Jestem 35-letnią mężatką, matką trzylatka z zaburzeniami rozwojowymi (najprawdopodobniej autyzm, jesteśmy w trakcie diagnozowania). Nie pracuję.
Mam wrażenie, że moje problemy zaczęły się od porodu. Nie chciałam jeść, wielokrotnie budziłam się w nocy i przestraszona sprawdzałam czy dziecko żyje, oddycha. Bałam się, że coś mu się stanie. To trwało kilka miesięcy, gdyby nie wsparcie męża byłoby gorzej. Wydawało mi się, że zaczęłam odzyskiwać kontrolę nad emocjami i myślami. Niedługo po pierwszych urodzinach syna zauważyłam, że jego zachowanie się zmieniło, nie mówił, unikał kontaktu wzrokowego czego wcześniej nie robił. Pediatra bagatelizował objawy zaburzeń. Po zmianie lekarza zaczęła się nasza szarpanina, by dowiedzieć się co jest naszemu dziecku i by znaleźć pomoc. Trwa to do dzisiaj.
Zdarzają się tygodnie bezsenności, niepohamowanych wybuchów płaczu, braku sił i chęci by zrobić cokolwiek. Oczywiście, robię, bo samo się nie zrobi, nie upierze, nie posprząta, dziecko samo się sobą nie zajmie. Nie chcę wychodzić z domu, szukam powodów by na spacer z dzieckiem wyszedł mąż. Jak mogę to unikam spotkań z rodziną. Czuję się bezradna i bezsilna, nic nie warta bo nie potrafię pomóc własnemu dziecku ani sobie samej. Obwiniam się o chorobę syna, że coś zaniedbałam, nie wiem tylko co, zadręczam się. Rzadko wpadam w gniew, ale to i tak częściej niż kiedyś. Nie mam myśli samobójczych, ale bywały chwile gdy śmierć jawiła mi się jako koniec problemów, że gdybym umarła to wreszcie by się to skończyło.
Gdy nie mogę zasnąć biorę ziołowe leki lub piję melisę, niewiele to pomaga. Zmuszam się by wstać z łóżka, staram się trzymać ze względu na męża i dziecko, syn przecież nie zrozumie, dlaczego mama znowu płacze. Próbuję kontynuować swoje hobby, czytam dla przyjemności, ale coraz częściej jest tak, że gdy mam okazję i czas to po prostu siedzę i nic nie robię, patrzę na ściany, albo tkwię z nosem w telefonie.
Bardzo trudno było mi pogodzić się z faktem, że dzieje się ze mną coś, z czym nie mogę sobie poradzić, a czego zupełnie nie rozumiem. Co to może być? Jak mam z tym walczyć?
Pozdrawiam