Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

maxserious

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

maxserious's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Czuje ze mój związek się wypalił ale jakoś nadal go ciągnę bo moja jest we mnie zakochana po uszy. Pierwszy raz w życiu jestem na takim jakby rozdrożu a do tego pandemia która sprawia ze niektóre decyzje podejmuje teraz ostrożniej z czysto egoistycznych pobudek. Mam wrażenie jakby moje serce było z kamienia. Czy powinno się coś czuć? Poznaliśmy się jakieś 1,5 roku temu. Nic szczególnego, zwykła znajomość która przeistoczyła się w coś większego po paru miesiącach luźnej relacji. Poznaliśmy się co prawda na Tinderze ale nie napieraliśmy na związek jakoś szczególnie. Teraz mam 27 lat, ona 26 i pojawiają sie pierwsze problemy głównie w mojej głowie z którymi walczę od paru miesięcy. Początkowo wszystko układało się dobrze. Poznawaliśmy się. To była moja pierwsza poważna relacja po kilkuletniej przerwie od związków które trochę mnie zawiodły i obniżyły samoocenę przy okazji zniechęcając mnie do nowych związków i w zasadzie gdyby nie namowa mojego przyjaciela by spróbować Tindera to pewnie bym jej nie poznał - wiec fakt jej poznania był trochę nietypowy, nienaturalny, "wymuszony" przez osobę trzecią. Na pewno tez presja otoczenia wpływala na fakt że czułem się też źle żyjąc sam. Ale udało się, okazało się ze była i jest nadal super dziewczyną. Ale, mimo że związek był i paradoksalnie nadal jest bardzo dobry, dopełniamy się, lubię z nią spędzać czas, to jednak nie zawsze było idealnie. Mieliśmy kilka kryzysów które mogłyby się zakończyć zerwaniem, ale nie potrafiliśmy tego zrobić. Mieliśmy miesiąc przerwy, kiedy ja zbierałem myśli i odpoczywałem, oboje osobno z dala od siebie. Troche covid do tego sie przyczynił, bo moja zdecydowała ze wróci do rodziny a ja zostałem tam gdzie zżyliśmy. Po prostu mieliśmy dużo problemów, które staraliśmy się zawsze wypracować w relacji, nie obrażaliśmy się tylko zaczęliśmy się wspólnie zastanawiać jak to możemy razem naprawić to i tamto. Ogromne problemy łóżkowe (oboje chcieliśmy, ale mi nie wychodziło, może mnie nie pociągała na początku na tym tle, po pierwszym miesiącu było lepiej ale problemy wracały i wracają). Problemy temperamentowe (ja bardziej energiczny, skupiony na pracy, pragmatyczny, trochę jej przeciwieństwo, logiczny, nie-romantyczny, porywczy a ona chicha, spokojna, odcięta trochę od znajomości, wstydliwa, wymagająca częstej uwagi, różnice zaczęły wychodzić). Wszystko takie skomplikowane się wydaje. To co jednak sprawiło ze przeszliśmy razem tak wiele to chyba pierwsze w życiu poczucie ze jestem dla kogoś chyba ważny. Że w końcu mimo wszystko związek się układa. Wcześniejsze relacje trochę mnie zniszczyły, bylem bardziej romantyczny, czułem więcej. Teraz z moją troszczymy się o siebie mimo wszystko - jak miała problemy zdrowotne w listopadzie to wspierałem ja, jeździłem z nią po szpitalach, byłem z nią. I mimo ze już wtedy miałem problemy z odpowiedzeniem sobie na pytanie "czy ja coś do niej czuje", rozsadek podpowiadał mi że musze jej pomóc, ale nie kierowałem się sercem, lecz po prostu głową, bo wiedziałem że tak trzeba. I w tym chyba jest problem, czasami chyba chciałbym poczuć że kieruje się sercem czego od jakiegoś