Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

xyz22

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

xyz22's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Witam, właściwie trafiłam tu przypadkiem i nie wiem czy napisanie tutaj czegokolwiek mi pomoże, choć może "wylanie" żali trochę mnie ukoi. Mam 22 lata. Od prawie roku jestem w związku z 24-letnim chłopakiem. Moje dotychczasowe związki były trudne, pełne kłótni,nieporozumień. Można by rzec, że relacje damsko-męskie zawsze były ciężkie, na pewno mam problem z rozmową. Ostatni związek zakończył się zdradą ze strony partnera co wywołało we mnie depresję, rezygnację, masa złych, dobijających myśli. Po ponad roku udalo mi się uporać ze spotkaną mnie krzywdą. W między czasie poznałam chłopaka w którym się zakochałam, spotykaliśmy się pół roku, były zbliżenia, relacja przyjacielska-myślałam, że będzie z tego jakaś głębsza relacja, związek. Jednak po wyjawieniu swoich uczuć nie spotkałam się z odwzajemnieniem i znajomość się zakończyła. Niedługo potem poznałam obecnego chłopaka. Od początku podchodziłam do niego z dystansem, nie chciałam robić mu nadziei, chciałam odpocząć od związków i angażowania się, bałam się wykorzystania-byłam zrażona po poprzednim "przyjacielu". Jednak obecny chłopak, nazwijmy go "X" był zupełnie inny. Do niczego mnie nie nakłaniał, spotykaliśmy się, spędzaliśmy milo czas, wszystko na luzie. Jednak po jakimś czasie X chciał jakiejś decyzji z mojej strony, czy to idzie w kierunku przyjaźni, czy chce czegoś więcej, miałam się określić-on chciał czegoś więcej, związku, wyznał mi że mnie kocha. Byłam sceptycznie nastawiona, nie chciałam "pakować" się w związek nie będąc pewna swych uczuć-na tamten moment go lubiłam. W przeciągu 3 miesięcy relacja się rozwinęła, byłam szczęśliwa, miałam wrażenie, ze "złapałam Pana Boga za nogi". Był moim ideałem. Każe z nas ma za sobą jakieś niemiłe rzeczy w związku z partnerami, oboje jesteśmy "podziurawieni" przez zadane kiedyś rany. A teraz ranimy siebie. Wcześniej kłótnie były "lżejsze" krótsze, szybko się godziliśmy. Teraz od prawie miesiąca kłócimy się codziennie, oboje jesteśmy uparci, stoimy przy swoim. Ja najczęściej albo wpadam w szał, albo milczę, takie moje sposoby...nie umiem inaczej. X prowokuje mnie swoją bujną wyobraźnią, ja powiem A a on resztę alfabetu... jedyną rzecz jaką wiem u siebie na 100% to to, że nienawidzę kiedy ktoś mi coś wmawia, mówi za mnie, prowokuje mnie spekulując, a X właśnie tak robi przy każdej kłótni. Ostatnio tak mnie wyprowadził z równowagi, że roztrzaskałam laptopa na podłodze, przestaje panować nad emocjami totalnie. Boję się, ze popadnę w jakąś nerwicę a on jak gdyby nigdy nic będzie dalej mnie prowokował i wmawiał mi coś-z reguły że coś miało miejsce jak nie miało-w nic mi już nie wierzy. U obojga nas występuje straszna zazdrość o siebie. Ta relacja staje się bardzo skomplikowana, z każdą kłótnią oddalamy się od siebie coraz bardziej, czuję to...Gdy jesteśmy pogodzeni jest cudownie, gdy się kłócimy z każdego wychodzi inne oblicze. Nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić. Między nami jest teraz tylko mur, gniew, X chciał załagodzić sytuację ale mnie już męczy takie godzenie na chwilę i udawanie jakby się nic nie stało, aż do następnej kłótni przy której znów wracamy do wcześniejszych "brudów". Zastanawiam się nad rozstaniem, nie chodzi o wypalenie uczucia ale bezsilność i brak porozumienia. Były rozmowy o dzieciach, ślubie kiedyś ale ja nie wyobrażam sobie tak żyć. W takiej huśtawce niepewnej jutra. Proszę o jakąś pomoc..cokolwiek..
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.