Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Polap

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Polap

  1. Witam was serdecznie. Jesteście dla mnie ostatnią deską ratunku. Mój problem bowiem jest niecodzienny i rzadko spotykany - nie doczytałam się na ten temat jeszcze niczego w żadnym z wielu poradników psychologicznych dot wychowania. Moja córka odkąd skończyła rok stała się prawdziwym jedzeniowym terrorystą. Nie przesadzam. Większość rodziców zmaga się z problemem NIEjedzenia u dzieci - u nas natomiast problem jest odwrotny - brak poczucia sytości u malucha. Nasza walka trwa już dwa lata (mała skończyła trzy lata i nic się nie zmienia). Cofnę się odrobine do czasu niemowlęctwa - na początku nie chciała w ogóle jeść - wręcz ją namawiałam do wszystkich papek itd. W między czasie zaszłam w drugą ciążę - zaczynało być mi coraz ciężej wychodzić na spacery z córką, a gdy narodził się syn to każdy spacer stawał się już wyzwaniem. Nie wiem dlaczego, ale zawsze mocno się stresowałam każdym wyjściem. Na ręku zwisał mi noworodek, a między nogami biegała roczna niesforna dziewczynka. Żeby spacer przebiegł spokojnie dawałam małej często jakieś drobne zagryzki do rączki, by grzecznie siedziała w wózku i pozwoliła mi chociażby na szybkie zakupy w sklepie, a nie uciekała z wózka. I myślę, że to był już błąd... naucza się jedzenia w stanach sytości - i niestety większość z was zapewne tak robi: „dam dziecku paluszka niech grzecznie siedzi, a ja zrobię zakupy”. Większość z was tez nie musi zmierzyć się potem z konsekwencjami takich zagrań - w naszym przypadku myśle, że jest właśnie odwrotnie. Innych powodów takiego zachowania nie znajdę. Jesteśmy pełną, kochającą się rodziną. Nie karzemy dzieci, nie bijemy i szanujemy się nawzajem. Co więcej jesteśmy wielkimi fanatykami sportu i razem z mężem jesteśmy baaaardzo aktuwni. Przeniosę się teraz do aktualnego stanu rzeczy.. Córka przybierała na wadze regularnie... przy badaniach okresowych lekarz zaznaczył ze ma lekką nadwagę (około dwóch kg). A na takim małym ciałku te dwa kilo naprawdę to nie mało.. Mówił ze powinnismy ją „ganiać”, ale jak to zrobić skoro stała się leniwa - każdy spacer kończy się przy pierwszym zakręcie. Mała chce być albo wieziona w wózku, albo niesiona na rękach. Hulajnoga, rower i inne dobra tez nie dojeżdżają z nami nawet do zakrętu. Nie spala kalorii które przyswaja, a waga stoi od dwóch lat choć nie ma w naszym domu słodyczy i bardzo pilnujemy zasad zdrowego odżywiania. Potrafi zjeść kolacje, a gdy nie patrzymy - zjeść karmę z miski naszego psa! Ledwo odstawi miskę lub talerz, a już ze smutną miną przychodzi po dokładkę. Jeśli nie dostanie to zaczyna się długotrwała i rozpaczliwa histeria. Spokojne tłumaczenie nic nie pomaga mimo, że już skończyła trzy lata. Każde zaproszenie na urodziny lub zwykły niedzielny obiad u teściów kończy się tak samo - dziecko płacze, bo mama lub tata powiedzieli „dość, wystarczy”, a reszta gości w tym rodzina patrzą się na nas jak na „debili” mówiąc wprost. Ciagle musimy się tłumaczyć dlaczego itd. Niedobrze już mi się od tego robi. Chcemy za wszelką cenę pomoc córce się wyciągnąć, gdyż sama ona nie jest świadoma tego, ze może sobie szkodzić... (czego tu wymagać od trzylatki). Dziadkowie oczywiście wywierają na nas presję, ciagle sugerując ze przesadzamy, bo przecież „mała wcale nie jest aż taka utyta” - ale zawsze odpowiadamy tak samo - „skoro tak ją pilnujemy i jest okrąglutka, a te głupie dwa kg ciągną się za nią w nieskończoność, to pomyślcie sobie, jak by wyglądała gdybyśmy nie pilnowali jej wcale - byłaby pewnie dwa razy większa!”. Nie rozumieją tego... Kiedy dostajemy propozycje spotkania rodzinnego, to od razu uchodzi ze mnie ochota skorzystania z tego zaproszenia. Wiem, że stół będzie pełny, a póki coś na nim stoi puty moje dziecko przy nim siedzi. Córka uchodzi w rodzinie za słodkie, pełne apetytu dziecko, każdy się ciagle rozczula i chce jej dokładać na talerz, ale nikt nawet przez chwile nie mysli o tym z jakim problemem się mierzymy na codzień (mimo ze nie raz był ten temat poruszany). Do tego zakładam, ze każdy przychylny komentarz przy stole pod tytułem „ohh jak pięknie je dziecinka” działa na nią jak dodatkowy doping!! Córcia, kiedy wyczyści talerz ze swojej porcji zerka na nas z pod byka bojąc się poprosić o „jeszcze”, a my czujemy się jak jej najwięksi wrogowie. Płakać mi się chce gdy o tym myślę. Próbowaliśmy już metody - dajmy jej ile będzie chciała, jak zwymiotuje to odechce jej się tyle wcinać. Niestety nie zadziałało. Bolał ją zoladek ale nie uzyskaliśmy tym niczego. Jak ja bym chciała któregoś dnia usłyszeć od niej „mamusiu dziękuje już się najadłam”... i zobaczyć choć kęs czegoś pozostawionego na jej talerzyku na znak, że jest nasycona... niedoczekanie nasze... Najbardziej przeraża mnie jednak nie ta nadwaga, lecz NAWYKI córki - jedzenia bez opamiętania. Naprawdę nikt z nas nie daje jej takiego przykładu. I trn brak ochoty do poruszania się... Jesteśmy bezradni i nie wiemy już co jeszcze mamy zrobić. Taki problem jeszcze nigdzie nie został opisany. Nie wiem gdzie szukać pomocy. Z trzylatką nie pójdę do psychologa ponieważ mieszkamy w DE i nie wierze ze byłoby to nawet możliwe dotrzeć do trzyletniego dziecka w dodatku w języku, którym jeszcze się nie posługuje. To już jest taka skrajność dla mnie, że o niczym innym nie myśle. Chowamy się gdy coś z mężem jemy. Inaczej przy nas stoi i patrzy nam w talerze prosząc o gryza... jestem załamana. Popadam już w depresje. Ten temat jest dla mnie naprawdę ciężki.... błagam was o pomoc. Co mogę jeszcze spróbować zmienić 😭
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.