Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

dwudziestoczterolatek

Użytkownik
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

dwudziestoczterolatek wygrał w ostatnim dniu 2 Maj 2021

dwudziestoczterolatek ma najbardziej lubianą zawartość!

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

dwudziestoczterolatek's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

3

Reputacja

  1. Można usunąć ten wątek, myślę, że poradziłem sobie 😌
  2. Chyba mamy podobną sytuację w jednej kwestii. Ja też nie potrafię być sam i powiem Ci, że Ciebie rozumiem. Sposobem na taką sytuację jest moim zdaniem uniezależnienie się od chłopaka i zaakceptowanie samej siebie, skupienie się na sobie całkowicie. Ja także szukałem bezpieczeństwa i ładu emocjonalnego w relacji z drugą osobą. Warto otoczyć się teraz przyjaciółmi, pracować, uczyć się, rozwijać swoje własne indywidualne "Ja". To bardzo ciężki kawałek chleba, sam też sobie z tym nie radzę. Miej dystans do mojej wypowiedzi, bowiem lekarzem nie jestem. Jeśli zechcesz, możemy popisać o tym poza forum. Pozdrawiam i mam szczerą nadzieję, że nie dasz się pogrążyć w smutkach 😄
  3. Cześć, na imię mi Tomek, mam 24 lata. Mam za sobą jak każdy zapewne sporo doświadczeń, które w mojej ocenie wykończyły mnie przez ostatnie lata psychicznie, z wieloma poradziłem sobie sam, jednak już dawno temu upadłem i po prostu nie potrafię wstać o własnych siłach. Nie jestem głupi, wiem jak powinienem działać i co robić w celu rozwiązania swoich problemów, jednak zdecydowanie brakuje mi samodyscypliny, a słomiany zapał za każdym razem mnie ciśnie w dół z powrotem. Nigdy nie nauczyłem się żyć sam i nie wiem jak się za to zabrać od czego zacząć. Mam świadomość, że wyłącznie sam mogę sobie poradzić jak, a także iż tylko na sobie powinienem polegać - ale to nie jest łatwe zadanie. Zacznę od początku. Zawsze miałem problemy z akceptacją tego jaki jestem, bywałem aspołeczny, ciężko było mi budować relacje z rówieśnikami. Mniej więcej w wieku 19 lat, w technikum odbywałem comming out przed samym sobą, związany z orientacją. Po niedługim czasie poznałem swojego pierwszego partnera. Związek trwał prawie cztery lata. Poświęciłem dla tego bardzo wiele. Zawaliłem maturę, której nie poprawiłem. Marzyłem o studiach, z których zrezygnowałem, postanowiłem pracować, aby utrzymać moją nową dwuosobową rodzinę. Relacja ta okazała się niezwykle toksyczna w skutkach. Co prawda nauczyłem się wiele o życiu i 'obyciu w dorosłości'. Jestem typem człowieka, który mając przy sobie kochającą osobę potrafi 'przenosić góry'. Gdy na polu emocjonalnym mam poukładane sprawy i czuję, że żyję nie tylko dla siebie, ale i dla drugiej ważnej dla mnie osoby potrafię być pozytywnym i bardzo zaradnym facetem. Rozpad pierwszego w moim życiu poważnego związku uważam za kamień milowy swojej degradacji - nie rozumieliśmy się, czas zweryfikował, że nie pasujemy do siebie z partnerem. Zaabsorbowany pracą i 'poświęcaniem się' coraz bardziej zauważałem, że ten związek to wynik schematu "bo razem jest łatwiej i wygodniej". Wielokrotnie chciałem się rozstać i zainwestować w siebie samego, jednak za każdym razem bałem się skrzywdzić tą drugą osobę - dlatego było to toksyczne. Rzekoma miłość zamieniła się w więzienie. Ostatecznie w wakacje, po 3,5 latach związku definitywnie to zakończyłem. W pracy czekał mnie awans, musiałem skupić się na sobie w końcu. Partner dwukrotnie targnął się na swoje życie. Trochę traumatyczne było wyrywanie mu z rąk noży, chowanie leków po szafkach jak i wszelkich kabli, pasów. Wiem, że on nie chciał się zabić, a zwrócić na siebie uwagę, ale ja nie miałem już wtedy dość sił psychicznych, aby udźwignąć taki ciężar. Ostatecznie pożegnaliśmy się po sezonie letnim 1,5 roku temu, ale jakieś rany