Heyka ma rację, narcyza nie zmienisz. Mi zeszło 20 lat aby odejść ale jakbym tego nie zrobiła to on by mnie do końca zniszczył. Nie miałam siły żyć, walczyć, każdy dzień był niewiadomą czego się czepii i jakie będę miała przezwisko, czy może będzie miał lepszy dzień i da mi spokój. Zanim odeszłam przeszłam psychologów, psychologów księży A nawet pierwszy rozwod, który sama zaczęłam i który sama odwołałam - cały czas wierzyłam że się zmienił, obiecywał, był u terapeuty i u księdza. Ale wtedy nie wiedziałam kim jest ON, nic nie wiedziałam o NARCYZIE. Wiem, że nie zawsze jest pora aby odejść, wiem że to proces, że póżniej sąd wymaga dowodów, że nic nie wolno robić pochopnie, wiem że wymaga to dużej cierpliwości i samozaparcia ale teraz wiem że się opłaciło. Bo jak odejdziesz za wcześnie to oskarży Cię że to opuscilas i to będzie twoja wina rozpadu małżeństwa. Bo jeśli nie będziesz mieć dowodow: smsów, nagrań to będzie twoja wina bo byłaś niegospodarna bo nie uprawialas seksu z mężem i tak dalej i tak dalej. Moje dowody były z czterech lat, z lat bardzo dla mnie trudnych bo z jeden strony maz wyganial mnie z dziećmi pod most A z drugiej strony syn który ciął się i palił używki. Moją jedyną nadzieją i ratunkiem był Bóg, gdyby nie to ..... bylaby tragedia w mojej rodzinie... Bo przy takim KIMŚ głowa nie pracuje już normalnie. Trzymam kciuki i wierzę że Ty/ Wy rownięż możecie odejść jedyny ratunek to odejść. I tak już na koniec: gdzieś przeczytalam: nie bierz udziału w bitwie z nim, bo nigdy nie wygrasz, lepiej być obojętnym i biernym i w ogóle nie wchodzić w pole bitwy.