Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Tomek12345

Użytkownik
  • Zawartość

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Tomek12345

  1. Nie ma lepszej drogi w takich problemach niż specjalista. Moim zdaniem, ale chyba sam zdajesz sobie z tego sprawę, masz skłonności autodestrukcyjne w relacjach interpersonalnych. Zacząłeś od tych pomówień - zastanów się, co Cię tak wtedy ubodło? Bo jeśli (tak jak rozumiem) od tamtego momentu zauważasz zmianę swojego zachowania, może warto wrócić do tego momentu i zastanowić się czym mogła być podyktowana Twoja zmiana. Dostrzegam tutaj schemat przeskakiwania od niskiej samooceny wynikającej z poczucia jak się jest postrzeganym przez innych z zawyżaniem jej, obsesyjnym tworzeniem jak najlepszej autoprezentacji. Skojarzyło mi się to, bo przez jakiś czas u mojego znajomego funkcjonował taki schemat, ale nie bierz tego za profesjonalną diagnozę, bo nie mam kompetencji do stawiania takowych. A na koniec co do książek: czytanie książek obecnie nie jest już wyznacznikiem niczego. Kocham czytać książki i bardzo mnie boli, że przez swoją chorobą często nie mogę tego robić, ale niestety lub stety, literatura coraz bardziej staje się jedną z nisz. Poza tym czytanie na siłę książek nie sprawi, że staniesz się mądrzejszy, przynajmniej takie mam obserwacje, co do ludzi, których aspiracją było przeczytać jak najwięcej książek, a nie po prostu czytanie (w tym: zwykła przyjemność lektury). I druga konstatacja: bycie wysoce inteligentnym nie przekłada się na wysokość zarobków. Możesz być znakomitym szachistą, ale nie potrafić dobić kilkunastotysięcznego dealu po kilku godzinach siedzenia z ludźmi za którymi nie przepadasz przy wódce i karpiku, z ludźmi którzy na dodatek od pewnego momentu będą Ci wrzeszczeć do ucha, albo wyśpiewywać szlagiery Bayer Fullu
  2. Pomyśl o konsultacji z psychiatrą. Poza tym terapia może wiele pomóc. Bardzo możliwe, że na Twoje obecne funkcjonowanie zaważyły relacje z rodzicami. Syndrom DDA to źródło wielu nieszczęść, póki nie zacznie się takie rzeczy przepracowywać. Permanentne poniżanie w dzieciństwie również destrukcyjnie wpływa na nasze przyszłe relacje z ludźmi. W przypadku myśli samobójczych, chęci zrobienia sobie krzywdy, dzwoń jak najszybciej po karetkę. Skoncentruj się teraz na sobie, na poprawie swojego życia, w czym mogą pomóc specjaliści. Może Ci się to wydać śmieszne, ale czasem, gdy nagle coś ściąga mnie w dół (szczególnie przy lęku napadowym jak próbuję się uspokoić), powtarzam sobie w głowie (żeby zająć czymś myśli i się pocieszyć) jak mantrę fragmenty piosenek, wierszy itd. "Czemu Ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne." Nie traktujmy tej godziny dosłownie, ale nawet cierpienie potrafi przeminąć. Kiedyś już z zaburzeniami potrafiłem być może nawet szczęśliwy, teraz znowu upadłem, ale z tygodnia na tydzień zbieram siły i skoro kiedyś potrafiło być lepiej, to mogę wierzyć, że znowu będzie lepiej. Kiedyś radziłaś sobie, teraz jest gorzej, może być lepiej. Myślę, że nie jest to wcale aż tak naiwne jak może się zdawać w pospiesznej lekturze.
