Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Samotna90

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Samotna90

  1. Kochani.. Jestem tu nowa.. Ale potrzebuję pomocy... Sytuacja dotyczy relacji ja:mąż:jego rodzice... Problemy zaczęły się po śmierci mojej mamy, czyli 9 miesięcy po ślubie.. Tydzień po pogrzebie już były docinki, że matka jest tylko jedna.. Że moja mnie nic nie nauczyła, bo sama nic nie umiała... Izolowałam się wtedy od ludzi.. Tak przeżywałam żałobę... Mąż próbował rozmawiać z rodzicami ale nie wychodziło.. Takie przeżywanie żałoby było nie do zaakceptowania i nie do przyjęcia... W końcu postawiłam sprawę jasno, albo ja i rodzina na swoim, albo on zostaje z rodzicami a ja zwijam manatki.. Zaczęliśmy budowę.. Kilka km od teściów.. 300 od jakiejkolwiek mojej rodziny... Też był zawsze problem... Bo wszystko było źle.. Potem okazało się, że mamy problem z potomstwem.. Byłam już na cenzurowanym na całego, bo wina leżała po mojej stronie, zdaniem teściów.. U nich nikt problemu nie miał (co okazało się nieprawdą, bo córka była kierowana na in vitro i udało im się przy ostatniej wizycie przed skierowaniem do kliniki. Szczęśliwie urodzili synka).. Po kilku latach leczenia dietą i lekami udało się i nam i zaszliśmy w ciążę... I tu też zaczęły się problemy... Ciąża zbiegła się z przeprowadzką... Nikt nie kiwnął palcem, żeby pomóc mi z jakimkolwiek pakowaniem.. Tylko cały czas wyśmiewali mnie i drwili.. No i okazało się, że mam cukrzycę ciążową, co też było nie do przyjęcia i zaakceptowania.. Odnosi się do ciąży (obecnie trzeci trymestr) opisana poniżej sytuacja... To opis sytuacji z wczoraj i odwołania do innych, poprzednich ekscesów .. Zaczęło się oczywiście od wyjazdu do teściów. Nie chciałam jechać w ogóle, bo byłam zmęczona.. No ale mąż powtarzał, że tylko na chwilę... to ok.. Jak tylko po mleko dla psa to się poświęcę... Pytałam czy brać sobie coś do jedzenia i glukometr (od początku naszego leczenia a potem ciąży gotowałam sama dla siebie, bo męża przekonali, żeby na tej diecie nie był, bo jest po****). Mąż odpowiedział, że nie, bo nie będziemy długo siedzieć. Tylko jakieś wkręty odda i weźmie mleko i wracamy... Bo jeszcze zakupy spożywcze i jeszcze zakupy dla synia przez internet... Pojechaliśmy. Teściowa oczywiście okazała 0 zainteresowania ciążą, mną i wnukiem pod serduszkiem. Tylko, że ten synek siostry mężaê to, tamto i sramto.. że wstał, że szczepiony, że ząbek wyszedł, że marudny itp. Jak powiedziałam przy niej i przy babci, że położna ich syna pochwaliła przy nauce kąpania i przewijania, to było, że jakby mógł to by poszedł za mnie urodzić... Tekst przy mężu. 0 jego reakcji... Potem mąż powiedział, że będziemy się zbierać, bo jeszcze mamy mięso piec na wędlinę. I pytanie, dlaczego codziennie nie przyjeżdżamy. On, że w domu musi mi nie raz pomóc w sprzątaniu czy w ogarnianiu.. I że dlatego nie przyjeżdżamy codziennie... To też jakieś kiwanie głową tylko... że on to tyle musi w domu robić... Teściowa ze szwagierką nagle, że będą bindladenki robić (ciasto francuskie, czyli coś czego mi nie wolno, bo mam cukrzycę ciążową, o której wszyscy wiedzą, z farszem z warzyw i zwykle ketchupem, czyli czymś czego mi nie wolno też) tylko ktoś musi im pomóc kroić albo się dzieckiem zająć, bo nie dadzą rady... Powiedziałam, że ja odpadam, bo jestem zmęczona (wysprzątałam cały dom, bo mieliśmy mieć gościa na obiedzie, umyłam łazienkę, zajmowałam się psem, ugotowałam, poprasowałam i poskładałam ubranka, ale tym się nie chwaliłam. Mąż wiedział co robiłam). A małym się nie zajmę ani ja ani mąż, bo nie wolno nam dźwigać. To on się zaoferował, że będzie kroił (ok, lubi te bindladenki, niech zje.. Poświęcę się). Małym teść się nim zajmował.. Oczywiście cały czas mały to, tamto i sramto... 