Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

herka

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

herka's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Posiadam problem natury... hipochondrycznej? Po operacji wyrostka panikowałam, że zaczęły robić mi się zakrzepy. Dość często najdrobniejsze dolegliwości odbieram jako coś ultra poważnego. Nie dziele się tym z lekarzem, ale potrafię nocami nie spać i płakać, bo w moim mniemaniu jestem bliska udaru mózgu. Problem również doskwiera przy najzwyklejszej czynności jaką jest spożywanie pokarmu. Zwykłe jedzenie. Coraz częściej od 6-8 miesięcy mam uczucie „stojącego” czegoś w gardle. Boje się jeść, a gdy już jem(co nigdy się nie dzieje gdy jestem sama w domu, wole głodować) dokładnie przeżuwam każdy kęs, bo z tylu głowy mam, że się zadlawie.
  2. Postanowiłam napisać ten post, bo łzy wylewane od kilku godzin sprawiają, że sama nie mogę obiektywnie spojrzeć na sytuację, w której totalnie się zgubiłam. Na początku chciałabym poprosić o wyzbycie się wszelkich osądów, opinii oraz uprzedzeń aż do przeczytania posta w całości. To nie będzie łatwe ani dla mnie, ani dla was. Wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno. Jestem osobą emocjonalną, a co za tym idzie również wybuchową. To w połączeniu ze skłonnościami do paranoi i wyolbrzymiania wszystkiego co się dzieje stanowi dla mnie niezbyt duże pole do popisu w temacie relacji międzyludzkich. Ale takową nawiązałam, relacje. Nie miała jednak szans się rozwinąć, bo moje popierdolone alter ego postanowiło potraktować ów osobę jak gowno, by koniec końców ją odprawić. Tak to wyglądało. Dodam, że wszystko dzieje się w strefie internetu. Wykorzystałam fakt, że to tylko internet i powstała zupełnie nowa tożsamość. Bez większych celów. Służyła mi jako podpora, dowód, że mogę być lepsza, przedostawania się do miejsc, w które prawdziwa ja nie miała dostępu i wreszcie próbie nawiązania jakiejkolwiek relacji, która by nie spłonęła (oczywiście podpalona przeze mnie). Zgadza się. Udawałam kogoś kim nie jestem, ukradłam komuś tożsamość i twarz. To jest okropne, ja o tym wiem, ale jako ta druga ja miałam okazje poznać fantastycznego chłopaka. Co ciekawe to ten sam, co z wątku wyżej. I tym razem było indziej. Zgrzyty jak najbardziej między nami istniały, ale były zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, cała reszta była wspaniała. Każda minuta, każdy dzień, wszystko było po prostu idealne, on taki był. Przysięgam, że jest cholernym aniołem. Zakochał się we mnie, dacie wiarę? Naprawdę to zrobił. Ja też nie wychodzę ze zdziwienia, ale się zakochał. I ja... ja też poczułam coś więcej. Choć nawet tego nie planowałam. Dzień za dniem zaczynaliśmy i kończyliśmy razem, a ja jednocześnie byłam najszczęśliwsza i najsmutniejsza na świecie, wiedząc, że wszystko co mówi do mnie i o mnie, tak naprawdę nie mówi z myślą o mnie. Chciałam mu wyznać prawdę, zaczęłam nawet układać sobie słowa i mysli w głowie i gdy już byłam gotowa stawić czoła temu, co zrobiłam zawsze mi coś przeszkadzało. Co jakiś czas w wiadomości z wyznaniem prawdy dodawałam jakiś wątek i wyjaśnienie, aż ta wiadomość zaczęła być dłuższa niż największy z oceanów. Prawda w końcu wyszła na jaw, nie ode mnie. Wyręczylo mnie kilka innych osób, które oboje znamy, jedyne co mogłam zrobić to pozwolić mu również poznać moja wersje i wówczas podzieliłam się powstałą wiadomością. I