  3. Przykro mi z powodu z Twojego związku. Może czegoś nie doczytałem, ale nie wiem na czym opierasz poczucie bycia okropnym człowiekiem? Na tym, że podszyłaś się pod czyjąś tożsamość w Internecie? Na tym, że uległaś ciężkim zaburzeniom? Myślę, że zdecydowanie (ale to nadal tylko moja opinia) powinnaś skontaktować się z psychiatrą i jeśli masz taką możliwość rozpocząć terapię. Objawy, które opisujesz niestety skądś kojarzę... I mogę Ci tylko powiedzieć, że potrafią ustępować po kilku, kilkunastu tygodniach przy pomocy leków. Gdy terapia się rozkręca (a na to potrzebowałem miesięcy) pozwala przepracować różne problemy, nauczyć się żyć ze swoją przeszłością, ustrzec (przynajmniej w jakimś stopniu) przed różnymi niebezpieczeństwami. Na pewno powinnaś się zastanowić, co wpływa na Twój paranoiczny obraz rzeczywistości, czego dotyczą Twoje natrętne myśli i wizje (i jakie może mieć to podłoże poza sytuacją, którą opisujesz), tak samo overthinking i Twoja wybuchowość. Warty zastanowienia jest też powód, dlaczego postanowiłaś przyjąć inną tożsamość. Zaakceptuj siebie - bez tego trudno o pracę nad sobą. Chcesz się zmienić i poprawić jakość swojego życia - potrzeba do tego sporo pracy pod okiem specjalistów, ale jest to możliwe. I mam nadzieję, że uda Ci się. Najpierw będzie jeden dobry dzień, później dwa i małymi kroczkami będziesz oddalać się od miejsca w którym teraz jesteś i które przysparza Ci wiele cierpienia.
  4. Może i ja mam podobnie z tym zawieszaniem wysoko poprzeczki - w sensie mam tak, że mało osób było mnie w stanie zainteresować, a może wystarczająco porozumieć, żebym chciał pogłębiać z nimi relację. Uważam, że wiążę się z tym wielka odpowiedzialność i nie byłby w stanie jej podołać z osobą z którą nie mam tego połączenia. Nie mówię tutaj o sytuacjach od wybuchu mojej choroby, bo wtedy sukcesywnie rozwalałem relacje z innymi ludźmi przez izolację, a spora część znajomych z którymi tak od czasu do czasu miałem kontakt, straciła mną wówczas zainteresowanie. Choć całe dorosłe życie byłem samotny, żyłem samotnie, to zacząłem się czuć samotny w momencie, gdy zapragnąłem nagle poważniejszej relacji romantycznej (całkowicie samotny nie byłem, miałem dwójkę przyjaciół, a przyjaźń traktuję bardzo poważnie, jest to dla mnie właściwie miłość platoniczna). I dużo lepiej się czułem, gdy nie miałem tego pragnienia i chciałbym wrócić do stabilnej samotności. Odkąd choruję to coraz bardziej doskwiera mi współobecnością z bliską osobą. Na pewno od myśli o tej relacji romantycznej, co dodatkowo jest podbite chorobą, nagle zacząłem odczuwać niezaspokojone pragnienie dotyku czy czułości, której przez lata unikałem. Odkąd pamiętam miałem problemy z zaufaniem, czasem ryzykowałem, gdy czułem, że warto zaangażować się w jakąś bliższą relację, co do 4/6 się pomyliłem, co do pozostałej dwójki jeszcze nie... Gdy pierwszy raz w życiu usłyszałem, że mnie ktoś kocha i to jeszcze najbliższa mi osoba - przyjaciółka w której byłem zakochany i która o tym wiedziała, postanowiła intensyfikować relację w stronę romantycznej z jedyną osobą (bez żadnej przesady) z którą tak jej relacja mogłaby mnie skrzywdzić (o czym dobrze wiedziała). Więc z mojej perspektywy lepiej nie słyszeć, że się jest kochanym niż usłyszeć to pierwszy raz od najbliższej osoby, która niecałe trzy miesiące później zrywa ze mną znajomość i zostawia z jednym z najgorszych stanów psychicznych (ostre wahania między drażliwą wersją manii a depresyjno-lękowym spięciem/ściskiem). A co do tego, że nie czujesz się dobra - myślę, że musisz pomyśleć o sobie, zaakceptować się wreszcie jaką jesteś, przestać aż taką dużą wagę zwracać na to, co sądzą o Tobie inni. Tak jak zwykle - bo u mnie się to sprawdza - polecam spróbować zapisać się na terapię, dzięki niej można przepracować wiele problemów, które mogłyby gnębić nas jeszcze przez wiele lat.