0 zainteresowania moim skarbem pod serduszkiem, lekarzem, wynikami.. A wyniki coraz gorsze... ja tylko się naschylałam i zabawki podnosiłam, bo teść nie mógł z dzieckiem na kolanach, a jak nikt nie podniósł to nasz piesek zabierał i pretensje były... W końcu skończyło się "1 z 10" i wyszłam do drugiego pokoju.. W momencie kiedy teść mówił "Zobacz ciociu, jak pięknie mały uczesany z falą na włosach". Obraza na całego... Zjadłam 2 mandarynki i kawałek czekolady gorzkiej, którą to sobie wcześniej zostawiłam na czarną godzinę. Właśnie tego typu. I się położyłam... W kuchni trwały debaty o prezentach świątecznych... Nie szłam, ale wszystko słyszałam... Mąż przyszedł, opowiedział mi wszystko, dogadaliśmy sprawę i poszedł spowrotem do kuchni. Wrócił po jakimś czasie, czy pojadę autem, bo on by się grzanego wina napił. Mówię ok, pojadę, tylko nie mam dokumentów. I żebysmy może skoczyli mi chociaż po chleb, bo nic nie mam do jedzenia na kolację. A binladenki zanim się upieką to ja też powinnam zjeść. Teściowa usłyszała i powiedziała, że mogę sobie kabanosa wziąć, bo nic innego nie ma dla mnie. Powiedziałam, że muszę mieć coś pełnoziarnistego do posiłku, bo mi cukier skacze nawet po bułce z ziarnami, a lekarka zmniejszyła mi dawkę leku, żeby teraz wcześniej skurczy żadnych nie było... Zostało to źle odebrane w moim przekonaniu, ale nic... Nie pojechaliśmy ani nic takiego... Jak poleżałam mały zaczął kopać tak, że nie mogłam sobie znaleźć miejsca.. Więc usiadłam wygodnie na tej kanapie... Przyszły teściowa ze szwagierką, że muszą ciocię przeprosić z łóżka, bo muszą małego przewinąć (szkrab ma 10 miesięcy, zajmują się nim 2-3 osoby na raz, bo jedna nie daje rady). Więc zwinięta skuliłam się na fotelu... Teściowa w międzyczasie powiedziała, że zgubiłam przed wyprowadzką jej jakieś tam rzeczy.. to był jedyny tekst do mnie bezpośrednio, który nie dotyczył jej wnuka. Powiedziałam, że nie brałam, ale jej odkupię, skoro zgubiłam. Obruszyła się, że nie o to chodzi, żebym odkupowala tylko, że nie ma i mam poszukać i znaleźć... I wyszła. Położyłam się znowu.. już wściekle byłam głodna i wtedy mąż przyszedł.. Powiedziałam mu właśnie to, że głodna jestem. To poszedł do stołu nakrywać. I słyszę jak teściowa mówi coś w stylu, że ja nie przyjdę czy, że się obraziłam, bo nie ma dla mnie mojego chleba i w ogóle to dlaczego nic sobie nie wzięłam, skoro do nich przyjechałam.. Męża odpowiedzi nie usłyszałam, nie wiem czy dlatego, że jej nie było, czy, że mówił za cicho.. Potem wpadł właśnie mój mąż, że mnie zapraszają, bo chcą wiedzieć co mi wolno jeść na święta a czego nie (nieważne, że żadnego zaproszenia nie słyszałam)... ale ja już zaryczana leżałam i powiedziałam, że dziękuję i że jestem na diecie któryś rok, więc mamą doskonale wie, czego mi nie wolno, bo to nie są pierwsze święta z dietą, więc niech nie robi zamieszania. Żeby szedł kończyć, bo ja też muszę naszego synia w brzuszku nakarmić... Zjadł, pożegnaliśmy się (ja nawet nie zajrzałam do kuchni tylko z korytarza krzyknęłam) i zaryczana wyłuszczyłam mu wszystko w samochodzie.. No i wróciliśmy. Obudził się z wyprawką o 22:10 ale powiedziałam, że chyba kpi o tej godzinie... A to fragment rozmowy: M: Już nie