Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Łucja568

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Łucja568's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Cześć. Mam problem w związku, który trwa od lat. W sumie od początku związku (tylko, że o tym nie wiedziałam). Może zacznę od początku, bo aktualnie jesteśmy ze sobą 6 lat i od roku jesteśmy zaręczeni. Po jakimś roku związku przez przypadek na imprezie urodzinowej kolegi mojego chłopaka dowiedziałam się, że zażywa on narkotyki. Brzydzę się narkotykami, jest to dla mnie coś nie do zaakceptowania, oczywiście mówię o wciąganiu jakiegoś paskudztwa, marihuana jest dla mnie akceptowalna. Bardzo się tym przejęłam płakałam jak bubr i chciałam uciec stamtąd jak najszybciej, ale mi nie pozwolił. Zaczął przekonywać, że to nic złego, że to tylko tak o dla zabawy itp. W końcu dalam się przekonać by tam wrócić i poczekać, aż moja siostra nas odbierze. Temat ucichł, ale szybko wrócił okazało się, że to nie jednorazowy wybryk, tylko robił to od początku naszej znajomości i dalej robi. Nie od święta, tylko co weekend czy tam kiedy ma ochotę. Czułam się z tym okropnie, popadłam w depresję, miałam ochotę rozpaść się, zniknąć z tego świata, ale zawsze w ostatniej chwili tchurzylam. Nie miałam odwagi się zabić, dlatego zadawałam sobie ból, cięłam się, sama nie wiem czemu. Pomagało mi to uciszyć mój ból? W końcu przyszedł ten dzień, że powiedział sobie dość tego egzystowania, biorę się za siebie i jego. Postawiłam sobie za cel, że go z tego wyciągnę albo w końcu odejdę raz na zawsze. Walka trwała długo, była mega ciężka, bo jego toksyczni koledzy nie dawali za wygraną. Co udało mi się przemówić mu do rozsądku, szybko mieszali mu w głowie, że nim żądze, że chce sobie z niego zrobić pieska i że zabraniam mu się bawić. Wierzył im i szybko znowu wracał do nich. Ale coś się w końcu u wydarzylo, jakiś przełom. Dotarło do niego i postanowił, że to rzuci,że Ci jego "przyjaciele" wcale nimi nie są, bo jak nie bierze, to nie chcą z nim kontaktu. Odżyliśmy, zaczęliśmy wszystko układać, było cudownie. Jego najgorszy kolega wyjechał i było wszystko w porządku. Raz wziął coś na imprezie, ale od razu przyszedł i mi to powiedział, cieszyłam się że jest progres. W końcu od pół roku był czysty. Wziął, ale powiedział, wykazał skruchę, zrozumiałam. Minęły dwa lata i zaczęły pojawiać się sygnały, znikanie, późne wracanie, wieczne tłumaczenie się w taki sposób, że no jak możesz być zła. Kolega wrócił, odbyło się męskie wyjście i co znalazłam po powrocie do w jego torbie? Ucięty kawałek rurki od słomki z białymi kryształkami na niej. Było późno, byłam bardzo zmęczona i dodatkowo dobita tym znaleziskiem. Ale pytam go trzęsąc się cała "co to jest?". Oczywiście to nie jego, tylko tego kolego, "to czemu ty to masz?", "tak wyszło". Powiedziałam, że nie chce tego słuchać i poszłam spać. Podejrzeń coraz więcej się pojawiało, a on zawsze reagował tak samo krzykiem, że zaufania trochę i że mam mu przestać wmawiać. Jest ogólnie świetnym manipulantem, bo pięknie zawsze potrafi wszystko obrócić, tak żeby z siebie zrobić ofiarę. Postanowiłam zrobić coś paskudnego, bo widziałam, że piszę z tym kolegą, że sprawdzę mu telefon. Wiem, takich rzeczy się nie robi, to naruszenie prywatności, ale kiedy czujesz że cię oszukuje, to w desperacji robisz zle rzeczy. Więc zajrzałam, ale wiadomości były usunięte. Odczekałam parę tygodni i znów zajrzałam. I to był mój błąd. Jasno i wyraźnie pisał z kolegą o tym, że brali dzień wcześniej razem i co najlepsze, że on jeszcze po tym prowadził! Najgorsze jest to, że po tej całej walce z narkotykami, którą myślałam, że wygrałam, powiedziałam mu ze łzami w oczach "błagam cię, nie popełnij tego samego błędu, bo ja drugi raz tego nie przeżyje". Czuje się znów w rozsypce, czuję się bezsilna. Chcę mu pomóc, ale on nie pozwoli sobie pomóc, od razu reaguje agresją. Myślę o rozstaniu, chociaż bardzo bardzo go kocham. Pomimo całej tej afery z narkotykami to wspaniały facet. Kocha zwierzęta tak jak ja, zawsze był bardzo wrażliwy na krzywdę ludzi i zwierząt, chętnie pomagał. Służy mi zawsze silnym ramieniem, którego tak bardzo potrzebuje, kocha mnie i mówi to na każdym kroku, ale ja nie potrafię udawać, że jest wszystko w porządku, że tego nie widzę. Jesteśmy zaręczeni chciałabym mieć faceta, z którym spędzę resztę życia, a nie wiem czy on jest dobrym kandydatem. Czy z czasem nie będzie gorzej. Co mam zrobić jakoś nauczyć się z tym żyć? Czy odejść? Czy może postawić ultimatum i zmusić do wizyty u psychologa?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.