  5. Myślę, że mógłbyś podjąć leczenie psychiatryczne i psychoterapię - na forum można porozmawiać o wielu problemach i jest to przydatne, ale nie mamy kompetencji, żeby kogoś uleczyć (albo przynajmniej większość; być może są tu jacyś specjaliści, którzy chcieli by służyć pomocą w dłuższym kontakcie). Co do relacji z ludźmi - teraz jest ciężki czas do poznawania nowych osób, ale może gdy pandemia ustąpi spróbowałbyś się przełamać w tym względzie. Na przykład chodził na jakieś spotkania o tematyce, która Cię interesuje, uprawiał jakiś sport z innymi itd. Masę tego typu informacji, ogłoszeń można znaleźć w sieci. Przynajmniej mi tak doradzano: sam mam problemy z zaufaniem, odkąd zachorowałem zacząłem izolować się od ludzi, przestałem poznawać nowych. Na pewno nie pomogło mi to. I też na bazie skąpej wiedzy w tej tematyce i własnych doświadczeń (jeszcze raz podkreślę nie jestem fachowcem) mam świadomość jak życie z alkoholikami, alkoholizm w rodzinie, doświadczenie alkoholizmu bliskich w dzieciństwie, negatywnie wpływa na postrzeganie relacji międzyludzkich w późniejszym życiu. Jeśli się nie spotkałeś z terminem DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików), to koniecznie poczytaj o tym syndromie.
  6. W pełni zgadzam się z turkuciem_podjadkiem: właśnie zaczęłaś coś robić. Myślę, że mogłoby być Ci pomocne odpowiednio dobrane leki (przez psychiatrę) oraz wspomniana terapia. Niestety z NFZ-etu często trzeba długo czekać i można trafić różnie. Z moich doświadczeń, faktycznie zaczynałem notować większą poprawę w momencie kiedy znalazłem świetnego psychiatrę i z jego polecania - terapeutkę. Niestety w obydwu przypadkach najlepszych specjalistów jakich spotkałem, to prywatnie. Jeśli masz możliwość pracy, choćby na pół etatu (oczywiście jeśli będziesz czuła się na siłach), jak nie teraz, to jak skończysz się uczyć, myślę, że mogłabyś o tym pomyśleć. Teraz, jeśli nie masz na to środków, koniecznie zapisz się na konsultację z NFZ-etu: przynajmniej będziesz miała szansę dostać jakąś pomoc farmakologiczną. I jeśli nie zasugeruje tego psychiatra (mam nadzieję, że trafisz na znacznie lepszego/lepszą niż Ci z którymi miałem przyjemność), spróbuj napomknąć o chęci podjęcia terapii (jeśli będziesz miała taką chęć) w moim wypadku było to skierowanie na terapię grupową. Zdecydowanie wolę indywidualną, ale grupa też ma zalety, których nie ma ta pierwsza tzn. poczucie zrozumienia wśród innych ludzi, mających różne problemy, które chcą rozwiązać. Z mojego doświadczenia też mogę powiedzieć, że najlepiej zacząć się leczyć jak najszybciej - ja zignorowałem pogorszenie swojego stanu zdrowia aż moje leczenie psychiatryczne zaczęło się od pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Teraz wiem, że mogłem znacznie zmniejszyć szansę takiego obrotu spraw, podejmując wcześniej leczenie.
  7. Cześć, po dwóch latach choroby i ostatnim zerwaniu kontaktu z najbliższą osobą, postanowiłem przełamać się i zacząć pisać na forach. Szczerze mówiąc w tym momencie jest to sposób na rozproszenie myśli. Często czuję się ofiarą losu, od dłuższego czasu miałem nadzieję na powrót do jakiejś tam sprawności, miałem wyjątkowe dobre cztery tygodnie, ale się posypałem. Czuję, że ciąży na mnie problem dotyczący bliskości, zaufania wobec drugiej osoby. Od dzieciństwa byłem osobą nieufną: ojciec-alkoholik, który mnie bił, póki nie byłem na tyle silny, żeby mu się stawić, matka, której znęcanie psychiczne właściwie było jeszcze dla mnie gorsze, do tego późniejsze rozczarowania dotyczące kilku osób, którym próbowałem zaufać. Teraz, chyba ze względu na chorobę bardzo potrzebuję bliskich, a jednocześnie kolejne sytuacje nie pozwalają mi, żeby się to spełniło. Właściwie wystarczyłaby jedna, naprawdę bliska osoba. Z drugiej strony nie rozumiem, dlaczego nie potrafię, po przeszło dwóch latach od początku choroby, wrócić do tej zbalansowanej samotności w której udawało mi się całkiem dobrze żyć. Czy też tak mieliście, że od choroby znacznie mocniej szukaliście drugiego człowieka? Zastanawiam się czy to może należeć do specyfiki samej choroby (szukanie zrozumienia, pomocy itd.), czy raczej nasiliły mi się mocniej wcześniejsze pragnienia.