wiecie co? Zrozumiał to i chciał dać NAM szanse. W końcu prawdziwym nas, ale... No właśnie, ale. Osoby które postanowiły mnie ubiec w powiedzeniu mu prawdy zaczęły zachowywać się jak zwierzęta. Obrażać mnie, wyśmiewać, upokarzać, powstało ze tak powiem koło wzajemnej nienawiści mnie, składające się z kilkunastu osób, które nawet nie chciały poznać mojej wersji, ani zwyczajnie porozmawiać, zaczęli po prostu zrównywać mnie z ziemia. I poniekąd mieli racje. Jestem bezwartościowym gownem, które nie zasługuje na... na nic. A już na pewno nie na niego. Wracając do niego. Moje paranoje znów wzięły nade mną górę. On mi wybacza, a co robię ja? Awanturę, że jest przeciwko mnie, że pewnie naśmiewa się wraz z nimi. Nie wiem jak wyglada prawda, ale nie potrafię wyrzucić z głowy obrazu gdy rzeczywiście właśnie tak się dzieje. Choć zapewniał mnie ze nie, ja jednak nie dawałam za wygrana, aż... Aż się wykończył. Psychicznie. Wiem, że najrozsądniejszym posunięciem byłoby pozwolić umrzeć tej relacji na tym, a nie innym etapie, ale ja nie chce, by był to koniec. Za niecałe dwa tygodnie mieliśmy się spotkać, chce by to miało miejsce. Chce poczuć jego zapach i ramiona zakleszczajace się wokół mojego ciała. Każdy komunikator z fałszywa tożsamością został unicestwiony poza jednym. Kontem na discordzie, gdzie oczekuje jego reakcji na ostatnią wiadomość, w której definitywnie stawia na mnie krzyżyk, albo pozwala mi wciąż być częścią jego życia. Mój problem brzmi następująco. Jak poradzić sobie z natrętnymi myślami i wizjami, że działa przeciwko mnie, jeśli zdoła mi wybaczyć (już drugi raz) i przy mnie zostanie? Albo jeśli dojdzie do najczarniejszego ze scenariuszy i zdecyduje, że chce spokoju (co w całości uszanuje - umówmy się), jak mam zacząć wrócić do normalności bez niego? Do funkcjonowania bez niego? Ja dosłownie spać nie mogę, gdy jesteśmy skłóceni, a teraz to już w ogóle. Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę się skupić, jedyne na co mnie stać to płacz i ciagle niekończące się mysli, które mnie dobijają. Mimo okropnego zachowania, zaręczam - nie jestem potworem, jestem zagubiona. Może ta jedna rzecz nie przeświadczy o mnie i mimo wszystko zdołam nakłonić was do zabrania głosu, może minimalnej pomocy, albo otworzenia mi oczu. To mnie przerosło... W trakcie pisania tego monologu dostałam wyczekiwana odpowiedz od niego. Była bogata w słowa, jednak ja ograniczę się jedynie do dwóch - poddał się. Jestem wrakiem. Pieprzonym wrakiem. Potrafię już myśleć tylko o tym. Muszę dodać, że choć post jest pisany w konkretnej sprawie, to problemy takie jak wahania nastroju, paranoja, natrętne myśli, niska samoocena i skłonności sadystyczne (potrafię wykorzystywać coś przeciwko komuś, zadawać rany w „obronie”) towarzyszą mi od lat. Nie mam zamiaru sama siebie diagnozować, lekarzem nie jestem, jednak z roku na rok jest coraz gorzej, ja jestem coraz gorsza i moje samopoczucie jest coraz gorsze. Jeśli nie istnieje na to wszystko wyjaśnienie w postaci problemów na podłożu psychicznym to... jak mam żyć z tym, że jestem okropnym człowiekiem? Nie znam nikogo bardziej toksycznego od siebie. Chciałabym przez chwile mieć spokój we własnej głowie i nie musieć brzydzić się swojego charakteru, czynów i zachowań. Nie wiem czemu to wszystko, co ma miejsce tak naprawdę ma miejsce. Nie wiem co jest ze mną nie tak.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.