Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

martineee

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez martineee

  1. Witam Generalnie nawet nie wiem od czego zacząć i czuję, że to będzie bardzo długi tekst, za co z góry przepraszam. Może zacznę od tego, że od jakiegoś czasu czuję, że muszę iść do psychologa, tylko się strasznie boję. Boję się, że ta druga osoba mnie nie zrozumie, czy powie coś w stylu "Nic Ci nie jest, wyolbrzymiasz wszystko" (co niejednokrotnie usłyszałam od kogoś, komu chciałam się zwierzyć albo nie usłyszałam nic) albo postawi diagnozę, przez którą nie będę mogła pracować w zawodzie. Tak naprawdę do końca nikomu nie powiedziałam, co leży mi na sercu od długiego już czasu. Tak więc. Mam 22 lata, jestem terapeutką zajęciową, pracuję z osobami niepełnosprawnymi, których uwielbiam. A co do moich "dziwnychrzeczyktóresiedząmiwgłowie", to wydaje mi się, że wszystko zaczęło się już w dzieciństwie. Kiedy miałam 6 lat, mój najukochańszy na świecie tata wyjechał za granicę. Pamiętam to, jakby było wczoraj, kiedy mama i tata mówili nam (mam 2 starsze siostry), że tata wyjeżdża i nie będzie go przez jakiś czas. Wpadłam w histerię, szarpałam tatę za ubrania, żeby tylko nie wychodził z domu. I tak było za każdym razem, kiedy tata przyjeżdżał na weekend i znów miał jechać. Kiedy trochę podrosłam i poszłam do szkoły podstawowej moja "histeria" ucichła, ale kiedy tylko tata przyjeżdżał nie odstępowałam go na krok, do czasu. Zaczęłam dorastać, ważniejsze były spotkania z koleżankami itd. i jakoś tak leciało. Pochodzę z małej wsi i tutaj też chodziłam do podstawówki, a w klasie było nas zaledwie 10, więc trzymaliśmy się całą klasą. Nikt nikogo nie obrażał, każdy za każdym zawsze stawał w razie jakichkolwiek problemów. No i przyszło gimnazjum. Nie wiedziałam, jak jest w innych szkołach, bo cały czas miałam wyobrażenie, że w każdej tak jest, że każdy z każdym jest na równi. Do gimnazjum (do innej placówki) szłam więc z ogromną przyjemnością. I znowu, do czasu. Moi rówieśnicy i starsi zaczęli się ze mnie śmiać. Nigdy nie byłam szczupła, ale nikt nigdy ze mnie nie drwił z tego powodu. Byłam wyśmiewana, że jestem gruba, że mam wysokie czoło, że taka, siaka... Na moje wysokie czoło jakoś poradziłam ścinając grzywkę i myślałam, że w końcu będzie dobrze, że przynajmniej z tego nie będą się śmiać. Taaak... Z grzywki też się śmiali. Żeby było mało, zaczęłam zajadać stres. W efekcie przytyłam ok. 25 kg. Zaczęłam wagarować, bo nie chciałam tam chodzić, ale nikomu o tym nie mówiłam co się dzieje. Wagary, papierosy... To tylko miał być chwilowy "bunt". Z 5-owej uczennicy stałam się uczennicą najwyżej 3-ową, groziło mi zostanie w 3 klasie gimnazjum, ale jakoś z tego wybrnęłam. Szczęśliwa, że kończę tę szkołę, obiecałam sobie, że pójdę do liceum, gdzie żaden z moich rówieśników z gimnazjum nie idzie. I tak też zrobiłam. Miałam nadzieję, że będzie w końcu dobrze, ale nie było. Miałam 16 lat, kiedy poznałam swoją "pierwszą miłość". Chłopak był 3 lata starszy ode mnie. Pół roku później już nie byliśmy razem, bo będąc jeszcze ze mną zaczął flirtować z koleżanką z mojej klasy. I to, co robiłam jej przez tą sytuację, jest niewybaczalne i nigdy sobie tego nie wybaczę. Zaczęłam ją gnębić aż do tego stopnia, że w 2 klasie liceum nie dostała promocji do następnej klasy i rzuciła szkołę, a ja żyłam dalej. Poznałam drugiego chłopaka i tak jakoś to było. Po mojej maturze pojechaliśmy za granicę, nie zważając na słowa innych, że coś z nim (moim chłopakiem) jest nie tak, że prawdopodobnie coś zażywa. Któregoś dnia poszliśmy na imprezę (w Niemczech). D. upił się tak, że musiałam go wlec