  8. Chciałbym opowiedzieć o kilku dniach, które radykalnie zmieniły moje samopoczucie po kilku tygodniach znacznej poprawy, poprawy jakiej nie miałem odkąd leczę się psychiatrycznie. Zacznę od tego, że leczę się przeszło dwa lata, zaczęło się od mojego epizodu psychotycznego i hospitalizacji. Po wyjściu ze szpitala przez długi czas byłem zamulony lekami, od tego czasu przeżyłem kilka ciężkich epizodów depresyjnych. Nie jestem w stanie podać swojej dokładnej diagnozy: w każdym razie biorę leki przeciwlękowe, przeciwdepresyjne, przeciwpsychotyczne i stabilizatory nastroju. Sprawa dotyczy mojej najbliższej osoby w ostatnich latach, a być może najbliższej w ogóle (nie było ich wiele), która wielokrotnie pomagała mi i wspierała mnie w moim leczeniu. Jest to kobieta w której zakochałem się, kilka miesięcy przed początkiem mojej choroby, chciałem rozpocząć z nią relację romantyczną, ale zostałem odrzucony. W każdym razie zostaliśmy przyjaciółmi, z czasem najbliższymi – z nią przez okres choroby miałem najczęstszy kontakt. Po wyjściu ze szpitala mając do wyboru rodziców lub dawnego przyjaciela (będę go dla czytelności oznaczał jako Y.) za współlokatora – wybrałem tego drugiego (choć dzieliły mnie z nim pewne, bardzo przykre zaszłości). Przez długi czas moja najbliższa przyjaciółka (oznaczę ją jako X.) o której pisałem powyżej nie znała go, ale w toku któryś tam odwiedzin w końcu go poznała i zaczęliśmy całkiem często wspólnie spędzać czas. Niestety ich kontakt za moimi plecami zaczął wzbudzać mój niepokój. Podzieliła nas w końcu kwestia planów jakie ma co do niego, planów, które nie wykluczają romantycznej relacji, a nawet ją sugerują. Po pierwszym ich spotkaniu sam na sam (jakieś trzy miesiące temu) w restauracji, wpadłem w stany lękowe, które trwały przez kilka dni, aż powziąłem decyzję o podcięciu sobie żył. Postanowiłem się z nią pożegnać – co być może było błędem – i przybiegła do mnie, żebym odstąpił od tego zamiaru. Druga sytuacja, która być może zakończyła naszą relację, dotyczyła właśnie jej wyznania, że zaczyna coś czuć do mojego współlokatora. Zaczęło się u mnie od stanów lękowych, przeszło to w manię – po napisaniu do niej wielu przyczyn z powodu których czuję się zraniony (o nich później) – zacząłem być do niej agresywny werbalnie jak do nikogo wcześniej, otwarcie chciałem ją skrzywdzić. Chciałem ją też skrzywdzić tym, że zacząłem się samookaleczać (przypalać papierosami), chciałem też popełnić samobójstwo tak, żeby to słyszała (zacząłem podcinać sobie żyły, skończyło się tylko na długiej szramie) – wezwała karetkę, więc do niczego nie doszło. Przez jeszcze następne półtorej dnia wypisywałem do niej paskudne esemesy. Wszystko skończyło się na rozmowie w czasie której się rozryczałem (tego dnia płakałem przez prawie cztery godziny) i na jej końcu życzyłem swojej najbliższej przyjaciółce (X.) spełnienia marzeń, w ogóle wszystkiego co najlepsze (szczerze) i właściwie w ten sposób zakończyłem jej relację. Na końcu chciałbym napisać dlaczego czuję się zraniony, mając nadzieję, że napiszecie mi, iż nie mam do tego żadnych podstaw. Moja najbliższa przyjaciółka wiedziała o mojej przeszłości, miała wgląd w moją chorobę, jest bardzo inteligentną osobą oraz posiada sporą wiedzę psychologiczną. Mimo tego zignorowała fakt jak układały się moje relacje z najbliższymi – rodzice traktowali mnie jak worek treningowy (przemoc fizyczna i psychiczna), byłem wychowany w swoim życiu przez kilkanaście różnych osób. Z tego powodu wszedłem w życie jako osoba z niską samooceną, problemami z zaufaniem i bliskością. Pogłębiło to jeszcze odrzucenie przez pierwszą dziewczynę do której coś poczułem (nazwijmy ją