pozostały. Wróciłem na portale randkowe, zachłysnąłem się faktem, że nie jestem taki beznadziejny. Duże zainteresowanie moją osobą diametralnie wzniosło moje ego - wtedy nie wiedziałem jeszcze, czym jest mania. Spotykałem się z wieloma osobami, nie zależało mi na stosunkach seksualnych, a na znalezieniu kogoś, w kim z wzajemnością mógłbym się zakochać. Tutaj warto wspomnieć jak wcześniej napisałem - nie nauczyłem się do tej pory być sam. Gdy nie mam nikogo komu na mnie zależy na co dzień przy sobie, po prostu pogrążam się w depresji. W każdym razie zacząłem też szaleć, imprezowałem, wydawałem pieniądze i zapożyczałem się coraz bardziej w banku. Z powodu mocnych w tamtym okresie (to było 1,5 roku temu po rozstaniu) byłem jak i dziś, mocno zmarnowany. Nie potrafiąc skupić się na pracy i nie znosząc stresu musiałem zrezygnować ze szkolenia i awansu. Wybuchałem agresją i ciężko było mi radzić sobie z krytyką. Czułem się winny wszystkiemu, ale tłamsiłem to w sobie. Od tamtej pory wyrobił mi się paskudny nawyk "brania wszystkiego do siebie ZA BARDZO", który skutecznie utrudnia mi dziś codzienne funkcjonowanie. Kolejno potrzebując odpoczynku i przechodząc załamanie jakieś, poszedłem na zwolnienie i uczęszczałem chwilę do psychiatry, jednak koszty mnie przerosły, a dostanie się na fundusz zdrowia było nieefektywne, kolejki były za długie. Wtedy po raptem dwóch spotkaniach usłyszałem, że mogę mieć ChAD (afektywna dwubiegunowa). To by się zgadzało, myślałem, jednak leczenie nie było dla mnie skuteczne z uwagi na pracę. Jestem zadłużony, więc muszę pracować, muszę mieć każdego miesiąca wpływy na konto i muszę spłacać kilkaset złotych miesięcznie. Ów zadłużenie wacha się dziś w okolicach 30 tysięcy. Marzy mi się, aby zrezygnować z pracy na rok-dwa i zatroszczyć się o psychikę, leczyć się, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Kredyty i pożyczki jak teraz o tym myślę były wynikiem niepoczytalności fundowanej przez manię. Na początku 2020 roku zmieniłem pracę, nadal szukałem szczęścia w potencjalnych partnerach, a dolegliwości psychiczne pogłębiały się. Gdybym nie bał się bólu odbierania sobie życia, pewnie już bym nie żył, ale z drugiej strony, nie chcę tego absolutnie. Dziś znam swoją wartość i chcę wstać na nogi, bo wiem, że jestem dobrym gościem i nie dla mnie są smutki i żale. Myślałem nawet, aby dołączyć do jakiejś wspólnoty, która za mnie pomogłaby mi z moimi problemami, ale ostatecznie to dziwna myśl. Gdyby dało się wstrzymać chociaż opłaty długów na kilka lat, aby mógł w tym czasie się pozbierać... Sam nie wiem co o tym myśleć. Kończąc powoli - byłem w wielu relacjach, które za każdym razem kończyły się przez mój negatywny charakter. Zbyt duży ciężar zrzucałem na barki tych biednych ludzi, którzy się we mnie zakochali i potrafili mnie wspierać. Straciłem tam wiele osób. Praca fizyczna, sporo stresu, te całe zaburzenia psychiczne i emocjonalne, brak środków na terapie i podnoszenie standardu życia. Nie umiałem znaleźć czasu i pozytywnej energii, by dać od siebie coś dobrego. Niedawno straciłem ostatniego z partnerów, po raptem dwóch miesiącach relacji. Akurat też się rozchorowałem i otrzymałem pozytywny wynik testu covidowego. Obecnie siedzę na izolacji domowej i wiem, że mam przewalone, bo stracę spory procent wypłat za kwiecień i maj. Cóż, podsumowując.... ja uważam, że wiem co powinienem robić, że trzeba krok po kroku małymi etapami się podnosić, jednak przegrywam za każdym razem. Nie chcę, aby ktoś mi współczuł, bo wiem, że problemy ma każdy z nas i nie można ich szufladkować względem wielkości. Ja chyba potrzebuję po prostu porozmawiać, zaplanować wszystko należycie i zacząć realizować plan naprawczy swojego życia - tego nie potrafię ugryźć.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.