Jestem 63 letnią kobietą. Mieszkam sama, a moja dorosła córka osobno w tym samym mieście. Od kilku tygodni córka chodzi na spotkania - to terapia psychodynamiczna. Córka leczyła się na depresję. Teraz nie ma potrzeby brać leków, ale postanowiła ponaprawiać swoje wnętrze właśnie przez psychoterapię. Mam nadzieję, że jej się to uda. Okazało się szybko że ma mnóstwo zarzutów do mnie donośnie mojego zachowania wobec niej w dzieciństwie , że ją krzywdziłam tymi zachowaniami i nadal krzywdzę. Zależy mi żeby nie przeszkodzić jej niczym w tej terapii, a relacje między nami są teraz ...żadne. Albo jest cisza, nie rozmawiamy , albo jak jest rozmowa- to jest to ze strony córki udowadnianie słuszności pretensji, albo szukanie usprawiedliwień dla mnie w książkach psychologicznych, albo twierdzenia , że jednak szkoda dla mnie czasu, bo nie umiem okazywać emocji a ona już umie... Jestem oszczędna w słowach reagując na ten zrzut różnych pretensji, nie usprawiedliwiam się, ale nawet gdy mówię że ją kocham po prostu i cieszę się że pomaga sobie - w odpowiedzi dostaję kolejne gorzkie słowa. Tak więc ani cisza między nami nic dobrego nie wnosi ani rozmowa. Proszę mi podpowiedzieć - co robić a czego nie robić aby jej nie zaszkodzić w tej terapii i aby naszych relacji jeszcze bardziej nie pogarszać?- rozmawiać czy przestać rozmawiać i dać czas..? Czy może jest jakieś inne wyjście?