A.) oraz treningi z trzy lata starszymi kadetami klasy wojskowej (z inicjatywy matki, która chciała zrobić ze mnie „chłopa”). W liceum zbliżyłem się do dwóch kolegów jak do nikogo innego wcześniej, z czasem jednak zaczęli mną pogardzać (na co zdobyłem sporo empirycznych dowodów czytając ich wiadomości do siebie – co uważam oczywiście za paskudne): czułem się poniżany i pomiatany. No i oczywiście przeżyłem ogromny ból związany ze stratą najbliższych osób w moim życiu (w tym rozstaniu istotną rolę odegrało też moje, czasami agresywne, zachowanie, nie byłem niewinny). Nie pomagał temu fakt, że jeden z tych wspomnianych wyżej przyjaciół (B.) związał się pod koniec szkoły z pierwszą dziewczyną do której coś czułem (A.). Tamten czas był, przynajmniej do niedawna, moim najgorszym epizodem jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Minęło kilka lat i zakochałem się w X. (która stała się później moją najbliższą osobą), trafiłem później do szpitala (nie ukrywam, że skumulowany stres związany z kilkukrotnym odrzuceniem mógł odegrać w tym jakąś rolę), gdzie miałem paranoje związane z tym, że oni wszyscy (A., B., X., Y.) knują przeciwko mnie. Ale psychoza minęła, moja relacja z X. zaczęła rozkwitać. No i tutaj zaczyna się nowy wątek z Y., do którego przez wzgląd na przeszłość i niską samoocenę, mieszkając z nim, zacząłem się depresyjnie porównywać (no nie da się ukryć że wiedzie dobre, aktywne życie w przeciwieństwie do mnie) myślę, że to też odegrało w tym wszystkim pewną rolę. A jaka jest jej wersja? Mając świadomość wszystkiego co napisałem powyżej (wielokrotnie wracałem do tych wątków z przeszłości) -mimo tego, że w tym okropnym czasie lękowo-maniakalnym, który nas podzielił, przypominałem jej o tym wszystkim - uważa, że moim zachowaniem kierowała wyłącznie wola kontroli nad nią, że chcę ją zatrzymać dla siebie. Nie jest to prawdą – przez lata naszej znajomości spotykała się z wieloma mężczyznami, wiedziałem, że niektórzy jej się podobają i podejrzewałem, że ich relacja może przejść na ten romantyczny etap. Nigdy nie ingerowałem w jej związki ani z mężczyznami, ani z kobietami (aż do doszło do różnorakich prób związanych z jej relacją z Y.). Co więcej życzyłem jej i na głos i w duchu znalezienia właściwego partnera. Co do moich wiadomości, które były jakie były (co opisałem wcześniej), odniosła się wyłącznie do mojej agresji werbalnej, nie zahaczając w ogóle o treść problemu jaki mam z całą tą sytuacją. Na mój argument, że troska o najbliższą osobę, liczenie się z jej uczuciami jest chyba częścią najbliższej relacji, odparła, że taka odpowiedzialność wykracza poza jej pojęcie przyjaźni. Więc ostatecznie pożegnałem się nią, przepraszając za moje zachowanie w ostatnich dniach i życząc wszystkiego, co dobre (i vice versa). Niestety przez to wszystko czuję jeszcze dodatkowo, że moje życie jest farsą albo komedią pomyłek, a na pewno serią powracających przykrych okoliczności. Jeśli ktoś przeczytał moje wypociny, dotarł do tego miejsca mam kilka zagadnień, jeśli miałby ktoś ochotę się jakoś odnieść do powyższego: Czy moglibyście coś poradzić jak pozbierać się po kolejnej stracie najbliższej osoby (muzyka, film, książki nie pomagają, raz chce mi się wrzeszczeć, innym razem leżę przez wiele godzin patrząc w sufit)? Jak ćwiczyć samokontrolę jeśli chodzi o agresję (nie chcę, żeby nigdy więcej nie doszło do agresji werbalnej z mojej strony czy w ogóle jakiejkolwiek innej) i napady złości (nic z Internetu mi nie pomagało w tamtym okresie)? Proszę powiedzcie mi, że rzeczywiście jak X. przedstawia, nie ma niczego złego w tym jak postępowała i postępuje.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.