Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Ineedurhelp

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ineedurhelp

  1. PS. chciałabym dodać, ze oboje jesteśmy z rozbitych domow. Ja nie mam kontaktu z rodzicami. On ma i w tym z ojcem alkoholikiem (wiem, ze ma duzo zalu do niego dzieciństwa, ale spedza z nim duzo czasu i nie znosi jego nowej rodziny, czesto mu pomaga)
  2. Witam. Licze na odpowiedzi i pomoc rozmową, gdyz sama sobie nie radzę. Poznalam sie z moim chłopakiem 4 lata temu. Zaprzyjaznilismy sie, bardzo dobrze sie dogadywaliśmy, uwielbialismy swoje towarzystwo, on odwiedzal mnie kilka razy w tygodniu, az zaczelismy ze soba byc. Gdy zamieszkalismy ze soba nie dogadywaliśmy sie w kwestii sprzatania. On byl bardzo uparty I jesli prosilam go 2x w miesiacu o odkurzenie mieszkania to potrafił robic z tego mega awanture. Nigdy nie wyciagnal reki pierwszy, nasze klotnie byly o pierdoly i nie godziliśmy sie dopoki ja sama nie wykonałam wszystkich obowiązków i sama nie wyciągnęłam reki na zgodę. Pewnego dnia mialam dosc i rozstalismy sie, ja z nim zerwalam. Mialam nadzieje, ze to on JAKKOLWIEK o mnie zawalczy. Ot taka tam brzydka manipulacja z mojej strony, którą i tak nie wskórałam NIC. Wrocilismy do siebie po tym jak ja wykonałam pierwszy krok. Doszliśmy do kompromisu odnosnie sprzątania- ja sama sprzatam, a on placi odrobinę wiecej rachunków. I jakoś to trwalo... ale za każdym razem przy najmniejszej różnicy zdan on od razu ze mna zrywal (czepiałam sie na przykład, ze codziennie pije drinki), nie odzywal sie do mnie tygodniami, ale jednocześnie nie chcial sie wyprowadzac, po prostu nie odzywaliśmy sie do siebie śpiąc w oddzielnych pokojach, po czym ja sie uginałam i szlam sie do niego godzic, on mnie odrzucał, ja zalewałam sie łzami, szlam do siebie i on wtedy przychodził i przepraszal. Wciaz spędzaliśmy ze sobą czas, kupiliśmy psa i uwielbiałam nasza niedzielna rutynę- kilkugodzinny spacer z psem, a potem wspolny obiad (ewentualnie jedno kapalo psa, a drugie gotowalo ;). W 2019 roku moj eks powiedzial do mnie, ze chyba ma depresje i zgodzil sie pójść do lekarza, ale temat zniknął. A potem zaczęła się pandemia- moj eks stracil dobrze dochodową pracę i byl tym bardzo sfrustrowany, przyznal, ze jest uzależniony od alkoholu (czasami sie upijał, ale z reguly pil male ilości "dla uspokojenia mysli na dobranoc"). Gdy znalazl nowa prace (duzo mniejsze zarobki) stał sie bardzo nerwowy. Awanturował sie w pracy i powiedzial do mnie, ze chce iść do lekarza, bo potrzebuje leki na uspokojenie, bo jest wiecznie wkurzony, az szef sugerował mu wzięcie wolnego. Ostatnie miesiące wyglądały tak, ze nie rozmawialiśmy ze sobą, nie współżyliśmy ze sobą. On bardzo oddalił sie ode mnie i traktował jak powietrze, ewentualnie wroga. Siedzial na słuchawkach do 2-3 w nocy, nie odzywając się. Sprzatalam, pralam i gotowałam. Codziennie robilam sniadanie i budziłam go kawa. To byl jedyny moment kiedy moglam liczyć na jakąś rozmowę. Wychodzilosmy do pracy, a wieczorem po pracy jedliśmy razem obiad, ktory przygotowałam, po czym ja sprzatalam po obiedzie, a on kładł sie z telefonem, słuchawkami I tak spedzal cale wieczory i ja wówczas miałam zakaz przeszkadzania. Były momenty, ze chcialam sie chociaz przytulić i bylam odrzucana. Az pewnego dnia zerwal ze mna mowiac, ze mnie nie kocha, nie zalezy mu i nie chce ze mną być. Wciaz mieszkaliśmy razem, wiec wyciągnęłam do niego reke. Odrzucił mnie, a potem przeprosił. Płakałam, on przepraszal, ze to nie moja wina, mowil ze sobie nie radzi z życiem (ze jakby zginal w wypadku to przynajmniej nie musialby się dluzej meczyc). Potem znowu nastał moment kiedy on znowu przez 3 dni nie wstawal z łóżka, nie myl sie... chciałam z nim porozmawiać, powiedzialam, że nie dam rady tak dluzej, wiec zerwal ze mna, nie chcial rozmawiac. Drugi raz w ciągu 6 tygodni. Wyprowadzil sie miesiac pozniej. Przez cały miesiąc nie rozmawialiśmy ze sobą... Teraz jestem tu. Minal miesiac od jego wyprowadzki, a mi jest tak źle... nie rozumiem jak mogl zostawic mnie, naszego ukochanego psa i nie walczyć? Nie chcieć sie starać? Zupełnie nic. Nie chcial ze mna rozmawiac, ani powiedzieć o co chodzi. W dniu wyprowadzki powiedzial, ze zamierzal sie oswiadczyc. Podejrzewam, że to kłamstwo. Nie dopuściłby do rozstania wówczas? Spalismy ze sobą bardzo rzadko. Mowil, ze nie ma ochoty. Pytalam czy to moja wina. Mowil, ze nie chodzi o mnie, tylko, ze w ogole nie ma ochoty, z nikim, nie tylko ze mna. A teraz ma konto na tinderze.... podczas gdy ja nie mogę se wyobrazić nawet spotkać z innym facetem.... Nie moge sobie poradzić. Nie rozumiem czemu nas zostawil.... Jakkolwiek zle to nie zabrzmi- nie mam rodziny ani rodziców, żadnego wsparcia. Jestem sama i totalnie sobie nie radze. Wciaz chcialabym by wrocil, by odezwał się do mnie, od dnia wyprowadzki ani jednej wiadomości, wiec tlumacze se, ze to na pewno nie tak, ze po prostu jest zbyt uparty by do mnie odezwać się, ze on chyba by chcial... by rozwiac watpliwosci dodam, ze nie jestesmy 15latkami.... tylko 30+ Codziennie zmuszam sie by wyjsc z domu. Jedyny dobry powod to spacer z psem. Jedyny obowiązek to praca, gdzie udaje, ze wszystko ok. Nie moge spac. Ciezko mi isc nawet do tesco, bo w okresie swiatecznym po prostu się rozpłakałam miedzy działem z mięsem i pomidorami w puszkach patrząc na szczęśliwe rodziny robiące zapasy na wspolne święta... Dziekuje jesli wytrwałeś do konca mojej historii. Będę wdzięczna jesli dostane jakas odpowiedź.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.