansowym. Pod koniec zeszłego roku przybrały bardzo dużych rozmiarów, niestety nie robił nic w tym kierunku. Ja bardzo dużo pracuję, w przeciwieństwie do niego. Prawie całymi dniami nie było mnie w domu, on wręcz przeciwnie, bo cały czas w tym domu był. Nie interesował się mną, rzadko kiedy zapytał, jak mi minął dzień, co się wydarzyło. Było to trochę na zasadzie życia razem, ale jednak osobno. Ale ja mimo tego bardzo go kochałam. Nawet wtedy, gdy musiałam zacząć żebrać o uczucia i czułości. Nie był już tak wylewny, jak na początku. To ja go pytałam, czy mnie przytuli, czy mnie kocha. Odpowiedzi jakie dostawałam, to "skoro musisz" , "co za dużo to niezdrowo" , "ta" , "później". Widział, że sprawia mi to jakiś ból, a ja widziałam, że jego to chyba cieszy. Bardzo często byłam karana ciszą. Nie były to ciche dni, ale bardziej ciche godziny. Podczas kłótni wyzywał mnie od najgorszych, słyszałam okropne epitety, dla niego byłam głupim dzieckiem. Kolejną kwestią, o której już wspomniałam, było faworyzowanie dzieci, okazywanie im większych czułości. One cały czas słyszały to, co ja już coraz rzadziej słyszałam, czyli "kocham cię" (chyba, że sama go o to zapytałam). Nie spotykałam się ze znajomymi, bo powoli się wykruszali z mojego życia, a ja też miałam zbyt dużo swoich obowiązków, aby mieć czas na spotkania. Jeszcze na początku miałam kilka spotkań z koleżankami, ale wracałam do domu z poczuciem winy. Miał wrogie nastawienie do moich rodziców, a zwłaszcza do mamy. Często słyszałam, że jestem jak mamusia, że ja mamusi wszystko mówię, że wszystko z nią konsultuję i że jestem od mamusi uzależniona, bo to ona za mnie myśli. Uciekłam od niego trzy razy, trzeci raz był tym ostatecznym, chyba... Za pierwszym i drugim razem obiecywał zmianę, błagał mnie, płakał, a ja wracałam. Znał moje czułe punkty, wiedział, że działają na mnie teksty typu "jesteś miłością mojego życia, umrę bez ciebie, nie rób mi tego, kocham cię najmocniej na świecie" , itp. Po pierwszym powrocie może nastąpiła jakaś zmiana - była przerwa w piciu alkoholu i w hazardzie. Po drugiej ucieczce nie było lepiej, a gorzej. On się nie zmienił, zaczął mnie gorzej traktować. Nie dostawałam tak często czułości, nie słyszałam "kocham cię". Twierdził, że na takie traktowanie i szacunek trzeba sobie zasłużyć. Twierdził również, że nie darzy mnie już zaufaniem, bo go zostawiłam.... chciałam, abyśmy poszli na terapię, ale 3 razy przekładałam terminy, bo mu nie pasowało, aż w końcu się poddałam, Wzbudzał we mnie poczucie winy, że to ja jestem tą najgorszą, że zostawiam go w najgorszym momencie życia, że nie zostawia się ludzi z problemami. Zaczął kreować się na ofiarę tej całej sytuacji. Uciekłam od niego trzeci raz, jest mi ciężko, bo bardzo go kocham, brakuje mi go, jego obecności i tych dobrych momentów i czułości. Błaga mnie o szanse, twierdzi, że się zmieni, mimo tego, że sam stwierdzał, że największy problem jest we mnie i że to ja powinnam się zmienić. Czuję się bardzo źle psychicznie. Wszyscy mi mówią, że dobrze zrobiłam, że to był toksyczny związek, ale mnie łapią chwile zwątpienia, bo może on by się zmienił? może byłoby cudownie, jak kiedyś? a jak nie byłoby cudownie, to byłoby byle jak, ale chociaż bylibyśmy obok siebie..... czy był to faktycznie toksyczny związek czy to tylko mój wymysł?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.