będę Cię więcej brać do rodziców. Ja: Chodzi o to, żebyś wreszcie zobaczył, że jest problem i zareagował. A nie uciekał i udawał, że wszystko jest dobrze. M: Jak przy mnie wszystko było w porządku. Ja: Ok. To wszystko sobie widać wymyślam. W takim razie czas zapisać się do psychiatry... Bo to może początki schizofrenii...W każdym razie dbaj tak o swojego syna dalej a na pewno będzie się zdrowo rozwijał i nie będziesz mu robił krzywdy. Potem kilka słów o Świętach, że i tak mnie zabierze, albo będę siedzieć sama bo on nie odpuści wyjazdu.. On, że będzie tam, gdzie ja (tu dostałam ataku śmiechu). Ja: Będziesz jak wczoraj. M:? Ja: Ja z płaczem głodna w pokoju, bo nie rozumiałeś, że nie chcę patrzeć jak wszyscy jedzą, a dla mnie nic nie ma, a nie wzięłam nic swojego, a Ty z całą rodziną przy kolacji. M: Nie powiedziałaś mi o co Ci chodziło, dopiero w samochodzie. Ja: Mówię Ci po KAŻDEJ WIZYCIE U RODZICÓW I TAK NIC Z TYM NIE ROBISZ. MÓWIŁAM CI, ŻE POŁOŻNA KAZAŁA MI NIE JEŹDZIĆ A TY MASZ TO GDZIEŚ I ZMUSZASZ MNIE DO KAŻDY ZA KAŻDYM RAZEM. NIE ODEZWAŁEŚ SIĘ, KIEDY TWOJA SIOSTRA POWIEDZIAŁA, (byłam w 10tc) ŻE NIE MAM SIĘ Z CZEGO CIESZYĆ, BO JESZCZE MOGĘ PORONIĆ. NIE ODEZWAŁEŚ SIĘ KIEDY TATA DOWIEDZIAŁ SIĘ O WYNIKU Prenatalnych (zagrożenie zespołem Downa), ŻE TAKIEGO DZIECKA W RODZINIE JESZCZE NIE BYŁO I BARDZO ZŁE TE WYNIKI. NIE ODEZWAŁEŚ SIĘ, KIEDY MÓWILI DOOKOŁA, ŻE JESTEM ZŁĄ MATKĄ, BO NIE DBAM O DZIECKO, BO SIĘ ŹLE ODŻYWIAM. NIE PRZYZNAŁEŚ MI RACJI Z TYM, ŻEBY SIĘ ODJEBALI, BO MAM DIETĘ OD LEKARZA. NIE ODEZWAŁEŚ SIĘ PO DOSTANIU "PREZENTU" NA PARAPETÓWKĘ (dostaliśmy od teściów używane, ale widać, że stare, bo pozaciągane i/lub brudne obrusy i kurczaka do poćwiartownia). ALE ODZYWASZ SIĘ ZA KAŻDYM RAZEM, ŻE ZA DŁUGO W EKRANACH SIEDZĘ. ŻE ROBIĘ KRZYWDĘ DZIECKU. COŚ TU JEST CHYBA GŁĘBOKO NIE TAK M: Nie zmuszam, tylko pytam. Jeżeli pytanie to dla Ciebie zmuszanie to ok Ja: Pytasz, mówię, że nie chcę, a Ty pytasz i namawiasz tak, że nie mam wyjścia. M: Nie jestem na tyle wygadany żeby mieć na wszystko jakąś ripostę przygotowana, zanim przemyśle i coś wymyślę to już za późno. Ja wiem że dla polonisty ciężko to zrozumieć ale tak mam... Ja: Nie dla polonisty, dla matki. M: To jestem złym ojcem bo nie potrafię na poczekaniu wymyślić na wszystko riposty. Ja: Nawet po fakcie nie weźmiesz kogoś na bok i nie powiesz o co chodzi M: Jak mi powiedziałaś dopiero w samochodzie o co Ci chodziło to kiedy miałem to zrobić? Ja: Sytuacja z Twoją siostrą była przy tobie Sytuacja z byciem złą matką przy tobie. O tekście taty powiedziałam Ci jeszcze u rodziców. Prezent sam widziałeś i kilka dni potem byliśmy u rodziców i się nie odezwałeś. Ale fakt, moja wina, bo powiedziałam Ci w samochodzie. Nie wymagam od Ciebie błyszczenia w towarzystwie ciętą ripostą, wystarczy powiedzieć „nie mów takich rzeczy o mojej Żonie” Ja: Jak pojedziesz dzisiaj to powiedz Twojej mamie, że skoro nie robiła dla mnie i Twojego synia nic specjalnego jak mieszkaliśmy z nimi a teraz nie robi nic jak przyjeżdżamy w niedzielę czy inne dni, to na Wigilię też niech nie traktuje mnie wyjątkowo, bo to dzień jak każdy inny. A mojego taty nie będzie, żeby miała pokazać, jak dba o wnuka (jak tata był, to nawet deser dla mnie zrobiła, ale ja nie udawałam, że tak jest zawsze i jak zawsze wyjęłam swoje jedzenie). Czy ja robię z igły widły? Jak przekonać męża, że to patologia? I krzywdę robią jego synowi, przez to, że ja się denerwuję?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.