do mieszkania. W połowie drogi zaczął mnie szarpać, wyzywać i podduszać. Byłam w szoku, nie wiedziałam co mam robić. Nie poruszaliśmy tego tematu więcej. Ale szarpaniny zaczęły się powtarzać. Miał zaledwie 21 lat i już wtedy był uzależniony od alkoholu. Za każdym razem jego picie kończyło się wyzywaniem mnie, szarpaniem. Potem już nawet nie było to szarpanie tylko bicie pięścią gdzie tylko się dało, najczęściej po głowie i brzuchu. Moja samoocena spadła na dno, a ja razem z nią. Wróciliśmy do Polski i dopiero wtedy zauważyłam, że jest uzależniony od amfetaminy (brak narkotyków nadrabiał alkoholem). Ja miałam 20 lat, od 22. Do tej pory nie wiem dlaczego nie skończyłam tego raz na zawsze. W kwietniu 2018r. jak zwykle byłam w pracy (pracowałam wtedy w sklepie), gdy nagle zaczęła dzwonić moja najstarsza siostra. Kiedy odebrałam powiedziała jedynie "Zwolnij się z pracy i przyjedź szybko do domu", więc tak zrobiłam. Kiedy weszłam do naszego mieszkania zauważyłam moją ciocię całą we łzach, moją najstarszą siostrę bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy i drugą siostrę siedzącą na kanapie z twarzą schowaną w dłoniach i kołyszącą się w przód i w tył. I gdzieś pośrodku pokoju jakieś 2 obce kobiety. Najpierw zapytałam gdzie jest mama, usłyszałam, że w kuchni. Kolejne pytanie jakie zadałam to co się stało, a wtedy moja najstarsza siostra powiedziała "Tata nie żyje, powiesił się 2 dni temu w Monachium". I od tamtego momentu nie pamiętam 3 miesięcy, nie wiem co się działo. Nie pamiętam. Potem zaczęłam jakoś funkcjonować, poszłam do szkoły policealnej uczyć się jako terapeuta zajęciowy (traktowałam to bardziej jako terapię dla siebie samej). W wieku 21 lat (nadal byłam z D.) postawiłam mu warunek, że albo idzie na odwyk albo koniec z nami. Poszedł (wielki skrót), ale dalej ma głody. A ja nie wiem co mam robić. Niby jest dobrze, nigdy tak nie było w tym związku tak dobrze, ale dalej mam mu za złe, jak mnie traktował przez ostatnie 3 lata. Nie umiem mu tego wybaczyć. Poza tym mam straszną fobię przed mówieniem publicznie, przed podjęciem nowej pracy, a każda błahostka w zakładzie pracy wzbudza we mnie strach, lęk (czasami wręcz się trzęsę ze strachu, nawet nie wiem przed czym) i chęć natychmiastowej zmiany pracy. Mam straszne zachwiania nastrojów, jestem impulsywna. Nie umiem gospodarować pieniędzmi, trwonie je na prawo i lewo i po 3 dniach od wypłaty nie mam nic. Jem kompulsywnie, zwłaszcza fastfoody i słodycze, śmiem twierdzić, że jestem uzależniona od słodyczy. Nie wiem co mam robić. Czasem mam myśli, że lepiej byłoby gdyby mnie tutaj nie było. Obwiniam się za śmierć taty, a czasami obwiniam moją mamę. Mamy straszny kontakt. Denerwuje mnie. Nie żywię do niej żadnych innych uczuć, tylko czuję zdenerwowanie, kiedy jest. Kiedy się do mnie odzywa, kiedy cokolwiek robi. Mam napady gniewu, złości, ale też lęku, strachu, obawy, jakieś takie stany depresyjne. To wszystko łączy się w książkowe przykłady zaburzeń emocjonalnych, ale chciałabym przeczytać, co ma do powiedzenia na ten temat specjalista i czy ja, jako terapeutka, mogę pracować w zawodzie, mając takie zachwiania? Dodam tylko, że w pracy nikt o mnie nic nie wie, bo tak naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, bo po co. Z ekstrawertyczki stałam się straszną introwertyczką, trzymającą wszystko w sobie, z powodu lęku, że ktoś mnie wyśmieje za moje "wywody". Bardzo przepraszam, że taki długi tekst, ale chciałam jak najwięcej rzeczy ująć, choć i tak nie ujęłam ich wszystkich. Pozdrawiam serdecznie, Czekam na odpowiedź, za którą już z góry serdecznie dziękuję.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.