czasu nie potrafię odczuć. Przez wiele razem przeszliśmy. Sam teraz zresztą do końca nie wiem co robić, wydaje mi się ze perspektywa w której wszyscy żyjemy, a która dotyczy pandemii skłania mnie do rozważnych decyzji a nie pochopnych. Wszyscy raczej myślimy teraz o tym by żyć z kimś by w tych ciężkich czasach nie odlecieć w samotności. Pomimo tego ze jakos nie widze w tym związku dużych wad, ja po prostu nic nie czuje. Brakuje mi w tej relacji energii i jestem z tego powodu rozdarty. Rozmawiałem już z moja o problemach, sama je widzi ze cos ze mną jest nie tak, proponuje mi psychologa ale również twierdzi ze mi to przejdzie. Ostatnie nasze spotkania kończą się częstymi poważnymi rozmowami które mnie meczą, brak cieszenia się z bycia razem tylko ciągle myślenie co dalej. Do tego pojawiające się różnice dotyczące przyszłego życia i rodziny - ja się nie spieszę, a ona już o tym myśli. Kiedyś mówiła gdy mieliśmy kryzys "po co mamy rezygnować z siebie? chcesz nadal szukać i poznawać nowe dziewczyny zaczynając wszystko od nowa?". Wtedy mnie tym tekstem kupiła, teraz uświadamiam sobie że był trochę podcięciem moich skrzydeł. Nie mogę się przyczepić do niej, jest mądra, inteligentna ale mimo to czuje w nim jakiś brak, nie wiem do końca czego. Wcześniej wspominałem ze brakuje energii w relacji, bo sama partnerka jest bardzo cicha, spokojna i o ile kiedyś to było dla mnie to, tak teraz wkrada sie monotonia, nuda. Partnerka często się użala, czasami trzeba ja usilnie pocieszać, często wspierać, bo emocjonalnie bywa słaba. Odcina się od ludzi, typ samotniczki. Brakuje mi po prostu energii, normalnego życia bez zaglądania daleko w przyszłość, a ze mieliśmy już o tym rozmowy jakie są nasze oczekiwania nie sposób mi jakoś przestać o tym myśleć zawsze gdy z nią jestem. Dla przykładu, gdzieś po paru miesiącach naszej relacji rozmawialiśmy o rodzinie, tak na spontanie. Ja mówiłem wprost ze nie czuje się na to gotowy i póki co nie chce, jestem młody, nie chce się pakować w takie cos minimum do 32 roku życia, kto wie, może do 30. Ona mówiła ze ma podobne, ale byłoby fajnie przed 30 tka już "cos mieć". Później jej zdanie zaczęło się zmieniać tak jakby na moja korzyść, ale z kolei jej działania i zachowanie pokazywało ze myśli inaczej - gdziekolwiek nie szliśmy wypatrywał na dzieci. Gdy szliśmy do Ikei po coś patrzyła na małe pokoiki dla dzieci. A gdy jeszcze nie mieszkaliśmy razem i szukałem nowego mieszkania na wynajem, ona napierała by brać większe żeby ona mogła się wprowadzić i zamieszkać ze mną nawet nie rozmawiając o tym wcześniej ze mną czy jesteśmy już na to gotowi (znaliśmy się wtedy 6-8 miesięcy dopiero, gdzie w skali życia to bardzo bardzo mało). Wiem ze trochę się rozpisałem. Po prostu nie wiem co robić wiec opisałem wszystko co siedzi mi w głowie. Brakuje mi energii, ciężko mi się żyje z kimś kto nie zna swojej wartości, ktoś kogo trzeba pocieszać i zmuszać do podejmowania nowych inicjatywy bo ta w siebie nie wierzy. Na domiar złego w styczniu poznałem koleżankę będąc u kumpla na parapetówce która z charakteru jest zabawna, silna, trochę bardziej ekstrawertyczna i pewna siebie. Cechy wręcz bardzo pożądane. I wtedy włącza się powiedzenie "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma".
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.